Tak, jak Ty

Dziś tak samo, jak codziennie wybrałam się na bardzo długi "spacer". Dlaczego w cudzysłowie ? Dlatego, że nie poszłam pieszo na tą przechadzkę, ja popłynęłam. Właściwie nie miałam innej opcji, ponieważ nie posiadam nóg. Jestem inna niż ludzie. Nie jestem człowiekiem. Moje zęby są wyjątkowo ostre. Pomiędzy moimi palcami nie może swobodnie przepływać woda. Nie ma pomiędzy nimi przerwy, wypełnionej powietrzem, lecz cienka błona. Moja skóra nie jest identyczna do skóry ludzi, ponieważ gdzieniegdzie dojrzeć można złote łuski. Najbardziej widoczną różnicą są moje nogi, ich brak. Zamiast pary odnóży mam rybi ogon w kolorze gorzkiej czekolady, który lśni w blasku słonecznych promieni, a czasem nawet pod wodą. Podsumowując - jestem syreną.

Mieszkam w podwodnym świecie, w morzu. My, syreny, trzymamy się z dala od brzegu. Zazwyczaj pływamy beztrosko w głębinach oceanów, spędzając czas na zabawach z morskimi stworzeniami i wspólnymi śpiewami. W tej dziedzinie jesteśmy wyjątkowo uzdolnione. Każdy marynarz opowiadał kiedyś swojej rodzinie legendy o podstępnych potworach, które mieszkają w wodach. Kuszą korsarzy swoim pięknym, uwodzicielskim głosem. Gdy zachwycony mężczyzna da się ponieść cudownym brzmieniom syreny, ta zaciąga go na dno, a tam.. zazwyczaj zostaje przezeń pożarty. 

Ja jestem inna, różnię się nawet od syren. W przeciwieństwie do nich, z moich ust nie wydobywają się cudowne dźwięki, przywodzące na myśl delikatne szepty wiatru, połączone z lekkim szelestem płatków jedwabnych, różanych płatków. Nie posiadam tak wspaniałego, magicznego głosu. Mój nawet go nie przypomina. Nigdy nie wydobywam z siebie żadnych tonów w obecności innych, ponieważ brzmię okropnie. Mój zachrypnięty wrzask uznawany jest przez niektórych za najgorszy śpiew, słyszany na świecie.

Płynęłam pomiędzy bezkresnymi falami w kierunku, w którym pod żadnym pozorem nie powinnam płynąć, jednak moja wrodzona ciekawość była silniejsza od wszelkich zakazów. Zmierzałam w stronę lądu. Byłam przy nim już nie raz, ale nie mogłam się powstrzymać przed ponownym odwiedzeniem tego cudownego miejsca. Ląd to piękna, niezwykła kraina, w której wszystko jest wyjątkowe, a przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Tym razem skierowałam się trochę bardziej niż zwykle na wschód. Gdy wyczułam, że jestem już niedaleko ziemi, wynurzyłam się na powierzchnię. Rzeczywiście, plaża znajdowała się tylko kawałek ode mnie. Prędko, lecz spokojnie do niej podpłynęłam. Znalazłam się w małej, uroczej zatoczce, która od razu oczarowała mnie swoim niesamowitym klimatem. Z wody gdzieniegdzie wyrastały skały, na których można by było się przyjemnie wygrzewać. Pomyślałam, że byłyby również świetnym punktem obserwacyjnym, więc podpłynęłam do jednej z nich i wspięłam się na nią. Wygodnie usadowiłam się na głazie, podpierając się z tyłu dłońmi. Moim oczom ukazał się fascynujący widok. Plaża, przy której siedziałam była dość wąska, a za piaskiem zaczynał się klif, który im dalej w moją prawą stronę się ciągnął, tym wyższy był, a od pewnego miejsca dłużył się na tej samej wysokości. Po mej lewej natomiast zobaczyłam rozległe łąki, dalej pola, a za nimi lasy. Po tej samej stronie, lecz przy brzegu, w dodatku znacznie dalej mieściła się ludzkie miasto z portem. Bardzo chciałam je zwiedzić, jednak nie było to możliwe. Pragnęłam choć podpłynąć do niego, aby móc lepiej się mu przyjrzeć, lecz zdawałam sobie sprawę, że jest to zbyt ryzykowne. Tam to ludzie mają przewagę, z pewnością groziłoby mi tam wielkie niebezpieczeństwo. Za moimi plecami rozciągało się bezkresne morze, którego błękitne fale spokojnie kładły się aż na złocistym piasku plaż. Słońce chyliło się ku zachodowi, odbijając się o taflę wody. Me szare oczy z zachwytem chłonęły piękno tego widoku. 

