3
Levi stał obok jednej z kolumn podpierających sufit wielkiej sali, słuchając prowadzonej tuż obok rozmowy. Floch właśnie wyrzucał z siebie wszystko to, o czym myśleli członkowie pozostałych korpusów jak i sam Generał. Wśród ludzi krążyła opina według której Eren, Mikasa i sam Levi Ackermann, podążając za własnymi uczuciami dokonali złego wyboru i podali zastrzyk Arminowi tym samym pozwalając by Erwin Smith, doświadczony Dowódca Zwiadowców zmarł na polu bitwy. Levi słuchaj tej tyrady ze stoickim spokojem odmalowanym na swojej twarzy. Tamtego dnia podjął decyzję, której nawet teraz w obliczu tak wielkiej krytyki nie żałował. Floch miał rację, że Armin był mało znany, jednak ci którzy z nim współpracowali, znali go znacznie lepiej. Erwin widział w nim potencjał i z powagą rozpatrywał każdą jego propozycję, jakby rozmawiał z doświadczonym strategiem którym sam w rzeczywistości był. Levi musiałby być ślepy, aby nie dostrzec potencjału kryjącego się w Arlecie. Potencjału który doceniali nie tylko jego przyjaciele na polu bitwy, ale także sam Dowódca Zwiadowców. Potępienie jakie na nich spłynęło, mogły jedynie zmazać dokonania Armina, które potwierdziłyby słuszność podjętej przez Ackermanna decyzji. Czas pokaże kto miał rację. Sytuacja między zwiadowcami zaczynała być coraz bardziej napięta, gdy Eren wystąpił ku nieprzerywającemu swojej tyrady Flochowi. Jean mający trochę więcej oleju w głowie, stanął między nimi by powstrzymać ich przed rzuceniem się na siebie. Floch jednak nie ustępował i każdemu kto próbował go uciszyć, wbijał głęboką szpilę.
- za co te odznaczenia - powiedział głośno Floch, zwracając na siebie uwagę najbliżej stojących członków pozostałych Korpusów - kogo ma upamiętniać ta ceremonia? Gdy już rozpocznie się rekrutacja, lepiej od razu zdradźcie kandydatom prawdę, by przez przypadek nie dołączył do was taki tchórz jak ja! Jak niby zamierzacie sobie poradzić bez Dowódcy Erwina? Może i jestem tylko pionkiem, który ma zostać poświęcony w walce, ale nawet taki pionek ma prawo nazywać rzeczy po imieniu! - dodał. Między Zwiadowcami zapadła na moment głucha cisza którą przerwał Armin.
- Floch ma rację. To Generał Erwin powinien zostać wybrany. W przeciwieństwie do niego, ja nie potrafię wyciągnąć nas z tej sytuacji - przyznał Arlet.
- A skąd możesz to wiedzieć! - wpadł mu w słowo Eren - Bo ja nie mam pojęcia jaki był właściwy wybór. Nikt nie wie co skrywa przyszłość. Poza tym widziałeś już co jest za murami? - zapytał.
Levi pierwszy raz w życiu musiał zgodzić się z Erenem. Chłopak miał rację. Nikt, nawet on, nie był pewny czy dokonał dobrego wyboru. Jednak w dalszym ciągu nawet pod wpływem opinii innych, nie zmieniłby raz podjętej decyzji. Odwrócił się w kierunku podium, by zobaczyć ile czasu pozostało do ceremonii i na moment zamarł, gdy przed oczami mignęły mu złote pukle długich włosów. Ich właścicielka weszła na podest i zwróciła swoją twarz w kierunku wejścia, przez które powinna za chwilę przejść Historia. Jego źrenice przez krótki moment rozszerzyły się ukazując szok i niedowierzanie. Kenny jednak mówił prawdę. Narine żyła, była tu, ale co do jednego był w będzie. Na pewno nie wyglądała na ktoś, kto potrzebuje czyjejkolwiek pomocy. Choć jego twarz wyrażała teraz bezwzględny spokój w środku szalała niesamowita burza jakiej nie czuł już od dawna. Odwrócił się do dziewczyny plecami, próbując zablokować przypływ niechcianych wspomnień i obrazów, które zalewały jego umysł. Narine żyła a to oznaczało, że przez te wszystkie lata pozwalała mu wierzyć w swoją śmierć. Śmierć która cieniem kładła się na jego dalszym życiu, podobnie jak strata Farlana i Isabel. Śmierć, która również rozpoczęła w jego życiu nowy rozdział. Zacisnął pięści czując jednocześnie żal i gniew. Po mimo tego, że stała teraz za jego plecami, dla niego w dalszym ciągu była martwa. Spojrzał po raz kolejny na podium i nie zaszczycając jej dłuższą uwagą, przesunął po niej pustym wzrokiem i podszedł do swojej drużyny.
