rozdział 2
Codziennie lunatykując wyłączałam budzik i spałam dalej w najlepsze, nie bojąc się o kolejne spóźnienie na swoim kącie. Codziennie wstawałam grubo po czasie, potykając się o własne nogi i lecąc na złamanie karku do łazienki, byle by o niczym nie zapomnieć. Codziennie rano wyrywałam sobie szczotką włosy z głowy, niedokładnie wiązałam krawat i nie prasowałam koszuli, tylko przez to, że nie mogłam dopuścić do nie zdążenia na lekcje. Dyrekcja surowo patrzyła na frekwencje i nawet spóźnienia były nie do przyjęcia.
Lecz dzisiaj był całkowicie inny dzień.
Sama z siebie obudziłam się o szóstej zero siedem i wstałam kilka minut potem. Wyprasowałam koszulę, zakręciłam włosy na wałki, starannie się pomalowałam i włożyłam nowe kolczyki. A jedząc śniadanie odpaliłam laptopa z lekkim stresem wchodząc na główną stronę naszej szkoły. Wczorajsze popołudnie przeznaczyłam na napisanie obszernego artykułu i nie czekałam na jego zatwierdzenie przez resztę administratorów, tylko wrzuciłam go na naszą stronę. A reakcja pań z naszej placówki była dokładnie taka, jakiej oczekiwałam.
Rozumiały moje oburzenie. Rozumiały mój sprzeciw. Ale przede wszystkim zapragnęły tego samego świństwa dla płci przeciwnej.
Nie spodziewałam się jednak tego, że w ciągu jednej nocy zostanie stworzony owy ranking, który nie oceniał chłopców w ten sam, protekcjonalny sposób, jakim oni nas raczyli oceniać. Oj, nie. My oceniałyśmy ich zachowanie względem nas, ich szacunek do kobiety, samych siebie i swoich kolegów, jak i nauczycieli, oceniałyśmy ich wnętrze, które pozostawiało u wszystkich naprawdę wiele do życzenia. Osobiście wolałam głosowanie zostawić sobie na później, lecz przejrzałam całą listę. Gdzieś około drugiej dwudziestki pojawił się Jason, na co zaśmiałam się cicho, a zaraz za nim był Bill. W pierwszej dziesiątce pojawił się mój brat oraz Nill, na co uśmiechnęłam się delikatnie. Przejechałam się na sam dół, a tam pojawił się nowy napis, brzmiący „Czarna lista". Zmarszczyłam brwi, a wtedy przeczytałam trzy nazwiska, które mianowano najgorszymi chłopakami w Point Grey Secondary School.
Nicolas Orman
Max Collins
Blake Severide
Przełknęłam ślinę, widząc zdjęcia chłopaków obok ich nazwisk. Wzięłam łyka herbaty, przymykając oczy.
– Jesteś zły? – zapytałam, wiedząc, że w drzwiach stoi nie kto inny, jak Jasper. Uniosłam na niego swoje spojrzenie, kiedy mi nie odpowiedział. Badawczo mi się przyglądał, trzymając ręce w kieszeniach spodni od mundurka.
– Nie boisz się tego, co może wybuchnąć po tym? – zapytał bez cienia emocji na twarzy. Uśmiechnęłam się szczerze, odkładając kubek na biurko.
– Ani trochę. – nadal uśmiechnięta, wzruszyłam ramionami. Nie kłamałam. Pisząc ten artykuł doskonale wiedziałam, co może spowodować. Jednak tego chciałam; chciałam widowiska i kroku naprzód w tej sprawie. Wczoraj poczułam, że moim obowiązkiem jest zmiana tego porządku. Przygotowałam się psychicznie na cały hejt, jaki może się na mnie wylać, ba! Byłam gotowa stracić swoje ukochane stanowisko w gazetce szkolnej na rzecz tej zmiany. To coś znaczyło, czyż nie?
Wtedy na ustach mojego brata pojawił się ten sam rozbawiony uśmiech, który widniał na moich ustach od dobrych kilku minut. Podszedł do mnie i nachylił się nad moim laptopem. Zaśmiał się kręcąc głową.
