Rozdział IX
Minął miesiąc od wytajnienia naszych uczuć. Nie owijajmy w bawełnę, jestem z Eddem. Chodzimy za rączki i te inne sprawy. Szczerze, to nie widziałam siebie w takiej sytuacji.
Dzisiejszego dnia, Edziorno, miał przedstawić mnie swoim rodzicom.
Tak oficjalnie.
Stresowałam się tym faktem wraz z zielonym, gdyż ma on dość wymagających rodziców.
Akcje ze mną w akademiku wytłumaczył, więc dalej uważali, że jest gejem.
Przynajmniej ja wiem teraz, że nim nie jest, no ale nie o tym.
Edd wykazał się kreatywnością i napisał cały plan przybycia do jego rodziców. Mieliśmy na nią opisaną każdą minutę oraz sekundę spotkania. Nie było innej opcji, by wszystko się udało.
Edd zapinał moją sukienkę.
- Wyglądasz tak śliczne, że aż bym cię schrupał - powiedział i ucałował moją szyję.
Moja twarz oblała się rumieńcem.
- No już nie przesadzaj - wymamrotałam.
Chłopak spojrzał na zegarek.
Wskazywał on osiemnastą czterdzieści pięć.
- Mamy jeszcze piętnaście minut - mruknął.
Założyłam naszyjnik, którego dostałam na walentynki od zielonego.
- Możemy powoli jechać, nie? - zapytałam.
- Tak, ale Twoja mama serio nie ma nic przeciwko, by nas tam zawieźć?
- Nie. Nawet nie dopytywała się o szczegóły. Przez pracę stała się taka nieobecna.
- Ale wiedz, że robi to dla ciebie. Zarabia pieniądze, byś mogła mieć lepszy start w przyszłości.
- W sumie racja.
Przeczesałam swoje włosy.
- Lepiej się zbierajmy - mruknęłam.
- Dokładnie.
~🐈~
Moja matka zawiozła nas przed dom rodziców mojego partnera. Skrzywił się na widok tego miejsca.
- I pomyśleć, że od wakacji będę z nimi mieszkał za granicą - wymamrotał.
Tłumaczył on, że nie przepada za swoimi rodzicami. Mówił, że gdyby mogli, to trzymali by go w domu pod kluczem oraz jakby nie poznał chłopaków, siedział by w tym gigantycznym i bogatym domu.
Ja pierdziele, jak można mieć tyle kasy?
Zielony niepewnie zadzwonił do drzwi. Rozegrała się dookoła donośna melodia dzwonku.
- Zawsze się go bałem - powiedział Edd by rozluźnić atmosferę. Udało mu się.
Drzwi momentalnie się otworzyły.
Przed nami stała kobieta, którą ujrzałam już w internacie. Miło się do nas uśmiechnęła.
- Dobry wieczór - powiedziałam wraz z Eddem.
- Witajcie - odpowiedziała kobieta i przesunęła się ze swojego miejsca - wchodźcie.
Posłusznie weszłam do środka wraz z partnerem.
Zdjął on ze mnie kurtkę oraz powiesił ją na wieszak. Poczekałam chwilkę, aż sam się rozbierze. Gdy skończył daną czynność, ustał obok mnie, a jego matka, która wszystko obserwowała, lekko się uśmiechnęła.
- Zapraszam, mamy zrobioną kolację.
W jej głosie można było odczuć ekscytację. Edd nachylił się do mnie.
- Już się boję.
~🐈~
Poszłam z brązowookim oraz jego rodzicielką do jadalni. Gdy Edd wszedł do środka, opadła my szczęka. Nie ukrywam, mi też.
Przy stole siedział niejaki...
Eduardo wraz z rodzicami.
Zielony zrobił się blady, a jego znienawidzony kolega uśmiechnął się chytrze.
- Co on tu robi? - spytał Edd.
- Niegrzeczny jesteś - zganiła go surowo matka - Będziemy omawiać sprawy biznesowe.
Zielony wstrzymał powietrze.
- Dobrze - powiedział z trudem.
Wszyscy usiedliśmy przy stole.
Siedziałam naprzeciwko kochanego kolegi ~ Eduardo.
Wszyscy zaczęli jeść. Ojcowie ze sobą rozmawiali. Niepokoił mnie fakt, iż kolega, co chwile spoglądał mi w biust. Czułam się bardzo niezręcznie.
