1. Mam dla ciebie pracę

- Nat! - moja przyjaciółka Camille jak zwykle musiała mnie obudzić i to w pierwszy dzień wakacji. Właśnie wtedy, gdy próbowałam odespać męczący rok szkolny. - Chcesz coś ze sklepu? - współlokatorka zaczęła krzyczeć zaraz nad moim uchem.

- Cholera jasna, Cami! - zdenerwowana i odrobinę zmęczona przetarłam oczy po czym podniosłam się z łóżka.

Przeciągnęłam się wzdychając ciężko. Moja czarnowłosa przyjaciółka zawsze wcześnie wstawała, twierdząc, że szkoda jej dnia. Nie podzielałam jej zdania. Osobiście wolałam spać aż do południa, ale w roku szkolnym nie było to możliwe. Teraz chciałam nadrobić to wczesne wstawanie.

- Czego ty chcesz? - spytałam, ziewając przeciągle. - Pierwszy wolny dzień, a ty już mnie budzisz? - przeczesałam włosy palcami.

- Dzwoniła moja siostra - dziewczyna z jękiem rzuciła się na moje łóżko. - Jadę do niej do Kolorado... Właśnie urodziła i mamy zjazd rodzinny. Jak ja tego nienawidzę... - wzięła poduszkę i wtuliła w nią twarz.

- Tylko po to mnie obudziłaś? Ale czekaj... Kiedy jedziesz?

Przyjaciółka uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na mnie przepraszająco po czym wstała.

- Za pół godziny - oznajmiła.

- Ale miałyśmy iść na zakupy, na trening, na plażę - zaczęłam wymieniać, całkowicie już rozbudzona.

- Nie moja wina... - wiedziałam, że brunetka nie była zadowolona z tego zjazdu, ale raczej innego wyjścia nie miała.

***

Camille wyjechała parę minut po 9 i zostałam sama w wynajętym przez nas domu. Jak się okazało miała spędzić u rodziny dwa tygodnie, więc miałam mnóstwo czasu dla siebie. Korzystając z tego, że już nie spałam postanowiłam wyjść pobiegać. Zrobiłam sobie duży kubek czarnej kawy i tosty obficie polane masłem. Po śniadaniu szybko wskoczyłam w czarne spodenki sportowe i białą bokserkę po czym zabrałam telefon, słuchawki i zamknęłam drzwi od mieszkania.

Lubiłam takie poranne, kalifornijskie powietrze. Wprawdzie było gorąco, ale niezwykle przyjemnie. Wybrałam swoją zwykłą trasę biegową, przez plażę Windansea, gdzie o tej porze już roiło się od ludzi. W słuchawkach ustawiłam ulubioną playlistę, a obecnie słuchałam piosenki zespołu The Avett Brothers "Die Die Die".

Tak zasłuchana i odprężona zajęłam sobie sporo czasu, bo do domu wróciłam dopiero po wpół do dwunastej. Pierwszą czynnością, którą wykonałam było wypicie połowy butelki wody, a następnie przebrałam się w strój kąpielowy i położyłam na leżaku przy basenie za domem. Chciałam obejrzeć jakiś film, więc zabrałam ze sobą laptopa.

Kiedy tylko odpaliłam urządzenie w moich oczach zalśniły łzy. Na tapecie wciąż ustawione miałam zdjęcie swoje i Taylora, mojego chłopaka. Właściwie to byłego już chłopaka. Nadal nie mogłam pozbierać się po tym jak tydzień temu mnie zdradził... W dodatku z jakąś pierwszą lepszą laską spotkaną na domówce...

***

Tydzień wcześniej
- Nati, jesteś gotowa?! - krzyknęła głośno Camille, chcąc jakoś wyciągnąć mnie z łazienki.

- Sekunda! - odparłam po czym ostatni raz pociągnęłam usta malinowym błyszczykiem.

Ta impreza miała być wyjątkowa, ostatnia zanim wszyscy z rocznika rozjadą się do domów na wakacje. Chciałam wyglądać inaczej, więc swoje długie włosy w kolorze platynowego blondu zakręciłam w drobne loczki, a oczy umalowałam mocniej kredką. Założyłam też jasnoróżową sukienkę do połowy uda i nieodłączne białe conversy. Na nadgarstek wsunęłam jeszcze cienką, srebrną bransoletkę, którą podarował mi Taylor z okazji naszej rocznicy.

- Czemu ty się tak niecierpliwisz? - spytałam rozbawiona, gdy wyszłam z łazienki i spojrzałam na przyjaciółkę.

- Bo się spóźnimy - wymruczała ona po czym obie przeszłyśmy do korytarza skąd zabrałyśmy lekkie kurtki.

