rozdział 5
Na moje nieszczęście Jasper musiał przyprowadzić sobie koleżankę po meczu. Zoey była rok starsza od niego i z tego, co się dowiedziałam, nalegała, żeby po meczu spotkali się u niej w akademiku. Mój brat postanowił być dobrym, kochanym braciszkiem i zanim spełnił prośbę Zoey, to odwiózł mnie do domu. Nie próbowałam nawet zapamiętać twarzy tej dziewczyny, bo tyle informacji mi wystarczyło, żeby marzyć o tym, że jej nigdy nie poznałam.
Sobota przywitała mnie nieśmiałymi promieniami słońca, co niezmiernie mnie ucieszyło. Razem z Billem mieliśmy iść na spacer i jakąś kawę, a taka pogoda pasowała do tego idealnie.
Przed dziesiątą podniosłam się z łóżka, związując swoje długie włosy w niedbałego kucyka. Przebrałam piżamę na szare dresy i białą koszulkę na ramiączkach, a na nią zarzuciłam jeszcze szarą, rozpinaną bluzę. Stopy wcisnęłam w miękkie, ciepłe chapcie, które przypominały owieczki i dopiero wtedy zdecydowałam się na śniadanie.
Sprawdzałam aktywność pod artykułem z wczorajszego meczu, gdy usłyszałam głosy dochodzące z kuchni.
– Wszystko fajnie, ale nie mogę pozbyć się tego dziwnego zapachu z rąk. – skrawek rozmowy wydawał mi się bardzo zabawny, a te konkretne słowa należały do mojego brata. Grzechem było by, gdybym nie wykorzystała okazji i nie ośmieszyła go przed rodzicami, czy kimkolwiek on rozmawiał.
– Było nie wkładać palców w obcą dziewczynę. – odparłam z przebiegłym uśmiechem na ustach. – Na pewno nie miałbyś wtedy takich problemów. – stanęłam przed bratem, który opierał się o wyspę kuchenną. Dopiero po wypowiedzeniu ostatniego zdania dostrzegłam jego rozmówcę.
Blake Severide opierał się o szafki kuchenne, rzucając mi ponure spojrzenie. Miałam ochotę wywrócić oczami na jego aurę grozy, którą wytwarzał wokół siebie ilekroć go widziałam. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy i nawet mój głupi komentarz nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
– Nic nigdzie nie wkładałem. – odparł mój brat, a ja uniosłam brwi. Odchrząknął i wyprostował się. – Zresztą, nie interesuj się. Jesteś za młoda na takie tematy. – gdy to mówił, ja schyliłam się do naszych piesków. Aleks i Chudy nosili imiona po naszych ulubionych postaciach z bajek. Mój wybór to, oczywiście postać z „Toy Story", a mojego brata lew z „Madagaskaru".
– Przypomnieć ci, który z nas ma drugą połówkę? – otworzyłam lodówkę ignorując obecność Severide'a, który stał zaraz obok niej. Gdy stanęłam bliżej niego dostrzegłam rozcięcie na brwi, chyba od wczorajszego uderzenia kijem i ten fioletowy ślad wokół oka, który miał już w trakcie meczu. Odwróciłam wzrok od jego twarzy, bojąc się, że mnie na tym przyłapie.
– Nic już nie mów. – jęknął Jasper. – Wychodzisz dzisiaj?
– Z Billem. – odparłam, biorąc łyk soku pomarańczowego, uprzednio nalewając go do szklanki.
– To jednak muszę wziąć klucze. – kiwnął głową. – Poczekasz chwilę? – zapytał Blake'a, a on tylko skinął głową. Po chwili zostaliśmy sami w kuchni. Miałam już zacząć robić sobie owsiankę, gdy poczułam, jak Severide się na mnie gapi. Odwróciłam się do niego przodem z zaciśniętymi ustami. Wpatrywał się we mnie niewzruszony, zakładając ramiona na pierś.
Zwróciłam uwagę na jego przedramiona, które napięły się podczas ruchu. Blake był sporym mężczyzną, wysokim, barczystym i cholernie umięśnionym. Pierwszy raz stałam tak blisko niego i naprawdę nie dostrzegłam wcześniej tego, jaki respekt wzbudza jego postura. Nie bałam się go, ale na pewno nie czułam się tak pewnie, gdy wiedziałam, że mógłby udusić mnie jedną ręką.
Ruszyłam się niespokojnie na tą wizję.
– Wydaje mi się, że mamy coś do omówienia. – powiedziałam, przerywając ciszę, jaka panowała w domu. Rodzice musieli jechać już do restauracji i zapewne zabrali ze sobą Laurie. Blake nie poruszył się, wciąż tylko na mnie patrzył, dlatego westchnęłam nieco sfrustrowana. – Słyszałam o waszym zakładzie. – mówiłam powoli, wyraźnie, kosztując się błyskiem w jego oczach, chociaż był on mało wyraźny. Ostatkami sił powstrzymałam uśmiech.
– Zakład? – zapytał bez przekonania cicho, jakby trochę obawiał się, że ktoś nas usłyszy. Oparłam się biodrem o wyspę kuchenną.
