1. Bohaterka.
Oglądałam wiadomości o mnie. Tak o mnie. Przez ostatni tydzień chodziłam w uszytym przez mamę dla mnie specjalnym stroju po mieście. Złapałam kilka przestępców i tyle, ale żeby od razu super bohaterka? Nieee. Ja chciałam tylko przetestować moje umiejętności. Ale no cóż, będę miała chociaż mniej czasu na życiowe rozkminy. Spojrzałam na zegar. 18:00 czyli czas na pierwszy patrol. Osobiście wolę nie spotkać Spider-Mana. Wyszłam przez okno w dachu i zamieniłam się w sowę. Latałam i latałam aż w końcu coś się dzieje! Poleciałam i zmieniłam się w kota. Takiego zwykłego dachowca. Podeszłam do Spider-Mana który jak zwykle się wydurnia. Gdy byłam za nim zmieniłam się em w moją pół tygrysią postać. W tej postaci nazywam się Tygrysia. Tak poprostu. Gdy byłam w postaci Tygrysi zakryłam Spider-Manowi oczy. Nieźle się wystraszył, bo krzyknął. Zaśmiałam się. W tej postaci zamiast na 18 lat wyglądam na 12-14.
-Ktoś ty?-zapytał.
-Ja? Ja jestem Tygrysia.-powiedziałam z uśmiechem.
-To ty? Myślałem, że starsza będziesz!
-Bo jestem. Tak na prawdę mam więcej lat.-oznajmiłam z udawaną obrazą.
-To ile?-spytał się.
-Łapiemy go czy nie?- zmieniłam temat i pobiegłam zmieniając się po drodze w tygrysa.
-Jak ty to?-spytał się zdziwiony Spider-Man
-Ganiałam tygrysa.-odpowiedziałam i zmieniłam się w kociątko żeby wejść pod płot.
-Ehh. Ty masz łatwiej. Mogłem ganiać za tygrysem zamiast za pająkiem.
Gadaliśmy tak aż go złapaliśmy. Gdy został złapany zamieniłam się w tygrysiątko. Podeszłam do nóg policji i się zaczęłam łasić.
-No Tygrysia, Spider-Man. Spisaliście się. Dowidzenia.-powiedział i odszedł z przestępcą.
-Co teraz?-spytał się Spider-Man.
-Spać. Ja jutro idę po raz pierwszy od roku do szkoły. -powiedziałam i zmieniłam się w kota. Jako kot schowałam się za koszem i zmieniłam się w wróbla. Postanowiłam dowiedzieć się kim jest Spider-Man. Poleciałam za nim. Dotarłam pod dom... Petera?! W szkole przyjaźniłam się z Peterem Parkerem. Przysiadłam na parapecie i zmieniłam się w Tygrysię. Zapukałam akurat gdy ściągnął maskę. Tak to na pewno był Peter. On wystraszony spojrzał na mnie i na maskę. Był przerażony. Zastanowiłam się i zmieniłam się w moją normalną, ludzką postać. Peter teraz zdziwiony patrzył na mnie. Zapukałam w okno drugi raz. Otrząsnął się i otworzył mi okno.
-Czyli mnie dużo o minęło? Tak?- spytałam zamieniając się w szczeniaczka.
-Noo... w sumie tak. A mnie też?-spytał drapiąc mnie za uszkiem.
-Nie. Tylko to.-odpowiedziałam dalej będąc szczeniakiem.
Usłyszałam kroki na górę. Szybko zmieniłam się w papugę i przysiadłam na parapecie. Weszła ciocia Petera.
-Z kim rozmawiałeś?-spytała się.
-Rozmawiałem przez telefon.-odpowiedział jakby nic się nie stało.
Ja szybko odleciałam na drzewo niedaleko. Słuchałam i czekałam aż skończą. Gdy wyszła ja wróciłam i zmieniłam się w dorosłego tygrysa. Wtedy szybciej energia mi się regenerowała.
-Więc jutro idziesz do szkoły?-spytał się tym razem ciszej.
-Tak.-odpowiedziałam i wyjrzałam przez okno na niebo. -Muszę już iść. Pa!
