22

Levi znowu siedział na parapecie swojego okna w sypialni z ręką opartą na ugiętym kolanie. Po mimo zmęczenia jakie czuł po ciężkim dniu nie był w stanie zasnąć. Dręczony własnymi uczuciami rozpamiętywał poranną rozmowę z Narine. Rozum toczył w tej chwili zażartą walkę z sercem, które nagle za dużo miało do powiedzenia. Uparcie siedział na swoim miejscu zaciskając zęby, choć całym sobą pragnął by znów ją zobaczyć. Sprawy nie ułatwiał ciągle pojawiający się w jego umyśle obraz, z dzisiejszego popołudnia. Narine stojąca po kostki we wodzie, w jego koszuli przyklejającej się zmysłowo do ciała... Bóg jeden we jak wielką miał ochotę, by jej dotknąć i gwałtownie wedrzeć językiem między jej wargi pieszcząc podniebienie. Ten moment wyrył się w jego pamięci już na stałe, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Świadomość obecności Reiss zaledwie kilka pokoi dalej, nie pozwalała mu zaznać spokoju. Jego ciało drżało w napięciu czekając na odpowiedni impuls , który sprawi, że podejmie decyzje w wyniku której całe jego życie ulegnie zmianie. Jeszcze nigdy aż tak bardzo nie szalały w nim sprzeczne uczucia, jak własnie w tej chwili i tylko jego silna wola sprawiała, że jeszcze nie wybiegł z pokoju. Rozum toczył zaciekłą walkę ze spragnionym sercem, a im dłużej to trwało, tym bardziej Levi zaczynał mieć pewność jak to się skończy. Przyciąganie jakie czuł narastało z każdą sekundą, czego był aż nazbyt świadomy w otaczających go ciemnościach. Czy jeśli chociaż raz pozwoli sobie na szczęście naprawdę będzie to takie złe? Choć ważniejszym pytaniem było, czy naprawdę był w stanie żyć bez Narine? Mijać ją na korytarzu jak zwykłego żołnierza? Wiedział, że nie.

