X

— Jak możesz się stąd kontaktować, przecież wcześniej mówiłaś, że nie ma takiej możliwości — odezwał się Albin, gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie i opanowaliśmy emocje. 

Odsunęłam się od niego, uciekając z objęć mężczyzny, którego niezbyt to ucieszyło, ale nie oponował w żaden sposób. Miałam ochotę się porządnie zdzielić za to, że na to pozwoliłam. Przecież miało do niczego między nami nie dojść, a gorące pocałunki zdecydowanie temu nie sprzyjały.

— Jak już mówiłam, jesteśmy w miejscu pełnym magii. Może i nie czujemy innych osób, ale możemy zauważyć ich obecność w niektórych przypadkach. Po prostu napiszę wiadomość i zostawię ją w księdze. — Wzruszyłam ramionami, rozglądając się za odpowiednią pozycją.

— Skąd wiesz, że trafi to do odpowiedniej osoby? — zapytał, chodząc za mną krok w krok. 

Zatrzymałam się i westchnęłam. Było tu tak wiele niejasności, że aż zdawało się być niemal ciemno. Dlaczego choć raz wszystko nie mogło być klarowne? W końcu wyciągnęłam jeden z dzienników, do których Attie miała szczególny sentyment. Oby szybko go otworzyła. 

— Chodzi o to, że nie wiem. Nie mam pojęcia, kto to przeczyta, ale mam nadzieję, że będzie to ktoś z Tanaan. Najlepiej, gdyby trafiło na Attie  — mruknęłam ostatnią nadzieję cicho, pod nosem. 

— Kim jest Attie? 

Położyłam dziennik na stoliku i poszłam po kawałek papieru i coś do pisania. Lubiłam dzielić się swoją wiedzą z innymi i właśnie dlatego uczyłam, ale gdy ktoś dopytywał się dosłownie o wszystko, zaczynało mnie to drażnić. Żałowałam, że nie trafiło na kogoś mniej dociekliwego, niż Albin, ale przecież on był lekarzem i musiał logicznie wszystko mieć wytłumaczone... 

— W zasadzie to Henrietta, ale nie szczególnie lubi swoje imię. To jedna z moich uczennic, ją pierwszą uczyłam, więc mam nadzieję, że teraz to ona rządzi i utrzymuje tam jako taki porządek. 

Szybko napisałam kilka słów na papierze i wsunęłam do dziennika, który odstawiłam na miejsce tak, aby mój towarzysz tego nie zauważył. 

— Co napisałaś? — spytał, szczerze zainteresowany, a ja zaczynałam mieć ochotę na sięgnięcie jednego z grubszych tomiszczy i przyłożenie mu nim. 

Odetchnęłam głęboko. Nie chciałam, żeby wyczytał cokolwiek z mojej twarzy, więc po raz kolejny przybrałam surową maskę władcy. Musiałam się opanować i przestać dawać władzę emocjom, gdy był zbyt blisko. 

— Spytałam o sytuację w domu — odparłam rzeczowo, ucinając temat. 

— Wiesz która godzina? 

— Nie wiem. Na Ziemi mogło minąć pięć minut albo nawet i pięć godzin. Zasięgu tu nie znajdziesz, bo nas tak jakby nie ma, póki tu jesteśmy — powiedziałam, gdy Albin zaczął chodzić z uniesionym telefonem, mrucząc przekleństwa pod nosem. — Chyba czas na nas. Muszę  poczekać na odpowiedź. 

— A nie chciałaś przypadkiem jak najszybciej wrócić? 

— Chciałam. Musisz jednak zrozumieć, że równie dobrze mogę po prostu posiedzieć i pomyśleć, czego właściwie szukam, a zamartwianie się o Tanaan w niczym mi nie pomaga. Dlatego sądzę, że rozsądniej będzie tu wrócić jutro albo za kilka dni — oznajmiłam rzeczowym tonem, kierując się powoli w stronę schodów. 

— Za kilka dni? Chcesz być dłużej na Ziemi? 

Spojrzałam przez ramię na Albina i wcale nie spodobało mi się to, co zobaczyłam w jego oczach. Nadzieja i szczęście. Czułam, że myślał, że odwlekałam przez to, co stało się między nami, ale to nie było prawdą. Czekałam, bo Attie znała tę bibliotekę lepiej niż ja, dlatego zapytałam, gdzie miałam szukać informacji o Ziemi. Bez tego mogłabym siedzieć tu wieczność i nadal bym szukała. Potrzebowałam pomocy, której Albin nie mógł mi udzielić, on mi wręcz przeszkadzał w wykonaniu zadania. 

— Miałam pomóc Icie. Musisz więc opowiedzieć mi o jej chorobie. 

Nie odwróciłam się drugi raz, po prostu weszłam na schody i wyszłam zwykłymi drzwiami, które przecież prowadziły do tak niezwykłego miejsca. Już stawiałam stopę na pierwszym kamiennym schodku, gdy usłyszałam zduszony krzyk. Westchnęłam zirytowana głupotą i bezmyślnością ludzką, która za każdym razem drażniła mnie coraz bardziej. 

Odetchnęłam głęboko, ze świstem wypuszczając powietrze z płuc i odwróciłam się na pięcie do Albina, który nie mógł przejść przez drzwi i obecnie siedział odrzucony nieco dalej od wejścia. Podparłam się dłońmi pod boki, gdy stanęłam przed progiem i przez chwilę w ciszy patrzyłam na zaskoczoną minę mężczyzny. 