- te, szczeniaki.. Już pora, ustawcie się - rzucił i ruszył w kierunku podestu. Dzieciaki posłusznie podążyły za nim. Stanęli obok siebie w równym rzędzie i przybili pięści do piersi, gdy Historia weszła na podium i wszystkich powitała. Uklękli na jedno kolano pochylając głowy, a Władczyni Murów kolejno zawieszała na ich szyjach odznaczenia i podawała swoją dłoń do pocałunku. Levi przez cały czas doskonale czuł obecność Narine, podobnie jak czuł na sobie jej spojrzenie. Niemal siłą zmuszał się by nie unieść głowy i choćby zerknąć na jej twarz.
Wtedy coś się wydarzyło. Coś pomiędzy Historia a Erenem, czego nie zdołał wcześniej dostrzec zaprzątnięty swoimi własnymi myślami. Jaeger trzymał dłoń Histori. Miał wybałuszone oczy i zaciśnięte zęby, jakby właśnie przed jego oczami rozgrywał się jakiś dramat.
- Eren? - zapytała Historia niepewnym głosem, a gdy również dostrzegła jego minę sama się przeraziła. Narine zareagowała jako pierwsza. Podeszła do Władczyni Murów i szepnęła jej coś na ucho, po czym sama uklękła przed Erenem. Historia kontynuowała wręczanie odznaczeń, a Narine przyglądała się Erenowi. W tym momencie Wzrok Ackermanna mimowolnie skupił się na jej twarzy. Jej bystre szmaragdowe oczy, ze zrozumieniem i współczuciem spoglądały teraz na Jaegera. Levi znał to spojrzenie, bo kiedyś obdarzała nim również i jego. Jasna nieskazitelna cera, malinowe usta i drobny nosek, który bardzo często zadzierała do góry...
mógł stwierdzić, że absolutnie nie straciła swojego młodzieńczego urok sprzed lat. Mógł nawet powiedzieć, że minione lata zadziałały na jej korzyść. Jednak pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy, były jej długie złote włosy, sięgające niemal do pasa. Zacisnął usta w wąską linie, doskonale zdając sobie sprawę dlaczego ich nie ścięła, nawet będąc członkiem Korpusu. Bo kiedyś ją o to poprosił...
---------------------------
Narine siedziała na krześle przed kominkiem, ze swoim nożem w dłoni. Nawet nie zwróciła na niego uwagi, gdy wszedł do pomieszczenia. Z determinacją wypisaną na twarzy, odcięła kolejne pasmo złotych włosów i wrzuciła je do płonącego w kominku ognia. Levi obrzucił ją obojętnym spojrzeniem i usiadł przy stole. Wyjął z kieszeni nóż i jak co wieczór zaczął go polerować. Nie znosił gdy na ostrzu znajdowała się choćby jedna plamka czy gram kurzu. Ciszę panującą w domu, zakłócał odgłos wydawany przez piłująca swoje włosy Narine. Levi przewrócił oczami.
- Nie sądzisz, że twój nóż jest na to za tępy? Będziesz wyglądać jak oskubana kura - powiedział sucho.
Dziewczyna obdarzyła go morderczym spojrzeniem i warknęła:
- w takim razie oddaj mi swój. Za pewne jest ostry jak żyleta
- Smarkacz nie powinien bawić się ostrymi narzędziami - odparł Levi na co dziewczyna zazgrzytała nieelegancko zębami.
- tsy... Prychnął Ackermann. Wiedział, że nienawidziła gdy tak robił, jednak to było silniejszej od niego. Narine poderwała się z krzesła i z hukiem oparła ręce o blat stołu.