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Wyskoczyłam przez okno zmieniając się w tygrysa. Przebiegłam tak do mojego domu. Popatrzyłam na moją szyję. Poczułam, że coś mi na niej ciąży. Wisiał tam łańcuszek, a na nim wisiorek z kryształem niebieskim jak niebo. Nim się zorientowałam stałam przed moim domem więc zmieniłam się w moją normalną postać. Wyciągnęłam klucze z tylnej kieszeni i otworzyłam drzwi. Było dziwnie cicho. Zmieniłam się w małe kociątko jakich moja ciotka ma wiele i ruszyłam w stronę salonu gdzie znajdował się koc na którym one się wylegiwały. Położyłam się między nimi przeszukując pomieszczenie wzrokiem. Natrafiłam na kanapę na którym siedziała zawsze mama. Nie było jej tam. Popatrzyłam na krzesło bujane ciotki. Jej też nie było. Przejechałam wzrokiem po pokoju. Był ogromny bałagan. Jakby ktoś tu niedawno walczył. No, właśnie! Jakby ktoś WALCZYŁ. Czyli napadli na nasz dom. Wyszłam z pomiędzy kociaków i zmieniłam się w geparda. Musiałam szybko ich dogonić, a gepard jest najszybszy. Biegłam aż zauważyłam podejrzane auto. Dobiegłam do niego i zrównałam z nim tempo. Był dość wolny i dzięki temu nie musiałam się przemęczać. Popatrzyłam za kierownicę. Siedział tam... Nawet nie wiem kto. Był tak zamaskowany, że nie było nic widać z twarzy. Nawet oczu! I teraz zagadka: Jakim cudem on cokolwiek widzi?! Zagadkę rozwiązałam gdy po 3 godzinach udało mi się go złapać. Zmieniłam się w Tygrysię i ściągnęłam mu maskę. Był to jakiś mężczyzna. Po chwilce przyjechała policja i go zabrała. Mnie ogłosili Super Bohaterką po raz drugi. Po co? Nie wiem. Wróciłam do domu i położyłam się spać.
Rano gdy się obudziłam ubrałam się i umyłam. Nie malowałam się bo po co? Tak przygotowana złapałam plecak i poszłam do szkoły. Pierwsze lekcje minęły w spokoju. Ostatni był W-F. Moja ulubiona lekcja bo mogę od bardzo dawna powisieć i porobić akrobacje. Poprosiłam trenera żeby otworzył salę akrobatyczną. Gdy do niej weszłam zobaczyłam mnóstwo materaców koziołków i innych. Ruszyłam. Skakałam z jednego trapeza (akrobatycznego) na drugi. To pochłonęło mnie tak, że nie zauważyłam jak ktoś wszedł do środka. Po kilku minutach popatrzyłam na drzwi. Stał tam Peter. Zeskoczyłam i podeszłam do niego.
-Może teraz ty pokażesz co umiesz?-spytałam go.
-A może ty pokarzesz co naprawdę umiesz?-powiedział.
-No dobra.-odpowiedziałam i zaczęłam zabawę.
Skakałam z jednego miejsca na drugie. Przeskakiwałam przez 5 metrów, 10 metrów. Robiłam też akrobacje w powietrzu. Po kilku minutach zeszłam do porządnie zdziwionego Petera.
-No, to teraz ty?-spytałam się po raz drugi.
-No niech się zastanowię. Nie.-powiedział i zaczął uciekać.
On biegał po ziemi ja skakałam po drążkach i innych. Gdy byłam nad nim skoczyłam mu na plecy. Miał zaskoczenie wymalowane na twarzy. Zaśmiałam się na to.
-No ej!-krzyknął śmiejąc się, gdy zasłoniłam mu oczy.
-A teraz pokarzesz co umiesz?-spytałam chyba po raz 3.
-No okej! Okej!-powiedział śmiejąc się razem ze mną.
-To teraz mnie złap!-krzyknęłam wskakując na najwyższy trapez.