– Ty jesteś nienormalna. – szturchnął mnie, na co się wesoło zaśmiałam. – Czy ty wiesz, że Severide przeprowadza się do domu obok? Do tego, który należał do naszej nieznośnej sąsiadki.
Zrzedła mi trochę mina na wieści od brata. Po chwili znowu wzruszyłam ramionami, zamykając urządzenie.
– Mój brat na pewno obroni mnie przed strasznym hokeistą. – poklepałam go po policzku, a następnie zrzuciłam jego łokieć z oparcia fotela. Uderzył szczęką o jego róg, a ja zaśmiałam się głośno na jego nieporadność. Oddał mi za to w udo, na co zwyzywałam go pod nosem.
Oboje wyszliśmy z mojego pokoju i pożegnawszy się z mamą ruszyłam do samochodu. Usiadłam na miejscu kierowcy i zatrzymałam się na moment, obserwując, jak ekipa wnosi meble do posiadłości obok naszej. Prychnęłam pod nosem, mówiąc sobie w myślach, że i tak mało mnie obchodzi on i jego przeprowadzka.
W zasadzie to, jak dalej potoczy się sprawa z rankingami zależało już tylko od nich. Skala zależała od ich zachowania, a nie wyglądu, więc albo się zmienią albo będą sięgać na niej dna. Ich wybór.
W międzyczasie napisałam jeszcze do Billa czy nasze dzisiejsze spotkanie jest aktualne i nie czekając na jego odpowiedź odpaliłam samochód. Nim dobrze wyjechałam spod domu w aucie rozbrzmiał „Thunderstuck" AC/DC, czyli dzwonek mojego telefonu. Odebrałam go z uśmiechem na ustach, ciągle wpatrzona w drogę i włączyłam tryb głośnomówiący, by rozmowa nie przeszkadzała mi w jeździe.
– Halo? – odezwałam się pierwsza, gdy osoba po drugiej stronie była nadal cicho. Byłam prawie pewna, że to Bill, dlatego nadal się uśmiechałam. Czekałam nawet na lekki opieprz z powodu mojej lekkomyślności i temperamentu, co zawsze mnie bawiło; chłopak często dawał mi jakieś reprymendy za artykuły, bo uważał, że są one napisane z ogromną przesadą. Nie kłóciłam się z nim o to nigdy, tylko się śmiałam, słuchając jego wykładów.
– Lillian? – usłyszałam niepewny głos z charakterystycznym, rosyjskim akcentem.
– Valentina! – jeszcze bardziej się rozpromieniłam. – Co słychać? – zapytałam z wyraźną nadzieją w głosie na to, że powie coś, co zasugeruje, że możemy wrócić do koleżeństwa. Odczekałam dłuższą chwilę, gdy dziewczyna nic nie mówiła w lekkich nerwach.
– W sumie wszystko w porządku. – odparła w końcu, na co pokiwałam głową, chociaż wiedziałam, że nie może tego zobaczyć. – Chciałam ci podziękować za ten wczorajszy wpis do waszej gazetki. – dodała cicho, na co zmarszczyłam brwi.
– Podziękować? – zapytałam, nie rozumiejąc jej słów.
– Tak, dokładnie tak. Nikt inny by się nie zdecydował na taki krok. Spadniesz w randze, ludzie mogą cię nawet przestać lubić. Możesz stracić nawet możliwość pisania artykułów. – wyliczała, a ja zacmokałam ustami.
– Po co mi jakaś ranga, skoro znam swoją wartość bez tego? A jeśli ludzie przestaną mnie lubić, to tylko oznaczać będzie, że mnie nie znali naprawdę i nigdy nie traktowali, tak jak powinni. A rozwijać się w pisarstwie mogę w inny sposób. Świat przecież się nie zawali. – machnęłam ręką i zacisnęłam usta, czując wewnętrzną determinację. Nastała cisza między mną, a dziewczyną, przez co przez chwilę myślałam, że przerwało połączenie.