Nagle usłyszałam cichy szelest. Wystraszona odwróciłam wzrok w kierunku lądu. Na początku nie mogłam dostrzec niczego podejrzanego, lecz po kilku sekundach zauważyłam lekko kołyszącą się gałązkę lądowej rośliny, która rosła nieopodal brzegu. Zza niej wychyliła się tajemnicza postać. Powoli podeszła do wody i uklękła przy niej. Jej skóra była tak samo blada, jak moja, jednak minimalnie bardziej różowawa. Sylwetkę miała szczupłą i wysoką, lecz wyraźnie kobiecą. Długie do pasa, nieco roztrzepane kosmyki o barwie zardzewiałej kotwicy spływały po jej ramionach. Przyjrzałam się jej twarzy. Policzki tej osoby przypominały mi piękne lądowe kwiaty, których płatki są niesamowicie delikatne, przypominały mi śliczne płatki róż. Usta miała pełne i o wyjątkowo intensywnej barwie. 

Dziewczyna spokojnym ruchem gładziła dłonią powierzchnię wody. Objęłam swój ogon ramionami, wywołując cichy hałas. Wtedy ona zwróciła na mnie swe spojrzenie. Moje jasne oczy zatopiły się w jej zielonych tęczówkach, najpiękniejszych oczach, jakie kiedykolwiek widziałam. Żadna z nas się nie poruszyła. Siedziałyśmy nie odrywając od siebie wzroku, jakby zmrożone swoim widokiem. Poczułam ciepło wypełniające moje serce. Wyprostowałam się lekko, nieustannie obserwując tą nieziemską postać. Ona ani na moment nie oderwała ode mnie wzroku. Jak zaczarowane patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Pragnęłam już na zawsze pozostać w tej pozycji z nią. Patrzeć na nią już całą wieczność.

Z tego cudownego transu głośniejszy śpiew mew. Zaskoczona zamrugałam kilka razy powiekami i opuściłam ramiona. Nieznajoma podniosła się lekko, ale ja już miałam zamiar skoczyć do wody. Zanim to zrobiłam, rzuciłam jej jeszcze jedno, ostatnie spojrzenie. Sekundę później zanurzyłam się już słonym morzu. Spłoszona zaczęłam szybko płynąć w kierunku mojego podwodnego miasta. Te wspaniałe godziny, a może tylko krótka chwila, były jednymi z najcudowniejszych w moim życiu, kto wie czy nie najpiękniejszymi. Wiem tylko, że czułam się nieziemsko zatapiając swe spojrzenie w oczach tej zachwycającej dziewczyny, jednak musiałam uciec. Nie mogę zbliżać się do ludzi. Wszystkie starsze syreny ostrzegają nas przed ich potęgą. Mawiają, że zagrażają nam, jak nic innego. Jakikolwiek kontakt z nimi był największym ryzykiem. 

Ale tym razem nie miałam zamiaru być ostrożna. Za bardzo zainteresowałam się tą tajemniczą istotą, żeby teraz tak po prostu odpuścić. Ponowne ujrzenie jej stało się moim nowym marzeniem, największym marzeniem. Całą drogę powrotną myślałam tylko i wyłącznie o niej. 