- Więc, jak się nazywasz wybranko Edda - powiedział ojciec brązowookiego.
- Jestem __, miło mi - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
Po tym zaczął się temat, jak bardzo pasujemy do siebie.
Mi i Eddowi się to nie podobało, gdyż tak bardzo to słodzili, że zaczęło to mdlić.
Po jakimś czasie wrócili do rozmów w sprawie roboczych, a ja z Zielonym rozmawialiśmy pomiędzy sobą.
- Mówię, że są tacy... No - wymamrotał chłopak.
- Nie są tacy źli - powiedziałam.
- Oni nas akceptują, bo nie chcą, żebym był tym gejem.
- Ty tylko o tym.
- Bo tak mnie widzą.
Zachichotałam wraz z partnerem.
- Słodko się śmiejesz - rzekł ze swoim uśmiechem.
- Ty też, Edek.
Wszystko było fajne, dopóty nie poczułam cudzej nogi ocierająca się o moje. Wzdrygnęłam i popatrzyłam przed siebie.
Eduardo głupio, ale łobuziarkso się uśmiechał.
Postanowiłam to olać i wróciłam do ciekawszej rozmowy z Zielonym.
Poczułam znowu te cholerne nogi!
Wstałam ze swojego miejsca.
- Proszę wybaczyć - zaczęłam - Muszę do toalety.
- Edd, zaprowadź __ - powiedziała jego matka i wróciła do rozmowy.
Edd wstał wraz ze mną i zaczął ciągnąć do łazienki.
~🐈~
- Co to było? - mruknął sadzając mnie na pralkę.
- Ten frajer Eduardo mnie podrywa!
Chłopak zarechotał.
- Ale ja nie żartuje.
Jego mina zwiędła.
- Tą swoją obleśną kośpyrą* dotykał mnie po nogach.
- No mówiłem Ci, jesteś ładna.
Posłałam Eddowi wzrok wyrażający Rafaello, znaczy, więcej niż tysiąc słów.
Mój Edek głupio się uśmiechnął.
- Następnym razem jak Ciebie dotknie, spojrzy, to mów.
Przytaknęłam.
- No to wracajmy do stołu.
~🐈~
Siedzieliśmy znowu wszyscy przy stole. Co jakiś czas szturchałam zielonego, gdyż Eduardo musiał pokazać w jakim stopniu, jak bardzo się mu podobam.
Okropnie mi się nudziło!
Słuchanie ciągle o zyskach i pracy, no i zyskach, sprawiało mnie w totalne zanudzenie.
Przymknęłam oczy ze zmęczenia.
- To jak, robiliście to już? - z zamysłów wyrwał mnie głos ojca Edda.
Momentalnie otworzyłam oczy i spojrzałam się na Zielonego. Był strasznie zakłopotany.
- Nie ma się czego wstydzić - uprzedził ojciec - Mam nadzieję, że używałeś prezerwatywy.
- Tatusiu, do niczego nie doszło - wymruczał zły Edd.
- Ale to nie jest wstydliwe.
Chłopak posłał mi spojrzenie:
"Wkurwia mnie".
Cicho zachichotałam.
- Naprawdę, do niczego nie doszło. Tylko buziaki - mruknęłam dalej cicho się śmiejąc.
- Dobrze i tak wiem, że kłamiecie.
Mój partner totalnie się zirytował.
Wstał i popatrzył na wszystkich.
- Na nas czas - mruknął i postawił mnie do pozycji stojącej.
Pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi. Wziął moją oraz swoją kurtkę.
Wyszłam z nim z domu.
- Nienawidzę ich - wysyczał przez zaciśnięte zęby
.
- Dalej to Twoi rodzice.
- I tak ich nienawidzę.
~🐈~
Wracałam z chłopakiem do domu. Tym razem, ja go odprowadzałam, gdyż było po drodze.
- Eduardo rozpowie to w szkole - powiedział przygnębiającym tonem Edd.
- Nie myśl o takim idiocie - mruknęłam, a on się rozpromienił.
Byliśmy u progu akademiku. Chłopak ucałował moje czoło.
- Kocham Cię - powiedział i doprowadził moje włosy do wielkiego nieładu.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam i także sprawiłam na jego włosach tornado.
Przytuliliśmy się do siebie.
- Widzimy się w szkole - powiedział.
- Widzimy się w szkole.
~~~~
*Inaczej noga.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top