– Będę czekać na ciebie na parkingu. – usłyszałam nagle, aż zerknęłam na telefon. I zanim coś odpowiedziałam, Valentina dodała. – Byłam głupia skupiając się na tym, co inni o mnie myślą, a nie dostrzegając tego, jaką wartościową osobę mam obok siebie. Przepraszam, że zachowałam się wczoraj tak, jak się zachowałam. – dodała ze skruchą w głosie. Zaśmiałam się cicho.
– Ależ nic się nie stało, rozumiałam twoje intencje. Jednak, jeśli chcesz to chętnie z tobą siądę w jednej ławce, tak jak wcześniej. – odparłam z uśmiechem na ustach.
– To będę czekać. – powiedziała jeszcze tylko i po chwili się pożegnałyśmy. Coś czułam, że będzie to naprawdę dobry dzień.
***
Parkując pierwszy raz tego dnia odczułam lekki stres. Spojrzałam w swoje odbicie w lusterku. Moje niebiesko-fiołkowe oczy świeciły się tak, jak zwykle i nie odznaczały się żadną negatywną emocją. Wręcz przeciwnie, mieniły się dumą, szczęściem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabierając swoje rzeczy z auta, opuściłam pojazd. Przekręciłam kluczyk, zamykając samochód, a następnie odwróciłam się w stronę szkoły. Wiele osób na mnie patrzyło, ale nie przejmowałam się tym – przecież to nie pierwszy raz, gdy ktoś się na mnie gapi. Obok mnie zaraz pojawiła się znajoma mi brunetka, uśmiechając się niepewnie.
– Jak wygląda sytuacja? – zapytałam z lekkim uśmiechem na ustach, gdy ruszyłyśmy do wejścia szkoły.
– Właściwie dość spokojnie. – wzruszyła ramionami, nie ukrywając swojego zdziwienia w głosie. Pokiwałam głową, sprawdzając telefon. Bill mi nie odpisał jeszcze, dlatego postanowiłam do niego pójść przed lekcjami.
Wchodząc do szkoły nadal nie zauważyłam nic podejrzanego, co było naprawdę zaskakujące. Spodziewałam się jakiś obelg, wywróceń oczami na mój widok, lecz ludzie – chłopcy przede wszystkim – reagowali na mnie tak, jak zwykle. Machnęłam na to ręką. Nie ma, co się martwić. To dobry znak. Wtedy właśnie dostałam SMS'a.
Od: Billy
Wybacz Lila, ale źle się czuje, chyba się przeziębiłem. Nie ma mnie dzisiaj w szkole, nasze spotkanie też musimy przełożyć. Może jutro byś do mnie wpadła?
Do: Billy
Postaram się przełożyć wszystko, tak by do ciebie przyjechać. Kocham xx
Schowałam telefon do kieszeni, trochę tracąc humor. To nie tak, że nie ufałam Billowi, jednak dzisiejsze otwarcie galerii sztuki było dla mnie dość ważne, zależało mi na tym byśmy razem tam poszli. Oczywiście nie miałam mu za złe, że jest chory, nikt z nas nie miał nad tym kontroli. Jednak nie raz już było tak, że wymigiwał się z takich sytuacji wymówkami, ponieważ moje zainteresowania a jego to dwa odmienne światy. Nigdy go nie namawiałam nawet do tego, by ze mną chodził w takie miejsca, robiłam to sama, ewentualnie z mamą. Ale teraz sam to zaproponował i w ogóle. Było mi tego szkoda, to wszystko.
Od: Billy
Wiedziałem, że zrozumiesz. Do zobaczenia jutro!
Odczytałam jeszcze, na co westchnęłam cicho. Chyba moje przeczucia były słuszne, chociaż żaden z nas tego głośno nie powie.
– Wszystko w porządku? – zapytała Valentina, na co od razu pokiwałam głową, uśmiechając się. Właśnie doszłyśmy do naszych szafek. Otworzyłam swoją i zanim cokolwiek zdążyłam zrobić, usłyszałam za sobą głośne odchrząknięcie. Odwróciłam się w stronę niskiego blondyna, którego słabo kojarzyłam.
