Rozdział 17
Lila była wściekła.
Nie dość, że przez ostatni czas zauważyła, iż Chloe stała się milsza dla innych i nie siała już takiego zamętu jak wcześniej, uprzykrzając życie Marinette w każdy możliwy sposób, to jeszcze w dodatku ta przebrzydła piekarzówna właśnie na jej oczach kradła jej Adriena. Chłopaka, który był tylko i wyłącznie jej. Nikogo innego.
Nie bez powodu zawarła swój pakt z samym Gabrielem Agreste'em. Miała w nim jeden cel: zdobyć blondyna. Stanowiliby znakomitą parę! Oboje byli celebrytami, swoją urodą przewyższali inne szare jednostki i w dodatku nie brakowało im wpływów. Wszystko, czego młoda Rossi oczekiwała od życia, mogło się spełnić za sprawą tej jednej osoby. Adriena.
Nie pozwoli, aby ktokolwiek jej wchodził w drogę.
Już ona się o to postara.
***
- Wyjaśnisz mi wreszcie, o co chodzi? – zapytała dociekliwie Alya, gdy na przerwie stanęła wraz z przyjaciółką niedaleko drzwi od sali lekcyjnej. – Myślałam, że w piątek między tobą i Adrienem do niczego nie doszło, a tu proszę, wygląda na to, że jednak coś musi być na rzeczy! Opowiadaj o wszystkim, dziewczyno!
Marinette była ledwo żywa i nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a już na pewno nie z kimś takim jak Alya. Z jednej strony rozumiała podekscytowanie i ciekawość przyjaciółki, lecz tak naprawdę w ogóle nie miała pojęcia, co miałaby jej odpowiedzieć.
Nie licząc incydentu razem z rodzicami, w rzeczywistości Marinette niewiele myślała w weekend o Adrienie. Było to o tyle dziwne, że przez ostatni czas niemal nigdy nie opuszczał jej głowy, jednak napaść z piątkowego wieczoru okazała się na tyle absorbująca dla jej umysłu, że blondyn przestał być w tamtym momencie głównym priorytetem. W innych okolicznościach czułaby się zapewne całkowicie inaczej; spędziłaby te dwa dni na wylewaniu łez i ciągłej depresji z powodu swojego wyznania i braku reakcji ze strony Adriena, lecz odkryła, że dzięki wizycie Czarnego Kota i ich nieudanej wycieczce do lasu mogła się wyciszyć na swoje problemy sercowe. Miała o wiele większe zmartwienia, co było samo w sobie tak zaskakujące, że dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę.
Na chwilę ją zamurowało.
Po chwili jednak wróciła do rzeczywistości, gdzie jej najlepsza przyjaciółka wciąż stała przed nią z założonymi rękami i nieustępliwością na twarzy.
- Wiesz, Alya – zaczęła kulawo. – Tak naprawdę to nie bardzo jest o czym mówić. Owszem, w piątek zdobyłam się na odwagę i wreszcie porozmawiałam szczerze z Adrienem, jednak... jednak nie dałam mu nawet szansy na to, aby miał czas jakoś zareagować. Spanikowałam i uciekłam, zanim zdążył mnie powstrzymać, więc teraz tak naprawdę nie wiem, na czym stoję. Nie do końca jestem pewna, czy mam na cokolwiek liczyć z jego strony. Mogłabym się założyć, że... że teraz mnie nienawidzi...
- Jak to? Niby dlaczego?
- Bo widzisz, ja – zacięła się Marinette, nerwowo zaciskając ręce w pięści. – Ja go p-pocałowałam.
Dopiero gdy te słowa opuściły jej usta, dziewczyna ośmieliła się spojrzeć w oczy swojej przyjaciółce. Dostrzegła tam niewyobrażalny szok i niedowierzanie, przez co zaczęła czuć się winna, choć nie do końca rozumiała dlaczego.
- I ja dopiero teraz się o tym dowiaduję? – zapytała głośno Alya, nie potrafiąc pohamować swoich emocji. – Czemu nie powiedziałaś wcześniej? Przecież zawsze mi obiecywałaś, że jak tylko wykonasz pierwszy krok w zdobywaniu miłości swojego życia, będę pierwszą, która się o tym dowie!
- Cóż... w sumie to jesteś pierwsza... no nie licząc rodziców...
I Tikki. I Czarnego Kota – pomyślała z poczuciem winy Marinette, uświadamiając sobie swój błąd.
- Czyli nie jestem – odparła z nagłym zrozumieniem Alya, ściszając głos. – Zawsze mówiłaś, że... ale w sumie... nie, po co miałabyś mnie okłamywać? Przecież...
- Tak straszliwie cię przepraszam – wyznała szybko Marinette, chcąc podejść bliżej przyjaciółki, lecz ta dała jej znak ręką, żeby tego nie robiła, więc zamiast tego zdecydowała się odsunąć. – Wiem, że powinnam dotrzymać obietnicy... tylko że ja... wiesz, chciałam to najpierw przemyśleć, jakoś poukładać w głowie...
