VII

Drugi dzień w domu Albina minął mi podobnie, tylko tym razem nie miałam problemów z zażyciem kąpieli. Tego dnia miałam większy problem. Nie miałam naręcza książek, więc musiałam znaleźć sobie inne zajęcie, co wcale nie było takie proste. 

Czytałam po kilkanaście razy notatki, które zrobiłam poprzedniego dnia, dopisując nowe myśli, jakie przyszły mi do głowy. Niestety nie było ich tak dużo, jak się spodziewałam...

Próbowałam nawet coś ugotować, ale to też nie za dobrze mi szło. Więc przez praktycznie cały dzień spisywałam plan ćwiczeń. Miałam bowiem nadzieję, że skoro wymyśliłam jak nauczyć niektóre osoby magii w Ryhe, mogłam to samo zrobić i tutaj. 

Albin wrócił później niż wczoraj, bo miał skoczyć do biblioteki po nowe książki. Oczywiście kilkanaście razy powtarzałam mu, że lepiej by było, gdybym sama się tym zajęła, ale za każdym razem, gdy podejmowałam temat, odprawiał mnie z kwitkiem. Dzisiaj nie zamierzałam się tak łatwo poddać. 

— Mam pizzę — oznajmił od progu, gdy zorientował się, że okupowałam kuchnię. 

— Chcesz kawę? — zapytałam, unosząc kubek. Chyba nawet wolałam nie pytać, czym była pizza, modliłam się tylko o to, żeby wpasowała się w moje kubki smakowe. 

— Chyba wolę herbatę albo piwo. Ile kawy dzisiaj wypiłaś? — Uniósł pytająco brew, stawiając pudełko na blacie. — Mam nadzieję, że coś jadłaś? 

— Gdzie masz książki? 

Zbyłam pytania mężczyzny, zadając własne o rzeczy, które mnie zdecydowanie bardziej interesowały niż takie trywialne sprawy. W końcu nie o to powinien się martwić, a o to, by dostarczyć mi odpowiednich materiałów do pracy... 

— Jutro po nie pojedziemy. Dzisiaj nie zdążyłem przed zamknięciem. Chyba tych kilka godzin zbyt wielkiej różnicy ci nie zrobi, hm? 

— Nie, ale jadę z tobą — oznajmiłam, chociaż te kilka godzin robiło mi wielką różnicę. 

W końcu każda taka sytuacja wywoływała opóźnienie w związku z moim powrotem na Ryhe. Nawet nie miałam jak się skontaktować z Tanaan, żeby wiedzieć, co tam się działo. Wszystko to, co sobie zaplanowałam, poszło nie tak, przez to cholerne wyładowanie. 

— To, co mi jeszcze powiesz ciekawego o czarownicach? — zaśmiał się Albin, gdy konsumowaliśmy posiłek. 

Popatrzyłam na niego przez chwilę, zastanawiając się, czemu nie chciał uwierzyć w ich istnienie. Westchnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. Dla niego to były zwykłe wygłupy, dla mnie to był jedyny sposób powrotu. Musiałam nauczyć się władać magią, tym razem w innym Świecie, który nie był do tego zbytnio przystosowany.

— Mogę ci o nich wiele opowiedzieć, ale zdecydowanie nie to, że kiedykolwiek była jakaś urodzona na Ziemi — powiedziałam to, po czym wgryzłam się w naprawdę dobre jedzenie. 

— Skąd ty bierzesz tę pewność? Przecież tam było pewnie tylko o nich wspomniane. 

— Fakt, za dużo się z tamtych książek nie dowiedziałam, ale wiem wystarczająco. A skąd ty możesz wiedzieć, że były? — prychnęłam, tracąc nieco kontrolę nad sobą. Zdecydowanie nie lubiłam, gdy ktoś podważał mą niezaprzeczalną wiedzę. 

— Wiem, że ich nie ma, ale niektórzy sądzą inaczej. — Wzruszył ramionami i na chwilę wyszedł do innego pomieszczenia.

