↳14

- Ym, Hoseok? Drzwi się nie otwierają – powiedział Taehyung, nerwowo zerkając na starszego.

- O nie – jęknął Hoseok, podchodząc do drzwi. Naparł nimi całym swoim ciałem, jednak to nic nie dało, drzwi pozostawały zamknięte. – Zacięły się.

- Rety, strasznie przepraszam. Nie dość, że wparowałem ci do kibla, to jeszcze nas tu zamknąłem – mruknął Taehyung, czując się okropnie winny całej sytuacji. Oparł się od zamknięte drzwi, chowając twarz w dłoniach.

- To ja przepraszam. Na początku imprezy uprzedziłem gości, że zamek w tej łazience nie działa, dlatego się nie zamknąłem. Przyszedłeś później i zapomniałem ci o tym wspomnieć – wytłumaczył Hoseok, delikatnie głaszcząc ramię Taehyunga. – Masz telefon przy sobie?

- Mam.

- Zadzwoń do Yoongiego, niech przyjdzie i nam otworzy. Mój telefon prawdopodobnie został w kuchni.

Taehyung skrzywił się. Nie wydawało mu się, żeby chłopak był w stanie dojść na pierwsze piętro. W dodatku nienajlepszym pomysłem byłoby, gdyby to właśnie on znalazł ich zamkniętych razem w toalecie.

- Yoongi jest schlany, zadzwonię do Jimina – odparł Taehyung od razu wybierając numer przyjaciela. Jednak po wielu sygnałach i dwóch próbach nie udało się załapać kontaktu z Jiminem. Chłopak postanowił wysłać mu wiadomość o tym, że potrzebuje pomocy.

Przypomniało mu się, że szansą na uratowanie jest również Jeongguk. Hoseok był nieco zaskoczony tym, że Taehyung znał jego kuzyna, ale miał nadzieję na to, że chociaż ten przyjdzie im z pomocą. Jednak i tutaj po dwóch próbach telefon nie został odebrany.

- Chyba musimy czekać – powiedział Taehyung, usadawiając się przy wannie. – Albo próbować oknem – rzucił, spoglądając w jego stronę. Hoseok zaśmiał się, siadając obok młodszego chłopca.

Przez moment siedzieli w ciszy, jedynie echo muzyki z dołu było słyszalne. Hoseok zastanawiał się jak mogą wydostać się z łazienki, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Z owego pomieszczenia jedyną bezpieczną drogą ucieczki były drzwi, które teraz były zamknięte na amen. Taehyung natomiast wpatrywał się w punkt przed sobą. Nie było to nic konkretnego, ale jego umysł i tak nie chciał się już za bardzo na niczym skupiać, zmęczenie dawało o sobie znać. W pewnym momencie Taehyung ziewnął głośno, zasłaniając usta ręką, po czym bez ceregieli ułożył się na udzie Hoseoka, który siedział ze skrzyżowanymi nogami.

- Twój chłopak nie byłby zadowolony, że przysypiasz na moich nogach – zaśmiał się szatyn, a jego ręką automatycznie powędrowała do dwukolorowych włosów młodszego.

- Ta, Jaehyun nie musi o wszystkim wiedzieć – odrzekł Taehyung, ale kiedy Hoseok chciał cofnąć dłoń, powstrzymał go. Było mu zbyt przyjemnie, żeby to przerywać. – Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że zamknięcie z tobą w kiblu będzie całkiem zabawne.

- Domyślam się. Tae, dobrze wiem, że nie pałałeś do mnie zbyt wielką sympatią – zaczął Hoseok, delikatnie przeczesując swoimi palcami różowe pasma włosów Taehyunga. Mimo tylu ingerencji w nie wciąż były naprawdę miękkie i przyjemne w dotyku. – Wiesz, naprawdę starałem się, żebyś mnie polubił.

- Nie wiem dlaczego aż tak zależało ci na mojej sympatii, ale udało ci się ją zdobyć – mruknął Taehyung, pocierając policzkiem udo Hoseoka. – To jest całkiem zabawne, ale większość moich przyjaźni zaczęła się od nienawiści.

