XIX
— Możesz mi powiedzieć, do jasnej cholery, po co ci był basen? Przecież Ita miała się czuć lepiej i co, teraz nie jest w stanie sama pójść do łazienki? — zapytał zwodniczo spokojnym tonem Albin zaraz po tym, gdy chwilę wcześniej wpadł do sali dziewczynki i niemal mnie z niej wyciągnął.
Widziałam, jak jego oko zaczęło drgać i byłam niemal pewna, że gdybym miała dla niego złe wieści, mogłoby to skończyć się źle. Nie wiedziałam, w jaki dokładnie sposób, ale z pewnością nie byłoby dobrze. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że nasz związek, który jeszcze nawet się właściwie nie zaczął, zależał w dużej mierze od tego, czy Ita przeżyje. Dlatego wolałam nie składać żadnych deklaracji, dopóki ta kwestia nie zostanie w pełni załatwiona. Jedyną, którą do tej pory złożyłam, było uratowanie dziewczynki.
— Nic jej nie jest, uspokój się, bo zaraz ty zejdziesz na jakiś zawał — mruknęłam pod nosem, kładąc mu dłonie na ramionach, odzianych w granatowe wdzianko, które nie miałam pojęcia, jak się nazywało, ale bardzo do niego pasowało. — Krąg. Pamiętasz? Nie może za niego wyjść, a gdzieś się załatwiać musi.
Postanowiłam przemilczeć fakt, że sama o tym zapomniałam. Stwierdziłam, że nie musiał tego wiedzieć. Wystarczyło, że widziałam, jak bawił go fakt, że mimo umiejętności asymilacyjnych, które w moim przypadku były wysoko rozwinięte, nadal czasami się zapominałam i nie odnajdywałam w tej rzeczywistości. Nie musiałam mu dawać kolejnego powodu do śmiechu, bo aż za bardzo przyzwyczaiłam się do tutejszej kanalizacji i wygód. To była jedna z negatywnych stron powrotu, musiałam zrezygnować z tych rzeczy, z przyjemnego zapachu w toalecie, z filmów, które mogłam oglądać. Z pewnością w Tanaan zadbam o to, by usprawnić system ściekowy.
— Czemu o tym zapomniałem... — zastanawiał się, ale widać było, że emocje opadły, że już wszystko było dobrze.
— Nie musisz o wszystkim pamiętać. O której kończysz?
Albin położył dłonie na mojej talii i do siebie przyciągnął tylko po to, żeby pocałować mnie w głowę. Przez chwilę po prostu tak staliśmy, a ja czułam leniwe bicie jego serca tuż pod moją dłonią. Chyba już automatycznie odbierałam jego nastrój i mimo iż Mjolnir hamował mój wpływ na niego, nadal odbierałam jego energię, dlatego wiedziałam, że jeszcze chwilę wcześniej pompa umożliwiająca przepływ krwi przez ciało mężczyzny waliła jak szalona.
— Och, jeżeli o to chodzi. Teraz mam chwilę wolnego i zabieram cię na lunch, a później pomyślimy co dalej. Chyba jeszcze trochę mnie tu przetrzymają — odezwał się i pociągnął mnie, jak dobrze pamiętałam, w stronę windy.
— Tak w ogóle, to dziękuję za kawę. — Uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie, że wcześniej nieco mnie zamurowało, gdy wszystko tak szybko się działo. Wesoły grymas szybko zniknął z mojej twarzy, gdy dotarło do mnie, że ślinię się w nocy i chrapię.
— Nie masz za co dziękować. Zostawiłem cię na pół dnia tylko z kawą. Jakoś nie pomyślałem o jedzeniu...
— Widzisz, ty nie myślałeś o jedzeniu, a ja przez Itę zapomniałam, że mogłabym być głodna. Ta dziewczyna, patrząc na stadium choroby, nie powinna być tak pełna energii. Pierwszy raz spotkałam się z takim dzieckiem. Chyba ma to po tobie, ale czasami jest niemożliwa.
— Jak bardzo dała ci w kość? — zapytał ze śmiechem, akurat, gdy winda ruszyła w dół z niewielkim szarpnięciem.
Na Ziemi byłam w stanie pokochać wszystko. Wygody, które zaskakująco bardzo ułatwiały życie, a nawet prędkość, z jakim ono się tutaj toczyło, mimo że to akurat było przerażające. Nie miałam zbyt dużego kontaktu z ludźmi, ale widziałam, jak się spieszyli, jak goniły ich terminy, a życie, które prowadzili, kosztowało, a te koszty nie należały do sprawiedliwych. Wypadki, choroby, z którymi nikt nie umiał wygrać, ataki, katastrofy, a nawet śmierć. Nic z tego nigdy nie było adekwatną ceną, a dług rósł od dnia narodzin.
