Oddawaj to!

– Loren! – zawołała kobieta. Głos ten pochodził z kuchni. – Chodź na śniadanko. Mamusia zrobiła ci pyszne kanapeczki!

Katrin West to kobieta pełna uśmiechu, szczęścia i optymizmu, jednak ma też swoje ciemne strony.
Oprócz nadopiekuńczości, którą otacza Loren cechuje się również bardzo złą cechą. Naiwnością.

Gdy kobieta była jeszcze nastolatką, została porwana przez co jej rodzice musieli zapłacić za nią okup, od tej pory zawsze powtarzali jej że to wszystko jej wina, że przez nią stracili cały dobytek ich życia.  

– Idę – powiedziała Loren.

Bardzo powoli wygramoliła się z łóżka i spojrzała w lustro. Jasno brązowe włosy których długość sięgała mniej więcej do łokci dziewczyny, były zmierzwione i wręcz błagające o kontakt ze szczotką.

Zerknęła jeszcze na swoją twarz, zaspane, brązowe oczy, blada cera, małe usta. Nie uważała się za ideał kobiety jakimi były inne dziewczyny z jej liceum. 

Powolnym i leniwym krokiem pokierowała się do schodów, by zejść nimi do kuchni.

– Jestem. – odrzekła.

– Cudownie! Mamusia zrobiła ci pyszne kanapeczki z pomidorkiem, serkiem i ogóreczkiem. Takie jakie lubisz najbardziej!

– Dzięki. –  mruknęła. Dziewczyna bardzo nie lubiła zachowania swojej matki.

– Możesz tak na mnie nie patrzeć? –  warknęła. Tym razem zwróciła się do swojego brata, Zacka. O dwa lata starszego od niej.

– Muszę pilnować by moja słodka siostrzyczka znów nie popadła w anoreksję. – stwierdził układając swoje usta w dziubek.

– Zamknij się. – odpowiedziała, podnosząc ton swojego głosu.

Loren nienawidziła gdy ktoś wspominał o chorobie która ją spotkała. Tym bardziej nie chciała żeby te słowa były wypowiadane przez jej brata.

– Ohoho, Lorenusia się zezłościła? – powiedział z drwiną w głosie.

– ZAM-KNIJ SIĘ! I nie nazywaj mnie tak! – wykrzyknęła uderzając pięścią w stół.

– Nie mam zamiaru jeść w twoim towarzystwie. – dodała podnosząc talerz i kierując się z powrotem do swojego pokoju.

– Loreńko, twój brat się o ciebie martwi. –  powiedziała Katrin, wtrącając się do rozmowy.

– Nie potrzebuję, żeby on się o mnie martwił.

***


Loren właśnie szykowała się do wyjścia z domu. Poprawiała swój makijaż i  sprawdzała czy ma wszystko co będzie jej potrzebne tego dnia w szkole.

– Loren, kanapeczki dla ciebie. –  powiedziała jej mama stając w drzwiach jej pokoju.

Nic nie odpowiadając, wzięła kanapki i spakowała je do swojego plecaka.

Podczas drogi którą przebywała autem razem z mamą nie odezwała się ani jednym słowem. Jak na jeden dzień, tyle kontaktu z jej mamą zupełnie wystarczało.

– Całuski! – krzyczała kobieta machając do córki która właśnie przekraczała próg liceum.

Dla dziewczyny, pożegnanie z mamą było najlepszą i jednocześnie najbardziej żenującą sytuacją, która codziennie jej się przytrafiała.

Przechodząc przez próg liceum Loren trafiała jakby do innego świata.
Bez natrętnych rodziców, bez brata. Ale za to z samotnością i strachem, który jej towarzyszył.

Tuż po pierwszej lekcji, Loren truchtem zmierzała do jej ulubionego miejsca w szkole.
Do kanapy, która stała na samym końcu korytarza, który był wystarczająco długi, by nikomu nie chciało się iść taką odległość.


Dziewczyna szybko usiadła na swoim miejscu i wyjęła słuchawki.

Korzystając z okazji, wyjęła również swój notes. To tam dziewczyna zapisywała wszystko co się aktualnie dzieje.

Nie można było nazwać tego przedmiotu pamiętnikiem, nie było tam żadnego sekretu, choć dziewczyna miała ich bardzo wiele.
W tle do pisania w swoim notesie, postanowiła włączyć piosenkę Summertime Sadness.
(Tu polecam włączyć)

Kiss me hard before you go, the Summertime Sadness... – nuciła dziewczyna.

Notes:
1.09 2021
Aktualnie siedzę w moim ulubionym miejscu, czyli na kanapie i piszę. Ja już nie daje rady z moimi rodzicami i jeszcze ta Lorenusia. Czuje się okropnie osaczona, jakbym nie miała miejsca dla siebie. W dodatku ta szkoła... Tak jak można się domyślać - jak znajomych nie miałam tak nie mam, ale muzyka mi wystarcza. Powiedzmy, że na razie wystarcza. Brat znowu mnie nie szanu...

W tym momencie poczuła szarpnięcie i wyrwanie notesu z rąk.  Pospiesznie podniosła głowę z nad kartek i zdjęła słuchawki.

– Hmm zobaczymy co tam sobie piszesz. –  zadrwił z niej wysoki brunet, nieznany dziewczynie. – Jacy to my jesteśmy ładni? A może chcesz któregoś z nas za chłopaka? W snach maleńka. – zaśmiał się cicho.

– Oddawaj to idioto.- warknęła Loren.

– Robisz się agresywna, tylko mnie nie ugryź. – powiedział prześmiewczo.

– Nie masz prawa tego przeczytać, za kogo ty się w ogóle uważasz, baranie?

–  Za lepszego od ciebie. – przystanął na chwilę by przeczytać zawartość strony. –   Lorenusiu. – dokończył z drwiną w głosie.

Chłopcy, którzy stali za plecami bruneta, wybuchli głośnym śmiechem. Sam brunet oczywiście też. Loren czuła się tak zażenowana, chciała, żeby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło.

Dziewczyna milczała, stając się coraz bardziej smutną i doskonale  wiedząc o swojej przegranej. Czekała tylko aż chłopak odda jej notes by w końcu mogła wrócić.
Tylko gdzie? Do domu nie zamierzała wracać, w szkole też zostać nie ma zamiaru, więc został jej już tylko park.

– A więc masz na imię Loren. – podsumował brunet po długiej przerwie na śmiech. – jeszce kiedyś się spotkamy.

Cała grupa zaczęła się od niej oddalać a ona słyszała tylko: idiotka, Lorenusia.

***

Loren wróciła do domu pełna furii i bólu, jakiego doznała w szkole.

Jednak nie mogła nikomu o tym powiedzieć. Teraz nawet jej notes wydawał się jej zdradziecki, który był dla niej jedynym sposobem by wyrzucić z siebie wszystko: Emocje, wspomnienia, strach.

Brunet stał się jej odwiecznym wrogiem, była zdenerwowana że nie zareagowała w jakikolwiek sposób. Że patrzyła, jak ktoś całkiem obcy, sprawia jej ogromny ból.

Tym oto sposobem zakończyliśmy pierwszy rozdział opowiadania "Who am l?". Mam nadzieję że się wam spodoba, i jeśli mogę prosić, dajcie proszę znać czy rozdział nie ma żadnych błędów które przeszkadzają wam w czytaniu :). Ode mnie to tyle całusy<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top