Podał mi kartkę, którą przyjęłam, a potem odszedł bez słowa. Zmarszczyłam brwi, lecz nie wołałam go. Nie chciałam robić hałasu na prawie cały korytarz. Wyjęłam książki z szafki, zostawiłam w niej swoją torbę i ją zamknęłam, a wtedy karteczka w mojej dłoni została wyrwana.
– Ej! – oburzyłam się, lecz ona mnie zignorowała. Zaczęła czytać, po czym uniosła wysoko brwi. Zamknęła swoją szafkę i pociągnęła mnie za łokieć.
– Masz iść dzisiaj się spotkać z „cichymi wielbicielami". – zrobiła cudzysłów palcami, idąc do klasy od geografii. Ciągnęła mnie za sobą, a ja ledwo nadążałam za jej długimi nogami. – O dwunastej w sali gimnastycznej.
– Och, Boże. – wywróciłam oczami, wzdychając. – To żadni wielbiciele, tylko ktoś, komu się mój artykuł nie spodobał. – wyrwałam karteczkę zaskoczonej Valentinie i zgniotłam ją w dłoni, po czym wyrzuciłam do kosza.
– A ja uważam, że powinnaś z nim pogadać. – wzruszyła ramionami Rosjanka, a ja spojrzałam na nią dziwnie. – To ciekawe.
– Zastanowię się. – powiedziałam ze śmiechem, wchodząc do klasy. Usiadłam na swoim miejscu, a zaraz obok mnie Valentina. Nagle moją uwagę zwróciły szepty tuż za moją osobą.
– ...ma szczęście, że ma chłopaka od tak długiego czasu.
– Weź, podziwiam go, że nadal ją chce. Miała wszystko, a teraz nic jej nie pozostanie . – dwie dziewczyny trajkotały, jak najęte, na co pokręciłam jedynie głową ze śmiechem na ustach.
– Hej! Wy dwie! – uniosłam zdziwione spojrzenie na Valentine, która po raz pierwszy zwróciła się do kogoś innego niż do mnie z klasy. Dziewczyny odwróciły się w jej stronę, a ja przyglądałam się całej sytuacji kątem oka. – Gia i Mary, mam rację? – zapytała, na co pokiwały głowami. – Uroczo wyglądacie w tych sweterkach. – uśmiechnęła się, co jeszcze bardziej zbiło z tropu i mnie i tamte dziewczyny. Zanim zdążyły na to jakoś zareagować, dodała. – Ale jeśli jeszcze raz będziecie obgadywać Lilian, to możecie być pewne, że do końca dnia wasze ciuszki skończą, jako pochodnia przy wejściu do szkoły. – jej słodki uśmiech nie zszedł z jej warg, aż nie skończyła mówić. Otworzyłam nieświadomie usta, tak jak odbiorczynie jej niewinnej skargi. Odchrząknęłam po chwili, słysząc dzwonek oznaczający początek lekcji.
– Nie musiałaś. – mruknęłam do dziewczyny, a ona uśmiechnęła się nieco złośliwie.
– Ale chciałam.
I tym zabawnym akcentem, rozpoczęłam lekcje.
***
Siedząc na lekcji angielskiego myślami byłam zupełnie poza salą. Refleksje wpadały i wypadały z mojej głowy, a ja nie umiałam tego skontrolować. Valentina obok mnie z uwagą słuchała naszego nauczyciela, a ja wpatrywałam się w boisko za oknem, nawet nie zwracając uwagi na promienie słońca padające na moją twarz.
– Lillian? – głos nade mną sprawił, że od razu zmieniłam obiekt moich obserwacji. Mój wzrok spoczął na profesor Fortin, który uśmiechał się do mnie delikatnie. Z większością nauczycieli miałam naprawdę dobry kontakt, lubili mnie, a ja ich. Tak również było z panem Richardem, który uwielbiał mój sposób pisania i wiele razy wychwalał mój talent. Odwzajemniłam uśmiech. – Trenerka Morin cię prosi. – dodał po chwili, odsuwając się tak bym mogła zobaczyć tego samego blondyna, który podał mi dzisiaj rano karteczkę. Zmarszczyłam brwi, czując tutaj podstęp. Zerknęłam na zegarek.
Dwunasta siedem.