- Poważnie? Z chłopakami też?

- Tak. Z Yoongim, Jiminem i Yeri.

- Opowiadaj. Może dzięki temu nie zaśniesz – poprosił Hoseok.

Taehyung zaśmiał się, ale zgodził się na opowieść. W końcu nie było to żadną tajemnicą, a i tak musieli znaleźć sobie jakąś rozrywkę, póki nie pojawi się jakikolwiek wybawca, który otworzy im drogę ku wolności.

- Zacznę od Jimina – powiedział Taehyung. – Poznaliśmy się w przedszkolu. Mieliśmy mniej niż sześć lat. Pamiętam, że od początku nie mogliśmy się dogadać. Byłem raczej wrednym i władczym dzieckiem, a Jimin często zabierał zabawki które lubię, przez co nigdy nie mogliśmy się dogadać. Strasznie mnie irytował. Ale pewnego dnia widziałem, że męczy się z jakąś układanką. Przysiadłem się do niego i pomogłem mu i po tym zdarzeniu zaczęliśmy się razem bawić.

- Rety, to urocze – zachichotał Hoseok, kręcąc pasemko Taehyunga na swoim palcu. – Dawaj Yoongiego.

- A, z Yoongim już było trudniej – kontynuował Taehyung. – Zaczęło się od tego, jak, wówczas niespełna dziewięcioletni, Jisung uciekł spod opieki mojej i Jimina. Lataliśmy po całym osiedlu szukając go. Serio, to nie było proste, minęło tyle godzin, a my byliśmy coraz bardziej zdesperowani. Kiedy byliśmy gotowi się poddać i powiedzieć o tym rodzicom chłopaków, zauważyliśmy jak jakiś dzieciak idzie z Jisungiem. Jimin szybko pobiegł do niego i odebrał brata. Jak się domyślasz, tym chłopakiem był Yoongi. On i Jimin bardzo szybko się zaprzyjaźnili, ale ja byłem jakoś sceptycznie nastawiony, z resztą Yoongi też patrzył na mnie z obojętnością. Ogólnie to bardzo niechętnie spotykałem się z Jiminem, kiedy wiedziałem, że Yoongi też będzie. Ale z czasem wyszło, że mamy ze sobą wiele wspólnego i po jakimś czasie bez problemów spotykaliśmy się nawet tylko we dwóch.

- Boże, Taehyung, dlaczego ty jesteś tak negatywnie nastawiony do ludzkości? – zapytał Hoseok, śmiejąc się pod nosem. Taehyung jedynie pokręcił głową.

- Nie czepiaj się – prychnął Taehyung.

- Aż czekam na to czym ci podpadła Yeri.

- A to w sumie najciekawsza historia.

- W takim razie opowiadaj.

- Z Yeri było tak, że ona i jej przyjaciółka dołączyły do mojej grupy teatralnej jakoś na początku gimnazjum. Wiem, że naprawdę trudno w to teraz uwierzyć, ale Yeri była strasznie wredna, zarozumiała, uważała się za niewiadomo kogo w skrócie.

- Poważnie? Twoja Yeri?

- Tak. Ale to przez taką dziewczynę, Juhyun, czy jakoś tak. Mniejsza. Raz, po skończonej próbie zauważyłem jak się kłócą na podwórku. Widziałem, że Yeri jest bliska łez, więc się zdenerwowałem i wbiłem w ich kłótnie. Ogólnie zostałem bardzo zjechany przez tę całą Juhyun, Yeri też była na mnie zła, że się wtrącam i kazały mi spieprzać. No ale, że stanąłem po stronie Yeri, to następnego dnia ona sama do mnie napisała dziękując i przepraszając. Zaproponowała mi spotkanie, gdzie wygadała mi się, że znajomość z Juhyun zaczyna ją męczyć, że ma jej dość. Ja, jako dobry człowiek, postanowiłem jej pomóc, toteż nastawiłem całą ekipę przeciwko Juhyun.

