XVIII
Pierwszy dzień szkoły, nawet po przeprowadzce, jest w pewien sposób symboliczny. Widzi się wszystko jakby z dystansu, pojawia się mnóstwo nowych miejsc i twarzy, praktycznie żadnych z nich nie da się zapamiętać od razu, i dlatego cały ten dzień we wspomnieniach zawsze wydaje się lekko zamglony. Widzimy wciąż ludzi, których potem poznajemy znacznie lepiej i widząc ich, już znajomy, obraz, w tym jednym wspomnieniu widzimy ich wciąż przez pryzmat dziwnej nieznajomości.
Zadają oni też pytania, mnóstwo pytań, na które odpowiedź jest czasem łatwiej, a czasem trudniej sformułować.
Pytania te nie miały jednak znaczenia, tak samo, jak nie mieli znaczenia ci ludzie, ani ich twarze. W oczach [F/n] [L/n] mało co miało teraz znaczenie. A w momencie opuszczenia budynku szkoły, całkowicie wypchnęła ze świadomości to, że ten dzień w ogóle miał miejsce.
– Dobrze się bawisz?
Na wprost głównej bramy stał nie kto inny jak Osamu Dazai. Z jakiegoś powodu dziewczyna poczuła się, jakby nie widziała go od dłuższego czasu. Na twarzy miał delikatny, permanentny chyba uśmiech.
Stanęła na wprost niego, mierząc go spojrzeniem, jak gdyby próbując wychwycić jego intencje.
– No co? Chyba nie myślałaś, że pozwolimy ci wrócić do Agencji samej? Zgubiłabyś się – zaśmiał się mężczyzna.
– Po co do Agencji? Myślałam, że nie jestem wam zbyt potrzebna – mruknęła, przekrzywiając głowę, wciąż trochę nieufna.
– No widzisz! – Dazai przeciągnął się leniwie i po jego minie oczywiste było, że nic więcej się od niego teraz nie dowie.
– Co z Minho?
– Agencja robi, co w jej mocy.
– A ja mam po prostu chodzić do szkoły, jak gdyby nie miało to ze mną nic wspólnego?
– Dokładnie. Jesteś dzieckiem.
Zmrużyła oczy.
– Ty wcale na tak starszego ode mnie nie wyglądasz.
Dazai zaśmiał się znowu.
– Tak czy inaczej, mamy jeszcze trochę czasu. Masz ochotę na spacer?
– ... Spacer?
– Dokładnie.
Co mężczyzna miał w planach – nie wiedziała. Ale chciała się dowiedzieć. Nie ufała jego niewinnym intencjom i była pewna, że jest w jego zaproszeniu coś więcej niż to, na co wskazywałyby same słowa. Być może będąc przy nim, dowiedziałaby się również czegoś więcej na temat, który ją interesował. Być może udałoby jej się go przekonać do czegoś, w co sama wierzyła.
Tak czy inaczej, [F/n] bez większego zastanowienia zaakceptowała to zaproszenie.
✄
Yokohama była pięknym miastem.
[F/n] zauważyła to już w momencie, w którym po raz pierwszy wjechali między rozdzierające niebo budowle. Teraz jednak, widząc je z bliska, dostrzegała ten fascynujący mikroklimat miejsca, specyficzną kolorystykę tak niepodobną do tej, w której została wychowana, fascynująco przerażający wręcz natłok ludzi, samochodów, dźwięków, obrazów, reklam.
Dazai przyglądał jej się z zaciekawieniem, gdy rozglądała się po wystawach sklepowych i z zainteresowaniem czytała mijane billboardy, będąc jednym z nielicznych przechodniów, którzy w ogóle zwracali na nie uwagę.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmił nagle i dziewczyna zatrzymała się, rozglądając za tym, co mężczyzna mógłby mieć na myśli.
Położył wtedy dłoń na jej ramieniu, obracając ją w kierunku dużego, kolorowego wejścia z abstrakcyjnym szyldem o treści "Cosmo World".