- Od takich spraw ma się przyjaciół, Marinette! – rzekła z narastającym oburzeniem Alya. – Po to przecież jestem! Żebyś mogła mi o wszystkim powiedzieć, zwłaszcza związanego ze sprawami sercowymi! Ja... ja rozumiem, że potrzebowałaś trochę czasu sama, ale sądziłam, że będziesz zamierzała podzielić się ze mną czymś tak ważnym w twoim życiu! A nie teraz muszę siłą z ciebie cokolwiek wyciągać, kilka dni po całym zajściu... Nie odezwałaś się do mnie przez ten czas ani słowem! Gdybyś chociaż mi napisała, że nie chcesz o tym pogadać, zrozumiałabym! Tylko że ty postanowiłaś to przede mną zataić, a ja...
Alya nigdy nie należała do wylewnych osób, ale teraz nie mogła powstrzymać smutku i rozczarowania, które nią zawładnęły. Choć z jednej strony rozumiała przyjaciółkę, z drugiej naprawdę poczuła się urażona jej brakiem zaufania. Przecież dotychczas o wszystkim sobie mówiły. Wszystkim. Nie miały przed sobą absolutnie żadnych sekretów, więc dlaczego teraz jedna z nich zachowywała się tak, jakby nie ufała tej drugiej?
To bolało. Bardzo.
- M-myślałam, że mówimy sobie o wszystkim. Zawsze. Bezwzględnie. A teraz widzę, że niespecjalnie ci na tym zależy. Co się stało? Czy ja ci nie wystarczam? Czy nie... nie jestem godna twojej przyjaźni?
Teraz Alya miała już łzy w oczach, przez co serce Marinette roztrzaskiwało się na kilkadziesiąt drobnych kawałeczków. Rzeczywiście nie pomyślała o tym, aby skontaktować się z przyjaciółką. Zawsze jej powtarzała, że to zrobi... a teraz ją zawiodła. Może nie celowo, bo naprawdę miała inne rzeczy na głowie, ale... to nie zmieniało faktu, że czuła się paskudnie. Powinna była wcześniej pomyśleć o tym, że Alya będzie chciała wszystko wiedzieć. Miała do tego prawo. A ona jej to prawo odebrała.
- Przepraszam cię, Alya... naprawdę – powiedziała dziwnie piskliwym głosem Marinette, czując, że jej samej zbierało się na płacz. – Wiem, że postąpiłam głupio, ale wierz mi, że nie zrobiłam tego celowo... ja po prostu nie pomyślałam i...
- Właśnie w tym jest twój największy problem, dziewczyno – odparła z bólem w głosie mulatka. – Że nawet nie pomyślałaś o mnie. Widocznie nie jestem na tyle ważna w twoim jakże zabieganym życiu, abyś w ogóle potrafiła upchnąć mnie w swoim napiętym grafiku. Mimo że ja niejednokrotnie ci pomagałam wtedy, gdy było trzeba...
Mulatka rozpłakała się na dobre, cicho szlochając i obejmując się ramionami. Marinette przyjęła podobną pozę, lecz stała mniej pewnie na swoich nogach ze względu na zmęczenie. Miała wrażenie, że zaraz nogi odmówią jej posłuszeństwa.
Jednak wtedy usłyszała obok siebie niespodziewany głos Chloe, która właśnie stanęła przy jej ramieniu:
- Co tu się stało? Marinette, wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć. Czy wszystko w porządku?
Kiedy dziewczyna niemrawo skinęła jej głową, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń, usłyszała prychnięcie pochodzące od mulatki, przez co prawie podskoczyła w miejscu, wreszcie przenosząc na nią swój pełny poczucia winy wzrok.
- Twoim zdaniem to jest w porządku?! – wykrzyczała rozwścieczona już Alya, a jej oczy ciskały gromy w kulącą się w sobie granatowowłosą. – Uważasz, że nic nie zrobiłaś nie tak?! Czyli naprawdę się już dla ciebie nie liczę?! A teraz w dodatku zastępujesz mnie jeszcze swoim niedawnym wrogiem! – Wskazała na blondynkę. – Ty i Chloe to teraz dwie najlepsze przyjaciółeczki, co? Pewnie jej o wszystkim już powiedziałaś, w końcu jesteście tak blisko, że...
- Zaraz ci żyłka pęknie, Cesaire. Uspokój się – wtrąciła się niezrażona emocjami szalejącymi w powietrzu Chloe, wydłubując zza pomalowanego na złoto-niebieski kolor paznokcia jakiś brud. – Dla twojej wiadomości Dupain-Cheng nie kontaktowała się ze mną w ten weekend, więc tak naprawdę nie wiem, o co ta cała kłótnia. Choć nie ukrywam, że chętnie bym się dowiedziała – dodała pod nosem.
Alya wyglądała tak, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz ostatecznie jedynie sapnęła ze złością i odwracając się od dwóch nastolatek, odeszła ze zwieszoną głową. Marinette obserwowała ją, dopóki ta nie zniknęła jej z oczu, a następnie sama ukryła twarz w swoich dłoniach, żeby się jeszcze bardziej nie rozpłakać.
