XI

Ranek przyszedł zdecydowanie szybciej, niż bym chciała i niestety nie mogłam udawać w nieskończoność, że spałam.

Wczoraj Albin wrócił późnym wieczorem i przyszedł sprawdzić, co robiłam, możliwe, że chciał porozmawiać, ale ja nie byłam gotowa. Najprostszym i najskuteczniejszym sposobem, jaki wtedy przyszedł mi do głowy, było po prostu udawanie, przynajmniej dopóki nie opuścił mojej sypialni. Trochę to jednak trwało, a stałe pilnowanie płytkiego oddechu wcale nie ułatwiało to, że czułam, jak się we mnie wgapiał.

Już wcześniej obiecałam sobie, że nie zamierzałam wpływać na myśli Albina, czy też nie chciałam naginać jego woli za pomocą magii. Nigdy jakoś nie byłam tego szczególną fanką, ale czasami nie było po prostu innego wyjścia, a on nie należał do ludzi odpornych. Niestety to też oznaczało, że nie mogłam wymazać mu wspomnień o pocałunku, o pocałunkach.

Właśnie dlatego, gdy rano wstałam, odwlekałam chwilę zejścia do kuchni, co jak się okazało, było zaskakująco głupim i naiwnym pomysłem. Jak niby miałam unikać go w jego własnym domu! Nie przemyślałam tego, że mężczyzna będzie miał potrzebę odespania po nieplanowanym wezwaniu. Ostatnio w ogóle zbyt mało rzeczy przewidywałam, a przecież kiedyś to nie stanowiło dla mnie żadnego problemu.

Ten Świat, mimo że w niektórych aspektach był lepszy od Ryhe, w zdecydowanej większości, zdawał się zbytnio irytujący. Powoli, krok po kroku, gasił mój charakter, kształtowany przez lata, co w ogóle mi się nie podobało. Przerażało mnie to, bo nie wiedziałam, co te zmiany mogły przynieść. A do tego nie miałam pojęcia, co działo się w moim domu, do którego nie znałam sposobu na powrót.

— Wyspałaś się?

Podskoczyłam zaskoczona, gdy usłyszałam jeszcze zachrypnięty od snu głos Albina. Mocno złapałam się obiema rękami barierki przy schodach, gdy mało brakowało, a spadłabym ze schodów. Czułam, jak serce waliło mi w klatce, a oczy z przerażenia mało nie wyskoczyły z orbit.

Stałam przez chwilę wpatrzona w poręcz i starałam się chociaż trochę uspokoić oddech. Ten człowiek kiedyś zdecydowanie mnie zabije! Co on, do cholery, miał z odzywaniem się znienacka, gdy schodziłam ze schodów? Ktoś tutaj najwidoczniej chyba bardzo chciał, żebym w końcu połamała kark. Mogłam podejrzewać, że chciał zobaczyć, czy z tego też bym się wyleczyła. Pieprzony lekarz...

— Na miłość Matki Ryhe! Jak chcesz się mnie pozbyć, to powiedz, a nie mnie straszysz! — krzyknęłam, przykładając dłoń do serca, które nieśpiesznie zwalniało.

— Przepraszam — odezwał się, ale nawet z tej odległości widziałam, jak kąciki jego ust drżały od powstrzymywanego śmiechu. Oj ktoś ewidentnie prosi się o guza. — Ale teraz mieszkasz pod dachem z lekarzem, więc nie masz co się martwić, pomoc jest na miejscu.

— Jesteś pediatrą to po pierwsze, a po drugie, kto powiedział, że potrzebuję lekarza? — prychnęłam i z gracją zeszłam ze schodów tak, jakby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca. Nie omieszkałam jednak patrzeć na niego z mordem w oczach. 

— Ktoś tu wstał lewą nogą — zadrwił i porzucił wcześniej obraną trasę, na tę, którą ja podążałam.

Coraz bardziej wierzyłam w brak instynktu samozachowawczego mężczyzny. Albin chyba nie zdawał sobie sprawy, że na Ziemi moja magia była bardziej niestabilna, niż byłabym gotowa to przyznać. Mimo podejrzeń nadal nie wiedziałam, od czego zależało to, czy działała, czy jednak nie. Czasem jednak wystarczyła myśl, żeby coś zrobić, jedna przelotna myśl, chwila, która mogła zaważyć na czyimś życiu. 

Weszłam do kuchni i postanowiłam zignorować uwagę mężczyzny. Teraz moim priorytetem zostało najedzenie się i niemyślenie o zrobieniu krzywdy Albinowi. Otworzyłam lodówkę, na szczęście po tych kilku dniach zaczęłam jako tako odnajdywać się w tej nieco dziwnej rzeczywistości, i przez chwilę przeglądałam się jej zawartości.

— Może sandwiche? — zagaił Albin, siadając na krześle przy stole.

Zmarszczyłam brwi i zamykając lodówkę, odwróciłam się przodem do gospodarza domu. Westchnęłam głośno i pokręciłam z niedowierzaniem głową. 

— Nie mam bladego pojęcia, o czym do mnie mówisz. Mógłbyś to jakoś rozwinąć? — zapytałam, opierając się o blat za mną i bądź co bądź patrzyłam na niego z góry. Zaplotłam ręce na piersiach i czekał z niecierpliwością na odpowiedź, powstrzymując burczenie w brzuchu.

— Serio? Nie wiesz, czym są sandwiche? — Aż wstał z wrażenia i podszedł do szafek i z jednej z nich wyjął dwa urządzenia.