– Tak. Zakład o mnie. – znowu mówiłam dość głośno, bo ja, w przeciwieństwie do niego, nie miałam się czego wstydzić. – A dokładnie o to, czy sprawisz, że rozłożę przed tobą nogi, czy też nie. – uniosłam delikatnie kąciki ust, gdy zobaczyłam, że niespokojnie się poruszył. Był to delikatny, ledwo widoczny ruch. Wpatrywał się we mnie bez cienia emocji na pobitej twarzy, aż w końcu odbił się tyłem od szafek i opuścił muskularne ramiona wzdłuż ciała. Spoglądał na mnie z góry, a przez moją głowę przewinęła się myśl, ile on mógł mieć wzrostu?
– Nie chce mieć więcej problemów z twoim bratem. – zaczął, mając obojętną barwę głosu. Lekki uśmiech zszedł z moich ust. – Dlatego najlepiej nie zaczynajmy tego tematu. – wzruszył ramionami i chciał wyjść z kuchni, ale stanęłam na jego drodze. Westchnął, utrzymując swój wzrok gdzieś ponad mnie.
– Posłuchaj mnie ten jeden raz, Severide. – powiedziałam ciszej, ale i ostrzej. Pomyślałam, że skoro oni chcą grać nieczysto to moja sympatyczna i dyplomatyczna rola musi ulec małej zmianie. – Spróbuj zniszczyć coś w moim życiu, a obiecuję ci, że odwdzięczę ci się tym samym. A wiesz doskonale, że jestem w stanie dowiedzieć się dużo więcej niż ty i twoja zgraja nieudaczników. – widziałam, jak zaciska mocniej szczękę. – Nie jestem zabawką, o którą można się zakładać. – gdy nie dostrzegłam żadnej różnicy w jego beznamiętnym spojrzeniu serce z nerwów mi przyspieszyło. – Spróbuj mi zrobić krzywdę, a obiecuje, że zadbam o to, żeby twoje życie stało się koszmarem. – nachyliłam się, aż poczułam jego ciężki zapach, przypominający palone drewno i bergamotkę. – Pamiętaj, że mam znacznie więcej możliwości niż wam się wydaje. – zeszłam mu z drogi w tym samym czasie, w którym do kuchni na nowo zawitał Jasper.
– Idziemy? – zapytał Blake'a, który nie poruszył się o centymetr odkąd od niego odeszłam. Kiwnął głową i wyszedł z kuchni, już nawet na mnie nie zerkając. – Miłego dnia, siostrzyczko. – Jas uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. A potem, jak gdyby nigdy nic wróciłam do przygotowywania swojej owsianki.
Oni muszą się w końcu nauczyć, że kobieta nie jest żadnym przedmiotem.
W tym samym czasie Blake wykorzystał chwilę nieuwagi swojego towarzysza i wystukał szybką wiadomość na grupę, którą dzielił z Max'em i Nicolasem.
Blake: wchodzę w to.
Uśmiechnął się sam do siebie, myśląc o tym, jak bardzo ta dziewczyna nie jest świadoma tego w co się wpakowała.
~*~
– ...dlatego chcą, żeby Severide mnie poderwał, a potem rzucił. – opowiadałam roześmiana, zajadając się moim Beaver Tails. Były to chude placki, przypominające „bobrowe ogony" z pysznym nadzieniem, w moim przypadku z nutellą. Były jak pączki, tylko jeszcze lepsze. Moje ulubione jedzenie. – Nigdy nie słyszałam większej głupoty. – kręciłam głową, pochłaniając ostatni kawałek słodkiej rozkoszy.
Billy nie odezwał się ani słowem, odkąd zaczęłam mu opowiadać o tym zakładzie. Siedzieliśmy w jednej z naszych ulubionych kawiarni, pijąc ciepłe napoje i zajadając się moim ulubionym deserem.
Otarłam usta serwetką, a potem napiłam się kawy, której smak wprost uwielbiałam.
A Billy nadal był cicho.
Uniosłam zaciekawione spojrzenie na niego, a on, jak gdyby nigdy nic, bawił się zapalniczką, którą trzymał w lewej dłoni. Miał zmarszczone brwi i wzrok utkwiony w filiżance. Odłożyłam swoją kawę i delikatnie dotknęłam opuszkami palców jego przedramię. Spojrzał mi w oczy z westchnięciem.
– Nie rozumiem, jak niby chcieli do tego doprowadzić. – odpowiedział, poruszając się nieco niespokojnie. Uniosłam na niego brew.
– Czy ty jesteś zazdrosny o ich chorą i przede wszystkim nierealną fantazję? – zapytałam, starając się zamaskować swoje rozbawienie. Billy wywrócił oczami, chociaż ja doskonale widziałam, jak bardzo był spięty. – Billy!
– Denerwuje mnie to, że myślą, że mogą położyć swoje łapy, gdzie chcą. – wskazał na mnie palcem, rzucając ostrzegawcze spojrzenie. Dopił swoją kawę, odkładając z brzękiem filiżankę. – Że w ogóle myślą o tobie w ten sposób.
– Daj spokój, te nierzeczywiste wizje pozwalają im mieć nadzieję. – machnęłam ręką. – Nadzieję na to, że się złamie, oczywiście. – dodałam z zadziornym uśmiechem.