W Tanaan to władca płacił za wszystkich, przez to pojawiały się właśnie takie sytuacje, jak ta, w której obecnie się znalazłam. Po powrocie do Ryhe będę musiała spisać wszystkie wspomnienia, a przynajmniej je nakreślić, żeby w przyszłości mogły się stać pewnym drogowskazem dla kolejnych pokoleń. Wszystkie dzienniki z biblioteki należały do ludzi rządzących państwami Ryhe, każda z osób, której słowa znalazły się w tym magicznym miejscu, spłacali dług, który do nich nie należał, a w zasadzie nie tylko do nich. Ich dzieci ginęły, rodziny umierały, niektórzy nigdy nie wrócili ze Światów, do jakich trafili, bo cena, która na nich spadła była zbyt duża, a to był jedyny sposób, żeby ją spłacić.
— Chyba za bardzo — odparłam po chwili, gdy przełknęłam gorzką prawdę, która pojawiła się w mojej głowie. — Gdzie mnie właściwie zabierasz? — zagaiłam, gdy opuszczaliśmy windę.
Albin podszedł do dwuskrzydłowych drzwi, które przede mną otworzył i teatralnym gestem zaprosił mnie do środka. Przez chwilę po prostu patrzyłam na niego, jakby nagle wyrosła mu dodatkowa głowa, po czym ze śmiechem na ustach przekroczyłam próg.
— Może to nie jest pięciogwiazdkowa restauracja, ale sądzę, że się nada. Oto nasza szpitalna stołówka — oznajmił, wykonując gest, jakby chciał objąć całe pomieszczenie.
Gdy szliśmy do bufetu, widziałam, ludzi, którzy zawzięcie na mnie patrzyli, postanowiłam to jednak zignorować i sama zaczęłam przyglądać się im, w ich naturalnym środowisku. Jedynie ja byłam tam pewną anomalią, którą musieli zaakceptować.
Musiałam w końcu zacząć obcować z ludźmi, inaczej nie będę miała czego umieścić w dzienniku, a coś musiałam. Zdecydowanie bardziej wolałam opisać zachowanie ludzi w miejscu pracy, niż mój seks z Albinem, chociaż o tym drugim niektórzy z pewnością chętniej by czytali...
— Dlaczego wszyscy się na mnie gapią? — zapytałam, gdy usiedliśmy sami przy jednym z wolnych stolików. Nie chciałam, żeby ktoś, chociażby przypadkiem słyszał, o czym rozmawialiśmy.
— Bo jesteś jedyną osobą, która nie ma na sobie tego seksownego wdzianka. — Puścił mi oczko, wskazując dłonią na swój ubiór, który również mieli zgromadzeni, jedynie kolory niektórych z nich się różniły. — Zresztą, jesteś naprawdę piękną kobietą, więc zwracasz na siebie uwagę. A szczególnie to ptasie gniazdo na twoich włosach — zaśmiał się, a ja miałam ochotę go udusić.
— To — wskazałam na swoją głowę, na której nawet nie wiedziałam, co się aktualnie znajdowało i chyba wolałam pozostać w tej nieświadomości — to robota Ity... Dlaczego mówisz mi akurat teraz? — oburzyłam się i mrużąc gniewnie oczy, zaplotłam ręce na piersiach, opierając się ciężko o oparcie plastikowego krzesła.
— Bo pytasz, dlaczego ludzie patrzą?
— Czyli inaczej byś mi nie powiedział?
— Czyli zamierzałem ci z tym pomóc, ale jak najpierw zabijesz mnie wzrokiem, to będziesz musiała sobie sama poradzić. — Wzruszył nonszalancko ramionami, wgryzając się w burgera.
— Masz szczęście, że dałam ci ten amulet, inaczej już padłbyś tu trupem... Lusterko — odezwałam się, wyciągając do niego rękę. Przez chwilę, Albin patrzył na mnie jak na wariatkę, a później po prostu się roześmiał.
— W twoim głosie jest tyle pewności siebie, że zawładnęłabyś salą operacyjną.
Uniosłam jedynie brew, nie opuszczając dłoni. Może i to, co powiedział, mi pochlebiło, ale wątpiłam, że w kilka tygodni nauczę się czegoś, co reszta ludzi przyswajała przez lata. Albin pokręcił głową z niedowierzaniem i podał mi swój telefon, dopiero po chwili zrozumiałam, że chodziło mu o odbicie w wyświetlaczu.
Mimo że moja twarz do najbardziej ekspresyjnych nie należała, co kosztowało mnie lat samodyscypliny i wytrwałości, i tak moje usta rozchyliły się w niemym szoku. Moje piękne, proste włosy, przypominały jeden wielki kołtun na czubku głowy. Nie miałam pojęcia, jak Icie udało się coś takiego zrobić, ale wcale mi się to nie podobało. To chyba wymagało wielkiego talentu...