- Niezła siła perswazji.

- Prawda? Ale nie tylko ja jej nie lubiłem, całą grupa miała jej dosyć, więc łatwo poszło. Bardzo jej się nie spodobało takie traktowanie, więc odeszła z grupy i chciała, żeby Yeri zrobiła to samo. Na pewno nie było jej łatwo wybrać, bo wiem, że miała złe relacje z rówieśnikami, kiedy była młodsza. Już od podstawówki obrażali ją i wyzywali od grubasów, krasnali. No a Juhyun pomogła jej to w pewien sposób zwalczyć. Ale Yeri była już nasza, więc została. Na szczęście zerwała kontakt z Juhyun i wybrała jasną stronę mocy aka Kim Taehyunga.

- Jakie z ciebie grzeczne i skromne stworzenie, Kim Taehyung. – Kiedy Hoseok zaczął się śmiać Taehyung zmarszczył brwi i zmusił się do siadu, wpatrując się w starszego. Hoseokowi udało się w końcu uspokoić i rzekł: - Ale powiem ci, że twoje życie dzięki takim znajomościom wydaje się naprawdę ciekawe. Jak już mówiłem, moim jedynym prawdziwym przyjacielem był Seokjin. No, nie licząc kuzyna i młodszego brata, bo kocham te dzieciaki. Ale cała reszta leciała tylko na pieniądze.

- Ale teraz masz też nas – odpowiedział Taehyung, uśmiechając się szeroko. Położył głowę na ramieniu Hoseoka i lewą dłonią chwycił jego prawą. Hoseok oparł swoją głowę o głowę Taehyunga.

Po krótkiej chwili ciszy, Hoseok zabrał głos:

- Wiesz, że nie palę od pierwszego stycznia?

- Poważnie? – zaciekawił się Taehyung. – Gratuluję, oby tak już zostało.

Szatyn pewnie dodałby jeszcze coś gdyby nie fakt, że ktoś zaczął majstrować przy drzwiach. Hoseok i Taehyung zerwali się na równe nogi, wyczekująco wpatrując się w brązowe drzwi. Po kilku sekundach ukazał im się nieco zdezorientowany Jimin.

Taehyung uśmiechnął się do niego szeroko, a Hoseok za jego plecami zaśmiał się pod nosem.

- Wybaczcie, że dopiero teraz, ale zagadałem się z jakimś chłopakiem – tłumaczył Jimin, podczas kiedy chłopcy wychodzili z łazienki. – Strasznie dobrze nam się rozmawiało, był uroczy. Ale nie zdążyłem zapytać o jego imię – po czym zwrócił się do starszego szatyna. – Hoseok, wiesz może jak nazywa się średniego wzrostu brunet? Ktoś wołał do niego „Gukkie".

- Królicze zęby i szerokie plecy? – Jimin żywo przytaknął. – A, to na pewno mój kuzyn, Jeon Jeongguk.

Oczy Jimina zaświeciły się na tę informację. Taehyung zapisał sobie w pamięci ten moment. Nie oszczędzi sobie wypomnienia tego, kiedy Jiminowi znów przyjdzie do głowy udawać zainteresowanie spódniczkami. Nie żeby Taehyung widział w tym coś złego, bo sam często nie krył zainteresowania wybraną jednostką żeńską, ale Jimin potrafił zapiszczeć, kiedy na ekranie pojawiał się Sehun lub Chanyeol.

Chłopcy zeszli na dół do śpiących, zgonujących lub wciąż bawiących się gości. Kiedy Hoseok odszedł w kierunku jakiegoś chłopaka, mającego głowę w doniczce, Taehyung zwrócił się do Jimina.

- Nie mów nikomu o tej sytuacji, okej? Jeszcze jakieś durne plotki dotrą do Jaehyuna i źle to zrozumie.

- To samo w sobie wyglądało źle, Taehyung – zaśmiał się szatyn. Blondyn wytłumaczył Jiminowi całą sytuację, nie pominął nawet pocałunku Yoongiego. Przy tej części chłopak niesamowicie wytrzeszczył swoje niewielkie oczy, ale ze skupieniem wysłuchał przyjaciela do końca. – Spokojnie, nikt nie dowie się o waszym kiblowym bractwie – parsknął na koniec.