– Podobasz mi się, gdy jesteś taka pewna siebie. – Billy niemal od razu wykorzystał sytuację, kładąc mi dłoń na udzie. Zaczął je masować, trochę się do mnie nachylając. Uśmiechałam się do niego, kręcąc głową.
– Więc nie złościsz się o moją tymczasową... działalność? – zapytałam, przekrzywiając głowę. Billy westchnął, nieco zaciskając palce na moim udzie.
– Nie zrób sobie przy tym krzywdy. – wzruszył ramionami, nadal skupiając się bardziej na naszej bliskości niż rozmowie. Nie przeszkadzało mi to, Billy już dawno nie był tak wylewny w uczucia, jak dzisiaj. Zachichotałam, gdy pocałował mnie w szyje, znowu masując udo. – I mi przy okazji.
– Nie zamierzam. – odparłam, odchylając bardziej głowę, delektując się jego dotykiem. Nawet przymknęłam na chwilę powieki, aż nagle usłyszałam grzmotnięcie czegoś lub kogoś o stół. Podskakując w miejscu otworzyłam szeroko oczy, a przed sobą ujrzałam Jaspera z ogniem w oczach. U jego boku niemal od razu pojawił się Blake i Lucas; Lucas to wieloletni przyjaciel mojego brata, który równie mocno świrował na punkcie mojego bezpieczeństwa, co Jasper.
Billy odsunął się ode mnie niechętnie, rzucając mojemu bratu niezbyt przyjemne spojrzenie. Odchrząknęłam, gdy poczułam, jak atmosfera się zagęszcza.
– Co ty tutaj... – zaczęłam mówić, ale Jasper mi przerwał.
– Żarty sobie ze mnie robisz? – syknął, ciskając piorunami w Billego. – Co wy wyprawiacie?! – wywróciłam na niego oczami.
– Możesz się uspokoić? – zapytałam znudzona. – Co ty masz pięć lat i widzisz pierwszy raz ludzi, którzy się do siebie tulą?
– Tulą? – prawie krzyknął. – Niemal zrobił ci palcówkę pod tym stołem.
Jak on mnie czasami, kolokwialnie mówiąc, wkurwia.
–Daruj sobie wykład starszego brata, Jas. – odparłam spokojnie. – Przegapiłeś okazję prawie dwa lata temu. – uśmiechnęłam się, co jeszcze mocniej pojuszyło brata.
Mój umysł przetwarzał tą sytuację z małym powątpieniem czy działa się ona naprawdę. Nigdy nie sądziłam, że mój głupi brat może mnie śledzić, a tym bardziej, robić mi afery w kawiarni o to, że daje się dotykać mojemu chłopakowi.
Miałam ochotę na to wszystko parsknąć śmiechem, ale zamiast tego wstałam od stolika, ciągnąc za sobą Billa. Zdążyliśmy za to wszystko zapłacić wcześniej, więc opuszczenie lokalu nie było problemem.
Zmartwiło mnie tylko to, że napady złości Jaspera w stosunku do Billa wzmocniły się w ostatnim czasie. Odkąd wróciłam był kiepsko do niego nastawiony, gorzej niż w minionym roku, ale prawdziwa tragedia zaczęła się odkąd zaczął spotykać się częściej z Severidem. Jak na złość w myślach miałam ten durny zakład i to, że święta trójca byłaby zdolna do tego, aby przeciwstawić moją rodzinę przeciwko mojemu chłopakowi.
Billy był jedynym elementem w moim życiu, o który nie musiałam się martwić. Był moją ostoją, która sprawiała, że udawało mi się dalej odnaleźć to, co uważałam za swój życiowy cel. Nie dramatyzował, nie denerwował się, nie był nadopiekuńczy. Był przy mnie, kiedy go potrzebowałam, a ja przy nim i jakoś wychodziło nam to przez ostatnie niecałe dwa lata. Nie mogłam pozwolić, żeby ktokolwiek z tych kretynów, włączając w to Jaspera, to zniszczył.
Po wyjściu z tego bagna, jaki powstał w kawiarni postanowiliśmy jechać do Billa. A tam, trochę po to, aby zrobić im wszystkim na złość, zgodziłam się na naprawdę dobry seks.
I więcej mi do szczęścia nie było potrzebne.
~*~
Rozczesywałam mokre włosy, które miałam zamiar za chwilę zakręcić na wałki, gdy mama przyniosła do mojego pokoju gorącą czekoladę. Uśmiechnęłam się do niej serdecznie, a ona ucałowała czubek mojej głowy i dopiero wtedy Lucas ją zauważył.
– Dobry wieczór, Esme. – przywitał się, rzucając jej piękny uśmiech.
– Luca, dlaczego ostatnio nie było cię na obiedzie? – moja mama pokręciła na niego głową, a chłopak podrapał się po karku. Ekran lekko się ściął, a ja znowu cmoknęłam na słaby Internet w tym domu.
– Czysty przypadek, na następnym już będę. – obiecywał, co mama przyjęła z ciepłym uśmiechem. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. – Jak mam tej kochanej kobiecie powiedzieć, że stresuje mnie obecność jej córki?
