Rozdział 16
Obudziły mnie jakieś dziwne, nieartykułowane dźwięki.
Otworzyłem oczy i skupiłem się na nich, żeby zrozumieć, co tak właściwie słyszę. Coś jakby szuranie... Połączone z szelestem liści na ziemi. Coś idzie. Pewnie to jakaś sarna albo jeleń.
Nagle uniosłem głowę, lekko zaskoczony. Sarna albo jeleń... Jedzenie...
Ostrożnie zczołgałem się z mojego materaca i podczołgałem się do zasłony z roślinności. Wyjrzałem za nią i zamarłem.
Zobaczyłem światła latarek i okazjonalne błyski kamizelek odblaskowych.
,,O kurwa.", pomyślałem, na szybko wycofując się w głąb jaskini. ,,Co teraz? Co teraz?!", huczało mi w głowie.
Poczułem obok mnie znajomą obecność i z błaganiem w oczach spojrzałem na zjawę, która leżała na materacu, patrząc na mnie jak na wariata.
- Błagam cię, pomóż mi. - Szepnąłem do niej. Ta wykrzywiła pysk w grymasie, który do złudzenia przypominał pełen rozbawienia uśmiech, po czym odsunęła się na materacu, tworząc mi miejsce od ściany jaskini. Szybko się tam umościłem, a kot odwrócił się w moją stronę i przytulił mnie, kładąc mi ogon na nogi.
No było tak znajome, tak cholernie znajome, że poczułem łzy napływające mi do oczu. Zaraz jednak zniknęły, gdy tylko na ścianie jaskini zobaczyłem światło latarki. Zacząłem drżeć na całym ciele. Czując to kot mocniej mnie objął i zaczął cicho mruczeć. Uspokoiło mnie to na tyle, że już tylko z lekkim niepokojem obserwowałem światła latarek tańczące po ścianach i szuranie liści, co świadczyło o tym, że ktoś chodził tuż obok nas. Wystarczyłoby, żeby potknął się o coś i wpadł do środka. Moje serce znowu przyśpieszyło, a ja tuż po chwili usłyszałem to samo, cholernie znajome mruczenie. Znowu uspokoiło mnie to na tyle, że leżałem bez ruchu, w objęciach zjawy kota, nasłuchując kroków na zewnątrz.
Zaraz usłyszałem też jakieś strzępki rozmów. Byłem jednak tak zestresowany słysząc ich głosy, że od razu zapominałem o czym rozmawiali. Jeśli mam być szczery, to tak naprawdę w ogóle nie skupiałem się na tym. Moją głowę zajmował plan ucieczki, gdyby jakimś cudem się tu znaleźli/ Najgorsze było to, że byłem w tej jaskini pierwszy raz, więc nie było opcji, bym ją znał, a co za tym idzie, nie miałem bladego pojęcia, czy jest tu jakiekolwiek inne wyjście. W dodatku, gdybym chciał wyjść, musiałbym się poruszyć, a to już w ogóle nie wchodziło w grę, bo od razu by mnie wykryli i złapali.
Zostało mi tylko czekać na jakiś cud.
Po chwili chyba zostałem wysłuchany, bo kroki zaczęły się oddalać. Tak samo jak głosy rozmów.
Poczekałem jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że już nie wrócą, po czym wypuściłem z płuc długo wstrzymywane powietrze. Zerknąłem na zjawę obok mnie. Ta zamruczała, zadowolona i liznęła mnie w głowę. Uśmiechnąłem się lekko.
Gdy byłem już pewien, że jestem bezpieczny zwinąłem się w kulkę na materacu. Od razu poczułem, jak to coś też kładzie się obok. Zrobiło mi się jakoś tak cieplej i wygodniej. No i bezpieczniej. Wtuliłem się w miękkie, jasne futerko i przymknąłem oczy, układając głowę na ciele kota.
Zerwałem się do siadu, wystraszony. Miałem cholernie dziwny sen. Śniło mi się łóżko z pasami. I to tyle! Łóżko zawieszone w czarnej przestrzeni, nawet bez podłogi!
Mimo wszystko czułem cholerny niepokój. To było takie dziwne...
O mój Boże...
