III
Już godzinę siedziałam, wypełniając formularz zostawiony przez Albina. Powiedział, że wystarczy to wypełnić i będzie mógł założyć mi kartę pacjenta, a potem porozmawiamy o ubezpieczeniu. Zanim wyszedł, powiedział coś w stylu, że zajmie mi to góra pięć minut. Niestety na większość pytań nie znałam odpowiedzi.
Sfrustrowana odłożyłam z trzaskiem podkładkę z kartką, na której zostało zapisane jedynie moje imię i nazwisko. Chciałam wpisać jeszcze datę urodzenia, ale nie miałam pewności, czy czas płynął tak samo w tych dwóch Światach. Trochę dziwnie by było, gdyby się okazało, że miałam ze sto lat. Nie miałam pojęcia, co zrobić z resztą formularza, bo nawet nie wiedziałam, czym był numer SSN*, czy jaką miałam grupę krwi.
To wszystko było bez sensu. Zdążyłam już sprawdzić, a w zasadzie upewnić się, że moja magia tu nie działała. A przynajmniej nie wtedy i nie tak, jak ja chciałam, ale w końcu jakoś się uzdrowiłam. Na szczęście.
Musiałam zacząć szukać ksiąg, które mogłyby mi pomóc, ale nawet nie wiedziałam gdzie. Zresztą, na razie nie miałam nawet takiej możliwości, bo jak to ujmował doktor, nie wiadomo, czy mój stan nie jest tak dobry tylko chwilowo. Powoli zaczynałam się obawiać tego, że będą chcieli mnie przetrzymywać, dopóki nie wyciągną ze mnie jakim cudem miałam tak dobre wyniki, chociaż sama nie wiedziałam, co to dokładnie znaczyło. Z pewnością coś dobrego, ale czy aby na pewno?
Już widziałam oczami wyobraźni, jak przenoszą mnie do jakiegoś zamku albo na najwyższe piętro szpitala a przy jedynym wyjściu ustawią strażnika, który nie pozwoli mi wyjść. Właśnie gdy pogrążałam się w najczarniejszych scenariuszach przyszłości, drzwi cicho skrzypnęły, a mała istotka, oglądając się czujnie za siebie, weszła do środka.
— Co ty tu robisz? — zapytałam łagodnie, gdy dziewczynka podbiegła i wskoczyła na moje łóżko. Chyba brakowało mi ludzi wokół mnie i dlatego postanowiłam zaprzyjaźnić się z Itą.
Przesunęłam się na bok, robiąc dla niej więcej miejsca. Godzinę temu Invent zabrał ją z mojej sali, żebym mogła w spokoju zdrowieć i odpoczywać, ale najwyraźniej ta mała kulka dziwnej energii nie potrafiła tak łatwo odpuścić.
— Albin właśnie poszedł dyskutować z innymi lekarzami, więc się wymknęłam. Pomyślałam, że nie chcesz siedzieć sama. — Uśmiechnęła się szeroko, ukazując brak trzeciego górnego zęba z lewej strony.
— I bardzo dobrze pomyślałaś, Ita. Musisz mi kiedyś pokazać, gdzie jest twoja sala, to wtedy ja cię odwiedzę. — Mrugnęłam do niej jednym okiem, przez co jej uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
— Wiesz, jesteś bardzo fajna — odezwała się, nieco mniej pewnie.
— A wiesz, że ty też? — zapytałam ze śmiechem.
Ita, która spłonęła rumieńcem, rzuciła mi się na szyję, mocno przytulając. Objęłam ją delikatnie ramionami, a moje wnętrzności zabolały tak, jakby miały zaraz eksplodować. Na chwilę straciłam oddech i praktycznie zakrztusiłam się powietrzem, gdy tylko mnie puściła.
— Wszystko dobrze? — zaniepokoiła się, a jej oczy stały się jeszcze większe.
— Tak — odparłam nadal nieco zmieszana. — Masz po prostu taką siłę, że aż mnie przydusiłaś — dodałam z powagą w głosie, ale chwilę później lekko się uśmiechnęłam, żeby rozładować atmosferę.
— Następnym razem będę bardziej uważała — oznajmiła, przyciskając dłoń do lewej piersi.
— Ita wracaj do siebie — odezwał się zmęczony głos od strony drzwi.
Obydwie jak na komendę spojrzałyśmy w tamtym kierunku, a naszym oczom ukazał się Albin Invent, jeszcze bardziej zmęczony, niż gdy widziałam go ostatnim razem. Czy ten człowiek miał jakiś czujnik i pojawiał się zawsze wtedy, gdy ta mała tu przychodziła?
— Ale... — próbowała protestować, lecz uciszył ją samym machnięciem ręką.
— Proszę cię, idź do siebie. — Nie dawał za wygraną, a co więcej nawet otworzył drzwi i wskazał jej wyjście.
Ita mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak zgryźliwe „już". Wyciągnęła dłoń w moją stronę, a ja nie miałam serca jej nie uścisnąć i sprawić jej zawodu. Gdy tylko nasze skóry się zetknęły, po raz kolejny przeszył mnie zaskakująco silny ból, ale walcząc ze sobą, uśmiechnęłam się do niej.
