XXXIV



— Remeny — powtórzył za nią, jak głupi. — Skąd to wiesz? Co się przed chwilą stało? Dlaczego miałaś same białka, a źrenic i tęczówki nie było widać? — Nawijał, jak katarynka.

— Spokojnie — poklepała go delikatnie po ramieniu. — Jeżeli twój język będzie ciągle tak pracował i nie da mi nawet szansy dojść do głosu, nie dziw się, że nic ci nie wyjaśnię — zrobiła zamyśloną minę.

Newt spojrzał na nią zmartwiony. W jego minie można było poznać, że nie wie, co ma o tym wszystkim myśleć. Chłopak położył swoją dłoń na jej ramieniu.

— Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? — Szepnęła zmartwiona.

— Jeśli to będzie bardzo istotne dla ucieczki z Labiryntu, będziemy musieli to w końcu powiedzieć... Jednak jeśli nie będziesz chciała teraz, nie zrobię tego — Newt obdarzył ją uśmiechem.

— Dziękuję — mruknęła Remeny. — Mam wspomnienia, tak mogę to po prostu ująć.

Blondyn zrobił zdziwioną minę, jednak nie odezwał się. Zaczął zdziwiony wyciągać przed siebie dłonie, po czym znów przysuwać je do siebie. Następnie miał chwilową fazę, gdzie odginał palce, spoglądał na nie z zaciekawieniem i znów zaginał.

— Czekam aż kontynuujesz! — Powiedział w końcu, a jego ręce wystrzeliły do góry z szybkością torped. — Nadal mi nie wyjaśniłaś, co się działo podczas twojego pobytu w równoległej rzeczywistości.

— Nie była to równoległa rzeczywistość — poprawiła go, przy okazji kiwając palcem w geście mówiącym jakbym była nauczycielką już dawno byś zarobił pałę. — Zgaduję, że było to coś na wzór wspomnienia. Przebłysku z przeszłości. Takie deja vu, związane z jakimś wydarzeniem z rzeczywistości.

— Opowiesz, co tam się działo? — Zmarszczył czoło i brwi, przez co (a raczej dzięki czemu) zaczął wyglądać niczym szczeniaczek proszący o rzucenie piłeczką. — Naprawdę ci obiecuję, że nikomu nie powiem... — położył swoją dłoń w miejscu, gdzie znajdowało się jego serce.

Remeny zaczęła powoli i dokładnie opowiadać przyjacielowi, co się działo podczas tego dziwnego transu. Nie chciała ominąć żadnego szczegółu, więc czasami przestawała mówić, by skupić myśli na konkretnym momencie. Zazwyczaj w takich miejscach kładła swoją dłoń na brodę, szczypiąc ją delikatnie, a Newt komentował historię paroma słowami typu ciekawe, to ma sens, w sumie, chyba zaczyna mi coś świtać (nie, nie świtało), naprawdę tak reagowałaś na małą siebie?, byłaś ciekawskim dzieckiem... Najróżniejszych środków stylistycznych w jego wypowiedziach zabraknąć nie mogło. Newt był idealnym słuchaczem. Takim, który wpatruje się zaciekawiony przez cały czas, a w odpowiednich momentach wzdycha, unosi wysoko brwi, śmieje się z komentarzy na temat małej Niej, wyraża zdziwienie bądź podziw. Bowiem wspomnienie było rzeczą nienaturalną w tamtym miejscu, a tym bardziej w tym czasie...

— I wtedy weszłam do pokoju z zamkniętymi oczyma — kontynuowała Remeny. — Na serio, byłam wkurzona na małą mnie! Kurde, jak ja mogłam ich od razu nie otworzyć! Teraz by było z buta wjeżdżam i cześć małolaty, jestem waszą nową boginią! Mówcie od dziś na mnie Hel, wasza nowa bogini siejąca postrach i zgubę!

— Boże, jesteś genialna! — Chłopak zaśmiał się ze słowa na stronie, co do całego wspomnienia. – Naprawdę, nie wiem, skąd masz takie dziwne pomysły, co do twoich decyzji, gdybyś była teraz w tamtych czasach!

— Jakoś tak mi przychodzą na myśl — wzruszyła ramionami. — Byłam naprawdę ułomnym dzieckiem... Taka upośledzona wersja mnie, wyobrażasz to sobie? — Uniosła lewą brew do góry.

— Naprawdę może być gorzej, niż jest teraz?

— Ej! — Pisnęła zdenerwowana, po czym zaczęła żywo gestykulować rękoma ponad swoją głową. — Jak ty w ogóle śmiesz, zwykły śmiertelniku, podważać słowa bogini Hel, pani śmierci! Jestem wysoko nad tobą! Jestem twoim największym koszmarem! Nie masz prawa mnie poniżać, bo inaczej ześlę na ciebie największe koszmary i umrzesz w strasznych męczarniach!

— W takim razie ja jestem Lokim i już mi nie podskoczysz, maleńka — Newt wyraźnie dumny z siebie zaczął suszyć swój piękny i biały zgryz.