Następnego dnia postanowiłam wrócić wieczorem w to magiczne miejsce. Bałam się, że nie zapamiętałam drogi, ale na szczęście wracając poprzedniego dnia wyczuwałam na tyle mocne emocje, że mój zapach pozostał jeszcze na kamieniach i roślinach, obok których przepływałam. O tej samej porze co poprzedniego dnia dotarłam na niewielką plażę. Schowałam się za jedną ze skał, wyczekując rdzawowłosej z nadzieją, że ją spotkam. Zachód słońca zbliżał się nieubłaganie, a ja nadal jej nie zauważyłam. Powoli traciłam wiarę w to, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę. Zastanawiałam się już nad zejściem ze skały. Wtem zauważyłam poruszenie wśród roślin na brzegu. Zza zielonego krzewu wyłoniła się piękna rudowłosa. 

Na jej widok moje serce zaczęło bić szybciej, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Wychyliłam się zza skały, aby móc lepiej ją widzieć. Dziewczyna podeszła do wody i rozglądnęła się wokół siebie. Gdy ujrzała moją sylwetkę, odwzajemniła ciepły, nieśmiały uśmiech. Przez co najmniej kilka minut przyglądałyśmy się sobie w milczeniu, jednak nie było to wcale niezręczne. Była to niesamowita, piękna cisza, która brzmiała zdecydowanie cudniej niż większość odgłosów tego świata. 

Widząc uroczy uśmiech dziewczyny, te boskie, długie kosmyki, które wręcz kusiły swoją miękkością, bo na takie wyglądały, te śliczne tęczówki przypominające poranną łąkę, pokrytą rosą.. W pewnym momencie poczułam, że nie mogę tylko tak bezczynnie stać w miejscu. 

Powoli puściłam się skały, nie przerywając kontaktu wzrokowego z dziewczyną. Obawiałam się, że może będzie mogła się przestraszyć, że znowu ucieknę, dlatego starałam się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Podpłynęłam do niej wolniutko, aby jej nie spłoszyć. Zatrzymałam się długość ogona przed nią. Nasze spojrzenia cały czas były złączone. Oglądałyśmy się z nieskrywaną ciekawością. Z wahaniem wyciągnęłam dłoń w jej kierunku. Ona również niepewnie uniosła swoją rękę. Opuszki naszych palców zbliżały się do siebie nieprędko, a w końcu zetknęły się ze sobą. Po moim ciele przeszedł miły dreszcz. Po chwili rudowłosa łagodnym ruchem złączyła całe nasze dłonie. Przeniosłam wzrok na twarz dziewczyny. Jej oczy były pełne zainteresowania i ciepła. Ona także na mnie spojrzała. 

Zbliżyłam się do niej odrobinę, spoglądając na jej puszyste włosy. Rdzawowłosa zauważyła to. Splotła moją rękę swymi długimi, ostrożnymi palcami i położyła ją na swoich kosmykach. Czując ich niesamowitą miękkość wyobraziłam sobie, jakbym znalazła się wysoko w chmurach. Jej włosy w dotyku przypominały obłoczki, a ona była niebiańskim aniołem. Piękną istotą, która samym swoim zachowaniem potrafiła mnie oczarować. Pogładziłam ją bardzo delikatnie. 

Później to ja ujęłam jej dłoń i położyłam ją na swoim ogonie. Po chwili wahania, dziewczyna zaczęła niepewnie głaskać mnie. Zauważyłam, że kąciki jej ust uniosły się lekko, gdy wyczuła pod swoimi palcami moje gładkie łuski. Jej łagodny dotyk był najprzyjemniejszym, jaki kiedykolwiek czułam. 

Oczarowane przyglądałyśmy się sobie z ciekawością, ciepłem i jednocześnie ogromną radością, wypełniającą nasze serca. Nasycała się powierzchnią mojego wilgotnego, lśniącego policzka, gładząc go. Ja spokojnie dotykałam materiału jej miękkiej, jasnoniebieskiej sukni oraz jej przyjemnych w dotyku nóg, które gładziłam przy kostkach.

