Rozdział V
Dziś postanowiłam iść do chłopców.
Ferie jeszcze trwały, a wszyscy byli już zdrowi.
Postanowiłam uszczęśliwić rudego i kupić mu lustro. Ma ich miliony, ale będzie zadowolony.
Uratował mi w końcu życie, nie?
Kupiłam także coś dla Edda, był to szkicownik w kształcie butelki Coli. Nie jest za poręczny, ale zawsze można tu pisać. Po tamtych zdarzeniach zapomniałam mu oddać czapki, więc ją także wzięłam.
Szłam powoli w stronę internatu. Buty miałam całe mokre. Głupie błoto. Najchętniej złapałabym tą wodę z piaskiem i udusiła. Nie możliwe, ale kto mi zabroni pomarzyć?
Lekko uchyliłam drzwi internatu. Starsza pani, która widziała mnie już nie raz, posłała mi uśmiech. Tord z Tomem mieli rację, że jest ona niezłą suką. Nie widać tego po niej, ale w środku znajduje się jej diabeł.
Wytarłam buty o wycieraczkę i poszłam w stronę pokoju chłopaków. Oznajmili, że nie muszę pukać, tylko bez pytania wchodzić do środka. Jak kazali, tak zrobiłam.
Na środku pomieszczenia stał Edd z nieznaną mi do tej pory kobietą oraz mężczyzną.
- Dzień Dobry - powiedziałam i ściągnęłam z siebie kurtkę oraz buty.
Edd popatrzył się na mnie z radością.
Pociągnął mnie w stronę dwóch nieznanych mi osobników.
- Więc, mamo i tato...To jest moja dziewczyna! - powiedział.
Co ty właśnie powiedziałeś Edd? Popatrzyłam się na niego, a potem na jego rodziców.
Chłopak zerknął na mnie z politowaniem.
Musi być coś na rzeczy, więc... Raz grozi śmierć. W sumie, nie grozi, to tylko Edd.
Złapałam chłopaka za rękę i oparłam się głową o jego ramię.
Na twarzach jego rodziców pojawił się wielki i promienny uśmiech.
- Nie będziemy wam przeszkadzać - zaczęła jego matka - My już uciekamy, a wy róbcie, co chcecie.
Dwoje osobników wyszło z pokoju chłopaków.
Puściłam rękę Edda i postawiłam głowę do pionu.
- Co to miało być? - mruknęłam lekko zła.
- Myślą, że jestem gejem, bo mieszkam z chłopakami - wytłumaczył - Byłaś ratunkiem!
Cicho zachichotałam.
- Nie jesteś zła? - dodał.
- Jasne, że nie - powiedziałam - Mam coś dla ciebie i rudego.
- Ale nie musisz... Każdy by ciebie uratował.
Dałam chłopakowi prezent. Od razu się rozpromienił.
- Jeju, dziękuję! - krzyknął zadowolony.
Rozejrzałam się po pokoju.
- A gdzie chłopaki...? - spytałam i przerwałam radość szkicownikiem brązowookiemu.
- Tom w barze, Tord poszedł po mangę, a Matt powinien zaraz przyjść.
W tym samym momencie przyszedł rudy.
- Hejka __! - krzyknął zawsze uśmiechnięty narcyz.
- Cześć! - miło odpowiedziałam - Mam coś dla ciebie za wyciągnięcie mnie z tej wody.
- Nie musia- dałam mu prezent - Lustro!
Rudy zaczął piszczeć z radości. Mocno mnie przytulił.
- Jest takie nieziemskie jak ja! - wykrzyczał.
- Cieszę się, że Ci się podoba.
~🐈~
Byliśmy już wszyscy. Tom był lekko wstawiony, ale można było z nim nawiązać jakikolwiek kontakt.
- Więc, co robimy? - mruknęłam.
- Ma ktoś jakieś pomysły? - dodał Edd.
Chłopaki wytężyli swoje mózgi.
- Wiem! - zaczął Tord - Zagrajmy w butelkę!
Każdy spojrzał się na Torda.
