Rozdział 19
Tak cholernie nienawidziłem tego doktorka!
Przecież dawałem sobie robić te wszystkie rzeczy, które podobno były "dla mojego dobra", a on dalej nie chciał mnie wypuścić!
- To znaczy, że musisz być zdrowy. - Powiedział doktorek spokojnie. Już miałem coś dodać, gdy ten znowu podjął temat. - Chodzi też o to, byś normalnie funkcjonował. Albo w miarę normalnie. - Skrzywił się lekko. - Przez parę ostatnich dni zachowywałeś się jak kukiełka. To też nie jest dobre. Musisz wiedzieć, że żeby lekarz wypuścił cię do domu musisz być zdrowy nie tylko na ciele, ale też na umyśle. - Westchnął cicho, a ja prychnąłem. - Ja i twój ojciec bardzo się o ciebie martwimy, bo wygląda na to, że potrzebujesz pomocy i to jak najszybciej. - Taaa, bardzo potrzebuję pomocy ale w powrocie do domu... Szkoda, że ten debil tego nie zrozumie...
Po chwili westchnął i sobie poszedł.
Opadłem na poduszkę i skrzywiłem się. Wszystko bolało mnie od tego łóżka. Najgorsze jest to, że niby mogę się ruszyć, ale jednak nie mogę, bo jestem przykuty do mebla różnymi kroplówkami i kabelkami.
Westchnąłem cicho i usiadłem na miękkim materacu.
Usłyszałem ciche pukanie, co trochę mnie zdziwiło. Do sali weszła średniego wzrostu kobieta. Miała długie, blond włosy i zielone oczy. Otaksowałem ją wzrokiem, szukając jakiegokolwiek zagrożenia. Na szczęście nic nie wzbudziło moich podejrzeń, więc przysunąłem się do zagłówka i oparłem głowę o ścianę, w dalszym ciągu nie spuszczając wzroku z kobiety. Ta miała na sobie niskie szpilki, których stukanie o szpitalne kafelki cholernie działało mi na nerwy. Do tego pomalowane paznokcie oczywiście w jakieś wymyślne, jaskrawe wzorki. I jej usta! Niczym jakaś pieprzona kaczka. Oczywiście, przeciągnięte jaskrawoczerwoną szminką. Kreska na oczach tak duża i czarna, że można by było pomyśleć, że robiona rudą węgla.
Skrzywiłem się i lekko odwróciłem od niej wzrok.
Ta przysunęła sobie krzesełko i usiadła jakieś pół metra ode mnie. Kurwa, co tak blisko?! Jeśli chce ze mną rozmawiać, musi mieć dystans przynajmniej 3 metrów! Inaczej zamiast skupiać się na rozmowie ciągle wpatruję się w osobę obok, przygotowując się na jakiś atak z jej strony.
- Cześć, jestem Natalia. - Przedstawiła się z uśmiechem ukazującym proste, białe zęby. Wystarczyło dosłownie kilka sekund w jej towarzystwie, bym miał dość i znienawidził ją. Odechciewało mi się na nią patrzeć. Musiałem naprawdę ostro się powstrzymywać, żeby nie wyjechać jej z jakimś tekstem w stylu ,,Pani, to jest szpital, a nie burdel.". Nie moja wina, że laska była ładna, a do tego mocno umalowana. Wyglądała dosłownie jakby wyciągnięto ją z jakiegoś pornosa.
Kobieta patrzyła na mnie z delikatnym uśmiechem, czekając aż się odezwę. Niedoczekanie twoje, szmato niemyta! Jeśli uważasz, że ze mną wygrasz, to grubo się mylisz. Nie takie dziwki pokonywałem!
Siedziałem sobie z założonymi rękami, bokiem opierając się o ścianę i z niesamowitą satysfakcją w sercu obserwując jak kobieta na mnie patrzy. Po jej oczach widziałem, że ma ochotę jeszcze coś dodać, ale nie chce mnie "płoszyć". Ach, jak chciałbym ją teraz ugryźć! Dawno nie miałem krwi w ustach.