Słońce prawie całkowicie schowało się za horyzontem. Gdy spostrzegłyśmy, że jest już znacznie ciemniej, bezgłośnie postanowiłyśmy wrócić do naszych domów. Na pożegnanie pogładziłyśmy z czułością swoje policzki. Leniwie odsuwając się od siebie, wymieniłyśmy się szerszymi niż zwykle uśmiechami, które miały znaczyć umowę. Umowę, że spotkamy się w tym samym miejscu, następnego dnia, ona i ja.

Tak też się stało. Każdego wieczoru, o zachodzie słońca, spotykałyśmy się na tej samej plaży, w tym samym miejscu, o tej samej porze i w tym samym gronie. Codziennie, bez żadnych wyjątków. Mijało wiele czasu, a my nadal trwałyśmy w naszym postanowieniu. Za każdym razem przyglądałyśmy się sobie z zachwytem. Nigdy się nie odzywałyśmy. Zawsze cieszyłyśmy się tą magiczną ciszą. Czułam, że przyszedł już ten dzień, w którym spotkałam swoją bratnią duszę. Moją przyjaciółkę, z którą spędzałam najszczęśliwsze chwile. Moją drugą połowę, z którą spotkania wyczekiwałam dosłownie każdego dnia. Czułam powiązanie dusz pomiędzy nią i mną. Choć nigdy nie wypowiedziałyśmy ani słowa, z czasem zaczęłam wiedzieć, o czym ona myśli. Wiedziałam też, że ona wie, o czym myślę ja. Ona stała się sensem mojego istnienia.

Pewnego pięknego wieczoru, tak samo magicznego jak ten pierwszy, siedziałyśmy razem na brzegu. Dziewczyna tuliła mnie do siebie, a ja leżałam na jej miękkich nogach z zamkniętymi oczami. W pewnym momencie spojrzałam na nią, a ona na mnie. Zerknęłam najpierw na jej częściowo nagie łydki, a później na swój rybi ogon. Posłałam jej smutne spojrzenie. Zastanawiałam się, czy tym razem zrozumie, co chcę jej powiedzieć. Chwilkę potem zauważyłam, że zmartwiona dziewczyna zaczyna rozchylać swe usta. Me serce zaczęło bić szybciej, oddech przyśpieszył i zamienił się w nieco niespokojny. Podniosłam się do siadu, patrząc centralnie na ciemno różowe wargi dziewczyny. Nagle wydobył się z nich cichy głos, a był to najspokojniejszy głos, jaki kiedykolwiek usłyszałam. 

- Sądzisz, że nie jesteś wspaniała, bo jesteś syreną ? 

Pokiwałam potakująco głową Wolno. Przez chwilę patrzyła na mnie w ciszy, lecz po jakimś czasie znów się odezwała. 

- Jesteś najcudowniejszą istotą, jaką spotkałam w życiu. Wspanialszą od wszystkich ludzi, zwierząt.. Gdybym mogła wybrać swoją postać, byłabym właśnie taka, jak Ty - w jej oczach ujrzałam zbierające się łzy. - Chcę być syreną tak, jak Ty.

Pragnęłam jej powiedzieć tak wiele. Więziłam w sobie tak wiele słów. Tych, które chciałam jej powiedzieć już od dawna i tych, które rodziły się w mojej głowie teraz, ale nie mogłam się odezwać. Bałam się. Bałam się, że gdy usłyszy mój głos, który paraliżuje każde żywe stworzenie ze strachu, odejdzie ode mnie. Zostawi mnie.

Widziała mój wzrok pełen smutku i strachu. Wiedziała, że chcę jej coś powiedzieć. Byłam o tym przekonana.

- Proszę - wyszeptała, a pierwsza kropla spłynęła po jej różanym policzku. - Proszę, przemów do mnie.

Jej głos był tak błagalny, tak żałosny, jednak przepełniony siłą i nadzieją.

- Obiecuję, że Cię nie zostawię.. Błagam Cię.