***

Tego samego dnia po południu

Szatyn szedł po dobrze mu znanym osiedlu. Jednak tym razem nie zamierzał skręcać do domu po prawej stronie. Jego dzisiejszym celem był dom rodzinny znajdujący się po lewej stronie ulicy. Im bliżej niego się znajdował, jego serce biło jak oszalałe. Obiecał, że odczeka kilka dni i dopiero po tym czasie spróbuje znowu. Ale nie był w stanie czekać dłużej. Uczucia bezradności, złości na samego siebie i tęsknoty za bardzo się w nim potęgowały, czuł się jak tykająca bomba, cokolwiek by się stało mógł w każdej chwili wybuchnąć. Sam nie wiedział czym prędzej, furią czy płaczem?

Kiedy stanął przed drzwiami budynku, wziął kilka głębokich wdechów i wydechów. Wiedział, że od tej rozmowy zależy tak naprawdę wszystko. Nie mógł tego popsuć. Chociaż czy dało się coś zepsuć bardziej?

Zdobywając się na odwagę wcisnął przycisk dzwonka. Po kilkunastu sekundach w drzwiach pojawiła się niska, czarnowłosa kobieta. Chłopak zauważywszy jej uśmiech, również wysilił się na drobne uniesienie kącików ust, po czym powiedział:

- Dzień dobry, jestem Wong Yukhei, kolega Renjuna. Czy zastałem go?

- Renjuna jeszcze nie ma, poszedł pomóc w nauce jakiemuś chłopcu. Ale powinien za kilka minut wrócić, może zaczekasz na niego? – zapytała kobieta, z uśmiechem szerzej otwierając drzwi.

- To nie będzie problem? – dopytywał chłopak.

- Ależ skąd! Wskakuj szybciutko, bo na dworze jest chłodno.

Yukhei posłuchał kobiety, po czym szybko przekroczył próg domu. Zaciekawiony na szybko rozejrzał się po wnętrzu. Mama Renjuna zaprosiła go do salonu, proponując kubek zielonej herbaty. Yukhei bardzo chętnie przystał na tę propozycję, w międzyczasie usadawiając się na poduszce przed stolikiem. Z rękami na kolanach oglądał całe pomieszczenie. Kultura chińska nie była mu ani trochę obca, jednak zawsze znajdował w niej nową, fascynującą rzecz.

Po niespełna pięciu minutach kobieta wróciła z kuchni z dwoma kubkami herbaty. Postawiła jeden z nich przed chłopakiem, po czym zasiadła naprzeciwko niego.

- Nie masz nic przeciwko, że zanim mój syn wróci zabawię cię rozmową? – zapytała, na co Yukhei roześmiał się serdecznie.

- Oczywiście, że nie.

Przez następne piętnaście minut mama Renjuna i Lucas pochłonięci byli rozmową. Z początku była ona bardziej oficjalna, kobieta pytała jak zaczęła się znajomość chłopców, gdzie i jak uczy się Yukhei. Jednak potem rozmowa zeszła na bardzo luźne i przyjemne tematy. Lucas widział ogromne podobieństwo między panią Huang, a młodszym Huangiem. I chociaż kobieta była rozgadaną osobą, a Renjun raczej cichą, to jednak spojrzenie i sposób mówienia mieli zupełnie identyczne.

Dwójka zajęta rozmową, zauważyła młodszego chłopca dopiero kiedy ten pojawił się w salonie.

- Wróciłem, mamo – powiedział, wchodząc do pokoju, ale kiedy jego oczy zauważyły z kim rozmawia kobieta, zabrakło mu słów.

- To dobrze, synku. Ja pogadałam sobie z twoim kolegą – odpowiedziała, puszczając oczko do Lucasa. – Dobrze się nim zajmij – szepnęła, szybko odchodząc od stołu. – Zostawiam wam, do zobaczenia, Yukhei!

