Rozdział 41 - Opór

Pod murem miasta wszystko wyglądało całkowicie inaczej. W budynkach wciąż mieszkali ludzie, a na ulicach było nawet dość tłocznie. Ludzie tutaj nadal toczyli swoje życie.

Grupa szła blisko siebie starając się nie zgubić w tłumie, ludzie łagodnie ich wymijali. Co jakiś czas ktoś na kogoś wpadał. Thomas rzecz jasna szedł na przodzie. Jorge który był raczej po środku przemknął między innymi idąc koło chłopaka. 

-Tu się piekło zrobiło.- Stwierdził starszy facet. -Nie możemy się rozdzielić.- Zauważył Thomas. Wtedy rozbrzmiał się za nimi jakiś dźwięk. -Jesteśmy głosem. Głosem biednych. Oni chowają się za swoim murem! Myślą że sami będą mogli się wyleczyć!- Mówił facet do megafonu siedząc na dachu jadącego pojazdu.
Wszyscy schodzili na pobocze, robiąc miejsce by mógł przejechać, tym samym spoglądając w jego kierunku. -I tylko obserwować jak pozostali giną! I umierają!-

Gdy pojazd przejeżdżał koło nich, jedna z osób znajdująca się na dachu z bronią w ręku intensywnie patrzyła w ich kierunku. Oll zwróciła na to uwagę i stwierdziła że było to nieco dziwnie. Zmarszczyła brwi śledząc wzrokiem odjeżdżający pojazd. Następnie potrząsnęła głową. Uznała że się jej tylko zdawało.

-Ale nas jest więcej! Dużo więcej od nich. Nadszedł czas abyśmy powstali, i odzyskali to, co jest nasze! Zobaczycie, zwyciężymy!-

Tłumy zaczęły wiwatować ludziom. Sporo osób zaczęła skakać w miejscu a z ich ust wydostawały się słowa godzenia się z nimi. Wtedy Thomas spojrzał w górę zauważając trzy szybowce. Lekko się skrył.

Ludzie ruszyli w kierunku bramy za pojazdem, drąc się "dajcie wejść". Nastolatkowie ruszyli z nimi, udając tutejszych mieszkańców. -To jest to! Teraz możemy wejść.- Powiedział Thomas.  -Thomas! W ten sposób to się nie uda!- Wrzasnął Jorge próbując go zatrzymać.

-Ci ludzie nie wiedzą jak się tam dostać a mimo to chcesz za nimi iść?- Zapytał. -Nie mam zamiaru zrezygnować.- Powiedział jedynie chłopak.

-W co żeś my się właściwie wpakowali?- Zapytał Patelniak idący koło Newta, przed nim szła Brenda a blisko Newta trzymała się jeszcze Oll. Gorączkowo się rozglądała, wydawała się zaniepokojona. Jorge oraz Thomas doszli aż na sam przód patrząc na wejście.

-Człowieku coś mi się tu nie podoba.- Krzyknął Jorge. Idący także Newt cały czas się rozglądał. -Widzisz?- Wyszeptał w końcu do Oll. Dziewczyna uniosła brew zerkając w tył, a następnie w bok. -Cały czas za nami idą.- Zaniepokoiła się, także czuła że jest coś nie tak. -Tego się właśnie obawiam.- Powiedział blondyn. -Coś tak czułam..- Przełknęła głośno ślinę. -Lepiej powiadomić o tym resztę.- Wzięła głęboki wdech. Dwójka ruszyła nieco szybciej.

-Musimy się stąd wynosić!- Powiedział od razu Newt do dwójki na przodzie. -Spójrzcie.- Dodał. Grupa zaczęła panikować, Jorge nawet wyciągnął broń. Wtedy usłyszeli przerażająco głośny dźwięk. Znowu spojrzeli w kierunku muru. Ludzie przestali wrzeszczeć.

-To są wielkie działka?- Zapytała Oll bardziej samą siebie. Wszystkie wielkie, dziwne machiny skierowane zostały prosto w stronę tłumu. Ludzie spanikowani zaczęli uciekać. -Musimy wiać!- Wrzasnął Patelniak. Wtedy padł pierwszy strzał. Tłum zaczął wrzeszczeć jeszcze głośniej.

W końcu grupa też zaczęła biec niczym poparzeni. -Szybciej!- Wrzeszczał któryś z nich. Panowało ogromne zamieszanie. Ludzie biegali jak najszybciej umieli w każdym możliwym kierunku, aby skryć się przed pociskami. Nieopodal grupki padł pocisk odrzucając człowieka, zapewne go przy tym zabijając.

Cała grupka skręciła wbiegając w niewielką alejkę. Za nimi padł kolejny strzał który wyprowadził na chwilę Brendę z równowagi, szybko jednak złapała tempo...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top