Zawiesiłam wzrok na czarnych kuchennych meblach, które były zaskakująco ładne, a chwilę później Albin wrócił do kuchni z jakimś kolejnym urządzeniem, o którego obsługi nie miałam zielonego pojęcia. Było prostokątne, szare i płaskie, ale nie miałam pojęcia, do czego mogło niby służyć. 

— To laptop — wyjaśnił, widząc moją pytającą minę. — Poszukamy w internecie czegoś o czarownicach. Udawał poważnego, ale widziałam, jak walczył ze sobą, żeby się nie zaśmiać.

Mężczyzna włączył urządzenie, tłumacząc mi po kolei, co robił. W końcu wszedł w link, w którym miało być zawarte to, w jaki sposób w średniowieczu rozpoznawano czarownicę. Szybko przebiegłam wzrokiem cały artykuł, mając ochotę zaśmiać się z głupoty ludzi i ich dyskryminacji. 

— I co ty na to? 

— To totalny absurd. Po pierwsze mężczyźni również mają moc i jest ich wielu. Test wagi? Co to ma być? Nie ma czegoś takiego, jak latające miotły... Czarownica na dalekie odległości przenosi się poprzez portal.

— Taki magiczny okrąg, w który się wchodzi i jesteś gdzieś indziej? — zapytał z niedowierzaniem. Cały czas miałam wrażenie, że się ze mnie wyśmiewał, co niezbyt mi się podobało.

— To nie musi być okrąg, ale tak. Mniej więcej. Próba ognia i wody to jakiś nieśmieszny żart. Chcesz wiedzieć, że czarownice istnieją gdzieś w kosmosie? — Spojrzałam na niego, na co przytaknął, ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. 

Oby się udało, musiało się udać, powtarzałam sobie w myślach, nie chcąc się zbłaźnić. Wstałam z krzesła, na którym siedziałam i podeszłam do Albina. Bez ostrzeżenia położyłam mu dłoń na czole i skupiając całą siłę woli, jaką w sobie miałam, powoli wciągnęłam powietrze, koncentrując się na umyśle mężczyzny. Przez chwilę poruszałam się niemal na ślepo, po czym w końcu udało mi się znaleźć część odpowiedzialną za ból. Uśmiechnęłam się pod nosem, tym razem koncentrując się na lewej nodze, a gdy już tam byłam zaczęłam myśleć o kolanie, które było ewidentnie obolałe.

Gdy odsunęłam się od lekarza, patrzył na mnie nieco strachliwym, ale również i zafascynowanym spojrzeniem. Powoli usiadłam na swoim krześle i patrząc na niego, niemal widziałam, jak trybiki w jego mózgu pracowały. 

— Czyli to, co wcześniej zrobiłaś ze zmęczeniem... — nie dokończył, patrząc na mnie z niemałym zaskoczeniem. 

— Tak. Tamto akurat udało mi się niemal przypadkiem, tu miałam większą władzę, ale nadal nie rozumiem, czemu to działa, a inne rzeczy niekoniecznie. Właśnie dlatego zgodziłam się pomóc Icie — tłumaczyłam, patrząc, jak walczył ze swoimi własnymi przypuszczeniami. 

— Myślałem, że może tamto to był zbieg okoliczności i nie brałem tego na poważnie, chociaż wiele w życiu widziałem — powiedział, wgapiając się we mnie, jakby zobaczył Matkę Ryhe. 

— To dlaczego miałam ci niby obiecywać, że spróbuję? 

— Może chciałaś mi się wepchać do domu? — odparł niepewnie. 

— A niby po co? Zresztą, nie miałeś nic przeciwko? — zdziwiłam się nieco. — Dlaczego więc chciałeś mi pomóc? 