– Obecność Laurie cię tak stresuje? – uniosłam brew z zadziornym uśmiechem. – Nie wiedziałam, że z niej już taka kokietka. – zaśmiałam się, gdy ujrzałam, jak wywraca jasnymi, zielonymi oczami.
– Dobrze wiesz o czym mówię. – zabrzmiał nieco poważnie. – Wiem więcej niż twój brat i to mnie stresuje. – wyznał.
– Lucas, proszę cię! Znamy się dziesięć lat. – rozłożyłam ramiona. – Jemu nie mogę wszystkiego powiedzieć.
– A mi już tak?
– Powierzyłam tobie znacznie więcej niż same sekrety. – puściłam mu oczko, a on westchnął głęboko, chociaż na jego ustach majaczył się uśmiech.
Lucasa poznałam jako mała dziewczynka, mając zaledwie siedem lat. Lubił bawić się samochodzikami, a ja uwielbiałam mu je zabierać i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Przyjaźni się z Jasperem, ale równocześnie jest moim drugim, przyszywanym bratem. Dorastał w domu, w którym nie mógł liczyć na zbyt dużo wsparcia, gdyż jego rodzice wiecznie się kłócili, nie dając mu żadnej uwagi. Większość czasu spędzał u nas, dlatego nie umiałam traktować go inaczej niż mojego brata.
Mówiąc o tym, że powierzyłam mu więcej niż same sekrety miałam na myśli to, że był tym chłopakiem, który uczył mnie całować przed pierwszą randką z Billem, a potem dawał mi lekcje na temat zabezpieczania się. Pokazywał nawet, jak poprawnie zakładać prezerwatywę.
On zawsze wie, co powiedzieć i jak mi pomóc, ale rzadko rozmawiamy, bo Jasper wie, jak bardzo Lucas jest otwarty na takie rozmowy. A mój brat, ten prawdziwy, musi chronić swoją siostrzyczkę od popełnienia grzechu.
Och, gdyby tylko wiedział...
– I lepiej, żeby Jas nigdy o tym nie usłyszał. – zagroził mi palcem. – Jeszcze zacznie wątpić w moją homoseksualność. – wywrócił oczami, a ja parsknęłam śmiechem.
– Na pewno, Luca. – pokiwałam głową, a on prychnął.
Lucas był wysokim chłopakiem, bardzo szczupłym i niezbyt umięśnionym. Miał piękny uśmiech, zielone oczy i jasne, blond włosy, które kręciły się na końcach. Był uroczy i słodki i zapewne nie byłby mi tak obojętny gdyby nie to, że wolał chłopców.
– Ale wracając do naszej rozmowy... – poprawił się, a ja odchyliłam trochę ekran laptopa. – Jasper miał prawo się zdenerwować. – wzruszył ramionami.
– Nie miał. – zaprzeczyłam niemal od razu. – Zachował się, jak kretyn. Zrobił akcję w kawiarni, rzucając się Billemu do gardła. – wywróciłam oczami.
– Bo niemal cię rżnął palcami pod tym stołem. – odparł lekko Lucas i pomimo mojego względnego przyzwyczajenia do jego dziwnej często niezrozumiałej szczerości, tym razem nieco się wzdrygnęłam.
– Obaj uważacie go za pierwszego, lepszego chłopaka, któremu zależy tylko na seksie. – ściszyłam swój głos. – Tak nie było Luca. Znam go cztery lata, a wy świrujecie dopiero teraz? – uniosłam wyzywająco brew. – Może powinniście się skupić na zachowaniu innych chłopaków, jak na przykład mojego uroczego sąsiada. – zagrzmiałam.
Normalnie nie sprzeczałabym się z Lucasem, ale tym razem byłam naprawdę zła o cały wygląd tej sytuacji. Blake pod ich nosem zakłada się, że zaciągnie mnie do łóżka, a Billy, z którym jestem masę czasu, wydaje im się być większym zdrajcą? Coś tu mi nie gra.
Lucas nie zdążył mi odpowiedzieć, bo dostał jakiś telefon, który musiał odebrać. Zamknęłam z hukiem laptopa, a potem założyłam ręce na piersi, czując, jak krew gotuje się w moich żyłach. Wzięłam serię głębokich oddechów, które zdołały mnie uspokoić. Postanowiłam wysuszyć włosy, a potem posłuchać jakiejś pasty na dobranoc. Nie chciałam już zaprzątać sobie niczym niepotrzebnym głowy.
Gdy wysuszone włosy zaczęłam kręcić na wałki, uprzednio puszczając sobie jedną z past, usłyszałam głośny trzask z zewnątrz. Nieco zaniepokojona zatrzymałam pastę, która, jak na złość, opowiadała o seryjnym mordercy, który z łatwością zabijał młode dziewczęta, ówcześnie brutalnie je gwałcąc.
Przełknęłam ślinę i podeszłam bliżej okna, zapewniając się w myślach, że to pewnie tylko zabłąkany kot. Ku mojemu zaskoczeniu to, co ujrzałam nijak nie przypominało kota. Ani tym bardziej seryjnego mordercy.
