Rozdział 24

POD ROZDZIAŁEM OGŁOSZENIE O KOLEJNEJ KSIĄŻCE DO WYBORU, także polecam się zastanowić, którą pozycję chcecie.

Usłyszałem ciche pukanie. Serio nie chciało mi się odpowiadać. 
Warknąłem cicho, gdy zobaczyłem, jak mały diabełek z ADHD wchodzi do mojego pokoju.

- Przepraszam. - Mruknęła cicho i spokojnie, aż sam się zdziwiłem. - Cieszyłam się, bo cię odzyskałam, ale już będę grzeczna. - Uniosła na mnie spojrzenie dużych, ciemnych oczu. Westchnąłem, nie będąc przekonanym, co mam zrobić. 
- No dobra. - Mruknąłem cicho. 
- Mogę z tobą posiedzieć? - Spytała mała, już lekko podniesiona na duchu. Westchnąłem cicho, wiedząc, że będę tego żałował, lecz kiwnąłem głową.
- Cześć, Diego. - Rzuciła jeszcze. Zdziwiła się, gdy zauważyła, że pies zaczął na nią warczeć. - Co się dzieje? - Spytała.
- Wiesz, Mortezowi chyba nie podoba się, że nadal nazywasz go imieniem, które mu dałaś. - Zaśmiałem się cicho.
- Mortezowi? - Spytała zdziwiona. 
- Tak, tak naprawdę się nazywa. - Powiedziałem poważnie. Ta przez chwilę zastanawiała się nad czymś, po czym zerknęła psu w oczy. 
- Skoro wolisz to imię, to się na nie przerzucę. - Uśmiechnęła się do niego, a ten pacnął ogonem o ziemię. 

---

Następne parę dni było strasznie... Irytujących.

Mariola ciągle chodziła za mną, żebym coś zjadł, Dominik usiłował ze mną porozmawiać, lecz z Mortezem skutecznie udaremnialiśmy jego próby... I jeszcze to małe... 
Widać, że chwilowy skok IQ już jej przeszedł, bo znowu piszczała jak gwizdek, gdy tylko mnie widziała.   

Ogarnąłem, że mogę wychodzić do ogrodu. A ten był przepiękny. Zwłaszcza na brzegach. W jednym miejscu był nawet mały lasek! Czułem, że to będzie moje miejsce. Mortez od pamiętnego dnia bez przerwy był przy mnie. Dominik mówił nawet, że do nikogo nie jest tak przywiązany jak do mnie. Idiota.

Siedziałem właśnie na parapecie i patrzyłem za okno. Kilka domków, potem pola i sady, łąki... I las. 
Westchnąłem po raz kolejny, a Mortez liznął mnie w policzek. Uśmiechnąłem się smutno. 
- Chcę do domu. - Mruknąłem z westchnięciem. 
- Przecież jesteś w domu. - Powiedział cichy głosik za mną. Podskoczyłem, wystraszony i odwróciłem się, żeby zobaczyć tego małego diabełka. 
- Nikt nie nauczył się, że się tak nie skrada? - Syknąłem przez zęby. Przejechałem językiem po wargach i ponownie westchnąłem. 
- Sorki. - Mruknęła. - Mam prosiła, żebyś zszedł na dół. - Uśmiechnęła się do mnie. Poczułem, jak serce zrywa mi się do galopu. Nie chciałem tam iść... - I powiedziała, że mam iść z tobą i przypilnować, żebyś wszystko zjadł! - Dodała z uśmiechem. Serio, przez chwilę zapomniałem jak się oddycha. 
- Nie. - Odparłem poważnie, stając przed nią.
- Jak to nie? - Spytała, lekko przekręcając głowę. 
- Po prostu nie. Nie rozumiesz co to znaczy? - Zapytałem z nutką pogardy i rozbawienia. Ta zrobiła wkurzoną minę, a mój uśmiech się powiększył. To było śmieszne. 
- Mama powiedziała, że jak nie zjesz, to wracasz do szpitala. - Oznajmiła z uśmiechem. ,,Och, mała, nie ze mną takie numery.", pomyślałem pilnując, by uśmiech nie zawitał na moich ustach. 
- Dlatego grzecznie powiesz, że wszystko zjadłem. - Powiedziałem poważnie, powoli się do niej zbliżając.
- Nie mogę kłamać. - Rzuciła niepewnie. Prychnąłem cicho. Korzystając z tego, że była tuż pod ścianą złapałem ją za gardło i uniosłem na wysokość swojej twarzy. Wcisnąłem ją w ścianę, a ta wydała z siebie zduszony pisk. Uniosłem lekko wargi, odsłaniając zęby i popatrzyłem prosto w jej przeszklone oczy.
- Właśnie, że możesz. - Powiedziałem spokojnie. Ta objęła dłońmi mój nadgarstek, a ja myślałem, że padnę ze śmiechu. - Rozumiesz? - Spytałem. 

- Będziesz grzeczną dziewczynką i powiesz swoim rodzicom, że wszystko zjadłem. - Powtórzyłem. - Tak? - Spytałem z udawaną czułością w głosie. 
- T-ta-ak! - Wydusiła. Rozluźniłem dłoń, a dziecko spadło na ziemię, łapiąc się za gardło.
Odwróciłem się i usiadłem na parapecie, głaszcząc lekko Morteza. 
Zerknąłem na tą małą. Siedziała pod ścianą przerażona, bała się ruszyć. Prychnąłem cicho, rozbawiony.
- Idziemy. - Rzuciłem do psa i ruszyłem ku drzwiom, a ten poszedł za mną. 

