8

Po jakże fascynującej rozmowie w salonie po schodach wdrapałam się na górę i weszłam do "mojego" pokoju. Muszę przyznać, że ten pokój jest o wiele lepszy niż ten który mam w domu. Pewnie dlatego, że Harris jest bogaty a moja ciocia i wujek nie. Ale nie mogę narzekać. Kocham ich całym sercem. Z szafki wyjęłam piżamę którą ostatnim razem tu zostawiłam. Ruszyłam w stronę łazienki. Zmyłam makijaż i rozebrałam się. Wzięłam szybki prysznic i wytarłam się w puchowy ręcznik który leżał na pralce. Ubrałam moją piżamę i wyszłam z łazienki. Szybko wskoczyłam do łóżka i przykryłam się kołdrą.

Zaczęłam myśleć nad tym wszystkim. Nad pocałunkiem, łagodnością Harris'a ogólnie nad całym tym cyrkiem. To wszystko jest chore. Jeden wielki film w którym znalazłam się ja. Po co komuś jestem ja? Czy Shawn musi pakować się w takie gówna? Zawsze musi być taki "niegrzeczny"? Boję się, że zrobią coś mi albo jemu. Martwię się nawet o Harris'a. I może mnie wkurza, ale jakby nie patrzeć to dzięki niemu nas nie zobaczyli. Kto wie co by się stało gdyby mnie nie pocałował. Mogli coś mi zrobić. Może Drake nie dałby rady ich pokonać. W sumie bardzo dobrze całuje. Z chęcią dałabym mu się znowu pocałować. SCARLETT CO TY PIERDOLISZ?!Zaczyna mi odbijać. Choć co mam tu kurwa ukrywać. Jest cholernie przystojny a całuje wręcz perfekcyjnie. O Jezu Sky to jest chore. Poduszka na której leżałam teraz znajdowała się na mojej twarzy.

-Sky jesteś zjebana - powiedziałam sama do siebie i zaczęłam uderzać poduszką o moją twarz. Po paru sekundach odłożyłam ją na bok. Nagle usłyszałam hałas na balkonie. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam coś ciemnego. Kontur ciała. Szybko podniosłam się z łóżka i pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je i wylądowałam na korytarzu. Weszłam do pierwszych drzwi po prawej. Zaczęłam głośno dyszeć a w moich oczach pojawiły się łzy.

-Co się kurwa dzieje? - powiedział zaspanym głosem Drake, ale kiedy zobaczył w jakim jestem stanie zerwał się z łóżka i szybko do mnie
podbiegł- Co się stało Sky?- spytał i wziął mnie w swoje ramiona. Wtuliłam się w niego.

-Ktoś tam jest...- powiedziałam cichutko w jego ramię. Parę łez jeszcze spływało po moich policzkach.
Chłopak poprowadził mnie w stronę łóżka i kazał na nim usiąść.

-Sprawdze to poczekaj tu - Harris obrócił się, ale ja szybko złapałam go za dłoń.

-Nie zostawiaj mnie - strasznie się bałam. Nie chciałam być sama.

-Dobrze - chłopak położył się na łóżku obok mnie. -No chodź przytul się - rozłożył swoje ramiona i zachęcił mnie swoim ciepłym uśmiechem. Niepewnie przytuliłam się do niego. Nadal się bałam, ale nie tak jak na początku i zaczęłam się krępować jego obecnością.- Trzęsiesz się. Już jest dobrze przy mnie nic ci się nie
stanie - pocałował moją głowę.

-Nie zabiją mnie?- zdałam mu dosyć głupie pytanie, ale on się nie zaśmiał.

-Obiecuje, że nic nigdy ci nie zrobią. A teraz idź spać - przyciągnął mnie do siebie bliżej. Zamknęłam oczy a w mojej głowie nadal brzmiały jego słowa:"Obiecuję, że nic nigdy ci nie zrobią" i z tymi słowami zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top