– ... Wesołe miasteczko?
– Widziałaś kiedyś Yokohamę z lotu ptaka?
– Nie, tak w sumie to nie.
– To dzisiaj zobaczysz.
Choć normalnie w takim miejscu byłoby pewnie mnóstwo ludzi, był środek tygodnia, więc poza zagranicznym turystami raczej nie było tu dużo zwiedzających. Było ich wręcz mniej niż wzdłuż głównych ulic, zauważyła.
Dazai wyjaśnił, że nie mają za wiele czasu, więc zrobią tylko to, co zaplanował, a potem pójdą do Agencji. Było zresztą już dość późno, a [F/n] wolała nie wracać do domu po zmroku, stąd bez dyskusji przyjęła plan Osamu.
A plan ten zawierał coś, co [F/n] nigdy nie przypuszczała, że mogłoby stać się jej udziałem.
Sławny diabelski młyn był najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu Yokohamy. W blednącym świetle dnia cała jego powierzchnia jarzyła się już delikatnym, kolorowym światłem.
Wnętrze kabiny młyna było oszklone, a była ona zamknięta z wszystkich stron, tworząc swego rodzaju sferę, z której zobaczyć można było każdy element krajobrazu, którego nie zasłaniały rozpościerające się od strony miasta drapacze chmur.
Urządzenie zatrzymało się na samym szczycie i zapanowała cisza. Dziewczyna chodziła po całej powierzchni koszyka, wbijając wzrok we wszystko, co tylko wzbudziło minimum jej zainteresowania. Dazai wyglądał, jak gdyby widział to miliony razów.
Ku jej lekkiemu dyskomfortowi, była jedynym, na co mężczyzna zwracał w tej chwili uwagę.
Panowała cisza, przerywana jedynie dźwiękami jej kroków na twardej posadzce.
Aż do momentu, w którym Dazai odezwał się znowu, choć po raz pierwszy, odkąd weszli do środka.
– Myślałaś kiedyś, co by było, gdybyś urodziła się w zupełnie innym miejscu?
Pytanie to było tak wyjęte z kontekstu, że [F/n] przez długą chwilę jedynie wbijała wzrok w jakiś punkt na horyzoncie, zupełnie nie dając po sobie znać, że w ogóle je usłyszała. Odparła więc dopiero po chwili.
– W innym miejscu, czyli w innej rodzinie? Czy w innym mieście, kraju? Czy gdybym urodziła się bez Zdolności? Musisz sprecyzować.
– Którąkolwiek z tych możliwości. Myślałaś?
– Każdy chyba myślał. – Wzruszyła ramionami. – Albo i marzył. Wiesz, miałam dość nudne życie. Ale wcale mi ono nie przeszkadzało. Bycie nudnym jest dość wygodne. Ale w momencie, w którym pojawia się coś dziwnego, nagle nie wiesz, jak sobie z tym poradzić. – Usiadła na miejscu i wbiła wzrok w niego samego. – Jak to jest nie być nudnym? Odnoszę wrażenie, że ty nigdy nie doświadczyłeś normalności.
Rozciągając się na siedzeniu na wprost niej, Dazai wbił wzrok w oszklony dach kabiny, jak gdyby widok Yokohamy w ogóle nie przyciągał jego uwagi.
– Prawdopodobnie nie potrafiłbym poradzić sobie z byciem nudnym – oznajmił. – Widocznie, tylko niektórym jest to pisane – dodał, brzmiąc lekko zgryźliwie, czego [F/n], mimo że to wyłapała, postanowiła nie brać na poważnie.
– Agencja, o dziwo, wydaje się bardzo nudna. Tak na pierwszy rzut oka – stwierdziła, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce. Kątem oka zerkała jednak wciąż na widok za szybą.
