Rozdział dziesiąty
W końcu wyszłam z tego szpitala. Byłam bardzo szczęśliwa. Ale ten ślad na szyi mnie nadal boli. Wyszłam ze szpitala. Stałam w wejściu do budynku. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się. Miałam nadzieję, że to Harry, ale nie, bo po co.? To był Louis. Obrzucił mnie wrogim spojrzeniem i wyszedł z budynku, usłyszałam jeszcze jak mówił pod nosem ,, I tak niedługo umrzesz ''. Ale co ja mu zrobiłam.? Rozmawiałam z nim tylko raz w życiu, a on ma do mnie pretensje.
Czekałam w tym wejściu sama aż nagle zaczepił mnie lekarz, który robił mi badania.
- Pani Kate, prawda.?- Spytał.
- Tak...a o co chodzi.?- Spytam zaniepokojona.
- Mam dla pani złe wieści. Mianowicie, robiliśmy pani badania i wykazały one, że ma pani chore serce.
- Że co.?
- Przykro mi...
- Czyli, że niedługo umrę.?
- Nie jeśli znajdzie się dawca.
- Rozumiem...dziękuje za informację...a ile mi zostało czasu.?
- To zależy...jeśli nie będzie dawcy to co najwyżej pół roku.
- Dobrze...dziękuję...do widzenia.
- Do widzenia.
Lekarz zniknął za zakrętem w korytarzu. Ja zjechałam po ścianie i schowałam głowę w kolanach. ,, Czemu.? Ja się pytam czemu.? Czemu teraz, jak już zaczęło się powoli układać.?''- Pomyślałam.
W końcu Harry przybył. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. On podał mi rękę. W cale nie chciałam wstawać ale trudno, podałam mu rękę i podniosłam się. Harry przytulił mnie i spytał co się stało, nie odpowiedziałam jednak.
Wyszliśmy ze szpitala. Padał deszcz. Harry założył mi na ramiona swoją bluzę. Ja zrzuciłam ją. Pod czas gdy ludzie chowali się pod parasolami, ja stałam na środku chodnika z podniesioną głową. Nagle Podszedł do mnie Harry, chwycił mnie za rękę, założył prawie siłą swoją bluzę i zaprowadził mnie do domu. Ale niestety nie mojego.
Gdy Harold otworzył drzwi do ich domu, na kanapie zobaczyłam Louisa i Elenor. Ale gdy tylko Louis mnie zobaczył sielanka się skończyła.
- Co ona tutaj do cholery robi.?!- Krzyknął.
- Jest.! - Odkrzyknął Harry.- Nie zabronisz jej tutaj być.!
Louis nie odpowiedział. Usiadł z powrotem na kanapę i objął El. Elenor była wyraźnie zdziwiona, ja z resztą też. Louis wyglądał na opanowanego, miłego i spokojnego człowieka, a ta rekcja była dziwna. Przecież on zachowywał się jakbym mu kogoś zabiła.
Harry zaprowadził mnie na górę, na schodach obrócił się i obrzucił Louisa morderczym spojrzeniem. Na górze, Harry włączył jakiś film. Po chwili jednak uznał, że musi iść na chwilę do sklepu.
Gdy Harry wyszedł zeszłam na dół. Poszłam do kuchni. Gdy chciałam z niej wyjąć w drzwiach zobaczyłam Louisa. Przestraszyłam się trochę. Louis zaczął się do mnie zbliżać. Zlękłam się.
- Hahaha, nie bój się...- Powiedział Louis.
Przytulił się do mnie.
- Przepraszam...- Powiedział szeptem.
Nagle poczułam, że coś spływa po moich plecach. Louis odsunął się ode mnie i uśmiechnął się lekko. Tolminson poszedł na górę chyba do swojego pokoju.
Przejechałam ręką po plecach. Spojrzałam na nią. Była cała w krwi. Pobiegłam szybko do łazienki. Próbowałam otworzyć drzwi ale były zamknięte. Nie mogłam się o nic oprzeć. Stałam pod tymi drzwiami jak głupia. Nagle usłyszałam z za drzwi głos Louisa.
- Może teraz w końcu umrzesz- Powiedział śmiejąc się.
Nagle ku mojej radości wrócił Harry. Spojrzał na mnie. Miałam całą rękę w krwi. Harry był przerażony.
- Co ci się stało.?!- Powiedział.
- Louis.! - Krzyknęłam obracając się.
- Tomlinson.! Pogięło cię.?!
- Tak.! Ona ma umrzeć.!- Krzyknął Louis.
Pobiegłam do pokoju Harrego. Po chwili do pokoju wbiegł Harry. W ręce trzymał wodę utlenioną.
- Kate...zdejmij bluzkę.- Powiedział Harry.
- Co, proszę.?- Spytałam z kpiną.
- No muszę przemyć ranę...
- Aaa...no fakt.
Zdjęłam bluzkę. Po chwili poczułam coś na moich plecach. Piekło jak diabli. Ale jak Louis mógł mi to zrobić.?! Przecież ja mu nic nie zrobiłam. Ale najbardziej ciekawi mnie to czym on to zrobił.
Gdy Harry przemył mi ranę. Założyłam jego koszulę i poszłam do łazienki. W końcu Lou z niej wyszedł. Na umywalce leżała zakrwawiona żyletka. No to już wiem czym Tomlinson przeciął mi plecy.
Przemyłam twarz wodą i wróciłam do pokoju Harrego. Usiadłam na łóżku, a Harry przytulił się od mnie. Po chwili lekko się odsunął i delikatnie przejechał palcem po moich przeciętych plecach. Syknęłam cicho.
- Boli cię.?- Spytał Harry z smutną miną.
- Trochę- Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Trochę.?
- Trochę bardzo...
- Biedactwo ty moje...- Powiedział Harry całując mnie- Zabiję Louisa- Dodał po chwili.
- Nie...oszczędź go.
- Nie, po tym co zrobił. Ty masz żyć.! Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało, gdybyś umarła...
Nie odpowiedziałam. Spuściłam głowę. Wpatrywałam się w podłogę. Przypomniało mi się to co powiedział mi lekarz w szpitalu...to, że zostało mi pół roku życia. Muszę mu to powiedzieć ale, ale jak.? Dopiero się zeszliśmy. Dopiero zaczęło nam się układać, a mi zostało pół roku. Nastała niezręczna chwila ciszy, którą ktoś musiał przerwać. Wydawało mi się, że to muszę być ja.
- Harry...muszę ci coś powiedzieć...- Powiedziałam unosząc głowę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top