Wysoka szatynka o nogach tak długich, że wyglądały prawie jak szczudła, zakrywała dłonią usta, próbując się nie roześmiać. Jej kusa sukienka, ledwo zakrywała tyłek, który wypinała trzymając się płotu. Patrzyła na Blake'a Severide'a, który zacisnął palce na czubku swojego nosa, wyraźnie zirytowany. Nie znałam jej, nawet nie kojarzyłam, co oznaczało, że zapewne nie chodziła z nami do jednej szkoły. Mówiła cały czas szeptem coś do Severide'a, a gdy powróciłam wzrokiem do jego sylwetki pojęłam, że wpatruje się we mnie. Ciemne, jak noc, oczy wpatrywały się w moje z dozą nieznanego mi dotąd napięcia. Był zły, ale jednak nie miał mi za złe moich obserwacji. Widziałam to w jego nieśpiesznych, wręcz powolnych, ruchach. Przyciągnął do siebie szatynkę – nawet ona była od niego niższa o te parę centymetrów, pomimo nóg długości wieży Eiffla i szpilek – i ucałował jej szyję, cały czas patrząc mi prosto w oczy.
Skrzywiłam się i pokręciłam głową, a następnie ostentacyjnie zakryłam okno grubymi zasłonami. Nie wiedziałam, że można być tak obrzydliwym.
~*~
Minął tydzień od mojej ostatniej interakcji z Blake'em Severide'm, co było efektem mojego upartego unikania diabelnej trójki uczniów. Niestety, gdy Blake zauważył moje zamiary robił wszystko, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Ilekroć moi rodzice opuszczali dom – co skrupulatnie obserwował mój sąsiad – Severide puszczał głośną muzykę, która przyprawiała mnie o ból głowy. Raz nawet zrobił coś na kształt parapetówki w środku tygodnia (był to czwartek) i szczerze miałam ochotę dokonać czegoś, co w końcu zmieni jego zachowanie. Ale zachowywałam spokój, próbowałam udawać, że wcale mnie to nie rusza. Było ciężko, ale dawałam radę, do czasu.
Nastał dziesiąty października i opublikowano ranking dziewczyn w naszej szkole. Ann już czekała na mnie na parkingu, zanim zdążyłam się dowiedzieć o tym, co się stało.
– Jesteś pierwsza. – wyparowała Ann, zanim wysiadłam z samochodu. Zmarszczyłam gniewnie brwi, a ona przełknęła zestresowana ślinę. – Zajęłaś pierwsze miejsce w rankingu. – podała mi listę, a wraz z nią tabelkę, której do tej pory nie było.
Tabela przedstawiała, co było najistotniejsze w ich rankingu. Niczym wredne, kpiące oczko puszczone w kierunku kobiet, tabelka zawierała wszystko, co najgorsze.
Byłam pierwsza, bo mam spore piersi. Byłam pierwsza bo miałam duże oczy. Byłam pierwsza bo miałam zgrabny tyłek. Byłam pierwsza bo nie miałam nadwagi. Byłam pierwsza bo nie miałam trądziku. Byłam pierwsza bo nie używałam za dużo makijażu. Byłam pierwsza bo ktoś uwierzył w to, że może wartościować drugiego człowieka poprzez jego wygląd.
Nie umiem opisać nawet słowami, jaka byłam wściekła. Wpadłam tego dnia do szkoły i nikt nawet nie próbował stanąć na mojej drodze. Skierowałam się do sekretariatu, chcąc wygłosić monolog na temat niepoprawności tego gówna. Gdy byłam już kilka metrów od pokoju administracji szkoły, jakaś silna dłoń złapała mnie za łokieć i wciągnęła mnie do przypadkowej sali.
Zamknęły się za nami drzwi, a osoba, która mnie tu wciągnęła nadal trzymała mnie za łokieć. Na tyle blisko, że poczułam jego żel do mycia.
– Cześć, ślicznotko. – zielone oczy Nicolasa wpatrywały się we mnie, a ich kolor obudził we mnie płonący gniew. Wyrwałam rękę z jego uścisku i oddaliłam się od niego na parę kroków, aż wpadłam tyłem na jedną z ławek. Dopiero, gdy usłyszałam parsknięcie śmiechem po mojej lewej stronie zorientowałam się, że w klasie jest również Max i Blake. Zacisnęłam zęby, prostując się. Postawiłam kilka kroków w stronę drzwi, ale Nicolas zagrodził mi drogę.
– Zjeżdżaj, Orman. – powiedziałam cicho, patrząc na niego spod byka. Nicolas się roześmiał.
– Nie wyglądasz nawet trochę strasznie. – wskazującym palcem i kciukiem odmierzył przestrzeń i rozbawiony podłożył mi rękę pod nos. Uderzyłam go swoją dłonią, robiąc zdegustowaną minę, co jeszcze bardziej go rozbawiło.
– Nie żartuje. – prawie przeklęłam, ledwo się hamując. Już dawno nie byłam tak zdenerwowana. – Przesuń się. – ciskałam w niego gromami, co nie robiło na nim żadnego wrażenia.
– Księżniczce nie podoba się ranking? – zapytał Max, stając obok Nicolasa z założonymi rękami na piersi. – Powinien przypaść jej do gustu, skoro nic nie wskórał nasz... – przez chwilę się zawahał, spoglądając to na mnie to na Nicolasa. – Wkład w ocenę jej osoby. – rzucił mi nieszczery uśmiech.