- Coś ty powiedział? - zapytała, jednak Levi zupełnie to zignorował.
- dlaczego to robisz? - zapytał.
Narine wyprostowała się, jakby cały gniew sprzed chwili z niej wyparował, zastąpiony przez lekkie zażenowanie.
- to nie twój interes - burknęła i z powrotem usiadła na krześle przed komikiem
- być może... Po prostu jestem ciekawy co cię do tego skłoniło - rzekł bez cienia emocji w głosie.
- Mój Ojciec - zaczęła cicho, co zaskoczyło Ackermanna, bo nigdy nie była skłonna do opowiadania o swoim życiu - Na wyraźny rozkaz mojego ojca, nigdy nie wolno mi było ściąć włosów . Zaczęłam przez to pałać do nich ogromną nienawiścią. Skutecznie przypominały mi o tym, że nie mogę decydować o sobie. W noc ucieczki z domu, ścielam je pozostawiając ojcu by wiedział, że już nigdy nie pozwolę by decydował o moim życiu - wyjaśniła.
- więc obcinasz teraz włosy na złość ojcu? Głupota biorąc pod uwagę, że on tego nawet nie widzi - stwierdził.
Narine zamiast cokolwiek powiedzieć, ponownie zaczęła dręczyć tępym narzędziem, swoje sięgające za ramiona włosy. Levi westchnął. Wstał od stołu ze swoim nożem w ręce i stając tuż obok niej, rzucił nim tak, że wbił się w podłogę przy jej lewym bucie.
- jeśli nadal chcesz to zrobić, to go weź - powiedział - jednak uważam, że jedynie sobie szkodzisz. Masz piękne włosy i gdybyś zapytała mnie o zdanie, wolałbym żebyś ich nigdy nie ścinała. Nawet bym o to poprosił. Jednak zrobisz jak uważasz - powiedział kierując się do wyjścia - Tylko nie zapomnij potem wyczyścić mojego noża. Nie chce na nim widzieć ani jednego kłaka - dodał przystając na moment. Zdołał jeszcze dostrzec, jak zaskoczenie na jej twarzy zostaje zastąpione przez oburzenie, a kilka sekund później jego nóż wbił się we framugę drzwi w których stał.
Gdy zobaczył ją następnego dnia, Narine przycięła włosy jednak nie tak krótko, jak miała w zamiarze. Próbując wyrównać obcięte już wcześniej pasma, stworzyła lekko poszarpaną fryzurę sięgając ramion. Nóż wrócił wypolerowany do tego stopnia, że można było się w nim przejrzeć.
----------------------------
Wyglądało na to, że nawet pomimo upływu tylu lat, Narine nadal pamiętała o tamtym dniu. Jej lśniące o wiele dłuższe niż zapamiętał włosy, były tego żywym dowodem. Mikasa jak zwykle lgnąca ku Erenowi w każdej sytuacji, chciała wyciągnąć ku niemu rękę, jednak została powstrzymana przez Narinę. Dziewczyna przecząco pokręciła głową, po czym sama zwróciła się do Erena, szepcząc mu coś na ucho. Jaeger spojrzał na nią już bardziej przytomnie i powoli zaczynał wracać do tego świata. Akurat w sama porę, by bez wzbudzania nie potrzebnej sensacji, wstać na równi z wszystkimi po zakończonej ceremonii. Levi nawet nie obejrzał się za siebie, kiedy opuszczał wielką salę. Udał się prosto do swojej kwatery, nie chcąc przebywać w tym samym pomieszczeniu co ona. Ackermann był znany ze swojego opanowania, jednak bywały sytuacje w których i on okazywał swoje emocje. Choć Kenny powiedział mu prawdę i tak czuł się wytrącony z równowagi, gdy zobaczył Narine po tylu latach całą i zdrową. Wszedł do swojego pokoju i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Rozsadzał go irracjonalny gniew na nią, na siebie, na Kennego... Chciał wierzyć, że ten rozdział zdążył już dawno zamknąć, że te trzy lata które spędzili razem jak rodzina, odeszły w zapomnienie. Jednak wyglądało na to, że bardzo się mylił. Gdy Kenny wprowadził Narinę do ich życia, dziewczyna miała zaledwie trzynaście lat, on zaś piętnaście. Początki ich znajomości były trudne i przez wzgląd na to jak bardzo się różnili, Ackermann wręcz jej nie znosił. Zresztą ze wzajemnością. Levi'a irytował szereg jej zachowań, obok których nie był w stanie przejść obojętnie. Narine była okropną bałaganiarą, wiecznie roztrzepaną i upartą dziewczyną, która nie bała się wygłaszać kazań wszystkim wokół, jak klecha z ambony. Bardzo empatyczna nie ukrywała swoich uczuć i mógł z niej czytać jak z otwartej księgi. Na dodatek