27
-kochanie
Ktoś szturchnął mnie w ramię
-córeczko wstawaj
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przy moim łóżku stały dwie postacie. Zamrugałam kilka razy oczami i dzięki temu mogłam zobaczyć kto to.
Spojrzałam na te osoby i zesztywniałam
-jak?
zapytałam patrząc na rodziców
-nie jak, a dlaczego
poprawiła mnie mama a tata kiwnął głową
-dlaczego?
spojrzałam na nią zdziwiona i usiadłam prosto
-wiele rzeczy dzieje się w twoim życiu prawda?
-no, tak
odpowiedziałam niepewnie
-właśnie dlatego tu jesteśmy
uśmiechnął się tata
-jak bardzo zawiedzeni jesteście?
zapytałam spuszczając głowę w dół
-trochę....
przyznała mama
-....ale też jesteśmy z ciebie dumni
dokończył tata. Podniosłam głowę i zmarszczyłam brwi
-nie uciekłaś od odpowiedzialności, nie przeszła ci przez myśl, ani przez chwilę, aborcja. Jesteś silna i odważna
-może i tak, ale i głupia
stwierdziłam smutno
-nie głupia, tylko niepewna i zagubiona
moja mama potarła moje ramię
-co mam zrobić?
zapytałam patrząc na obojga
-sama musisz wiedzieć, to twoja decyzja...
-ale ja nie wiem
przerwałam mamie w połowie zdania
-przyjdzie czas że się dowiesz. Słuchaj tego co mówi ci serce, ono dobrze wie co jest słuszne
podsumował tata
-pamiętaj jedno
powiedziała mama i chwyciła tatę za rękę
-kochamy cię, i zawsze będziesz naszą córką
oboje uśmiechnęli się do mnie ciepło
-kocham was
odpowiedziałam a potem zniknęli
Otworzyłam oczy i momentalnie usiadłam. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie zauważyłam
-to był sen
Szepnęłam sama do siebie i odetchnęłam głęboko.
Wzięłam do ręki telefon żeby zobaczyć która godzina i przez to zobaczyłam dwie wiadomości.
Jedną od Corbyna a drugą od Jonah.
Corbyn
Przepraszam że tak daleko się posunąłem 🙄
Ja
Jest ok 😉
Jonah
Jak tam? Słyszałem trochę, i mogę z tego wywnioskować że nudno nie było, prawda?
Ja
Tak. Było...... Było bardzo ciekawe
Odpisałam im i wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jeansy i białą koszulkę.
Zeszłam cicho po schodach na dół. Nie wiedziałam czy Mia i Alan ciągle śpią.
Przechodząc obok salonu zobaczyłam obojgu śpiących na kanapie w jednoznacznej pozycji. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Na stoliku leżały trzy puste butelki po winie.
Westchnęłam głęboko i pokręciłam głową. Otworzyłam okno, zabrałam butelki i poszłam do kuchni. Wyrzuciłam je, po czym wyjęłam z szafki dwie szklanki które napełniłam wodą i tabletki przeciwbólowe. Postawiłam je na stole i zaczęłam robić sobie śniadanie.
Godzinę później do kuchni wszedł zaspany Alan i stanął na środku pomieszczenia.
-woda i tabletka są na stole
Mruknęłam patrząc na niego, a on pokręcił głową
-nie, dam radę
Powiedział i usiadł naprzeciwko mnie.
-nieźle się bawiliście
Zaczęłam
-taaaaa.... Mia jest naprawdę super osobą
Stwierdził wzdychając
-zakochałeś się?
-tak szybko to u mnie nie działa
-ale podoba Ci się
-no jest śliczna i w ogóle
-a co z Loren?
Zapytałam podnosząc jedną brew
-nic, już mi przeszło. Ktoś mi kiedyś coś powiedział, i chyba weszło mi w psychikę
-ta, czasem tak jest
Westchnęłam i spuściłam wzrok na swoje dłonie
-o cholera
Mruknął Alan, przez co spojrzałam na niego i, zmarszczyłam brwi
-jest 12:15, szef mnie zabije!
Krzyknął i zerwał się z krzesła
-Alan, uspokój się
Powiedziałam spokojnie
-jak spokojnie! Moja zmiana zaczęła się kilka godzin temu!
Wrzasnął i chciał wyjść z kuchni, ale zatrzymały go moje słowa
-jest niedziela
Blondyn spojrzał na mnie żeby się upewnić, po czym odetchnął głęboko. Usiadł z powrotem, a do pomieszczenia weszła Mia
-czego się tak drzecie?
Mruknęła i połknęła tabletkę. Nic jej nie odpowiedzieliśmy więc usiadła obok
-moja głowa
Jęknęła kładąc się na stole
-trzeba było tyle nie pić
Mruknęłam kręcąc oczami
-spadaj na drzewo banany prostować
Odgryzła się, na co ja i Alan zaczęliśmy się głośno śmiać
-zamknijcie się
Jęknęła zakrywając uszy dłońmi.
-kac morderca nie ma serca
Prychnął chłopak
-jak to się stało że ty nie masz kaca?
Zapytała, patrząc na niego
-mam mocną głowę i mniej wypiłem
Wzruszył ramionami a ona wywróciła oczami
-do zobaczenia
-paaaa
Zamknęłam drzwi za Alanem i wróciłam do salonu w którym siedziała Mia
-no dobra. Kac kacem, ale mów jak było
-no jak no, normalnie
Wzruszyłam ramionami
-nie denerwuj mnie. Jakieś szczegóły poproszę
-ugh... dobra.
Poddałam się i usiadłam wygodniej
-Corbyn zabrał mnie na rejs statkiem po rzece, ponad godzinę drogi stąd.
Na początku była kolacja i muzyka na żywo. W pewnym momencie wstałam i.... Zgadnij co zrobiłam
Spojrzałam na przyjaciółkę
-obciach?
Zapytała ze śmiechem
-ha.ha.ha nie, wzięłam mikrofon i zaśpiewałam
-ty? Przecież sama mówiłaś że brzydko śpiewasz
-chyba zaczęłam wierzyć że tak nie jest
Uśmiechnęłam się lekko
-no dobra, co dalej
Popędziła mnie dziewczyna
-śpiewałam po polsku więc nikt nic nie zrozumiał. Jak skończyłam i spojrzałam na Corbyna to zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Wyszłam na zewnątrz i stałam myśląc o tym wszystkim.
Potem on przyszedł i rozmawialiśmy o moich rodzicach, Arku i jego rodzinie.
Kiedy tak gadaliśmy to poczułam jakby naprawdę byli przy mnie.
Niedługo później rejs się zakończył.
Pod blokiem powiedział że chciałby to powtórzyć i mnie pocałował, ale odsunęłam się, pocałowałam go w policzek i uciekłam
-mówiłam że dla niego to może nie być jednorazowe spotkanie?
-tak, mówiłaś
Westchnęłam i przechyliłam głowę w bok.
-śnili mi się
Powiedziałam po chwili ciszy
-kto?
-rodzice. Zapytałam co mam zrobić a oni mi powiedzieli że to ja muszę zdecydować, że mam posłuchać serca
Mia westchnęła na moje słowa i spuściła głowę.
-wyjechała bym ci tu z jakąś filozoficzną gadką, ale nie mam na to siły, więc powiem tylko, że mieli rację
-super, ty też umiesz doradzić
Prychnęłam a ona wywróciła oczami
######
Najlepszego kobitki! 💕
Jak tak wasz dzień kobiet? Udany?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top