— Zostaw to, co chciałeś stąd wynieść. Najlepiej odłóż to na miejsce — oznajmiłam bezbarwnym tonem, patrząc na niego z politowaniem. 

Albin posłusznie zszedł ze schodów i odłożył jedną z cieńszych ksiąg, która prawdopodobnie nie zawierała niczego szczególnego, po czym wrócił i spokojnie przeszedł. 

— Co to było? — Zamknął drzwi i złapał mnie za ramię, gdy już chciałam się odwrócić i odejść. 

— Ja naprawdę nie chcę na ciebie krzyczeć ani ci umniejszać, ale czy ty naprawdę jesteś aż takim kretynem? 

— Co? — bąknął pod nosem, a jego oczy wyrażały jedynie niezrozumienie. Przyłożyłam sobie dłoń do czoła i na chwilę przymknęłam powieki. 

— Albinie, jesteśmy w miejscu przepełnionym magią. Jest tu wszystko na temat magii, wszystko, dosłownie. Są tu mapy, których nie ma na Ziemi, są nawet artefakty — mówiłam powoli, patrząc na niego z niedowierzaniem. Niby taki mądry, a taki z niego idiota. 

— Nie wiem, czy wiesz, ale już to mówiłaś. Powtarzasz się — prychnął rozbawiony, a moja ochota skrzywdzenia go rosła z każdą kolejną sekundą. 

— To czego, do diabła, nie rozumiesz?! Przecież to logiczne, że nic stąd nie można wynieść, żeby nie wpadło w niepowołane ręce! Kto mógł wpaść na pomysł chronienia przedmiotów z taką mocą! — Odetchnęłam, po czym dodałam nieco spokojniej: — Ciesz się, że to tylko bariera ochronna, a nie coś gorszego. Gdybyś wybrał inny przedmiot, inną księgę, potężniejszą, możliwe, że już byś nie żył, przez swoją pychę i chciwość. 

— Możliwe, że bym umarł? To dlaczego mnie tu przyprowadziłaś! — wrzasnął tak niespodziewanie, że aż podskoczyłam. Zacisnęłam szczęki, modląc się o cierpliwość. 

— A czy ktoś ci kazał za mną włazić? Nie, więc przestań mnie o to obwiniać. Gdybyś coś stamtąd wyniósł, to byłaby kradzież, na szczęście mądrzejsi przewidzieli takie sytuacje i zabezpieczyli teren — warknęłam, patrząc ze złością prosto w szare oczy Albina. Nawet one nie były w stanie mnie teraz uspokoić ani ta cholerna zielona plamka w nich.

— Skąd wiesz, że mógłbym umrzeć? Jesteś czarownicą, nie mogłabyś mnie wskrzesić? 

— Bo to widziałam. Jedna osoba umarła, a pod pachą trzymała jeden z dzienników. A wiesz, co jest w tym najgorsze? Nie da się uratować takiej osoby. Chociaż byłbyś nie wiadomo kim, nie możesz cofnąć zaklęcia i tylko możesz patrzeć, jak ktoś umiera. A co do wskrzeszania, nie da się wskrzesić ludzi — odpowiedziałam, patrząc na niego twardo, po czym odwróciłam się i szybko wbiegłam po schodach. 

— Muszę jechać do pracy — oznajmił Albin, gdy już wychodziliśmy z budynku biblioteki publicznej w Clearwater. — Podrzucę cię do domu. 

Kiwnęłam głową i wsiadłam do samochodu mężczyzny. Cieszyłam się, że musiał wrócić do szpitala. Dzięki temu nie musiałam przebywać z nim pod jednym dachem. Mogłam pomyśleć i mogłam przygotować się na konfrontację. W końcu kiedyś będziemy musieli porozmawiać o tym, co zaszło i czułam, że ta rozmowa do przyjemnych należała nie będzie. 

Nadal byłam zdania, że nie potrzebowałam, ani nie szukałam miłości i szczęścia, które Albin starał się mi sprzedać. Uśmiechał się, gawędził, pokazywał, że życie jest dobre i piękne mimo wszystko i już prawie mnie kupił, ale wtedy przypominałam sobie o przysiędze-zaklęciu, które zostało na mnie narzucone w dniu koronacji. 

Od czasu, gdy wypowiedziałam te słowa, nie byłam wolnym człowiekiem, byłam kimś, oddanym państwu, kimś, kto nie musiał być szczęśliwy i nie musiał kochać. Byłam maszyną napędową mojego królestwa. Do tej chwili nigdy nie zastanawiałam się nad tymi słowami, które postanowiłam wypowiedzieć jako dziesięcioletnia dziewczynka. 

„Tanaan é unha parte de min. É o meu amor e felicidade. Dérome a servirlle para a eternidade."*

Trzy krótkie zdania, które kompletnie zmieniły moje życie. 

***

*Tanaan jest częścią mnie. Jest moją miłością i szczęściem. Oddaję się służbie dla niego na wieczność.

Nie mam pojęcia w jakim stopniu to tłumaczenie jest dobre, ponieważ korzystałam z tłumacza a niestety nie znam galicyjskiego. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top