była jedynym dzieciakiem w całym podziemiu, który nie marzył o tym, by wyrwać się na powierzchnię. Oprócz tego była zdeterminowana, odważna i silna psychicznie, podobnie jak on. Nie bała się walczyć o swoje i była dobra w tym co robiła. Dorównywała mu w walce na pięści, czy noże i prosiła o dodatkowe lekcje u Kennego gdy czuła, że za bardzo od niego odstawała. Z czasem ich relacje zaczynały być bardziej znośne, aż wreszcie Narine zdołała przerwać mur którym odgradzał się od świata, stając się jego przyjaciółką. Nagle pomimo wielu różnic rozumieli się niemal bez słów i pomimo codziennych sprzeczek nie wściekali się na siebie jak dawniej. Narine ukazała mu świat w którym żył, w zupełnie innym świetle niż dotąd robił to Kenny. Nadała jego życiu cel , którym była chęć wyjścia na powierzchnie i zobaczenia nieba. Stała się istotnym elementem jego życia, a potem nadszedł tragiczny w skutkach dzień w którym umarła... A przynajmniej tak jeszcze do niedawna myślał. Wściekły uderzył pięścią w ścianę, pozostawiając po sobie wgłębienie i spojrzał z niesmakiem na swoją zaciśniętą dłoń. Efektem posiadania przekazywanej z pokolenia na pokolenie mocy, były niechciane skutki chwilowego braku panowania nad sobą. powinien cieszysz się, że Narine żyje i nie mógł zaprzeczać, że w głębi duszy tak właśnie było. Jednak to przez co przeszedł, co wydarzyło się w jakimś stopniu z jej powodu, nie pozwalało mu się do tego otwarcie przyznać. Opierając czoło o zimną ścianę usłyszał trzask zamykanych drzwi.
- Tsy... - mruknął pod nosem, doskonale zdając sobie sprawę kto jeszcze oprócz niego mógł dziś tak hałasować - nic się nie zmieniłaś - dodał, a na jego usta mimowolnie wypłynął delikatny uśmiech.
--------------------------------
Narine jak burza wpadła do swojego pokoju, z trudem hamując napływające do oczu łzy. Drzwi do pomieszczenia zamknęły się za nią z hukiem, kiedy oparła się o nie plecami. W samą porę, bo poczuła jak po jej policzkach spływają pierwsze łzy, a dłoń wędruje ku ustom by stłumić głośny szloch. Choć wiedziała, że prędzej czy później dojdzie do tego spotkania, choć wiedziała, że prawdopodobnie nie będzie ono przyjemne i tak jego obojętność ją zabolała. Nie mogła go za to winić, zdając sobie sprawę z winy która częściowo leżała po jej stronie. Miał prawo ją tak potraktować, bo zdecydowanie sobie na to zasłużyła. Mimo to, jakaś jej część miała cichą nadzieję na to, że być może to spotkanie przebiegnie w inny, lepszy sposób. Osunęła się na podłogę przyciskając dłoń do piersi w miejscu, w którym znajdowało się jej serce. Po jej policzkach teraz już obficie spływały łzy, jednak z ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Wiedziała, że Levi prawdopodobnie teraz nienawidzi jej równie mocno, co na początku ich znajomości. Jednak czy i tym razem uda jej się to zmienić? Nie była tego taka pewna. Gołym okiem było widać, że przez te minione lata, oboje pod pewnymi względami bardzo się zmienili. Levi jako Kapitan jednocześnie budził podziw jak i strach w szeregach swojego Korpusu i nie tylko. Natomiast ona postanowiła do jakiegoś stopnia wyjść z ukrycia i choć częściowo przyjąć na siebie ciężar jaki był jej zawsze przeznaczony. Odchyliła głowę do tyłu opierając ją o powierzchnię drzwi. Nie wiedziała ile przesiedziała w tej pozycji. Z otępienia wyrwało ją dopiero głośne walenie w drzwi, które szarpnęło jej opartym o nie ciałem tak, że boleśnie uderzyła głowa w ich powierzchnię. Syknęła głośno rozcierając obolałe miejsce i z głośnym warknięciem "Chwila!" Podniosła się na nogi. Przez moment jej serce mocniej zabiło, gdy pomyślała, że może to Levi jednak bardzo szybko odrzuciła tą możliwość. Otworzyła drzwi za którymi pojawił się jeden z nieznanych jej jeszcze Żandarmów. Chyba jakiś nadgorliwy, bo przywitał ją z hukiem uderzając się pięścią w pierś. Z trudem zamaskował grymas bólu, który chciał wypłynąć na jego twarzy. Narine ledwo powstrzymała się od tego by nie zachichotać.