— Dupek — warknęła, zgrzytając zębami. — Wracając! — Powiedziała zbyt wysokim głosem, celowo drażniąc uszy chłopca, który zaczął rozmasowywać głowę. — Nagle usłyszałam głos... Wyraźnie było słychać, że jest to jakieś małe dziecko. Głosik podpowiadał, bym się nie bała i otworzyła oczy. A co zrobiłam mała ja? Wywaliłam się na podłogę...

Chłopak zaśmiał się po części ostentacyjnie, po części szczerze. Szatynka zaczęła go dusić wzrokiem, co wyraźnie zaczęło pasować do jej nowego wizerunku bogini śmierci.

— Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam małego knypka. Wiesz, jakieś metr trzydzieści wzrostu, brązowe oczy i słomiane włosy. Taak, nachylałeś się nade mną, panie wielkie ciacho, przez chwilę, po czym zechciałeś pomóc mi wstać. Wiesz, niby nic, a jednak już mały gest świadczący o tym, że byłeś jednak wychowanym gnojkiem — teraz ona się wyszczerzyła, patrząc na to, jak Newt wywraca oczami. — Mała Remeny postanowiła zakochać się w podłodze i wziąć z nią ślub, gdyż zechciała zapoznać miłość swego życia z małym Newtem. Mały blondasek usiadł koło małej szatynki i razem wymienili parę zdań. Taa, parę zdań — wykonała teatralny gest ręką świadczący o tym, że mdleje. — To był ewidentny, ostry podryw z twej strony!

Newt nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem tak głośnym, że na drugim końcu Strefy musieli go usłyszeć. Remeny jedynie cicho zachichotała, jak na kobietę z zasadami przystało. Gdy jej towarzysz się uspokoił, szatynka kontynuowała:

— Po chwili przedstawiliśmy się sobie i podaliśmy ręce... I na tym się skończyło. Tak samo, jak zostałam przetransportowana do tamtego miejsca, tak samo się z niego wydostałam. Wydaje mi się... ale to tylko moja teoria! Wydaje mi się, że poprzez dotyk wracają mi powoli wspomnienia. To nie było pierwsze — na to słowo Newt zrobił klasyczny wytrzeszcz, ale dłonią ponaglił, by Remeny kontynuowała. — Tak samo pamiętałam, jak przedstawiałam się z tamtą dziewczyną oraz Thomasem — postanowiła nadal nie zdradzać imienia Teresy. — Tylko wtedy... wtedy nie usłyszałam mojego imienia. Jedynie coś trzeszczało... Takie, hmm... Zatarcie! — Pstryknęła palcami na znak, że odnalazła odpowiednie słowo.

— Wiesz, dlaczego tak się stało? — Zmarszczył ponownie czoło, a lewą dłoń przyłożył sobie do ust.

— Nie, jednak mam teorię — obdarzyła go uśmiechem. — Wydaje mi się, że to zależy od rodzaju wspomnienia... Wiesz, tamte były naprawdę krótkie. Trwały maksymalnie pięć minut głównej akcji... Wiesz, nie licząc czekania! Natomiast w tym akcja ciągle trwała, nie wliczając jazdy autem. Najpierw tamten dziwny facet, rozmowa o tej całej Avie, a później ty... Mam wrażenie, że jest swego rodzaju siła w każdym wspomnieniu. Przed Labiryntem miałam z wami jakieś kontakty. Zacieśniałam więzy... Zgaduję, iż kiedy kontakt był bliższy, lepiej znałam drugą osobę, wtedy wspomnienia z nią będą dokładniejsze.

— To ma sens — mruknął Newt. — A teraz zbierajmy się, musimy już pójść do wnętrza Strefy.

Nastolatek wstał i wystawił rękę do Remeny. Szatynka ufnie ją objęła, a po chwili stała obok nowego przyjaciela. Kiedy ten miał już zacząć odchodzić, Remeny złapała go za przedramię. On tylko w odpowiedzi uniósł obie brwi do góry.

— Mam prośbę — szepnęła niemal niesłyszalnie.

— Mów, rusałko.

— Obiecaj mi, że odprowadzisz mnie bezpiecznie do hamaku. Boję się...

— Obiecuję — odpowiedział, przyciągając ją do siebie tylko po to, by ją obiąć. — Obiecuję ci, że przy mnie już nigdy więcej nie spadnie ci ni włos z głowy... Będziesz bezpieczna. Musisz być bezpieczna...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Zmieściłam się! Jest jeszcze niedziela, nie ma poniedziałku! Zdążyłam z rozdziałem w tym tygodniu? Zdążyłam! :D
A tak na serio, to przepraszam, że nie wstawiłam go wcześniej, jednak po prostu nie miałam weny ;-; Dopiero dziś o 21 nabrała mnie ochota na napisanie czegokolwiek i zrobiłam to! Yeey :D
Następny rozdział pojawi się jutro, bądź pojutrze. Obiecuję, iż będzie dłuższy (mam w planach zrobienie na jakieś 4 strony w Wordzie, więc będzie gorąco! xD)

Dziękuję za prawie 13 tysięcy wyświetleń! Naprawdę, nawet nie wiecie, jaka to motywacja! <3
A ilość głosów... Boże, po prostu nie wiem, jak mam się Wam odwdzięczyć... Naprawdę...
W sumie wiem! Będę się starała pisać rozdziały zawsze na poniedziałek! :P

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top