— Wpadnę tu jeszcze — bąknęła tak cicho, aby Albin nic nie usłyszał.
Puściłam jej oczko i chwilę później, już wybiegła na korytarz, a tuż za nią krzyk lekarza „nie biega się po korytarzach!". Zamknął drzwi i kręcąc głową, podszedł do mojego łóżka. Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, po czym podniósł moją kartę, w której praktycznie nic nie było.
— Zrozum, że jeżeli tego nie wypełnisz, nie będę mógł ci pomóc. — Usiadł ciężko na krześle, które sobie chwilę wcześniej przysunął.
Przez moment wpatrywałam się w jego zmęczoną twarz, a moje myśli krążyły wokół dziwnego bólu, jaki czułam, gdy dotknęłam Ity. Czemu tak nie bolało, jak lekarze mnie badali?
— Ale ja nie wiem nic więcej...
— Jak możesz nie znać swojego numeru SSN? — zapytał z niedowierzaniem, po czym ziewnął przeciągle, zakrywając sobie dłonią usta i przeprosił.
— Może dlatego, że go nie mam i dlatego go nie znam — żachnęłam się, zaplatając dłonie na piersi. Miałam wrażenie, że nie zachowywałam się doroślej niż malutka Ita.
— Co? — Uniósł brwi, patrząc na mnie, jakbym spadła z nieba, a ja westchnęłam głośno, zastanawiając się, czy mówić dalej, czy zamilknąć.
— No... Nie posiadam tego numeru, nie mogę wpisać, skąd pochodzę, bo prawdopodobnie nie znajdziesz w bazie tego miejsca. Uwierz, mogłabym ci wszystko powiedzieć, ale wątpliwa jest twoja wiara w rzeczy nie z tego świata. — Spojrzałam mu w oczy i to chyba był błąd. Patrzył na mnie, jakby podejrzewał, że mam coś nierówno pod sufitem i może nieco racji miał.
— Nie mam bladego pojęcia, jak się do tego odnieść, a nie wyglądasz na kogoś chorego psychicznie... — mruknął pod nosem. — Okej, ja to wezmę, zobaczę, co będę mógł z tym zrobić.
Skinęłam głową, nadal błądząc myślami przy Icie. To nie było normalne... Albin już się podnosił, gdy w mojej głowie coś przeskoczyło i zaskoczyło.
— Mogę mieć nietypową prośbę?
Doktor stanął nade mną i lekko marszcząc czoło, skinął delikatnie głową. Na chwilę zacisnęłam wargi, bo czym wreszcie z siebie wydusiłam:
— Mogę cię dotknąć?
Mężczyzna popatrzył na mnie jak na wariatkę, a chwilę później miałam wrażenie, jakby powstrzymywał się od śmiechu. Żałowałam, że nie mogłam jakoś się stamtąd ulotnić albo zmienić wspomnień lekarzowi.
— Okej — odezwał się, przeciągając samogłoski, co brzmiało nieco dziwnie.
Wciągnęłam haust powietrza, po czym powoli wyciągnęłam rękę w jego stronę, przygotowując się po raz kolejny na ból. Przymknęłam powieki, po czym lekko dotknęłam jego dłoni, a jedynym co poczułam, było obezwładniające zmęczenie. Otworzyłam powieki, patrząc na niego i miałam wrażenie, że cienie spod jego powiek powoli zaczęły blaknąć.
Szybko puściłam jego dłoń, a myśli galopowały, biegając od jednej możliwości do kolejnej. Przecież to nie mogło być to, o czym myślałam...
— Co zrobiłaś? — zapytał, znowu siadając. — I jak?
— Ja? Nic — bąknęłam niepewnie, zastanawiając się, ile mogę wyjawić. W końcu, czy nie zrobią ze mnie królika doświadczalnego?
— Powiedz. Uwierz, widziałem wiele rzeczy i w równie dużo wierzę — odezwał się tak poważnie, że aż mu zaufałam na słowo.
— Chyba odegnałam od ciebie zmęczenie — wzruszyłam ramionami. — Czy Ita jest chora? — dodałam szybko, gdy tylko zobaczyłam, jak otwierał usta, żeby coś powiedzieć.
— Jak większość osób w tym szpitalu, z wyjątkiem ciebie — odparł, nadal nie zmieniając tonu.
Spojrzałam mu prosto w oczy, w które chwilę się gapiłam. Przełknęłam głośno ślinę, przygotowując się na to, co chciałam powiedzieć, a w zasadzie nie chciałam, ale chyba nie miałam wyjścia.
— Ona umiera — powiedziałam tak cicho, że przez chwilę zastanawiałam się, czy mnie usłyszał.
A potem odpowiedział po prostu:
— Wiem.
Tak, jakby to nic nie znaczyło.
***
*Numer SSN, czyli Social Security Number – dziewięciocyfrowy numer nadawany osobom fizycznym. Numer ten nadawany jest tylko i wyłącznie amerykańskim obywatelom i osobom bez amerykańskiego obywatela, ale z prawem stałego pobytu. Jest to odpowiednik polskiego numeru PESEL, chociaż w dużym uproszczeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top