Chłopak z uśmiechem ukłonił się kobiecie. Renjun odczekał kilka sekund, żeby mieć pewność, że rodzicielka na pewno ich nie usłyszy.

- Co tu robisz? – zapytał, nie ruszając się z miejsca.

- RenRen, proszę usiądźmy i porozmawiajmy. – Młodszy bez słowa usłuchał propozycji starszego, siadając na miejsce, które wcześniej zajmowała jego mama. – Hej, nie bój się mnie. To co się stało w Japoni... nie proszę cię, żebyś o tym zapomniał, ale żebyś mi wybaczył. Popełniłem naprawdę ogromny błąd, żałuję go okropnie. Renjun, ja nie chcę cię stracić.

Oczy obu chłopców powoli zachodziły łzami. Renjun słuchał Yukheia z opuszczoną głową. Nie wiedział, czy spoglądanie w jego oczy będzie dla niego odpowiednie. Ale po krótkiej chwili zrobił to. I zobaczył dokładnie tego samego chłopaka, który siedział z nim w jednej z tokijskich kawiarenek.

- D-dlaczego tak ci zależy? – zapytał Renjun. To nie dawało mu spokoju, dlaczego Yukhei usilnie próbuje zwrócić na siebie jego uwagę, młodszy był pewien, że chłopak szybko odpuści. Tymczasem siedział przed nim, kolejny raz prosząc o wybaczenie.

Lucas nie wiedział co będzie dobrą odpowiedzią na to pytanie. Dla niego coraz jaśniejszym stawało się to co czuł, to co było prowodyrem jego przyjścia tutaj. Ale bał się, że przestraszy tym młodszego Chińczyka. Dlatego postanowił na razie wstrzymać się z bezpośrednim wyznaniem, a pobłądzić dookoła.

- Ponieważ chcę być blisko ciebie. Kiedy jestem z tobą czuję się tak swobodnie, jakbym nie musiał nic udawać. Nie chcę tego tracić – westchnął. Bał się, że jeśli Renjun teraz nie uwierzy w jego słowa, to nikt na tym świecie już w nie uwierzy.

Renjun wpatrywał się badawczo w Yukheia. Pierwszy raz w życiu nie czuł żadnej krępacji podczas tak długiego i intensywnego kontaktu wzrokowego. Wziął głęboki wdech, przetrzymał powietrze na końcu powoli je wypuszczając.

- W porządku, dajmy sobie jeszcze jedną szansę – powiedział Renjun, zdobywając się na jak najspokojniejszy ton, lecz jego serce biło jak szalone, a wnętrzności przewracały się w różne strony.

- Naprawdę?! – wykrzyknął zszokowany Yukhei.

- Tak. – Renjun zaśmiał się delikatnie, widząc reakcje starszego.

Lucas szybko podniósł się z ziemi, po czym praktycznie przeskakując stolik, znalazł się po stronie Renjuna. Rzucił się na niego, zamykając w uścisku, jednak pod wpływem siły Yukhei, obaj leżeli na ziemi.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę! – wykrzyczał, niemal dusząc ze szczęścia młodszego chłopca. Jednak po chwili udało mu się opanować. Przez chwilę przestraszył się, że znów wszystko zepsuł swoim nieprzemyślanym zachowaniem. – Rety, RenRen, przepraszam! Nie gniewaj się, nie chciałem zrobić ci krzyw-

- Głupi! – przerwał mu młodszy, podnosząc się, po czym śmiejąc się, szturchnął go w ramię.

Z serca Lucasa spadł ogromny kamień, kiedy tylko usłyszał chichot młodszego Chińczyka. Uśmiechnął się szeroko, zdając sobie sprawę, że to było coś, czego mógłby słuchać do końca życia.





~~

Ja was bardzo przepraszam, za wciskanie lurena do ficzka od taeseoku. Ale tak mi pasował ten poboczny wątek, jeśli wam nie, to możecie go pominąć i skupić się tylko na głównym shipie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top