27. Nie!

15 września
Jutro moja mama ma urodziny, więc zaprosiłam ją do siebie do Norwegii. Daniel specjalnie na tę okazję zrezygnował z udziału w konkursie Letniej Grand Prix w Rosji i został w kraju. Podobnie zresztą jak Kenneth, Johann i Celina.

- Kochanie, daj to. Pomogę ci.

Mama podeszła do mnie i zabrała mi talerze z rąk. Wszyscy tutaj traktują mnie jak jakąś niedołężną, a przecież to tylko ciąża, tak? To nie choroba...

- Dam sobie radę - zaczęłam protestować, ale po chwili poczułam jak unoszę się w górę.

No tak. Nawet mimo mojego obecnego stanu Tande nadal nosił mnie na rękach. Gangnes zresztą czasem też. Cieszę się przynajmniej, że jakoś się dogadali... Na początku mój brat gdy tylko dowiedział się o tym, że ja i blondyn będziemy mieli dziecko chciał zabić mojego chłopaka. Obyło się na szczęście bez żadnych poważnych awantur.

No a obecnie przygotowujemy obiad.  Bez żadnych specjalnych okazji, ponieważ mama ma urodziny jutro. Oczywiście mój ojciec, a co z tego wynika również ojciec Gangnesa też został zaproszony, ale miał jakiś ważny wyjazd służbowy, więc nie da rady przyjechać.

- Lekarz mówił, że masz odpoczywać... - odezwał się Tande i posadził mnie na kanapie.

- Według twojego rozumowania to cały dzień mam siedzieć i nic nie robić, tak? - spytałam, zakładając ręce na piersi i spojrzałam na niego z ukosa.

- Dokładnie kochanie - posłał mi szczery, szeroki uśmiech po czym uklęknął przede mną i położył dłonie na moim bardzo widocznym brzuchu.

- Już się nie mogę doczekać naszego małego Tande juniora - pocałował mnie czule w brzuch co sprawiło, że westchnęłam.

Tak, będziemy mieć chłopca. Blondyn ubzdurał sobie, że to będzie mały Tande junior, ale na imię Daniel się nie zgodziłam. Zamiast tego mały będzie nazywał się Sven. Zawsze chciałam nazwać tak dziecko...

- Zapraszam do kuchni - w drzwiach do salonu stanęła moja mama, a na nasz widok tylko szeroko się uśmiechnęła.

Naprawdę cieszyłam się, że zaakceptowała Daniela oraz moją ciążę. Jej wsparcie było mi teraz potrzebne, a o wychowaniu dzieci wiedziała chyba więcej niż ja, prawda?

- Weź ją już zostaw - rzucił Kenneth kiedy pojawiłam się w jadalni. - Jak będziesz się o nią tak troszczył to w końcu uzna, że jesteś nadopiekuńczym debilem i cię zostawi - dodał, śmiejąc się cicho pod nosem.

- Zamknij się, frajerze - odparł Tande po czym odsunął mi krzesło, a sam usiadł obok.

Minutę później zjawiła się również Celina wraz z Johannem i małym Petterem. Dobra, wcale nie takim małym, bo już sporo podrósł. Ale dziecko to dziecko, tak?

- Sorry za spóźnienie - mruknął Forfang i niezdarnie wlazł do jadalni trzymając w jednej ręce jakąś wielką torbę, a w drugiej właśnie Pettera.

Wzbudził tym śmiech wszystkich dookoła, ale w końcu zajął miejsce, a sekundę później pojawiła się również Celina. Po krótkim przywitaniu się zabraliśmy się za obiad, który przygotowała mama.

- Brakowało mi tego jedzenia... - wymamrotałam cicho podczas jedzenia deseru, na który składało się pyszne ciasto czekoladowe z wiśniami.

- Twoje ulubione - zauważyła moja rodzicielka, uśmiechając się szeroko.

Właśnie w tym momencie Tande postukał w kieliszek i podniósł się z krzesła. Wszystkich zdziwił ten gest, jedynie mój brat siedział na swoim miejscu i szczerzył się jak debil.

- Chciałbym coś powiedzieć - zaczął blondyn, a następnie spojrzał w moim kierunku. - Natalie, jesteś najwspanialszą kobietą na tej ziemi. Kiedy tylko pojawiłaś się w tym domu wiedziałem już, że na dobre zagościsz w moim życiu. Byłaś taka piękna, cudowna, po prostu idealna - w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. - Wiem, że na początku byłem chamski, wredny, ale cieszę się, że i tak mnie nie olałaś.

Wszyscy słuchali go jak zaczarowani. Nie sposób było oderwać od niego wzrok, a ja wręcz rozpływałam się słysząc słowa skoczka. Po krótkiej przerwie podjął swój monolog.