Westchnęłam pod nosem, jednak wstałam z miejsca i uśmiechnęłam się delikatnie do nauczyciela. Nie biorąc swoich rzeczy, ruszyłam do drzwi. Rzuciłam chłodne spojrzenie młodemu chłopakowi, poprawiając krawat. Wyszliśmy na korytarz, jednak zatrzymałam się po pierwszym zakręcie.
– Czego chcesz? – zapytałam, zakładając ręce na pierś. Chłopak wypuścił drżący oddech z ust.
– Nic tu nie znaczę. Mam cię tylko zaprowadzić. – wzruszył ramionami, widocznie zestresowany.
– Jesteś pierwszakiem? – zapytałam ciszej, gdy on zaczął iść. Podbiegłam do niego, by iść z nim ramie w ramie. Nie odpowiedział. Szedł przed siebie, patrząc w ziemie. Obserwowałam jego mimikę, sposób poruszania się i emocje widniejące na jego twarzy. Westchnęłam. – Na pewno jesteś pierwszakiem. Ale nie martw się, skoro przyjdę na spotkanie włos ci z głowy nie spadnie. – zapewniłam.
Znałam te gierki moich kolegów, którzy umiejętnie wykorzystywali młodszych. Albo grozili albo obiecywali przynależność do ich społeczności – klubu sportowego, na przykład. W tej kwestii niewiele miał ktokolwiek do gadania. Takie były zasady i nie wyglądało na to by coś miało się w tej sprawie zmienić.
Nim się obejrzałam dotarliśmy do ogromnej sali gimnastycznej, której nie znosiłam z całego serca. To tu pierwszy raz zwichnęłam nadgarstek, wybiłam kilka palców i skręciłam kostkę. Już nie wspominając o nieszczęsnych mowach na apelach, które musiałam od czasu do czasu wygłaszać.
Blondynek wszedł do sali, nie czekając na mnie. Wywróciłam oczami, podążając za nim. Chciałam odbębnić to spotkanie, jak najszybciej i się stąd zmyć.
Wtedy podniosłam swoje spojrzenie na owego gospodarza, który postanowił mnie tu ściągnąć. Dopiero w tamtym momencie na moment mnie zamurowało.
Bo czekało na mnie trzech gospodarzy.
Nicolas Orman
Max Collins
Blake Severide
Nie ukazując mojego skołowania dalej szłam za chłopakiem, który przyspieszył kroku. Nie omieszkałam począć moich obserwacji. Nicolasa rozpoznałam jako pierwszego, chociaż właściwie nie wiedziałam dlaczego. Ten chłopak z wielkiej trójcy najmniej się wyróżniał – ciemny blondyn z lekko kręconymi włosami, zielonymi oczami i nawet ładnym uśmiechem. Był nadludzko wysoki i był kapitanem drużyny piłki nożnej. Gadaliśmy może raz, dwa w życiu, chyba tylko za sprawą wspólnych znajomych. Nie znałam go.
Następnie, nie dało się nie zwrócić uwagi, na skocznego i szybkiego Maxa, którego było pełno wszędzie. Był naprawdę przystojnym, czarnoskórym chłopakiem, który wielbił dobrą zabawę. Kapitan drużyny koszykówki; poznałam go na jednej z imprez i był naprawdę sympatyczny.
I ostatni z nich. Miał czarną bluzę na sobie, więc mało co było widać jego twarz. Lecz nie miałam wątpliwości, że to Blake – kapitan drużyny hokeja. Chłopak ten był naprawdę przystojny – ciemne, mahoniowe włosy i brązowe oczy. Jego postawa sama w sobie budziła respekt, a sport jaki uprawiał był symbolem naszego kraju. Nie znałam go, nigdy nie zamieniłam z nim słowa. Miał własną grupkę znajomych, a dla całej reszty szkolnej społeczności był gburem.
Cóż. Każdy z nich miał masę wad, których nie wymieniłam podczas tej krótkiej retrospekcji. Ale na pewno zaraz same się wyłonią, ponieważ właśnie przed całą trójką stanęłam. Max i Nicolas spojrzeli na mnie od razu. Tylko Blake siedział nosem w telefonie.
