Jedenaście
Wciąż jestem słaba, cała drżę i kręci mi się w głowie. Wraz z Jokerem wychodzimy z gabinetu Crane'a. To, co przed chwilą zafundował mi ten psychiczny doktorek... Nie życzyłabym tego nikomu. Kto wie, co by się stało, gdyby nie Joker... O, ironio.
Wychodzimy na korytarz, o dziwo, pusty. Joker pewnie zatroszczył się o monitoring. A raczej jego brak. Do tego wszyscy pracownicy dosłownie się rozpłynęli. Joker otwiera pierwsze z brzegu drzwi, za którymi jest klatka schodowa - wyjście awaryjne. Nie bawi się w uprzejmości; wchodzi pierwszy, ja idę (a raczej słaniam się) za nim. Nie mam siły, by zadawać jakiekolwiek pytania, po prostu cieszę się, że nie muszę dłużej tkwić w gabinecie Crane'a. Wchodzę powoli - schodek po schodku, Joker jednak zdaje się zupełnie nie zauważać stanu, w jakim jestem - nawet się nie ogląda. Zatrzymuje się dopiero przy poziomie zerowym. Wychodzimy na zewnątrz; świeże powietrze trochę mnie otrzeźwia. Znajdujemy się na jakimś jednym z mniejszych parkingów dla personelu, ale stoi tam raptem kilka samochodów. Od razu rozpoznaję auto Jokera. Stoi tuż przy wyjeździe z parkingu. Klaun chichocze z czegoś pod nosem, po czym idzie w stronę vana. Szczerze mówiąc - jestem wykończona działaniem (jak doktor Crane to określił) fear toxin, więc strasznie chciałabym wrócić do domu, żeby się położyć. I chyba poproszę o to Jokera. O podwiezienie do domu (może mnie nie zamorduje).
Wsiadając do auta, otwieram usta z takim zamiarem, kiedy klaun niespodziewanie mnie uprzedza.
- Doll, idealnie, że tu jesteś. Przydasz mi się - oblizuje usta.
Wiedziałam, nic z tego.
- Joker, a właściwie... Nie mógłbyś teraz podwieźć mnie do domu? Nie mam chyba ochoty na wycieczki... - bardziej proponuję niż proszę, uśmiechając się nieśmiało. Przed oczyma wciąż pojawiają mi się mroczki. W takim stanie chyba też nie zdaję sobie sprawy, że właśnie odmawiam Jokerowi.
Najpierw unosi brwi (chyba nie przywykł do podobnych sytuacji), a następnie chichocze, wykręcając. Wreszcie znajdujemy się na ulicy.
- Well, I don't think so, kittie. A tak przy okazji: you're a masochist or somethin'?
To tyle byłoby z mojego odpoczynku w domu. No i "masochistka"? Dlaczego?!
- Czemu tak sądzisz? - lekko marszczę brwi.
Bo zadajesz się z seryjnym mordercą! Może czekasz, aż wreszcie to ciebie...
Zamknij się.
- Scarecrow is a freak. Po co do niego przychodziłaś, huh? - jego twarz pozostaje kamienna, nie zdradza żadnych emocji, wzrok ma utkwiony w jezdni.
A informuje mnie o tym klaun-sadysta.
- Skąd mogłam wiedzieć?! Wydawał się rozsądnym doktorem - przerywa mi salwa śmiechu; Joker nie może się opanować. - No co? Ma poważanie w naszym mieście. I chyba nie tylko.
- Ach, ten Scarecy... But, y'know, don't get him rude, it's a funny guy.
Z pewnością.
Teraz ja przejmuję pałeczkę, jeżeli chodzi o zadawanie pytań.
- A do czego jestem ci... potrzebna? - odzywam się swobodnie, jednak w moim tonie można wyczuć nerwową nutę.
- 'Cause, uh, you have a pretty face. And Penguin likes pretty dolls like you - ten sam obojętny ton, jakby było to oczywiste.
Pingwin?! Chce mnie zawieźć do Pingwina?!