- Posrało? Twoje wyzwania są pojebane! - warknął Tom.
- Ale przynajmniej się nie będziemy nudzić - dodał rogacz.
Tom umilkł, a Tord głupio się uśmiechnął.
- Dawaj butelkę.
Czarnooki podał niechętnie butelkę czerwonemu.
Usiedliśmy wszyscy w kołu.
- Kto kręci? - zapytałam dość niepewnie.
- Ależ jasne, że ty - powiedział Tord - Jesteś tutaj gościem.
~🐈~
Zakończyło się na tym, że Tom ma wytrzymać do końca miesiąca bez alkoholu, Tord musiał spalić swoją nową mangę, Matt potłukł jedno ze swoich luster, a Edd wylał swoją bekonową Cole do toalety.
Czerwony zakręcił butelką i wypadło na mnie.
- Wyzwanie - przeszkodziłam rogaczowi zanim cokolwiek powiedział.
Chłopak chwilę pomyślał, po czym uśmiechnął się głupio. Będzie to coś złego.
- Pocałuj Edda w usta.
Czekaj, co? Lubię go, ale nie zamierzam się całować! Chce zostawić moje usta dziewicze dla tego jedynego.
- Inaczej będziesz mi usługiwać przez cały długi tydzień - dodał zadowolony.
Przełknęłam ślinę. Zrobi on ze mnie:
"Przynieś, podaj, pozamiataj"
Nie dam się! Pocałuje Zielonego.
- Czyli wolisz mi usługiwać? - zapytał zanim zaczęłam swoją wypowiedź.
- Pocałuję Edda - mruknęłam, a brązowooki stał się czerwony.
Przysunęłam się do chłopaka. Odwrócił on swoją twarz w moją stronę. Zaczęłam powoli zbliżać swoje usta do jego, aż nagle...
Zadzwonił mi telefon.
Wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam. Była to mama.
- Wracaj do domu. Mam ważne wezwanie do pracy - powiedziała w pośpiechu i się rozłączyła.
Odłożyłam telefon.
- Muszę wracać - mruknęłam.
- Tak szybko? - wybełkotał smutno Matt - Nudno jest bez ciebie.
- Jeśli nie sprawiam problemów, to mogę wpaść i jutro.
Chłopaki pomachali radośnie głowami na "tak".
- No to jesteśmy umówieni - wstałam od towarzystwa, które siedziało na podłodze i powoli zaczęłam się ubierać.
- Odprowadzić Cię __? - powiedział Zielony.
Chciałabym być przy nim... Znaczy! Chcę, tak chcę!
- Tak - uśmiechnęłam się do Edda, a on to odwzajemnił.
~🐈~
Szliśmy w stronę mojego domu. Panowała pomiędzy nami cisza. Jednak ta cisza była wspaniała przy Zielonym. Wiatr lekko wiał, przez co jego włosy wyglądały jeszcze śliczniej.
Patrzyłam się na niego.
Zauważył to.
- Mam coś na twarzy? - powiedział i popatrzył się na mnie.
- Nie, nie - zachichotałam - Tak jakoś się zamyśliłam.
Chłopak uśmiechnął się do mnie i mogłam zobaczyć jego lśniące i równe ząbki.
Ustaliśmy przed moim domem. Podeszłam do Edda i go przytuliłam.
- Dzięki - wymruczałam.
- Nie ma za co - powiedział i przytulił się do mnie
.
Był on bardzo ciepły. Mogłam w tym uścisku trwać wieki.
Oboje odkleiliśmy się od siebie, a nasze twarze przybrały koloru czerwonego.
- To ja spadam - rzekł speszony.
- Cześć - powiedziałam nadal będąc czerwona - Do jutra?
- Tak, do jutra! - szybko odszedł w swoją stronę.
Otworzyłam drzwi kluczem i wpadłam do środka. Zamknęłam je oraz szybko się rozebrałam. Wbiegłam do swojego pokoju i z impetem rzuciłam się na łóżko.
Czy ja właśnie zakochałam się w chłopaku, którego znam niecałe kilka tygodni?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top