Uniosłem lekko brew, w dalszym ciągu zimno wpatrując się w kobietę naprzeciwko.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co? - Zażartowała i zaśmiała się lekko niezręcznie. Ta, wspaniały z niej psycholog. Strasznie drażniła mnie jej osoba. Jeśli to jest ten wspaniały psycholog, to współczuję innym pacjentom. - Może powiesz mi jak się dzisiaj czujesz? - Spytała entuzjastycznie. Ułożyła kartki papieru na kolanach i przygotowała długopis. Przekrzywiłem lekko głowę. Ta chyba pomyślała, że nie zrozumiałem pytania. - Jesteś zły? Albo smutny? A może się boisz? - Doprecyzowała, wpatrując się we mnie. Jej jasne, zielone oczy skanowały mnie niczym lasery. Nie lubiłem, gdy ktoś się tak we mnie wpatrywał.
- Skoro nie chcesz odpowiedzieć, to może mi napiszesz? Albo coś narysujesz? - Zasugerowała, odwracając papier i długopis w moją stronę. Przez chwilę wyobrażałem sobie, jak rysuję jakiegoś tygrysa, lecz zagryzłem zęby i znowu zlustrowałem kobietę wzrokiem. Kusiło mnie, żeby coś jej odpowiedzieć, lecz wtedy przegrałbym z kretesem.
Kobieta już brała oddech, żeby coś powiedzieć, gdy rozdzwonił się jej telefon.
- Przepraszam cię na sekundkę. - Mruknęła z lekkim uśmiechem, po czym poszła w róg pomieszczenia, gdzie stał stolik i kilka krzeseł. Usiadła na jednym z nich i położyła kartki na stół. Odebrała telefon, bawiąc się długopisem między palcami.
- Cześć... W pracy... Nie mam pojęcia, zależy ile jeszcze pacjentów mam obskoczyć... Mhm... Tak... Wiem, pamiętam... - Przewróciła lekko oczami. - Tak, tak, ogarnę... Ja ciebie też... Cześć.
Przez cały czas wlepiałem w nią oczy. Bałem się, że jak na sekundę odwrócę wzrok, ona przyłoży mi nóż go szyi i zawlecze do mojego ukochanego wujaszka...
Kobieta uniosła na mnie spojrzenie swoich zielonych oczu i posłała mi delikatny uśmiech.
- Miałbyś coś przeciwko, gdybym rozłożyła się tu na chwilę? - Spytała uprzejmie. - Mam mnóstwo papierkowej roboty, a nie mam własnego gabinetu. I może gdy tu posiedzę uda ci się ze mną oswoić. - Zachichotała i znowu posłała mi ten delikatny uśmiech.
Faktycznie, przez parę godzin siedziała w ciszy, wypełniając jakieś dokumenty. Nawet na mnie nie patrzyła.
Po kilkudziesięciu minutach uspokoiłem się na tyle, że byłem w stanie zacząć myśleć o czymś innym niż łowca czekający na to, aż stracę czujność. Spuściłem wzrok na swoje ręce. Na moim nadgarstku nadal znajdowała się ta pieprzona bransoletka. Zerknąłem za okno. Zapadała noc. Znowu przesiedzę ją w łóżku, zastanawiając się jak stąd uciec. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałem. Chociaż nie, poprawka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałem bez leków. Te cholerstwa działały naprawdę dobrze... Będę musiał się w nie zaopatrzyć, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś przyszedł do mnie na herbatkę.
Zacząłem bawić się bransoletką. Obracałem ją kciukiem, a mój wzrok sam z siebie z czarnej opaski powędrował za okno. Zastanawiałem się, jak pozbyć się tego cholerstwa. Znowu spuściłem wzrok na moją rękę. Zwykła, prosta, metalowa opaska. Była czarna, to był plus. Widziałem też coś na zasadzie lampki. Małe, niebieskie światełko pulsowało co jakiś czas rozbłyskując na bardziej jaskrawy odcień, a potem znowu ciemniało. Tuż obok było również zielone i czerwone światełko. Miałem wrażenie, że to jakiś klucz, ale jeszcze musiało potrwać, zanim go odkoduję.
Westchnąłem cicho, pilnując się, by dźwięk nie był zbyt głośny i uniosłem lekko głowę, orientując się, że od dawna nie patrzyłem na kobietę, która siedziała w rogu pomieszczenia.
Zerknąłem na nią i zamarłem.
Psycholożka wpatrywała się we mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
***
Wybaczcie, że tak późno, ale moja wena mnie nienawidzi XD
Co myślicie?
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top