Skakałam łapiąc się drążków, lin i innych sprzętów. Cały czas się śmiałam. Peter powoli mnie doganiał więc zmieniłam się w Tygrysię i wtedy zaczęłam szybciej uciekać. Niestety nie miałam na sobie maski i stroju, a właśnie ktoś wszedł. Gdy usłyszałam otwierane drzwi szybko wspięłam się najwyżej jak mogłam i czekałam aż wyjdzie. Ten ktoś nie wychodził przez 20 minut, a za chwilę miał być dzwonek. Peter wspiął się do mnie i pomógł mi zejść tak, żeby nikt nie zauważył mojej twarzy, ponieważ pod postacią Tygrysi moja twarz wyglądała tak samo tylko miałam tygrysie uszka i ogon. Gdy byłam na górze miałam problem z przemianą, a i tak gdyby zeszłam z tamtego miejsca w normalnej postaci zaczęli by coś podejrzewać. Gdy byliśmy w miejscu gdzie nas nikt nie zauważy przemieniłam się z powrotem. Podziękowałam Peterowi i pobiegłam do szatni. Tam zabrałam szybko moje rzeczy i pobiegłam do domu. Mieszkałam w domu obok Petera, czyli pod numerem 37. Ciotka Petera bardzo przyjaźniła się z moją ciotką i mamą. Z Peterem znałam się od kiedy rodzice go tam zostawili. Wtedy umarł mój ojciec i wujek, więc wspieraliśmy się nawzajem. Gdy weszłam do domu powitała mnie ciotka i powiedziała, że mama będzie dłużej w pracy. Gdy powiedziała mi to pobiegłam do mojego pokoju i wyszłam przez okno na parapet. Ściągnęłam plecak i zaczęłam odrabiać lekcje. Zajęło mi to około godzinki. Po skończeniu odrabiania lekcji postanowiłam zrobić krótki patrolik. Gdy przelatywałam nad mostem zauważyłam zmutowaną jaszczurkę. Rozwalała wszystkie auta na swojej drodze. Przysiadłam na słupie niedaleko jaszczura. Po wygodnym usadowieniu się na słupie przed oczami mignął mi czerwony kostium. Pajęczasty już w akcji! Trzeba mu pomóc. Zmieniłam się w Tygrysię i pobiegłam do jaszczura. Zielony stwór był ogromny. Pająk oblepiał go siecią a ja dekoncentrowałam mrucząc, pomrałkując i sycząc. Zmieniałam się raz w białego kota, raz w tygrysa, raz w Tygrysię i tak w kółko. Po kilku minutach prób pokonania go wpadł do kanałów. Uciekł nam. Byłam zła na siebie, że nie dałam z siebie wszystkiego. Pożegnałam się z Spider-Manem i pobiegłam do domu. Pajęczasty został tam wyciągając auta. W domu opadłam na łóżko zmęczona i tak leżałam do 2:10, ponieważ Pająkowi zachciało się mnie odwiedzić. Zapukał w okno i czekał aż mu otworzę. Podeszłam do okna i otworzyłam. Pająk wszedł ściągając maskę. Usiadłam na łóżku i czekałam aż powie po co przyszedł.
-Czemu tak nagle wtedy poszłaś?-spytał.
-Byłam zła na siebie, że nie dałam z siebie wszystkiego.-powiedziałam i położyłam się.
-Czemu?-Peter jak zwykle w moich sprawach dociekliwy.
-Bo mi się tak chciało?-odpowiedziałam pytaniem.
-To niczego nie tłumaczy.-odpowiedział. Jak zwykle troskliwy.
Pov. Peter
-To niczego nie tłumaczy.-odpowiedziałem.
Czasami wydaje mi się, że jestem nad troskliwy. Ale ja się o nią martwię. Czy ja się nie zakochałem? O nie! To tylko przyjaciółka od dzieciństwa!
-I co?-spytała podnosząc się z łóżka.
-To, że dałaś z siebie więcej niż zawsze.-odpowiedziałem.
-Niech ci będzie, że "dałam więcej niż zawsze".-odpowiedziała udając mój głos.
-Humorek ci się poprawił?-spytałem śmiejąc się.
-A wiesz, że tak?-powiedziała śmiejąc się ze mną.
Miała piękny śmiech...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top