---------------------------------------

Narine nie mogła spać, bo gdy tylko zamknęła oczy, jej myśli od razu biegły do Ackermanna. Jego czysta i ułożona w zgrabną kostkę koszula, leżała na blacie biurka czekając aż zwróci ją właścicielowi. Reiss żałowała, że nie czuć na niej zapachu Ackermanna, bo to pozwoliłoby jej w jakimś stopniu zaspokoić swoje pragnienie. Nie wiedziała już praz który przemierzała swój pokój w tę i z powrotem, a długa biała koszula nocna furkotała w rytmie jej kroków. Coś we wnętrz niej nie dawało jej spokoju, namawiając by podążyła za tym czego pragnie. Wiedziała jednak, że decyzja co dalej, nie należy jedynie do niej. Choć widziała Levi'a kilka razy tego dnia, to cholernie za nim tęskniła. Po ostatniej nocy jaką spędzili razem, nie potrafiła już dłużej trzymać się od niego z daleka. Niepewność zmieszana z pragnieniem jego dotyku, tworzyła mieszankę która tylko czekała na odpowiedni moment żeby wybuchnąć. Nie mogła już dłużej tego znieść. Jego braku, pragnienia dotyku.. Pod wpływem chwili ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju. Otworzyła szeroko drzwi i zamarła, gdy zobaczyła przed sobą Ackermanna, który wyglądał jakby przeżywał dokładnie to samo co ona. Levi jednym szybkim ruchem chwycił jej twarz w swoje dłonie i gwałtownie naparł swoimi wargami na jej usta. W tej chwili był już pewien, że nie jest w stanie dłużej żyć bez jej bliskości. Potrzebował jej w swoim życiu jak tlenu, bez którego umierał w męczarniach. Była jego życiem i wiedział, że nawet zdrowy rozsądek nie jest w stanie go zatrzymać. Był gotowy przyjąć konsekwencje sowich działań. Gdy tylko ich wargi się zetknęły, Narine równie spragniona co on, przywarła do niego całym ciałem obejmując dłońmi jego szyję. Bez Levi'a czuła się niepełna i samotna, lecz gdy tylko Ackermann był tuż obok, znowu stawała się kompletna. Był częścią jej samej, częścią z której nie mogła zrezygnować i bez której czuła, że umiera. Byli niczym dwa gwałtownie ścierające się ze sobą przeciwstawne żywioły, splecone w namiętnym uścisku. Nie powstrzymane i nie ujarzmione, pragnące jedynie siebie na wzajem i tylko sobie mogące przynieść ukojenie. Spleceni w ciasnym uścisku runęli na jej niepościelone łóżko, obdarzając się namiętnymi pocałunkami. Kierowani niecierpliwością, gwałtownie zrywali z siebie elementy garderoby, pragnąc jak najszybciej poczuć na sobie wzajemny dotyk. W tej chwili nie było miejsca na delikatność, subtelność czy zawahanie. To był czas pożądania, zaspokojenia swoich pragnień i pasji, która była widoczna w ich ruchach. Levi gwałtownie wdarł się językiem między jej wargi, aż jęknęła wyginając się w łuk.  W uniesieniu zacisnęła palce na jego barkach, pozostawiając po sobie niewielkie zadrapania. Poczuła jak wdziera  się do jej wnętrza i jęknęła z rozkoszy jaką jej dawał. Narine nie miała pojęcia gdzie kończy się Levi, a zaczyna już ona. W tej chwili spleceni w jednym uścisku, poruszając się według wspólnego rytmu, byli jednym. Ackermann spijał słodycz z jej ust pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. By leżąca pod nim dziewczyna, która była jego ukojeniem, jego życiem, była już przy nim zawsze. Pozostanie przez Narine tylko przyjaciółką z dawnych lat, było czymś co już nie wystarczało. Zawsze była dla niego kimś więcej i teraz pragnął, by była z nim w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. We wtórze własnych jęków, razem osiągnęli spełnienie, które przyniosło im zaspokojenie i odprężenie. Oboje zdyszany, ale w jakiś sposób zadowoleni, wtulając się w siebie delektowali się minioną chwilą. Nie potrzebowali zbędnych słów oboje rozumiejąc, że właśnie podjęli ostateczną decyzję.

-------------------------------------------
Kiedy Levi otworzył oczy, za oknem zaczynało świtać. Podciągnął się na łóżku by oprzeć się plecami o wezgłowie, co sprawiło, że Narine mruknęła przez sen. Chwilę później jej powieki powoli się uniósł i napotkały jego uważne spojrzenie.

- Kenny miał rację - powiedział na głos. Mina Narine oznaczała w tej chwili mniej więcej tyle, jakby chciała powiedzieć: "Naprawdę chcesz teraz rozmawiać o tym starym pierdzielu??". Levi nie mógł powstrzymać się od uniesienia kącika ust do góry. Złotowłosa jednak w dalszym ciągu milczała, uważnie mu się przyglądając.

- tuż przed śmiercią powiedział mi coś, czemu próbowałem przez cały ten czas zaprzeczyć - zaczął ze wzrokiem utkwionym w czymś odległym - Każdy w swoim życiu posiada coś, jakiś element który sprawia, że chcemy przeć na przód, że mamy siłę by walczyć  - powiedział, a zwracając ku niej swoje spojrzenie dodał - W moim życiu jesteś nim ty Narine

Reiss spoglądała na niego oniemiała. Zupełnie nie spodziewała się takich słów z jego ust. Zresztą on też nie myślał, że kiedykolwiek je wypowie. Jak się okazało, było to nawet łatwiejsze niż sądził. Narine podniosła się do siadu, spoglądając na niego szmaragdowymi oczami, w których mógł dostrzec zalążki łez. Ackermann czuł, że po tym co z jego powodu ostatnio przeszła, był jej winny tych kilka słów. A skoro już powiedział A, teraz wypadało dodać i B.