– Dobra, słuchajcie. – uniosłam ramiona, wzdychając. Wzięłam jeszcze kilka głębokich oddechów, a oni w tym czasie uparcie się we mnie wpatrywali. Musiałam zachować spokój. Tylko tak dam radę ich pokonać. – To nie moja wina, że tak postrzegają was kobiety. Nie moja wina, że wyrobiliście sobie taką opinię. – nie byłam milutka, nie zamierzałam być. Postanowiłam sobie, że jeśli ta rozmowa nic nie da i dalej będą bawić się mną, jak kot zdechłą myszą, to znajdę coś, co na pewno im się nie spodoba. Już w głowie układał mi się plan, który mogłam zrealizować już dziś, więc w zupełności od nich zależało to, czy naprawdę zacznę z nimi wojnę. A wiedziałam, że w głębi duszy tego chcą uniknąć. – Jeśli prawda was tak kuje, to coś z tym zróbcie. Nic nie zdziałacie próbując zniszczyć mnie. – wzruszyłam ramionami.
– Zdziałamy. – zaprzeczył Nicolas. – Złamiesz się, kochanie. W ten bądź inny sposób. – ku jego zaskoczeniu uśmiechnęłam się leniwie. Tik tak, tik tak, mój plan już zaczyna działać...
– Nicolas, skarbie. – zrobiłam krok w jego stronę, wyzywająco spoglądając w jego oczy. Zacisnął szczękę, patrząc na mnie z góry. – Nawet nie wiesz, jakie kobieta ma możliwości. – przekręciłam głowę. – Aż mi cię szkoda. – odsunęłam się od niego, gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali. – Widzimy się niedługo, chłopcy.
Minęłam go i żaden z nich nie próbował mnie już zatrzymać. Blake siedział najbliżej drzwi, w których pojawiła się jego siostra. Bonnie zrobiła głupią minę, gdy ujrzała tą kuriozalną scenę, jaka się tu rozgrywała. Posłałam jej miły uśmiech, a potem spojrzałam Severide'owi w oczy, w których widziałam ostrzeżenie. Pokręciłam na niego głową i wyszłam z klasy, nie odwracając się za siebie.
Następnie zamiast do sekretariatu udałam się do przewodniczącej. Kochałam swoją pozycję w tej szkole i to, że czasem naprawdę przydaje się być tym, kto ma głos w społeczeństwie szkolnym.
W tym samym czasie, w klasie, Nicolas wzdychał pod nosem, a Max krążył wkoło.
– Możesz przestać? – syknął kapitan drużyny piłkarskiej, aż Bonnie nieco się wzdrygnęła. Blake wywrócił na nich oczami i wypuścił świstem powietrze z ust. Nie powinni tam być. Miał być tylko na chwilę on i Bonnie.
Dziewczyna rzucała mu skołowane spojrzenie, na które on nie odpowiadał.
– Wyjazd. – Blake niemalże warknął na dwójkę chłopaków, którym wcale się to nie spodobało.
– Musimy to omówić... – zaczął Max, ale Severide od razu mu przerwał.
– W dupie mam teraz Harper i jej problemy wyssane z palca. – westchnął, strzelając karkiem. – Dajcie mi działać, a na razie spokój. – dodał nieco bardziej opanowany. Nicolas rzucił mu rozjuszone spojrzenie i podszedł do niego bliżej.
– „Działać"? – prychnął. – Obracanie innych lasek, określasz mianem działania? – uniósł brew. – Ty jesteś poważny? – niemal krzyknął. Blake przymknął oczy, wzdychając pod nosem.
– Spierdalaj, Nick. – powiedział cicho. – Nie będziesz mnie pouczał. – Blake spojrzał na niego obojętnie, powstrzymując się przed dodaniem kilku słów za dużo. Było o krok od kłótni, ale nagle Nicolas dostał telefon, który sprawił, że musiał natychmiast znaleźć się na boisku. Za nim od razu wyszedł Max, ówcześnie zatrzymując się przy Blake'u.
– Nie spierdol tego. – i wyszedł, nie obracając się.
Blake przetarł twarz, powstrzymując się od rzucenia wiązanki przekleństw.
– Chcesz zranić tą miłą dziewczynę? – zapytała nagle Bonnie, rzucając mu rozczarowane spojrzenie.
Blake uniósł oczy do góry i pokręcił delikatnie głową. Był zmęczony i nie miał siły na takie rozmowy. Tym bardziej nie z Bonnie.
– Nie interesuj się, Lillian Harper. Zrozumiano?
~*~
Nasza słodka, cudowna przewodnicząca Jennifer Robinson jest znana z trzech rzeczy: jest we wszystkim najlepsza, ma najbardziej kiczowate auto świata i jest niesamowicie zapominalska. Udając się do niej miałam jeden cel: dobre wykorzystanie jej negatywnych emocji.