Oswald Cobblepot aka Pingwin, który nazywa siebie "królem Gotham", to niezmiernie bogaty i inteligentny przestępca, rządzący zorganizowanymi grupami. Wywiera tak silny wpływ na miasto, że policja nawet nie próbuje... z nim zadzierać. Wiem to od Barbary (jej ojciec często musiał spotykać się z Pingwinem, który mógł pomóc mu w rozwiązaniu wielu spraw). Jest przynajmniej (strzelam) piętnaście lat starszy od Jokera, gruby i na pewno nie przystojny, a wyglądem przypomina... ptaka. Czarnowłosy, niski, o haczykowatym nosie, noszący wysokie kapelusze oraz jego nieodłączny parasol niczym dziewiętnastowieczny brytyjski arystokrata.
Dlaczego Joker chce mnie mu... przedstawić?!
Chrząkam.
- A ty jedziesz tam, bo...
- I need some dynamite - ucina krótko.
- Aha...
Nie mam nic więcej do powiedzenia. Wyjmuję z kieszeni telefon, opieram twarz o szybę (Joker rzuca okiem w moją stronę) i zaczynam grać w jakąś głupią grę, aby zabić czas. Skąd mam wiedzieć, kiedy będziemy u Cobblepota, jeśli nawet nie mam pojęcia, gdzie mieszka...
***
Nie zostajemy mile przywitani. Na pewno nie Joker, który wchodzi pierwszy. Ja stoję za nim. Kiedy tylko ochrona Pingwina zamyka za nami drzwi do wielkiej sali, niski mężczyzna siedzący na końcu stołu krzywi się na widok klauna.
- Pinguie, ah, hello, long time, no see - Joker szczerzy zęby do Cobblepota. Pewnie robi to celowo, żeby bardziej go zdenerwować. Tak na wejściu.
- Znowu ty! Czego tym razem ode mnie chcesz? Zapewniam, że nic więcej ci nie dam... Oo, a kto jest z tobą? - wygina wąskie usta w uśmiechu, oglądając mnie od stóp do głów.
Staję obok Jokera z wielką gulą w gardle. Nadal nie wiem, co tutaj robię.
- Ee... Witam - odzywam się cicho.
- Taka śliczna dziewczyna nie powinna być taka nieśmiała.
Zaraz zwymiotuję, uprzedzam.
Uśmiecham się z zakłopotaniem.
- Joker, po raz pierwszy widzę cię z dziewczyną, którą nie jest Harley (znów pojawia się to imię!) ani która nie jest martwa. Nie ma nawet pociętej twarzy! Co to za okazja...? - Cobblepot, wyraźnie zainteresowany, pokazuje, byśmy usiedli przy stole.
Joker odsuwa jedno z drewnianych, ciężkich krzeseł i siada na nim odwrotnie. Ja robię krok w kierunku stołu, ale zanim zdążam podejść i odsunąć kolejne, robi to za mnie jeden z ludzi Pingwina ("król Gotham" wykonał wcześniej odpowiedni gest, by jego ochroniarz to zrobił). Mimo woli uśmiecham się lekko, doceniając ten dżentelmeński akcent, po czym siadam. Joker kładzie ręce na oparciu, a następnie zwraca się do Pingwina, który nie jest już ani trochę zły, a zainteresowany - mną, no i samym faktem, że tu jesteśmy. Po chwili do salonu wchodzi kolejny człowiek Cobblepota z butelką wina - tak drogiego, że może je pić tylko Bruce Wayne. No i Pingwin.
Sączę powoli alkohol z kryształowego kieliszka, podekscytowana samym faktem, co piję, a nie jak smakuje (to wino wytrawne).
Joker z Cobblepotem rozmawiają o Batmanie, Catwoman (o kim? pierwsze słyszę), w końcu o tym, że klaun jest znudzony, nie ma już zapasów dynamitu, a chce zwabić Batmana niebawem w jedno miejsce.
- Dolać ci może jeszcze trochę? - proponuje znienacka Pingwin i uśmiecha się do mnie po raz setny.
Oh, God, why.
Powinnaś się hamować.
- Tak, poproszę - wypalam nie wiadomo, czemu, bardziej pewna siebie. Cobblepot pstryka palcami.
Wkrótce mój kieliszek z powrotem jest pełny.
Mija kolejna godzina. Ja siedzę, staram się ładnie wyglądać (chociaż nie mam pojęcia, jakim cudem jest to możliwe - mój makijaż jest pewnie rozmazany, a włosy - potargane), od czasu do czasu się uśmiecham. Mam nadzieję, że nie wyglądam jak słodka idiotka i że Joker z Pingwinem niedługo skończą swoje ploteczki. Mimo że (jedyny plus oprócz wina) nie odczuwam już działania fear toxin, to jestem zmęczona.