Rozejrzałem się w poszukiwaniu kota, ale jej jak na złość nigdzie nie było widać. ,,Może poszła coś złapać, bo była głodna... Albo poszła się napić...", pomyślałem i położyłem się z powrotem. Miałem przeczucie, żeby być ostrożnym, ale jednocześnie byłem zmęczony. Jeśli dobrze czuję, jest już dawno po północy, a ja prawie nie spałem. No, nie licząc paru małych okresów.
W dodatku cholerny niepokój ściskał mnie za serce, jakbym już zaraz miał paść ofiarą jakiejś bestii.
Leżałem jeszcze chwilę, nasłuchując. Nic się nie działo, więc byłem już nieco spokojniejszy. Nagle zasłona poruszyła się. Zerwałem się na równe nogi, a moje serce zerwało się razem ze mną, tyle, że do galopu.
Przez chwilę nasłuchiwałem i w przerażeniu wpatrywałem się w roślinną zasłonę, która co jakiś czas poruszała się, wydając z siebie złowrogi szelest.
Po chwili zobaczyłem blask jasnego futerka i zalał mnie ocean spokoju. Opadłem na kolana, biorąc drżący wdech. Poczułem, że coś na mnie patrzy. Uniosłem wzrok i wbiłem go w zaskoczone i nieco zmartwione spojrzenie istoty przede mną.
- Matko Naturo, nie masz pojęcia jak mnie wystraszyłaś. - Wydyszałem, opierając dłonie o kolana. - Nie rób tak więcej, prawie dostałem zawału. - Syknąłem cicho z wyrzutem, a po chwili usłyszałem rozbawione mruczenie. - No tak, bardzo śmieszne, ha ha ha. - Syknąłem wkurzony. Kot podszedł do mnie i liznął mnie w głowę. No tak, mój słaby punkt. Jeden dotyk wystarczy, bym przestał się gniewać. Nie zmienia to faktu, że nadal byłem cholernie zestresowany.
Kot chyba to wyczuł, bo wskazał głową materac. Skinąłem głową i ruszyłem w jego stronę. Ułożyłem się na nim, a po chwili poczułem znajome, miękkie i lekko chłodnawe futerko tuż obok. Wyciągnąłem ręce i wtuliłem się w to coś. Co mnie obchodziło, że prawdopodobnie to wymysł mojej wyobraźni? Ważne, że miałem kogoś obok siebie. Kogokolwiek. Wystarczyłaby głupia żaba, tylko po to, żeby było mi raźniej...
Westchnąłem cicho, mocniej wciskając się w miękką powłokę. Gdzieś z tyłu głowy przeleciała mi myśl, że trzeba będzie się przenieść głębiej w las. Miałem tylko jeden, malutki problem o nazwie ,,Materac". Nie mogłem go tu zostawić, bo mogliby mnie po nim wytropić. A nie mogłem wziąć go ze sobą, bo albo bym się gdzieś z nim przewrócił i coś sobie zrobił albo go gdzieś położył i zgubił, albo spadłby mi gdzieś i tylko zmarnowałbym na niego energię. Odetchnąłem i przymknąłem oczy. Już widziałem siebie, jak taszczę materac przez noc po lesie... Nagle uświadomiłem sobie jeszcze, że przecież ktoś może robić jakieś biwaki. Na usta cisnęły mi się same przekleństwa. Przecież nie mogą mnie zobaczyć. To by było samobójstwo!
Usłyszałem, że roślinność zasłaniająca wejście rusza się i westchnąłem. Znowu to samo. Tym razem jednak się nie nabiorę! Będę sprytniejszy niż ten kot.
Usłyszałem oddalające się kroki, które jednak zaraz wróciły.
Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Zjawa wreszcie wróciła. Nagle coś sobie uświadomiłem. Coś, co dosłownie zmroziło mi krew w żyłach.
Przecież kot właśnie leżał obok mnie...
Więc kto właśnie odgarnia roślinną zasłonę?
***
Nawet nie wiecie, jak walczyłam, żeby rozdział miał równy 1000 słów XD Ale się udało!
Zapraszam na moją tablicę, bo wczoraj wrzuciłam post z pytaniem i liczę na odpowiedzi :D
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top