---

Gdy wróciliśmy, diabełka już nie było.

Siedziałem na "swoim" łóżku, w "swoim" pokoju, z psem leżącym obok mnie. 
- Kurwaaaa... - Syknąłem przeciągle, gdy po raz kolejny nie udało mi się otworzyć tej cholernej bransoletki. Co za gówno! Już dawno byłbym daleko stąd, gdyby nie to przeklęte urządzenie! 
Warknąłem, sfrustrowany i oparłem się plecami o ścianę. 

Usłyszałem pukanie i zaczekałem, aż drzwi się otworzą. Nie będę robił z siebie debila. Już i tak czuję się jak ostatni idiota, siedząc tu. 
- Cześć, jak się trzymasz? - Spytał facet, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi. Poczułem się niezręcznie, będąc z nim sam na sam. No prawie. Mortez nadal leżał przy mnie, groźnie patrząc na mężczyznę.

Dominik podsunął sobie krzesło i usiadł na nim. 
- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami. Dłuższe odpowiadanie było bez sensu. Ten zerknął na mnie, zdziwiony. 

Po chwili jednak uśmiechnął się.
- Chodź, jedziemy. - Rzucił nadal się szczerząc. Poczułem, jak moje serce przyśpiesza.
- Gdzie? - Spytałem podejrzliwie. Ten zachichotał, jakbym powiedział coś śmiesznego.
- W szpitalu pewnie powiedzieli ci, że będziesz miał spotkania z psychologiem. - Uśmiechnął się delikatnie, a ja poczułem, jak w ustach robi mi się sucho jak na pustyni, a moje serce przyśpiesza. 
- Chyba ja też mam coś do powiedzenia...? - Spytałem, w dalszym ciągu nie ruszając się z miejsca.
- Jesteśmy twoimi rodzicami, więc mamy większą władzę. Poza tym, wszyscy czujemy, że przydałaby ci się pomoc. - Wyjaśnił, a pod koniec jego wypowiedzi w jego głosie wybrzmiało lekkie zmartwienie. Warknąłem cicho. ,,Ta, przydałaby mi się pomoc, ale w powrocie do domu.", pomyślałem ponuro i westchnąłem. 
- No, chodź, bo się spóźnimy. - Rzucił znowu się uśmiechając. 
- A jeśli powiem, że nie chcę? - Spytałem podejrzliwie. 
- I tak cię wezmę. - Stwierdził pewnie.
- I tak nic nie powiem. - Westchnąłem. Mortez zawarczał.
- Synu, zrozum, że to dla twojego dobra. - Westchnął facet. - Chcemy, żebyś przestał się tak bać, żebyś nam zaufał... Żeby było jak kiedyś. - Rzucił cicho. Ależ miałem ochotę go pobić. Albo od razu zabić. 
Tak, druga opcja była zdecydowanie tą, którą bym wolał. 

- Chodź, obiecuję, że nic ci nie zrobią. - Uniósł dłoń, a drugą przyłożył sobie do klatki piersiowej. Większej ofermy nie widziałem...

***

O Boże, myślałam, że tego nie napiszę...

---{OGŁOSZENIE O KOLEJNEJ KSIĄŻCE}---

Ostatnio zauważyłam, że mam tylko trzy książki, które piszę na bieżąco (,,Więzienie", ,,Czarną Gwiazdę" i mój artbook).

Coraz częściej łapię się na tym, że myślę, żeby zacząć coś nowego.
Z tej okazji mam dla Was kolejne głosowanie na książkę, która pojawi się na moim profilu:

1. ,,Piekło Dantego" - historia policjanta, który pada ofiarą brutalnego gwałtu (tak, dobrze przeczytaliście). Ratuje go pewien mężczyzna. Pomaga podnieść się po traumie. Co poczuje bohater, gdy zorientuje się, że nowy pracownik na komendzie, w której pracuje, jest bardzo dziwnie znajomy?
Małe ostrzeżenie: Książka dla widzów o mocnych nerwach.

2. ,,Wolf Kingdom" - To będzie po prostu jedno, wielkie, wymieszane fanfiction. Zamierzam wrzucić tam bajki takie jak Lwia Straż czy Lego Ninjago, lecz także rzeczy typu Wojownicy, Zwiadowcy, Drużyna czy Supa Strikas. Znajdziecie tam nawet Psi Patrol, ale wszystko będzie dobrze ze sobą zgrane (mam nadzieję xd). Wiem, że po tym, co wchodzi w skład tej powieści możecie być troszkę zmieszani i zdziwieni (może nawet zawiedzeni?), ale obiecuję Wam, że uniwersa te, połączone ze sobą i lekko podrasowane na bardziej dorosłą wersję dadzą taki efekt ,,Wow", że będziecie musieli sobie kapcie do nóg przywiązać 😈

Tym razem są to tylko dwie książki, ponieważ ,,Czarna Gwiazda" jest już, że się tak wyrażę, dostępna ;)

Bardzo proszę o głosowanie na Waszym zdaniem najciekawsze pozycje, które pojawią się w pierwszej kolejności 😁😊

Zastanawiam się jeszcze, czy chcielibyście, żebym napisała gdzieś listę wszystkich książek, jakie mam w ,,Nieopublikowanych"?

Do przeczytania,
- HareHeart


 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top