Dzień pełen wrażeń, co?
- W porządku - z transu wyrywa mnie głos Cobblepota - przyznam ci się, że też jestem ostatnio nieco znudzony, w Gotham, według moich źródeł, niewiele się dzieje, pomijając Kiciusia. Dam ci ten dynamit, Joker, doceniam, że go sobie nie ukradłeś, jak ostatnio, a przyszedłeś i poprosiłeś - klaun parska śmiechem. - No i nie będę odmawiał przy twojej uroczej towarzyszce - puszcza mi oczko.
PINGWIN WŁAŚNIE PUŚCIŁ MI OCZKO. CZY TO ZNACZY, ŻE WIDZIAŁAM JUŻ WSZYSTKO W ŻYCIU?
- Nice, so we have a deal, my little Pinguie - Joker oblizuje usta i klepie Cobblepota po policzku. - I'll be there by tomorrow.
Podnosi się z miejsca. Ja także (człowiek Pingwina nie wiadomo kiedy znów znajduje się przy mnie, aby odsunąć mi krzesło).
- Bye - Joker żegna się melodyjnym głosem. Następnie wychodzi nonszalancko z salonu.
- Dziękuję za wino... Mr. Cobblepot - mówię nieśmiało.
Oh, Leah, jesteś tak dobrze wychowana. Mamusia byłaby dumna.
Zadowolony przestępca kręci głową i wstaje od stołu, machnąwszy uprzednio ręką.
- Och, to drobiazg. Call me Oswald.
- Zatem... dziękuję, Oswald.
Podziwiam swoją odwagę (albo głupotę), żegnam się (słysząc za sobą rozanielony głos tego gościa, wołającego za mną, żebym go jeszcze odwiedziła) i przed drzwiami wejściowymi doganiam Jokera. Zastanawiam się, ilu jeszcze przestępców oraz maniakalnych-morderców-kumpli-klauna będzie mi dane poznać.
- Hey, smile! You were gorgeous! I knew, uh, it was a good choice. Never seen Penguin so... pleased - słyszę pochwały z ust Jokera, kiedy wsiadamy do vana.
Robi mi się miło.
- Dzięki... Ale ja nic nie zrobiłam.
- Yeah, yeah, doll, wystarczy, że tam byłaś - chichocze. - Now, straight home, shall we?
Kiwam głową z uśmiechem. Udziela mi się dobry humor Jokera. W sumie - czy on kiedykolwiek nie był w dobrym humorze?
Zaczynam też naprawdę lubić ten maniakalny śmiech.
***
Woah, hejhej! :D Łapcie rozdział (z typowym Pingwinem z gry Arkham City XDD), komentujcie koniecznie, a ja mam do Was kilka spraw:
1. Mam nadzieję, że genialnie spędziliście święta. I że jednak możecie się ruszać (nie tak jak ja - z przejedzenia).
2. Polecam strasznie każdemu, kto czyta po angielsku (a jeśli nie czyta - też polecam, bo to świetna okazja do wzbogacenia języka), najlepsze opowiadanie anglojęzyczne (wowowow) ever, "Ace of Spades" (macie je w mojej liście opowiadań)! Świetny Joker, bohaterka, RELACJA MIĘDZY NIMI NA PIERWSZYM MIEJSCU, ciekawa fabuła i utalentowana Autorka, którą wielbię (i która nie wie, że właśnie polecam przy polskiej historii jej opowiadanie XD)! <3 Więc jeszcze raz zachęcam Was do przeczytania. Rozdziały są dłuuugie, ale naprawdę wciągają as fuck (okay, już się nie wyrażam :<).
3. Dzięki za tyle gwiazdek, aww! Dwadzieścia jeden przy dziewiątym rozdziale, jestem w niebie! ^--^
4. Czeka ktoś tutaj na premierę filmu "Suicide Squad"? Pytam z czystej ciekawości (no dobra, i dlatego że chcę Was zachęcić do spojrzenia na moją historię, "The Spy" ;___; występuje tam nowy Joker w wersji Jareda Leto, którego przedstawiam inaczej niż Jokera Heatha). X'D
Miłego wieczoru xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top