- Władczyni Murów za dwadzieścia minut będzie gotowa, by udać się na kolację.
- Dziękuję. Możesz odejść - powiedziała z powagą w głosie. Mężczyzna skłonił się i odszedł. Narine szybko doprowadziła się do porządku. Zamknęła za sobą drzwi do pokoju i wyprostowała się z cichym westchnieniem. Musiała być silna dla celu jaki sobie założyła i dla samej siebie. Obecność Levi'a w jej życiu, nie powinna niczego w tej kwestii zmienić. Musiała też być odważna i bronić tego, o co walczyli i w co wierzyli polegli w bitwie kompani. Ruszyła korytarzem do pokoju Historii. Cicho zapukała w drzwi jej sypialni i weszła do środka, by w pierwszej chwili zobaczyć zmartwioną twarz Historii. Władczyni Murów spojrzała na nią z miną świadczącą o tym, że coś ją dręczy.
- Eren musiał zobaczyć coś strasznego prawda? - zapytała drżącym głosem. Po mimo tego, że na zewnątrz była silną i mądrą królową, w środku jakaś jej część nadal należała do starej martwiącej się o wszystkich Historii. Jedyną różnicą był fakt, że dzięki Ymir już nie miała zamiaru umierać jako męczennik. Chciała żyć. Narine podeszła do niej i przytuliła ją mocno do siebie, by okazać jej swoje wsparcie, po czym powiedziała spoglądając jej w oczy.
- To nie jest wina żadnego z was. Nie każdy wasz dotyk będzie tak działać i z czasem być może jego skutki całkiem znikną - pocieszyła ją
- Obyś miała rację - mruknęła Historia - nie chcę sprawiać, by Eren cierpiał za każdym razem gdy go dotknę.
Narine przyjrzała jej się uważnie odsuwając ją na długoś swoich rąk.
- Co to za spojrzenie? - zapytała z chytrym uśmiechem, a na policzkach Władczyni Murów wystąpiły delikatne rumieńce
- Nie wiem o czym mówisz - bąknęła Historia uciekając wzrokiem na bok.
- Oczywiście! - powiedziała z przekąsem Narine - Ale gdyby co, to zawsze możesz liczyć na moją ochronę przed Mikasą - dodała głośnym szeptem.
- To Ackermann! - wykrzyknęła Królowa jakby wątpiła w jej umiejętności.
- Nie szkodzi. Miałam całkiem dobrego nauczyciela - odparła Lowell puszczając jej oczko. Może i nie była Ackermanem z krwi i kości, ale uczyła się pod nadzorem samego Kennego i ćwiczyła z Levi'em, więc nie uważała się za jakiegoś słabiaka, który nie ma nawet startu do Mikasy. Jeśli miała być szczera sama ze sobą, to po tych trzech spędzonych w podziemiach latach, czuła się bardziej Ackermannem niż rodzoną córką swojego ojca, ba nawet bardziej niż Lowell którą musiała się stać by przetrwać.
- No dobrze, wierzę - rzuciła Historia - a teraz chodźmy, bo Królowej nie wypada się spóźniać na bankiety - dodała ruszając w kierunku drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top