– Jak wiele innych rzeczy. – Odrywając wzrok od nieba, Dazai w końcu odwzajemnił jej spojrzenie. – Dla przykładu, ty nawet dla siebie samej wydawałaś się nudna przez tyle lat. Nie uważasz tego za niesamowite?
– Uważam to za bardzo niepraktyczne – żachnęła się w odpowiedzi. Jednak jej ton nie był już tak energiczny, że prawie agresywny. Wręcz przeciwnie, wypowiedziała te słowa zaskakująco spokojnie, znowu poświęcając całą uwagę czemuś pięknemu za szybą, jak gdyby w końcu, po tak długim czasie, postanowiła w szczątkowy chociaż sposób zaakceptować obecność tej wyjątkowo irytującej, nieprzeniknionej, podejrzanej osoby, jaką był Dazai.
– Agencja ma zamiar rozpocząć szturm na Kamome. W celu odbicia Minho – oznajmił on nagle, sprawiając, że piękny krajobraz nagle skurczył się, a koncentracja [F/n] zredukowała się do wnętrza kabiny, i dziewczyna całą uwagę w jednej chwili poświęciła towarzyszowi. – W Agencji będziesz bezpieczna. Poza tym nie zostawimy cię tam samej.
– Ty tam będziesz?
– Ranpo-san.
Zmrużyła oczy.
– I to jest to zapewnienie bezpieczeństwa z waszej strony?
Kąciki ust Dazaia wychyliły się ku górze, jakby wbrew jego zamiarom.
– Tak naprawdę nie wiemy, jak dużo wie Kamome i co będzie idealną strategią przeciwko nim. Dlatego zaufaj mi, jeśli ktokolwiek jest w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo, to jest to właśnie Ranpo.
Dziewczyna pokiwała powoli głową, wydając z siebie lekkie westchnienie.
– Chyba nie mam w tej kwestii wyjścia.
✄
Pięć filiżanek kawy naprawdę nie robiło jej już większej różnicy. Akira od paru godzin odbierała telefony od czujek ustawionych w mieście. Choć pierwotnie miały one obserwować poczynania Mafii Portowej, to teraz największą ich uwagę pochłaniała [F/n] [L/n]. A ostatecznie ona sama była rozerwana pomiędzy wieloma różnymi sprawami. W końcu Mafia Portowa nie była jedynym wrogiem, jakiego trzeba było mieć na oku.
Dopiero któryśnasty z kolei telefon wniósł coś nowego do sprawy. Coś wyjątkowo znaczącego, jak szybko zdała sobie sprawę.
Informacja o planowanym przez Agencję szturmem w celu odbicia zakładnika nie była dla niej żadnym zaskoczeniem. Dane na jego temat były precyzyjne, nie pozostawiały wiele wątpliwości. Ich czujka doskonale wiedziała wszystko, co tylko Agencja zaplanowała. Ich system podsłuchu był wręcz idealny i nikt z Agencji nie przypuściłby nawet, że mogliby być cały czas obserwowani.
– Więc [F/n] [L/n] zostaje w Agencji? Praktycznie sama?
W końcu coś, cokolwiek, zaczynało iść po jej myśli. Nie miała innego wyjścia niż przyjąć sytuację, jaką była, po czym wykorzystać ją tak, by samej wyjść na tym najlepiej.
– W takim razie my zrobimy szturm na Agencję.
✄
1) Tu pijana Knight która właśnie napisała to wszystko, cofając co pięć sekund żeby poprawić literówki, nie wiem jakim cudem dotrwałam do końca, chyba przesadziłam z alkoholem, ale słyszałam że to pomaga w kreatywności. Słyszycie? UKRADŁAM WINO MAMIE SPECJALNIE DLA TEGO ROZDZIAŁU.
2) Tu trzeźwa Knight... *pociera skronie na zmęczenia na widok tego czegoś co napisała jej poprzedniczka, ale i tak postanawia to opublikować, bo w sumie to zgadza się z rozpiską*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top