– Tak, jak prosiłeś, ja...
– Możesz już iść. – Nicolas przerwał blondynkowi i machnął ręką, nawet na niego nie patrząc. Jego wzrok utkwiony był we mnie. Zaraz po jego wypowiedzi pierwszak opuścił sale. Kapitan od piłki nożnej zaczął mnie powoli okrążać, mrucząc coś do siebie. Założyłam ręce na pierś, utrzymując kamienny wyraz twarzy. Kiedy jednak żaden z nich nie postanowił się odezwać, musiałam to być ja.
– Pominę już fakt, że ani mnie ani tym bardziej was tu nie powinni być. A także nawet nie zapytam skąd macie pozwolenie na wstęp do tego pomieszczenia. Jedynie chce wiedzieć – czego ode mnie chcecie? – zapytałam, zerkając kątem oka na Nicolasa, jakby spodziewając się odpowiedzi z jego strony.
– Wiesz nadal jestem niesamowicie zaskoczony. – zaczął on, tak jak się spodziewałam. – Jesteś naprawdę bardzo ładna. – stanął tuż przede mną, przewyższając mnie o dobre dwie głowy. Przymknęłam oczy.
– Po takich ostrych słowach spodziewałem się, jakiejś grubej, brzydkiej, nieatrakcyjnej pierwszoklasistki. – obok niego pojawił się Max, a ja automatycznie na jego słowa się wzdrygnęłam. – A tu proszę.
– Sam okaz piękna. – wzrok Nicolasa przeszywał mnie na wskroś. – I siły, mam rację? – zapytał, nachylając się do mnie. Wbiłam w niego jedno z moich ostrzejszych spojrzeń.
– Powtórzę jeszcze raz, bo być może wasze umysły nie zdążyły zarejestrować tak trudnego pytania. – mój głos ociekał jadem, równocześnie będąc spokojnym. – Czego ode mnie chcecie? – zapytałam miło, przybierając na usta jeden z moich fałszywych uśmiechów. Max uśmiechnął się do mnie jednym kącikiem ust, kiedy Nicolas westchnął ciężko.
– Tylko się przywitać. – powiedział zielonooki, prostując się. – I zobaczyć, kim tak naprawdę jesteś. – dodał, a wtedy się zaśmiałam. Pokręciłam głową, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
– To miło mi było was poznać. – przejechałam językiem po ustach. – Lecz niestety, muszę już iść. – i gdy już chciałam się odwrócić, Nicolas złapał mój nadgarstek. – Puść mnie. – wysyczałam, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Chłopak prychnął.
– Coś ty sobie w ogóle myślała? – zapytał, skanując moją twarz. – Że będziesz miała prosty i spokojny rok w liceum? – dodał, przechylając głowę. – Było nie robić nastoletniej dramy. – uśmiechnęłam się na jego słowa, umiejętnie wydostając mój nadgarstek z jego dłoni. Następnie odeszłam od nich o krok i nie przestając się uśmiechać, odpowiedziałam:
– Było być prawdziwym chłopakiem, a nie tylko jego marną imitacją. – puściłam dwójce kapitanów oczko, po czym bez zbędnych ceregieli, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam się kierować do wyjścia.
– Oceniając książkę po okładce. – usłyszałam nagle po raz pierwszy ochrypnięty, ciężki głos z końca sali. Był tak ciężki, a zarazem melodyjny, że niósł się echem po pomieszczeniu. – Czy właśnie nie tego chciałaś pozbyć się w tej szkole? – odwróciłam głowę w bok, czując palące spojrzenia trzech par oczu na swoich plecach. Krew zagotowała się we mnie na nowo, lecz zamiast odpowiadać tylko prychnęłam pod nosem i mocno pchnęłam ciężkie, szklane drzwi. Po chwili znalazłam się na korytarzu.
Poluzowałam krawat, idąc do klasy. Naprawdę spodziewałam się wielu głosów sprzeciwu i lekkiej nienawiści w moją stronę, ale to...
To oznacza, że od teraz jestem na bardzo niestabilnej pozycji. Jeden zły ruch, a dźwignia zrobi swoje.
Wszystko przez czarną listę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top