— Och, serio nie wiesz, czym są portale? Albinie, ja jestem królową, a nie kucharką. Wyobraź sobie, że mam ludzi, którzy przygotowują mi jedzenie i na przykład wodę do kąpieli. Ja jestem mózgiem Tanaan, więc nie muszę przejmować się trywialnymi sprawami, od których są inni. Zresztą, w moim Świecie chyba tego nie ma — żachnęłam się i wskazałam machnięciem dłoni na dwie, a jakże, czarne skrzynki.

— Nie wypominaj mi tego, czego nie wiem o twoim Świecie.

— Czyli ty masz prawo nie znać mojego świata, a ja mam znać twój od podszewki? — zapytałam pozornie spokojnym głosem.

Od wczoraj moja chęć skrzywdzenia Albin wcale nie słabła. W takich momentach wręcz rosła. Przymknęłam na chwilę powieki, chcąc się uspokoić. W końcu mogłam mu zrobić krzywdę przez przypadek...

— Aine, wiesz, że nie o to chodzi. — No właśnie problem leżał w tym, że nie wiedziałam. — Po prostu nic nie wiem o twoim Świecie i za każdym razem dziwią mnie te różnice — tłumaczył spokojnie i o dziwo te argumenty do mnie trafiały. To z pewnością przez ten jego cholerny wzrok.

— Dobrze więc, opowiem ci mniej więcej o Ryhe, ale ty najpierw zrobisz mi śniadanie — odparłam, czując się niemal jak podczas negocjacji, za którymi tak bardzo tęskniłam.

Albin przez chwilę po prostu na mnie patrzył, jakby analizował wszystkie plusy i minusy obecnej sytuacji. W końcu jednak leniwie skinął głową, przystając na moją propozycję.

— Okej, ale i tak muszę ci wytłumaczyć, że to — wskazał na urządzenie z dwoma otworami — jest toster, w którym robi się tosty, a to — tym razem otworzył drugie urządzenie — jest tostownica, w której też się robi tosty, ale te mają dodatki w środku. To takie zapiekane podwójne kanapki. A teraz, na co masz ochotę?

Zamrugałam szybko, starając się ogarnąć i uporządkować nową wiedzę. Dlaczego to musiało być takie skomplikowane, a ja po prostu nie mogłam znać tego Świata i zwyczajów jego mieszkańców?

— Cokolwiek, byle było dobre.

I tak przez kolejne dziesięć minut patrzyłam, jak przygotowuje się sandwiche, które chyba stały się moim ulubionym posiłkiem. Ciągnący się ser zdecydowanie skradł moje serce, a gorąca kawa, była niczym lek dla zranionej duszy.

— Zdecydowanie możesz zostać moim kucharzem. Co zamierzasz zrobić na obiad? — zagaiłam, wstając i odkładając talerz do zmywarki zgodnie z instrukcjami Albina.

— Na obiad pójdziemy do maka — powiedział, po czym do mnie podszedł, niebezpiecznie zmniejszając między nami odległość. Stanął naprzeciwko mnie, opierając się dłońmi na blacie po moich obu stronach i szepnął: — Zdradzę ci tajemnicę. Tak naprawdę jestem okropnym kucharzem.

Wstrzymałam oddech, starając się nie patrzeć mu w oczy. Mój wzrok przyległ do jego czoła, a serce niebezpiecznie obijało się o żebra. Zagryzłam wnętrze policzka, bo zdecydowanie nie chciałam przypadkiem do niczego go zmusić i chociaż powinnam mieć władzę nad własną magią, przy nim i w takich sytuacjach nie umiałam się oprzeć pokusie. Moc wypływała ze mnie, a ja nie umiałam jej powstrzymać.

— Mam stanąć na palcach, żebyś spojrzała mi w oczy? — zapytał ze śmiechem, na co tylko przymknęłam powieki.

Dlaczego on musiał być aż tak pociągający? Odetchnęłam głęboko i powoli spojrzałam prosto w te szare tęczówki, które w jakiś nieopisany sposób władały mną i teraz to on był królem sytuacji. Przeklinałam się w myślach za tę słabość, która chyba mnie przerastała. Przełknęłam ślinę głośniej, niż zamierzałam, zdradzając swoje emocje. Mimo że kochałam ten Świat, jednocześnie go nienawidziłam.

— Sądzę, że powinieneś się odsunąć. Miałam ci opowiedzieć o Ryhe, a ty miałeś powiedzieć mi o chorobie Ity. Zresztą, muszę odwiedzić dzisiaj bibliotekę, więc musimy się pośpieszyć i dzisiaj idę tam sama — oznajmiłam oziębłym i władczym tonem, wkładając w to całą swoją siłę woli. Inaczej nie dałabym rady, choć głos nieco mi zadrżał. Albin chyba tego nie zauważył. 

Powoli zaczynałam się nienawidzić za odpychanie mężczyzny od siebie, gdy widziałam to rozczarowanie i zawód w jego oczach. Ale przecież nie mogłam inaczej, nie mogłam pozwolić, żeby coś albo ktoś mnie rozpraszał i odwodził od celu. Moim pierwszym i ostatnim błędem było pozwolenie na to, co wczoraj wydarzyło się między nami.

Musiałam znaleźć coś, co ochroni Albina od mojego wpływu na jego zachowanie, a nie mogłam zrobić, kiedy był przy mnie. 

***

Wczoraj straciłam kilka minut, szukając informacji o tosterze i tostownicy, które zrobiły z mojego mózgu papkę. W sumie dowiedziałam się też, że całe życie byłam w błędzie, myśląc, że jadłam tosty, chociaż to były sandwiche. xD

Także no, mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top