— Zjemy szybko i pójdziemy do łazienki — oznajmiłam, oddając mężczyźnie urządzenie. W jego szarych oczach niemal od razu pojawił się błysk, który niekoniecznie w tamtym momencie mi się podobał.
— Od takich rzeczy są pokoje dyżurnych, kochanie — odparł, poruszając brwiami, w sposób, w który sama nie potrafiłam.
— Nie wiem, o czym ty myślisz, ale przestań. Muszę naprawić swoje włosy, a chyba ludzie nie są przyzwyczajeni do oglądania prawdziwych czarów — powiedziałam, zaczynając posiłek od owoców.
— I tak sądzę, że pokój dyżurnych byłby lepszy.
— Jesteś niemożliwy, wiesz o tym?
— Nie dajesz mi o tym zapomnieć. — Uśmiechnął się niewinnie, udając aniołka.
— Patrz, ty mi też.
***
— Dlaczego ty jesteś taka zmęczona? — zapytał z niemałym oburzeniem Albin, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu.
Ściągnęłam trampki z nóg i od razu udałam się do kuchni. Potrzebowałam napić się ciepłej wody, a następnie koniecznie chciałam iść spać, tym razem na wygodnym łóżku, a nie na krześle, od którego nadal bolał mnie kark.
— Im bliżej pełni tym będzie gorzej, po pełni ilość energii, jaką będę miała może cię przytłoczyć, a co?
Już po pierwszym łyku wody poczułam się dużo bardziej odprężona i zdecydowanie bardziej senna. Wyjątkowo skutecznie odpychałam od siebie myśli o tym, co może się stać u Ity, że coś mógłby pójść nie tak. A może po prostu byłam zbyt zmęczona, żeby się jeszcze i tym zadręczać?
Teraz oczami wyobraźni, już widziałam dwuosobowe łóżko, którego odpowiednia miękkość materaca sprawiała, że nie chciało się z niego wstawać. Moją misją stało się dotarcie do mojego pokoju na piętrze, a żeby to zrobić, musiałam minąć w progu kuchni Albina, przypominającego ochroniarza, który tam stał i w każdej chwili mógł powiedzieć co, przez co sen odszedłby w zapomnienie. Podświadomie chyba czekałam na jakąkolwiek informację, która odwiodłaby mnie od wtulenia się w pościel.
— Myślałem, że zabiorę cię gdzieś na kolację albo pójdziemy do baru — mruknął mi niemal do ucha, gdy podszedł i objął mnie w pasie.
Albin był naprawdę kochanym mężczyzną, ale równocześnie za bardzo przytłaczał. Wiedziałam, że chciał dobrze, że chciał pokazać mi swój Świat najlepiej, jak potrafił, a przy tym chyba zbyt bardzo chciał być romantyczny. Akurat za to go winić nie mogłam, kradł moje serce kawałek po kawałku, przez takie zachowania, przez przekomarzanki, które by mnie irytowały, gdyby to ktoś inny był na jego miejscu. W inny dzień byłabym wniebowzięta przez tę propozycję, ale dzisiaj padałam na twarz, więc okazałabym się słabym towarzystwem, a tego zdecydowanie nie chciałam.
— A możemy to zrobić na przykład... za tydzień? Teraz jedyne, o czym myślę, to łóżko — rozmarzyłam się, uśmiechając się pod nosem.
— W łóżku też możemy robić ciekawe rzeczy. — Poruszył śmiesznie brwiami, przez co trzepnęłam go w ramię.
— Ja idę na górę, a ty do siebie. — Dźgnęłam to palcem w tors, uśmiechając się złośliwie.
— Ej no... A co jeżeli powiem, że nie umiem spać bez ciebie? — zapytał z nadzieją, robiąc minę zbitego szczeniaka.
— To wtedy ci powiem, że czeka cię bezsenna noc, kochanie — odparłam, zgryźliwie akcentując ostatnie słowo.
— A jakbym... — zaczął, ale wyminęłam go, ruszając w górę schodami.
— Musisz sobie sam z tym radzić. Nie jesteś małą dziewczynką, Albinie — powiedziałam władczym głosem i aż zaczęłam zastanawiać się, czy nie dodać tego, że władca rozpatrzy wniosek.
Tak jak myślałam, gdy tylko doszłam do pokoju i padłam na łóżko, niemal natychmiast pochłonął mnie zaskakująco spokojny sen.
***
Ostatnio ciężko było mi się zebrać za pisanie, ale mam nadzieję, że to się zmieni, chociaż nie mogę nic obiecać, bo nie wiem, ile czasu zostanie mi na pisanie po rozpoczęciu roku. Jednak niezależnie od sytuacji, postaram się dodawać po jednym rozdziale tygodniowo ;) I oczywiście zapraszam Was do czytania innych opowiadań na moim profilu *chamska reklama*.
Jak tam nastrój tuż przed powrotem do szkoły? Bo mój jest zły, co oczywiście wszystkich cieszy xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top