Zostałam numerem jeden szkoły, co było aż śmieszne, bo nijak się do tego nie nadawałam. Za to Jennifer zajęła dopiero szóste miejsce, co było dla niej ogromną ujmą na honorze. Dlatego gdy do niej przyszłam z miłym, dyplomatycznym uśmiechem i oznajmiłam, że zapomniała o wyborach do zespołu cheerleaderek jej twarz przybrała kolor stanowiący coś pomiędzy „zabiję cię" a „Boże znowu zapomniałam". Niemniej jednak z ulga przyjęłam to, że nie rzuciła mi się do gardła (bo była taka możliwość). Zamiast tego poprosiła o moją pomoc. Oczywiście, nie w werbalny sposób, ale chętnie łapała moje sugestie, co wywoływało u mnie nieposkromione pokłady radości.
W taki prosty sposób doprowadziłam do tego, że już w piątek w tym tygodniu, miały odbyć się wybory. Jurorzy to Jennifer, kapitanka cheerleaderek, Nicolas, kapitan piłkarzy, jedna z koordynujących je nauczycielek, pani Norton i dziewczyna, która miała w tym najdłuższy staż, czyli Hailey Davis. Wszystko szło po mojej myśli, bo dzięki temu pana Ormana ominie impreza rozpoczynająca sezon piłkarski i cheerleaderski. Uczniowie organizowali coś takiego, aby lepiej się zapoznać z nowymi członkami klubu i trochę z nich pożartować. A piłkarze, jak i inni sportowcy, korzystali w tą noc, podrywając młode, niewinne duszyczki. W ten sposób zdobywało się uznanie w ich świecie. Nigdy tego nie pojmowałam, nigdy nie chodziłam na te imprezy, ale wiedziałam jedno: Nicolas dostanie białej gorączki, gdy się o tym dowie.
Pani zapominalska, Jennifer, pewnie nie pamięta nawet, że coś takiego ma się odbyć. A gdy ogłosi się coś na stronie naszej szkoły i na portalach społecznościowych jest to zapieczętowane. Nic nie jest w stanie tego ruszyć. A żeby jeszcze tego było mało, to Robinson, zupełnie przypadkiem, wyjawiła mi kto, jej zdaniem, na pewno dostanie się do drużyny i wskazała mi osobę, której nie kojarzyłam z korytarza. Lecz doskonale wiedziałam kim była i gdzie już ją widziałam.
Gdy wychodziłam tego dnia ze szkoły, odprowadzana wieloma spojrzeniami, z małym uśmiechem obserwowałam sprzeczkę pomiędzy diabelną trójką uczniów. Wyglądali na poddenerwowanych i ledwo utrzymywali siebie nawzajem w ryzach.
Miód na moje okrutne serce.
– Hej, Lillian. – u mojego boku nagle pojawił się Billy. Objął mnie ramieniem, nawet się nie nachylając, żeby się ze mną przywitać. – Możemy pogadać? – zapytał, nie racząc mnie spojrzeniem.
– Co się stało? – zapytałam, marszcząc brwi. Ścisnął moje ramie, wzdychając pod nosem. Zatrzymaliśmy się przy moim aucie i dopiero wtedy Billy stanął przede mną i zerknął w moje oczy, wyraźnie poddenerwowany.
– Musisz przerwać ten konflikt, Lillian. – powiedział spokojnie i cicho, a ja zmarszczyłam brwi. – Ludzie gadają, że rozpętałaś burzę, żeby było o tobie głośno.
– Co nas obchodzi, co inni gadają, Billy? – zapytałam, nieco się do niego zbliżając. Westchnął, wyraźnie zirytowany.
– Lillian, wiesz ile ja już się nasłuchałem rzeczy o tobie w szatni? – niemal wypluł te słowa. – Severide podobno na poważnie chce cię wyrwać, a ja wychodzę w tym wszystkim na idiotę, bo nie mam pola do obrony, nie mam jak się za ciebie wstawić. – rozłożył ręce. – Mówią o tym, jaka to słuszna decyzja, że jesteś numerem jeden, bo jesteś taka pociągająca. – wywrócił oczami. – Kilka osób mi współczuło zerwania z tobą, a ja o niczym nie wiem!
– Billy, spokojnie. – uniosłam dłonie w górę i położyłam je na jego barkach. – Żadna z tych rzeczy nie jest prawdziwa. Przecież ty doskonale o tym wiesz. – potarłam jego ramiona. – Odpuść trochę.
– Nie, Lillian, nie odpuszczę, bo jak teraz nic nie zrobię, to nim się obejrzę skończysz z nim w łóżku. – uniósł się na tyle, że inni wokół nas go usłyszeli. i odsunął się ode mnie. Parę osób się zaśmiało, a on jeszcze bardziej się najeżył.
– Nie ufasz mi? – zapytałam, nie zwracając uwagi na innych. Próbowałam złapać kontakt wzrokowy z człowiekiem, którego tak kochałam. Ale on ode mnie uciekał, nie próbując już nawiązać ze mną rozmowy.
– Ty w ogóle mnie nie słuchasz. – pokręcił głową. – Przemyśl moje słowa i porozmawiamy o tym potem. Cześć. – i odszedł, nawet na mnie nie spoglądając.
Oparłam się plecami o drzwi swojego auta, gdy poczułam jak nieco ściska mi serce. Oczy zaczęły mnie szczypać, gdy przetworzyłam sobie w głowie ponownie jego słowa.
Nim się obejrzę skończysz z nim w łóżku.