- Kiedy pisałem do ciebie, a ty zaczęłaś się zwierzać zrozumiałem, że jestem skończonym dupkiem i na ciebie nie zasługuję. Wtedy też postanowiłem się zmienić, być lepszym dla ciebie - uśmiechnął się lekko w moją stronę. - Nawet nie wiesz ile cierpiałem kiedy wróciłaś do Stanów. Musiałem ściągnąć cię z powrotem, bo bez ciebie, Natalie, moje życie to pustka. Teraz w dodatku ogromnym szczęściem jest nasze dziecko, nasz mały Sven. I dlatego właśnie teraz, Nati, chcę cię o coś prosić. Chcę być kimś więcej niż tylko twoim chłopakiem. Chcę być twoim mężem, kimś kto będzie z tobą na zawsze.

Właśnie w tym momencie sportowiec uklęknął przede mną na jedno kolano, a z kieszeni czarnej marynarki wyjął małe, białe pudełeczko.

- Natalie Solberg, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną?

Kiedy to uroczyste pytanie wydobyło się z jego ust, otworzył pudełeczko, ukazując przy tym piękny pierścionek z białego złota. Zanim jednak zdołałam się odezwać poczułam jak coś mokrego ścieka po moich nogach.

- Cholera, nie! -krzyknęłam głośno, wprawiając tym w osłupienie wszystkich obecnych.

- Nie? - Tande był wyraźnie zdruzgotany moją odpowiedzią.

- Cholera, Danny, nie o to chodzi! - wrzasnęłam, zrywając się z krzesła. - Ja rodzę!

Parę sekund zajęło wszystkim ogarnięcie o co chodzi. Dopiero wtedy Kenneth rzucił się w moją stronę po czym wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę drzwi.

- Tande, prowadzisz - rzucił do blondyna, a nastepnie usiadł ze mną na tylnym siedzeniu samochodu.

- Dlaczego ja? To moja dziewczyna i...

- Zamknij się i jedź!

Blondyn już nie protestował tylko zapalił silnik i ruszył. Gangnes tymczasem cały czas trzymał mnie za rękę i uspokajał oraz nakazywał głębokie wdechy. Pięć minut później byliśmy na oddziale i lekarze od razu zabrali mnie na salę.

***

Obudziłam się nad ranem, słońce wpadało przez niedokładnie zaciągnięte rolety. Dobrą chwilę zajęło mi zrozumienie tego co się stało. Właśnie urodziłam. Teraz zaczęłam przypominać sobie, że rodziłam przez dobre 10 godzin, a później prawie od razu zasnęłam. Moje rozmyślania na temat porodu przerwał głos zza drzwi.

- Do cholery jasnej, chcę tam wejść! - Daniel darł się wniebogłosy; to chyba jeden z powodów, dla których już nie śpię.

Po chwili do sali wszedł mój ukochany a zaraz za nim wparował lekarz, mówiąc, że to jeszcze nie pora i tym podobne bzdury.

- Niech da nam pan chwilę - uśmiechnęłam się słabo i uniosłam na łokciach. - Proszę...

Medyk patrzył na nas przez parę sekund po czym westchnął ciężko, pokręcił głową i wyszedł, zostawiając nas samych.

- Jak się czujesz, kochanie? - skoczek usiadł na krześle obok łóżka i wziął mnie za dłoń.

- Dobrze - odparłam po prostu, a w tym samym momencie gdzieś z sali rozległ się płacz dziecka.

Tande natychmiast zerwał się na równe nogi i nie tyle podszedł, co podbiegł do małego łóżeczka, które stało w kącie. Na ręce wziął małe zawiniątko i zaczął leciutko nim kołysać, cicho śpiewając. To był tak słodki i rozczulający widok, że nawet się nie odzywałam. Trwało to parę minut, ale w końcu maleństwo zasnęło, a blondyn włożył mi do rąk mojego malutkiego synka.

- Jest taki śliczny... - udało mi się wykrztusić i pocałowałam chłopczyka w czoło.

- Tak jak jego mamusia - Norweg ponownie siedział na krześle i uśmiechał się w moim kierunku. - Kochanie... Więc jak będzie?

Widocznie musiałam nie zrozumieć o co chodzi, bo sportowiec tylko głęboko westchnął i spojrzał na mnie czule.

- Natalie, czy zostaniesz moją żoną? - spytał po raz drugi tego dnia, a ja już ze łzami w oczach pokiwałam głową.

- Tak, Danny. Oczywiście, że tak.

Słysząc te słowa Tande nachylił się nade mną delikatnie i musnął moje wargi swoimi. Jęknęłam cicho, gdy się odsunął.

- Na więcej musisz poczekać aż wrócimy do domu. Tak, od teraz będziesz mieszkać u mnie - dodał kiedy zauważył moją minę.

- Kocham cię - powiedziałam tylko, po czym wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

No i tak jakiś wyszło, że to już ostatni rozdział... Jesz że tylko epilog i koniec. Jeżeli pod tą częścią nabijecie dużo gwiazdek i komentarzy to być może w tym tygodniu pojawi się epilog nowego opowiadania. O ile jest ktoś zainteresowany... ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top