12. Musimy pogadać...
3 dni później
- Natalie, wstawaj! - usłyszałam krzyk brata nad swoim uchem. - Spóźnimy się przez ciebie! - wrzasnął znowu, a ja zakryłam twarz poduszką.
- Zamknij się, idioto... - wymamrotałam, ale on nie dał za wygraną. Ściągnął ze mnie kołdrę po czym wziął mnie na ręce i wyszedł na korytarz.
- Woah, no nieźle, nieźle... - usłyszałam głos Daniela.
Momentalnie się uspokoiłam i spojrzałam w kierunku Norwega. Świetnie. Nie dość, że obudzili mnie tak wcześnie to w dodatku Tande zobaczył mnie praktycznie w samej bieliźnie... Super...
- Spadaj idioto! - rzuciłam po czym wyrwałam się z objęć szatyna i zamknęłam się w łazience. - Będę gotowa za 15 minut!
W pomieszczeniu ochlapałam sobie twarz zimną wodą i jako tako doszłam do siebie po wczesnej pobudce. Była piąta nad ranem, a my o wpół do siódmej mieliśmy samolot do Niemiec, a stamtąd przesiadkę do Szwajcarii. Wzięłam szybki prysznic, zakręciłam włosy w drobne loczki po czym pociągnęłam tuszem po rzęsach i zrobiłam delikatne kreski. Włożyłam na siebie szare spodenki, jasnoróżową koszulkę na ramiączkach, a do tego czarne trampki i byłam już gotowa. Zeszłam na dół, wciąż ziewając i ciągnąc za sobą sporą czarną walizkę.
- No wreszcie się księżniczka ogarnęła... - usłyszałam mruknięcie dochodzące z kuchni i udałam się w tamtym kierunku. - Pij kawę i wyjeżdżamy - zarządził Tande, gdy tylko zobaczył, że stanęłam w progu pomieszczenia. - Ładnie ci w pastelowych kolorach i tych słodkich loczkach - uśmiechnął się szeroko,a pode mną prawie ugięły się kolana.
- Gdzie Gangnes? - spytałam mimochodem po czym usiadłam przy stole i upiłam łyk gorącego napoju.
- Pakuje walizki - skoczek obojętnie wzruszył ramionami. - Ja ci już nie wystarczam? - puścił mi oczko i oparł łokcie na stole, co sprawiło, że znalazł się bliżej mnie.
- Zamknij się w końcu - odparłam z trudem powstrzymując się od śmiechu. - Nie powinniśmy już jechać? To znaczy ja w sumie często się spóźniam, ale teraz to chyba niewskazane...
- Widzisz ile mogę się o tobie dowiedzieć podczas porannej kawy? - zadał retoryczne pytanie blondyn i już otwierał usta, aby coś dodać, kiedy do kuchni wszedł mój brat.
- Cholera jasna... - mruknął sfrustrowany. - Ile można na was czekać?
Spojrzeliśmy po sobie z Danielem i uśmiechnęliśmy się porozumiewawczo po czym wraz z szatynem wyszliśmy na dwór i wsiedliśmy do samochodu, który miał zawieźć nas na lotnisko.
***
Na szczęście nie spóźniliśmy się na odprawę i samolot wystartował zgodnie z planem. Myślałam, że nas tu zostawią, bo w końcu w ciągu niecałej godziny musieliśmy pokonać prawie 50 kilometrów, ale bez przeszkód dotarliśmy do portu lotniczego Oslo-Gardermoen. W maszynie miałam miejsce między Stjernenem a Tande co w sumie mi odpowiadało. Przynajmniej mogłam z kimś pogadać, ale jak się okazało to jedynie z blondynem, bo Andreas odpłynął zaraz po starcie.
- Nie mów mi, że masz zamiar czytać książkę - zaczął protestować Daniel, gdy zauważył, że z torebki wyciągam powieść. - Przecież będę się nudził...
- A to już nie jest mój problem... - odparłam, ze śmiechem. - Jakoś nie mam żadnych pomysłów jak ten czas spędzić - dodałam, otwierając lekturę na pierwszej stronie.
- Ale ja mam - skoczek poruszył brwiami i uśmiechnął się łobuzersko. - Mamy półtorej godziny i wiem, że ten czas można spożytkować bardzo przyjemnie.
Poczułam jak moje policzki zmieniają barwę na krwistoczerwoną. Nie chciałam się rumienić czy coś w tym stylu, ale jego słowa mnie do tego zmuszały... Nie odpuszczał. Miał humory jak baba w ciąży. Raz zachowuje się jak przyjaciel, mówi mi sporo o sobie, a innym razem znowu stara się mnie w usilny sposób poderwać. Jak teraz. To już zaczyna być nudne.
- Danny, coś ci już mówiłam... Nie chcę się w nic mieszać, jasne? - spytałam, patrząc na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Okay, okay. Nieważne... - podniósł dłonie w geście rezygnacji po czym wyjął telefon wraz ze słuchawkami i włączył muzykę.