Jej słodkie łzy kapały na mój ogon. Niebiosa przyłączyły się do dziewczyny, płacząc delikatnie razem z nią. W moich oczach również pojawiły się łzy. Spłynęły po moich policzkach. Nie chciałam jej stracić. Była dla mnie najważniejsza. Bez nie potrafiłabym już żyć. Nie chciałam, żeby mnie opuściła, ale widziałam tą wielką nadzieję, skrytą za zasłoną jej słodkich łez.

Westchnęłam cicho, spuszczając wzrok. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na dziewczynę. Otworzyłam usta. Wzięłam głęboki wdech, na tyle głęboki, abym mogła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk po latach milczenia. Para wyleciała z mych ust.

- Kocham Cię - powiedziałam, zalewając się łzami. Sekundę później otworzyłam szeroko oczy. Mój głos.. To nie był mój głos. Nie brzmiał tak, jak ten sprzed lat. Był.. śliczny.

Wbiłam swe spojrzenie w oczy dziewczyny. Zobaczyłam w nich blask, blask pełen szczęścia, a w ich odbiciu moje oczy, w których za ścianą łez lśniał identyczny blask. Wypełniona bezkresną radością, rzuciłam się jej na szyję. Zimne łzy kapały na jasnobłękitny materiał jej sukni, zostawiając małe plamki, otoczone innymi kółeczkami powstałymi dzięki deszczowi. Z moich ust wydobywał się najradośniejszy śmiech. Dziewczyna rozluźniła lekko uścisk i spojrzała prosto w me szare, jak wzburzone morze oczy. Poprawiła kosmyk mych czekoladowych włosów i zwróciła się do mnie głosem przepełnionym dumą, czułością i miłością.

- Ja też Cię kocham.

Byłam już całkowicie pewna, że chcę spędzić z nią każdą sekundę reszty mojego życia. W jej oczach widziałam, że ona chce dokładnie tego samego. Zbliżyłam swoją twarz do jej pięknych ust, przymykając powieki. Nasze delikatne wargi zetknęły się ze sobą, a ja złożyłam na jej ustach czuły pocałunek. W przeciągu tej krótkiej chwili, zdążyłyśmy przelać do siebie całą naszą miłość.

Uniosłyśmy powieki, po czym patrzyłyśmy w swe oczy. Ujęłam pewnie jej dłoń i zaczęłam powoli przesuwać się wgłąb morza. Dziewczyna podniosła się z piasku i podążyła za mną. Im głębiej zanurzała się w morskiej pianie, tym prędzej jej błękitna suknia topiła się z jej ciała. Nadszedł moment, w którym miała zanurzyć swą twarz. Widząc niepewność w jej oczach, uścisnęłam mocniej jej dłoń. Usta dziewczyny ułożyły się w delikatny uśmiech, a ona zniknęła pod taflą wody. Odrobinę zmartwiona, jednak pełna wiary zanurzyłam się i spojrzałam na nią. 

Jej naga sylwetka z lekkością unosiła się w morzu. Rdzawe kosmyki otaczały jej bladą twarz, niczym ciepłe promienie słońce. Po chwili jej sylwetkę zaczęło otaczać delikatne światło. W jej szyi pojawiły się ukośne szpary. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i rozchyliła lekko usta, w których zęby wyraźnie się zaostrzyły. Wzięła głęboki wdech, a woda wypełniła jej ciało. Na jej skórze zaczęły gdzieniegdzie pojawiać się rdzawe łuski, a jej długie nogi przemieniły się w cudny pomarańczowy ogon. 

Dziewczyna spojrzała na mnie z zachwytem i miłością w oczach. Podpłynęła do mnie, po czym splotła ręce na moim karku. Zanurzyłyśmy się w swoich spojrzeniach. Ona w mych szarawych, jak toń oceanu tęczówkach, a ja w jej zielonych, jak polna trawa pokryta rosą, którą miałyśmy porzucić już na zawsze. 

Złączyłyśmy nasze dłonie tak, jak złączone były teraz nasze dusze i odpłynęłyśmy wgłąb nieznanego oceanu.



To opowiadanie dedykuję mojej cudownej Jeżynce. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś mi droga, jak bardzo mi na Tobie zależy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top