65.Trudna ukladanka.

Zobaczyłam całujące sie nasze mamy.. Boże...moja mama jest lesbijka.. Ojciec uciekł bo zdradza mamę a moja mama zmieniła orientacje..Wykituje w tym świecie.. Gdy wbiegłam do salonu i zobaczyłam je, świat mi stanął jakby ktoś magicznym sposobem wcisnął pauzę. Ten obraz w mojej głowie przewijał sie z 50 razy jakby ktos odtwarzał to w kółko i w kółko. Ktos kurwa mi życie tym rujnuje. Nagle jednak ktos otworzył cała akcje i słyszałam tłumaczenia ich ze to nie jest tak jak myśle itd..
-WIECIE CO MYŚLE?- powiedziałam podnosząc lekko głos. ŻE JESTEŚCIE LESBAMI.CHOLERNYMI LESBAMI.. -mówiłam ze łzami w oczach i wybiegłam z domu spotykając Leondre.
-Emily, wiem to dla ciebie ciężkie.. Ale uwierz przezwyciężymy to..
Ja sie odruchowo wtuliłam.
-kochanie nie płacz.-mówił gdy mnie tulił. To nie koniec świata ze ze twój ojciec jest kompletnym chujem. Sa gorsze rzeczy.
-Ale ja nie płacze ze mam ojca chuja. Płacze ,bo nasze kochane mamusie postanowiły być razem.
Odsunął sie ode mnie.
-Żartujesz prawda? -zapytał z lekko drżącym głosem.
-Nie, widziałam je w salonie jak sie całują..
-Kurwa Mać!- wykrzyczał i wziął kamień z ziemi i go rzucił o chodnik..
Nagle wybiegły z domu i podbiegły do nas.
-Misiaczki to nie tak jak myślicie.. -powiedziały równo co było dziwne.
-A jak?- odezwał sie Leo ze świeczkami w oczach.
-Eh.- zaczęła Victoria. To prawda jesteśmy razem. -objęły sie.- odkąd sie Poznałyśmy poczułyśmy więź i jakoś to sie przerodziło w uczucie. Kochamy sie.
-Nie,dla mnie to za dużo..- mamusiu wiesz ze twój kochany mężuś ma syna? I tym synem jest Charlie?
-Co jak to?- zapytała moja mama.
-A widzisz? Każdy dzisiaj czymś kogoś zaskakuje...
Leondre, idę sie przejść,za dużo tego..- powiedziałam zwracając sie do bruneta.
-Iść z..
-Nie pójdę sama.-wyprzedziłam jego zdanie moim i o dziwo powiedziałam to z zaskakującym spokojem chodź w duszy eksploduje. Obróciłam sie i kierowałam sie w stronę centrum miasta. Jak odeszłam trochę od owego wydarzenia obróciłam sie przez ramie i zobaczyłam jak Leondre idzie w druga stronę a one poszły do domu. W głowie miałam mętlik. Taka trudna układankę której nie mogłam ułożyć. Gdybym nie poznała Leondre,gdybym sie w nim nie zakochała,gdybym sie nie zgodziła z nim być to może by tego nie było? Może by nie były ze sobą? Jest wiele pytań bez odpowiedzi.. Mogę sobie gdybać i mowić co by było gdyby ale,juz nie zmienię sytuacji. Jedynie mogę uspokoić ból który mam w moim ciele,w mojej krwawiącej duszy. Nagle jak z nieba pojawiła mi sie apteka. Weszłam do niej i poprosiłam bandaż elastyczny oraz żyletki. Farmaceutka popatrzyła sie na mnie jakby zobaczyła chora psychicznie dziewczynie i podała mi poproszone produkty. Zapłaciłam i wyszłam szybciej niż weszłam. Szlam przez chwilkę trzymając rzeczy w ręce i nagle zauważyłam drzewo. Zasłoniete drzewo. Takie odizolowane drzewo. Od czego odizolowane? Od ludzi,od tego całego gówna ,które znajduje sie w świecie. Siadłam sobie opierając sie o jego korę i nie zważając na strach i emocje zmieszane w moim ciele wyciągnęłam z opakowania żyletki i szybko i sprawnie przejechałam delikatnie po ręce. Syknęłam z bólu i bałam sie ze z niego wykituje ,ale po paru chwilach cisza nastała niesamowita w moim ciele. Uspokoiłam sie. Zabandażowałam moja krwawiącą rękę,posiadająca z 2 kreseczki ,otrzepałam tyłek i kierowałam sie w stronę domu bo robiło sie ciemno.. Eh. Tego mi brakowało.

Piszcie czy sie podoba na dole!! To serio pomaga :) widzimy sie w kolejnym! See you! ~Emi :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top