-  zawsze byłaś kimś kto mnie motywował do działania. Twoja śmierć tylko spotęgowała to uczcie. Wtedy ujawniła się po raz pierwszy moc którą posiadają Ackermannowie, a ja zacząłem walczyć o siebie i innych - wyznał. Na twarzy Narine nagle pojawił się zadziorny uśmieszek.

- W takim razie powinnam zrobić to jeszcze raz, byś wspiął się na wyżyny swoich umiejętności? - zapytała żartobliwym tonem jednak, Levi'owi wcale nie było w tej chwili do śmiechu. Gwałtownie złapał jej twarz w swoje dłonie przyciągając ją bliżej siebie i z determinacją wypisaną na twarzy spojrzał jej w oczy. 

- Nigdy nawet o tym nie myśl, rozumiesz!? Drugi raz nie byłbym w stanie tego przeżyć - powiedział z mocą, po czym zamykając oczy zetknął ze sobą ich czoła i dodał cicho - Jestem twoim więźniem Narine.

Reiss zacisnęła swoje dłonie na jego nadgarstkach i drżącym od emocji głosem wyszeptała:

- A ja jestem twoją własnością Levi. Zawsze byłam...

Gdy tylko skończyła mówić, usta Ackermanna opadły na jej własne, łącząc się w zmysłowym pocałunku. Palce Narine powędrowały ku jego włosom, przyciągając Ackermanna jeszcze bliżej i właśnie wtedy, rozległ się dźwięk dzwonu obwieszczającego pobudkę dla wszystkich żołnierzy biorących udział w wyprawie. Narine jęknęła niezadowolona i poczuła na swoich ustach jak Levi się uśmiecha. 

- Wydaje mi się, że teraz właśnie tak to będzie wyglądać - powiedział odsuwając się od niej. Naburmuszona Narine nadymała policzki jak mała rozzłoszczona dziewczynka, co wyglądało nader uroczo. Ackermann wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Narine uczyniła to samo i podeszła do niego z idealnie wyprasowaną koszulą w ręku. 

- Porszę - powiedziała - możesz potrzebować - dodała spoglądając na niego. 

Levi przyjął swoją koszulę, a widząc jej minę położył dłoń na jej ramieniu.

- Wiesz, że nie możesz jechać. Musisz chronić to, co być może w krótce się pojawi - powiedział.

- Wiem Levi - odparła - Po prostu, to niebezpieczna, być może długa wyprawa. Nienawidzę żyć w niewiedzy - dodała a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Levi jednym ruchem przygarnął ją do siebie. Wiedział, że żadne słowa tutaj nie pomogą - kiedy wymarsz? - zapytała.

- Za godzinę - odparł.

- W takim razie idź już. Ackermann nie powinien się spóźniać - dodała. Levi kiwnął głową i wyszedł. Natomiast Narine pozostała całkiem sama ze swoimi uczuciami. Wiedziała, że musi być silna, jednak ten jeden ostatni raz pragnęła pozwolić sobie na okazanie smutku. Równo godzinę później odświeżona i ubrana w mundur, stała wraz z Historią przed głównymi drzwiami do siedziby Zwiadowców. Przed sobą widziała czekające na wymarsz wojsko. Ostatni ociągający się żołnierze wyprowadzali konie ze stajni, lub sprawdzali mocowania i sprawność swojego sprzętu. Hange i Eren rozmawiali z Historią, która jak na prawdziwą królową przystało, nie okazywała żadnych negatywnych uczuć. Narine jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że podobnie jak ona czuje strach. Levi podszedł do nich i chwytającą zarówno Hange jak i Erena za kołnierz, rzucił sucho:

- Dość tych pogaduszek! Czas ruszać!

- Ja tu jestem Dowódcą - warknęła Hange

- Więc zachowuj się jak Dowódca Okularnico - burknął. Hange posłała mu nienawistne spojrzenie i ruszyła w kierunku swojego konia. Ackermann podszedł do Narine, która nie była w stanie ukryć swojego zaniepokojenia tak dobrze, jakby sobie tego życzyła. Musnął palcami jej policzek i pocałował z czułością w czoło. Reiss uśmiechnęła się w odpowiedzi wiedząc, że Levi nie lubił publicznie okazywać swoich uczuć. Musiała przyznać, że nawet takie zachowanie wzbudzało małą sensację wśród zebranych.

