Odebrałam sobie życie

Odebrałam sobie życie.
Co dzień giną ludzie młodzi.
Dokonałam tego o świcie,
ale czy kogoś to obchodzi?
Myślą, że się nie podniosą.
Bliską osobę stracili,
że też pod złej Śmierci kosą
znalazłam się ja w tej chwili.

Gorzka prawda jednak mówi:
wkrótce znajdą pocieszenie,
bo kiedy jedna się zgubi,
inna zaspokoi pragnienie.
Ludzie wciąż zapominają.
Szybciej, niż można pomyśleć.
Lata prędko upływają,
trzeba stale naprzód biec.

Fakt, troszeczkę ich poboli,
ale przyznam, zasłużyli.
Pewnie ktoś powie, że woli
ze mną odejść, moi mili.
Nic nie znaczą puste słowa
przecież nie dołączy do mnie.
Tych kłamstw pełna jego głowa:
Ja o tobie nie zapomnę.

Ja zaś powiem tylko tyle:
nie upłyną dwa tygodnie
(nie ma opcji, że się mylę) –
zgasną pamięci pochodnie.
Ile można za kimś płakać?
Jedna śmierć nie zmieni nic.
Przez życie należy człapać.
Mnie już nie ma, co tu kryć?

Kiedyś w końcu nadejdzie dzień,
w którym oni zrozumieją
to, że osunąć się w cień,
dla tych, co żyć nie umieją
ratunkiem słusznym jedynym.
Naprawdę ludzie istnieją,
co w objęciu Śmierci miłym
i tylko w nim: łez nie leją.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top