- Czyli nic nowego - wzruszyłam obojętnie ramionami, a następnie zamknęłam drzwi na klucz. - W końcu trzeba mieć wejście, no nie?

Przez całą drogę do domu Davida Camille opowiadała mi o swoim nowym facecie, którego poznała podczas jednego z treningów drużyny lekkoatletycznej. Słuchałam jej uważnie, bo wiedziałam, że jeśli potem powiem coś nie tak to znowu się na mnie obrazi.

Na imprezę dotarłyśmy spóźnione, ale nikt tego w sumie nie zauważył. Większość gości zbyt pochłonięta była piciem i obmacywaniem się po kątach. Sama sięgnęłam po butelkę piwa i oddałam się w wir zabawy. Po godzinie (albo dwóch, sama nie wiem) miałam dość tego tłumu i głośnej muzyki, więc postanowiłam oddalić się do kuchni znajdującej się w drugiej części domu. Tam musiało być ciszej... Bez trudu znalazłam owe pomieszczenie, bo w mieszkaniu Davida bywałam wiele razy. To co tam zastałam przerosło jednak moje najśmieszniejsze oczekiwania.

Taylor, mój chłopak, facet, którego kochałam najbardziej na świecie właśnie całował się z jakąś szmatą. W dodatku laska nie miała na sobie już prawie ciuchów. Chciałam stamtąd po prostu uciec i jak najszybciej zapomnieć, ale moja duma była silniejsza.

- Jesteś pieprzonym dupkiem! - krzyknęłam głośno i pobiegłam do chłopaka, który niechętnie oderwał się od tej zdziry.

Zanim którekolwiek z nich zdążyło coś powiedzieć uderzyłam bruneta centralnie w twarz. Uśmiechnęłam się leciutko gdy usłyszałam trzask łamanej kości. Byłam na niego wściekła, a kiedy to wszystko do mnie dotarło moje oczy momentalnie napełniły się łzami.

- Nienawidzę cię, słyszysz? Koniec z nami!

Zabolało mnie cholernie, gdy on tylko wzruszył ramionami i ponownie zaczął lizać się z tą suką. To był cios prosto w serce. Cała zapłakana wybiegłam wtedy z imprezy i skierowałam swoje kroki w stronę plaży. Zanurzyłam stopy w chłodnej wodzie, czując niewielką ulgę. Nie spodziewałam się tego po nim...

***

Na samą myśl o tamtym koszmarnym wieczorze znowu poczułam jak słone krople spływają mi po policzkach. Po tamtej okropnej imprezie doszłam do wniosku, że faceci to świnie i w najbliższej przyszłości nie mam zamiaru z nikim się wiązać. Miałam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu.

Szybko zmieniłam zdjęcie na piękną fotkę mojej uczelni po czym z pamięci komputera pozbyłam się wszystkich zdjęć, na których byłam razem z Taylorem. Musiałam to kiedyś zrobić, a im prędzej tym lepiej.

Nie powiem, było tego sporo. No, ale co się dziwić, skoro byliśmy ze sobą prawie 3 lata. Wykasowałam też wszelkie wiadomości, maile, SMS-y od bruneta i dopiero wtedy odczułam pewnego rodzaju ulgę i spokój.

Miałam właśnie włączyć jakiś film, gdy moja komórka zaczęła wibrować. Myślałam, że to może Cami już się stęskniła, ale jak się okazało nie była to moja przyjaciółka. Na wyświetlaczu pokazał się numer i podpis "Braciszek". Uśmiechnęłam się sama do siebie po czym przesunęłam palcem po ekranie i odebrałam.

- Tak? - spytałam wesoło.

- Płakałaś? - padło po drugiej stronie słuchawki. Cholera, jak on dobrze mnie znał...

- Skąd - odparłam, siląc się na beztroski ton. - Słuchaj, po co dzwonisz o takiej porze? Z tego co się orientuję... - przerwałam na chwilę i zerknęłam na zegarek w komputerze. - U ciebie jest parę minut po 21 - westchnęłam głośno.

- To nadzwyczajna sprawa - wyczułam lekkie rozbawienie w głosie brata. - Mam dla ciebie pracę...

Tak więc mamy jedynkę. ^^ Wiem, że nudne, ale od czegoś trzeba zacząć. Akcja oczywiście się rozkręci 💕💞 Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba i zostaniecie ze mną do końca :D

P. S. Jadę w piątek do Nowego Sącza na dni otwarte do szkoły. Pomocy! Będę się nudziła, bo nikt nie chce jechać ze mną... =,=

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top