- O co się tak naprawdę pokłóciłyście?
Na pełen ciekawości, ale i dziwnej łagodności ton Chloe Marinette odsłoniła twarz i posłała jej smutne spojrzenie.
- Zawiodłam ją – powiedziała, smarkając cicho. – Nie dotrzymałam naszej przyjacielskiej obietnicy. Nieświadomie zataiłam przed nią jeden... bardzo ważny fakt w moim życiu... i tym samym ją zraniłam.
- Poczekaj – przerwała jej stanowczo blondynka. – Popraw mnie, jeśli coś źle zrozumiałam... ale Cesaire się na ciebie wkurzyła tylko dlatego, że zrobiłaś coś nieświadomie?!
Granatowowłosa nastolatka przytaknęła, ukradkiem ocierając pozostałości łez, przypadkowo rozmazując niewielką ilość tuszu, którą nałożyła tego poranka na swoje rzęsy. Widząc to, Chloe wzdrygnęła się, a potem głośno westchnęła.
- Nie do końca rozumiem całą tę sprawę, ale wygląda na to, że to dłuższa historia. Dobrze się składa, że trzeba cię doprowadzić do porządku, bo bez obrazy, ale wyglądasz gorzej niż ta wiedźma z nowej reklamy moich ulubionych kosmetyków. Chodźmy do łazienki, a w tym czasie możesz wyrzucić z siebie wszystko to, co ciebie dręczy.
- Wciąż nie jestem do końca pewna, czy rozmawiam z prawdziwą Chloe – przyznała cicho Marinette, mimo przykrej sytuacji sprzed kilku chwil uśmiechając się delikatnie. – Nie masz przypadkiem jakiejś zaginionej siostry bliźniaczki, która postanowiła zamienić się z tobą miejscami?
Początkowo blondynka prychnęła i pokręciła głową na absurdalność tego stwierdzenia, jednak po chwili spoważniała i zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Wiesz co – odparła melodramatycznie. – To brzmiałoby o wiele lepiej i ciekawiej niż nagła przemiana wewnętrzna córki najbogatszego człowieka w mieście... no dobra, jednego z najbogatszych, ale... Niestety obawiam się, że to miasto byłoby zbyt małe dla dwóch tak wspaniałych osobistości jak Chloe Bourgeois.
Witajcie, moi mili, którzy jeszcze tutaj są <3
Wiem, że ostatnio słabo u mnie z aktywnością, ale zwyczajnie w świecie nie mam (oby tylko chwilowo) zapału do pisania. Jest to spowodowane między innymi zwyczajnym lenistwem, a wcześniej stresem przed-studiowym, który w sumie nadal trwa, choć już nie aż tak bardzo. Chociaż i tak się stresuję, bo w sumie to nie wiadomo, jak to będzie, podobno ma być chyba wszystko zdalnie, więc ciekawe, czy w ogóle będzie sens wyjeżdżać ponad trzysta kilometrów do innego miasta :>
Nie no, prędzej czy później i tak będę musiała, ale w sumie teraz to już mi to wisi, niech będzie, jak ma być i tyle.
Jak tam u was? Większość z was zapewne zaczęła kolejny wspaniały rok szkolny pełen nowych wyzwań blablabla. Ja po raz pierwszy nie i czuję się z tym dziwnie, wręcz wam trochę zazdroszczę, nawet jeśli w rzeczywistości i tak by mi się nie chciało uczyć. Mimo to wolałabym chyba normalnie pójść do szkoły i siedzieć w ławkach, nudząc się, niż iść (a właściwie jechać) na te studia. No ale co zrobić, to już przeszłość, a teraz otwiera się przede mną wspaniała przyszłość!... Nie, sama w to nie wierzę, co mam się oszukiwać. Będzie tylko gorzej, ale miejmy nadzieję, że nawet pośród trudów studenckiego życia znajdzie się tez coś fajnego od czasu do czasu. Na to liczę.
No dobra, dosyć mojego bezsensownego bełkotu i narzekania. Jeśli chodzi o sam rozdział: był napisany pod wpływem dziwnego impulsu, który kazał mi skłócić dwie najlepsze przyjaciółki, bo... nie wiem, czy wiecie, ale ja nie do końca przepadam za postacią Alyi. W większości ff jest wspaniałą przyjaciółką, jednak ja sądzę, że jeśli zdarzy się sytuacja, że Lila znowu będzie chciała uprzykrzyć Marinette życie w serialu, to w końcu uda jej się przeciągnąć (przynajmniej częściowo) Alyę na swoją mroczną stronę albo przynajmniej je skłócić. Taka jest moja opinia, a jaka jest wasza?
W związku z powyższym rozmowa Adriena i Marinette się przesunęła, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Pożyjemy, zobaczymy, jak to będzie :D
No i to by chyba było na tyle. Mam nadzieję, że docenicie rozdział... żeby było bez bicia :D
Do zobaczenia następnym razem, croissanciki <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top