Był niezbyt zadowolony z tego jaki obrót przybrała nasza rozmowa, a ja nie chciałam, żeby był zły ani nic w tym stylu, więc oparłam głowę na jego ramieniu. On tylko spojrzał na mnie nie za bardzo rozumiejąc, ale się nie odezwał. Ja natomiast uśmiechnęłam się pod nosem i zagłębiłam w powieści Tess Gerritsen.
***
Samolot zgodnie z planem wylądował w Niemczech, a później mieliśmy przesiadkę i po dwóch godzinach byliśmy w porcie lotniczym Buochs w Szwajcarii. Z ulgą rozprostowałam nogi i wysiadam z maszyny. Teraz tylko godzina jazdy podstawionym na lotnisko busem i będziemy w Einsiedeln. W czasie podróży po Szwajcarii zdążyłam na chwilę zmrużyć oczy i Celina obudziła mnie dopiero gdy znaleźliśmy się pod naszym hotelem.
- Mamy razem pokój! - zawołała uradowana dziewczyna i uśmiechnęła się do mnie kiedy szłyśmy na drugie piętro targając za sobą ciężkie walizki. Oczywiście jak na złość tym razem nie znalazł się żaden dżentelmen, który by nam pomógł...
- Przynajmniej będzie z kim pogadać - mruknęłam w odpowiedzi, uśmiechając się szeroko i stanęłam przed drzwiami z numerem 10. - To chyba tutaj - dodałam po czym włożyłam kartę magnetyczną do zamka. Drzwi ustąpiły.
Weszłyśmy do środka. Spodziewałam się raczej jakichś nowoczesnych mebli w odcieniach szarości, bieli i czerni, ale wystrój pomieszczenia mile mnie zaskoczył. Pod ścianą stały dwa łóżka, naprzeciw nich dwie sporych rozmiarów szafy, a do tego sofa i telewizor. Wszystko to w kolorach brązu i beżu, co nadawało pokojowi przytulności.
- Pięknie tutaj - wymamrotałam po czym opadłam na łóżka zaraz obok dużego okna z widokiem na kompleks skoczni, które znajdowały się niecałe 2 kilometry od naszego miejsca zakwaterowania. - Tak w ogóle to jakie są plany na dzisiaj?
- Jest wpół do dwunastej, a Alex mówił, że koło południa jedziemy na skocznię - odparła moja przyjaciółka po czym wyciągnęła z torebki szczotkę i przeczesała swoje długie, ciemne włosy. - To znaczy wy. Ja nie muszę - dodała, szczerząc się do mnie.
- Nie ma tak dobrze - śmiejąc się pod nosem rzuciłam w nią poduszką. - Może lepiej chodź, bo jeszcze jakaś psychiczna fanka porwie ci Johanna i co wtedy zrobisz?
- Zabawne. Po prostu nie chce ci się tam samej siedzieć, patrzeć na ich skoki i słuchać gadania Alexa.
- Może... - odparłam po czym wstałam z łóżka i zabrałam z kosmetyczki tusz do rzęs i błyszczyk, a następnie poprawiłam makijaż. - Więc idziesz ze mną.
- A mam wyjście? - odparła retorycznie dziewczyna i uśmiechnęła się lekko.
***
Parę minut po południu byliśmy już na terenie skoczni. Chłopcy najpierw zrobili rozgrzewkę, a ja pogadałam z Celiną po czym obie poszłyśmy na trybuny. Mnie udało się zabrać z hotelu książkę, więc teraz ponownie zagłębiłam się w ten thriller medyczny. Nawet nie zauważyłam kiedy moja przyjaciółka zniknęła. Chyba tylko mój umysł zarejestrował krótkie "zaraz wracam".
- Kurde... Akurat teraz jej nie ma jak muszę pogadać... - mruknęłam sama do siebie po czym wysłałam dziewczynie SMS-a.
Do Celina: Gdzie ty jesteś? Muszę pogadać...
Odpowiedź przyszła po niecałej minucie.
Od Celina: Źle się czuję... Złapałam busa, jadę do hotelu. Powiedz Johannowi. ;*
Świetnie... Nie dość, że przyjaciółka pojechała to na domiar złego na skocznię zaczęło zjeżdżać się więcej ludzi. Skąd oni wiedzieli, że ktoś tu jest? Czasem tacy kibice mnie załamują... Westchnęłam ciężko po czym nie odrywając wzroku od książki ruszyłam w stronę czegoś co zostało nazwane miasteczkiem skoczków.
Oczywiście powieść tak mnie wciągnęła, że nawet nie było mowy o patrzeniu pod nogi. Jak to zwykle w moim przypadku bywa skutkiem tej nieuwagi było wpadnięcie na kogoś. Tylko cudem nie wylądowałam na ziemi, bo człowiek ten złapał mnie w pasie dosłownie kilka centymetrów nad podłożem.
- Przepraszam... - wydukał i pomógł mi wstać.
Ja tymczasem jak oczarowana wpatrywałam się w jego piękne, choć odrobinę smutne, ciemne oczy...
Jakieś pomysły kim jest nieznajomy? ^_^ <3 W sumie to na tym skończę notkę xD 😂 Chcę Wam jeszcze podziękować za ponad 1k wyświetleń i ponad 220 gwiazdek. ;* No i te motywujące komentarze *.* <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top