5

-Dobra Drake, czyli udajemy parę tak?- spytałam już chyb z czwarty raz. Jest poniedziałek, a Harris właśnie odwozi mnie do szkoły. Siedzę z nim w jego czarnym Lamborghini i muszę przyznać, że robi wrażenie.

-Tak Scar - zaśmiał się Drake. On był rozbawiony tym wszystkim ja nie do końca.

-Nie mów do mnie Scar! - wydarłam się. Strasznie tego nie lubię, a on dobrze o tym wie.

-Och uspokój się Scar. Złość piękności szkodzi - zaśmiał się, parkując przed moją szkołą. Wychodzę szybko z auta i podchodzę do Megan, która już na mnie czeka.

-No niezle Holmes widzę, że ten weekend był dla ciebie bardzo dobry - śmieje się Meg, a ja prycham. I ten dzień mógłby zapowiadać się fajnie, gdyby nie Madison i jej przyjaciółki.

-O i jest nasza ofiara losu. Nawet rodzice jej nie chcieli w domu - zapiszczała, a ja zacisnęłam pieśni.

-Zamknij ryj ty tania zdziro - odparłam przez zaciśnięte zęby.

-I mówisz to ty ? To ty dałaś dupy Chrisowi - o nie ty suko! Ja mu nie dałam dupy!

-To ciebie zaliczyło pół szkoły Madison !- chciałam się na nią rzucić, ale czyjeś silne dłonie zatrzymały mnie, przytulając do swojego torsu.

-Hej skarbie zapomniałaś telefonu - usłyszałam głos Harrisa koło mojego ucha. Podał mi mojego białego Huawei'a . -A to, co to jest?- spytał, pokazując palcem na Madison i jej przyjaciółki. Meg zaśmiała się, a ja uśmiechnęłam.

-To tani plastik z Chin - odparłam, a Drake zaśmiał się.

-Oj kochanie nie obrażaj Chin - teraz to ja lekko się zaśmiałam. - Dobrze to ja już będę spadał - pocałował mój policzek, a po moim ciele przeszedł przyjemny prąd.

-Harris kochany Harris. Co ty robisz z tą sierotą?- zakpiła Madison, a ja zacisnęłam pięści.

-Chodzę Madison, chodzę. A teraz muszę iść, bo umówiłem się z chłopakami. Pa Sky - pocałował mój kącik ust i klepnął w tyłek. Głupio się uśmiechnął i ruszył w stronę swojego czarnego Lamborghini. Oj dostanie za to w ryj. Obiecuję. Choć w końcu powiedział na mnie Sky, a to już coś.

-Chodź Sky, zanim ta szmata popsuje nam resztę dnia- moja przyjaciółka pociągnęła mnie za rękę i obie ruszyłyśmy w stronę szkoły. Weszłyśmy do budynku. Codziennie to samo. Te same durne twarze, ci sami nauczyciele. Marnujemy czas w tej szkole. Ciągle słuchamy tego, jacy jesteśmy źli. A może by tak nas pochwalić? Powiedzieć, że coś wyszło? Mało jest takich nauczycieli w szkole, którzy potrafią to powiedzieć. Większość przychodzi tu, bo musi. Zero pasji czy powołania. I po co tacy ludzie? Nawet nie zauważyłam, kiedy podszedł do nas Jayden, Jack i Sam. Dziewczyna podeszła do nas i mocno przytuliła.

-Jak wam minął weekend dziewczyn?- Sam to dziewczyna, której zawsze wszędzie jest pełno. Z nią nie da się nudzić. Z chłopakami i Megan zresztą też nie da się nudzić.

-A bardzo dobrze - odpowiedziała Meg, patrząc na mnie z głupim uśmieszkiem, który zauważyła też Sam.

-Scarlett gadaj o co chodzi - dziewczyna była strasznie zaciekawiona.

-Więc Sky chodzi z Harrisem - powiedziała Meg, a Sam zrobiła wielkie oczy.

-Z Drake'iem Harrisem? Z tym Harrisem? Z królem Califfornii?- Sam zaczęła zadawać pytania. Przewróciłam oczami. Czy tylko ja do niedawna nie wiedziałam kto, to jest?

-Właśnie z nim - odparła jej Megan. Druga dziewczyna spojrzała na nią, a potem na mnie. Już chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej Jack.

-Dobra laski mamy coś dla was - chłopaki wręczyli nam czarno-złote kartki. Spojrzałam na papier, który trzymałam w ręce.

-"Lucyfer"! Przecież to najlepszy klub w mieście! Jak?- byłam strasznie zdziwiona tym, że udało im się zdobyć wejściówki.

-Mamy swoje sposoby. Impreza jest dzisiaj o 22:00. Przyjdziemy po was. To nasz dzień- Jayden miał rację. Nasz dzień w końcu nie zawsze idzie się na imprezę do takiego klubu. I nasza rozmowa trwałaby dłużej, gdyby nie to, że zadzwonił dzwonek. Biologię mieliśmy akurat wszyscy razem, więc całą grupą ruszyliśmy w stronę sali od biologii.

***********

O 15:20 pożegnałam się z wszystkimi i wyszłam ze szkoły. Zobaczyłam, że na parkingu czeka na mnie już Drake. Podeszłam do niego i od razu dałam mu w twarz.

-Ej! Za co to? - złapał się za lewy policzek, który zaczął robić się czerwony.

-Za to, że mnie pocałowałeś - odparłam, wsiadając do samochodu. Po chwili chłopak siedział już za kierownicą z czerwonym policzkiem.

-Wielkie halo to był tylko kącik ust - odpala silnik i wyjeżdża z parkingu.

-Ja po prostu nie jestem Madison - uśmiecham się do Harrisa.

-Wiem Sky, wiem - No no Drake są postępy, znowu nazwałeś mnie Sky brawo. - Co trzymasz w ręce?- spytał i wskazał na zaproszenie do klubu.

-Moi przyjaciele załatwili nam wejściówki do tego klubu "Lucyfer"- odparłam, chowając kartkę do torby.

- Idę z wami - powiedział, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę - No Scarlett mam cię pilnować.

-No dobra, ale jak chcesz się tam dostać? Nie masz zaproszenia, a tam bez niego nie wpuszczają - zauważyłam, a on lekko się zaśmiał.

- Lucyfer, czyli właściciel tego klubu to mój przyjaciel . Nie muszę martwić się o zaproszenie - no tak przecież to Drake Harris król Califfornii.

-Jest ktoś ważny kogo, ty nie znasz ?- spytałam ironicznie.

-Znam wszystkich - odparł z wielkim uśmiechem.

~~~~~~~~~~~~~
Hej kochani! Jak podoba wam się rozdział? Co myślicie o Madison? Piszcie w komentarzach i zostawcie gwiazdkę. Do następnego😘😘

Ps. Przepraszam za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top