- Czas na nas - powiedział ciągnąc za sobą Erena. Oboje wsiedli za swoje wierzchowce i na znak dany przez Zoe, ruszyli przez bramę ku czekającym na  nich murom.

- Będzie dobrze - powiedziała Narine widząc zaniepokojenie Historii. Nie miała jednak pewności, czy rzeczywiście powiedziała to by uspokoić siostrę czy też raczej samą siebie. 

-------------------------------------------------------

Tak jak przewidziała Hange, po wybiciu reszty tytanów wewnątrz murów, po za nimi nie napotkali żadnego. A przynajmniej żadnego który stanowiłby jakiekolwiek zagrożenie. Już w krótce dotarli do olbrzymiego muru, za którym ich oczom ukazało się morze. Levi nigdy nie widział aż tyle wody w jednym miejscu. Krajobraz jaki roztaczał się przed jego oczami, miał w sobie coś z piękna i majestatyczności. Ackermann zaczął żałować, że Narine nie może tego zobaczyć. Podążyli za Hange w kierunku piaszczystej plaży i zeszli ze swoich wierzchowców. Jaen, Connie i Sasha natychmiast rzucili się do wody. Nie minęło wiele czasu, kiedy po okolicy rozniósł się głośny wrzask Braus, której morska woda dostała się do oczu. Hange zdjęła buty i zanurzyła swoje stopy w zimnej wodzie.

- Nie wierzę! cała ta woda naprawdę jest słona - zawołała wyrzucając ręce do góry. Po chwili pochyliła się dostrzegając coś pod powierzchnią wody - coś tam jest - powiedziała wyciągając ku temu ręce.

- Hange! łapy przy sobie. To może być trujące! - zawołał w jej kierunku. Byli na obszarze którego dotąd nie znali, więc w jego opinii ostrożność była więcej niż wskazana. Hange mimo to wzięła do rąk błyszczący przedmiot, który musiał przyznać, że wyglądał całkiem przyzwoicie. Kilka kroków od nich Armin dzierżył w dłoniach podobne znalezisko, z zachwytem spoglądając na otoczenie.

- A nie mówiłem Eren? - zapytał zachwyconym głosem - jest jej tu tyle, że wszyscy kupcy świata nie zdołaliby jej sprzedać! Więc jednak miałem rację - dodał

- Tak - odparł powoli Eren - jest niesamowicie wielkie - przyznał.

- Spójrz Eren! Po drugiej stronie murów... - zaczął Armin jednak Eren wpadł mu w słowo.

- Jest morze - powiedział nagle zmienionym głosem, skupiając na sobie uwagę pozostałych - a po drugiej stronie morza znajdziemy wolność. Tak zawsze myśleliśmy. Jednak myliliśmy się. Za morzem czeka wróg. Wszystko pokrywa się ze wspomnieniami mojego ojca - rzekł z bólem w głosie, po czym uniósł dłoń i wskazał palcem w kierunku pełnego morza - czy zatem jeśli zabijemy wszystkich czających się za wielką wodą wrogów, w końcu będziemy wolni?

Levi spojrzał w ślad za jego dłonią wiedząc, że to było jedno z tych pytań na które niestety nikt nie znał odpowiedzi. Ich przyszłość była niepewna, a ciążące nad nimi widmo wojny przerażające. Wróg z którym mieli się zmierzyć był dla nich zupełnie nowym, innym zagrożeniem, któremu musieli stawić czoła. Jednak czy przetrwają to co ich czeka? Czy odzyskają prawdziwą wolność? Tego nie wiedział. Mógł podobnie jak pozostali jedynie walczyć, by następnym pokoleniom zapewnić jak najlepsze życie, a przynajmniej lepsze niż to które sami mieli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top