Przyglądałam się niewątpliwie przystojnemu mężczyźnie, który siedział naprzeciwko i wpatrywał się we mnie intensywnie. Może miał nadzieję, że sama na to wpadnę? Niestety, gdy tak się na mnie gapił, jakoś nie mogłam niczego wymyślić.

— Och no... — bąknął pod nosem, drapiąc kark. Uniosłam brew, wyczekując szczerej odpowiedzi. — No dobra, po prostu jesteś naprawdę piękną kobietą i wydawałaś się taka zagubiona, to pomyślałem, że ci pomogę, w końcu może mogłoby coś z tego być, a ty się zgodziłaś i jakoś nie interesowało mnie, do czego potrzebne ci te książki, myślałem, że może zmyślasz czy coś i naprawdę nie wiem, dlaczego to wszystko mówię, ale nie mogę przestać... 

Słowa wylatywały z jego ust naprawdę szybko niczym woda spadająca z wodospadu. Machnęłam ręką, przez co na szczęście przestał mówić, a ja miałam chwilę, żeby przyswoić wszystkie usłyszane wiadomości.

Chyba nieświadomie użyłam na Albinie swojej mocy, czego kompletnie nie chciałam. Działałam podświadomie, dokładnie tak, jak w Tanaan, a od zawsze byłam przeciwniczką wpływania na umysł drugiego człowieka i zaginania jego woli. Przestałam się pilnować, w momencie, w którym moja magia zaczęła ze mną współpracować. 

— Dobra, teraz czuję się głupio, że to powiedziałem. Tak płytko to brzmiało. 

— To nie jest teraz istotne — wtrąciłam, myśląc nad tym, od czego zależało to, czy mogłam czarować, czy nie. 

— Oczywiście, że jest — oburzył się, a szare spojrzenie skrzyżowało się z moim niemal czarnym. — Teraz czuję się głupio i będzie niezręcznie. 

— Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Albinie i nie będzie niezręcznie, o ile w żaden sposób się do siebie nie zbliżymy. Nie patrz tak na mnie — żachnęłam się, gdy nadal się we mnie wgapiał.

— Czyli nic z tego nie będzie, nigdy? — zapytał i miałam wrażenie, że nieco posmutniał, czy to może był błysk determinacji w pięknych oczach? 

— Może i Albin oznacza tego, co żyje w dwóch światach, ale wyobraź sobie, że ja jestem z Ryhe, nie z Ziemi i moim jedynym celem jest powrót do domu, a nie jakiś romans bez przyszłości — wyrzuciłam z siebie, gdy do mojej głowy wpadła pewna nieprzyjemna myśl. Miałam jedynie nadzieję, że nie była ona trafna. 

Skupiłam wzrok na zlewie, a dokładniej na kurku, blokującym wodę. Przez chwilę zastanawiałam się, w którą stronę odkręcało się go, po czym uchwyciłam powietrze i przekręciłam dłonią tak, jakbym odkręcała wodę. 

Jakże nieprzyjemny skurcz w żołądku poczułam, gdy się udało. Pierwszy raz czułam się aż tak źle, gdy okazało się, że mogłam jednak uprawiać czary. Przymknęłam powieki, nie chciałam zacząć obwiniać o to, co się stało osobę, która nie miała bladego pojęcia o moich zdolnościach. 

— Idę spać — oznajmiłam sucho i udałam się na górę do swojej sypialni. 

Zostawiłam za sobą odkręconą wodę, ale nie mogłam pozbyć się natrętnych myśli, które podążyły za mną wprost do łóżka. Mimo wygodnego materaca nie spałam przez prawie całą noc, myśląc o niezbyt przyjemnym odkryciu.

***

Mam nadzieję, że opowiadanie się Wam podoba. Właśnie wchodzimy w bardziej „magiczne" rozdziały, w których niektóre rzeczy się wyjaśnią, a inne pogmatwają. 

Chciałam Was również poinformować, że na moim profilu pojawiło się nowe opowiadanie „Melancholy", na które serdecznie Was zapraszam. ;D


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top