Przełknęłam ślinę dusząc w sobie ból. Wsiadłam do samochodu, przypominając sobie o wiedzy, którą udało mi się dzisiaj zdobyć.
Wróciłam do domu i zajęłam się sobą, a gdy ujrzałam, że Blake pojawił się w domu, postanowiłam udać się do niego na krótką pogawędkę.
– Idę na chwilę do naszych sąsiadów. – rzuciłam, odkładając książkę, którą czytałam, na stolik w salonie. Mój tata właśnie bawił się z malutką i na moje słowa tylko uniósł brwi.
– Pamiętaj, Lila, bądź miła dla tych dzieciaków. – krzyknęła moja mama z kuchni, gdy ubierałam na siebie trampki.
Nie odpowiedziałam jej, tylko naciągnęłam mocniej na siebie bluzę i wyszłam z domu. Miałam na sobie leginsy i starą bluzę Billa, włosy miałam związane w luźny warkocz i nie miałam na sobie ani grama makijażu, ale miałam to wszystko w nosie. Miałam dość tego, że grają tak nieczysto. Skoro moje słowa na nich nie robią wrażenia, musiałam posłużyć się swoimi dojściami.
Zapukałam do ogromnych drzwi i grzecznie czekałam na to, aż ktoś mi otworzy. Wszystko przemyślałam, co do sekundy, gdy wracałam do domu. Byłam gotowa na konfrontację z Blake'm Severide'm.
– Dzień dobry. – przywitałam się, gdy moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Miał na oko dwa metry wzrostu, krótki, ciemny zarost i gęste, ciemne włosy, które miały kilka siwych kosmyków. Na nosie miał druciane okulary, a jego strój sugerował, że przerwałam mu w majsterkowaniu. – Jestem córką państwa Harper. Byłam umówiona z pańskim synem. Miał podać mi jakieś dokumenty ze szkoły, o których zapomniałam. – uśmiechnęłam się uprzejmie i miło, naciągając trochę mocniej rękawy bluzy. Zapomniałam, że nie mam na sobie stanika, przez co moja pewność siebie nieco spadła.
Ku mojemu zaskoczeniu mężczyzna niemal od razu odwzajemnił mój uśmiech.
– Zapraszam. – otworzył szerzej drzwi. – Co prawda, Blake nic nie mówił o gościach, ale rozumiem, że to nagły wypadek. – dodał, gdy zamykał za mną drzwi. Pokiwałam głową.
– Mam nadzieję, że państwu nie przeszkadzam. – założyłam kosmyk włosów za ucho.
– Żona jest na zakupach z Bonnie, także absolutnie nie ma w czym przeszkadzać. – ściągnął okulary, przyglądając mi się dokładniej. – Blake jest na górze, trafisz sama do niego? – zapytał, ale zaraz dodał – Przepraszam, nie znam twojego imienia.
– Lillian. – odparłam, szerzej się uśmiechając.
– Roger, miło mi. – podał mi rękę, którą uścisnęłam. Nadal mnie obserwował, co nieco mnie zaskoczyło. Nie dałam po sobie tego poznać, próbując zachować „pokerową" twarz. – Pierwsze drzwi na lewo. Nie powinnaś się zgubić, Lillian.
– Dziękuję. – kiwnęłam głową i nie czekając aż odejdzie wyminęłam go i ruszyłam schodami w górę. Czułam jego wzrok na plecach i usilnie nie mogłam pozbyć się odczucia, że ten mężczyzna coś o mnie słyszał i nieco analizował moją postawę.
Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo niemal od razu w oczy rzuciły mi się drzwi, których klamka ozdobiona była zawieszką, która mówiła „nie przeszkadzać" po francusku. Zmarszczyłam delikatnie brwi, odchrząkując i zapukałam. Odczekałam chwilę i gdy usłyszałam „proszę" weszłam do środka, trochę obawiając się tego, co zastanę.
Pokój był duży, utrzymany w ciemnych szarościach. Podłoga była jasna, ale w większości była przykryta czarnym, puchatym dywanem. Naprzeciw mnie było spore okno, a zaraz obok niego stała szara, mała sofa z wieloma poduszkami. Naprzeciwko znajdował się ogromny telewizor, a pod nim obszerna komoda. Za sofą był fotel dla graczy, biurko i komputer, również przeznaczony dla graczy. Najbliżej mnie stało czarne łóżko, okryte czarną pościelą. W tym całym mroku tylko kolorowe płyty winylowe zawieszone nad łóżkiem były elementem odróżniającym się od całości. I czerwone światło, które wydobywało się z lampek przy suficie. Nawet zauważyłam gitarę elektryczną w kącie i półeczkę z książkami i komiksami.
– Mogę w czymś pomóc? – Blake leżał na kanapie, grając na konsoli. Nie zwrócił na mnie większej uwagi, jedynie zerknął kątem oka. Zamknęłam za sobą drzwi, a potem powoli do niego podeszłam. Nie wyglądał na kogoś, kto byłby zaskoczony taką nieoczekiwaną wizytą. Stanęłam przed nim tak, że był zmuszony przerwać grę w jakąś strzelankę i na mnie spojrzeć. Odłożył pada na bok, założył ręce za głowę i mi się przyjrzał od stóp do głów. Miał na sobie czarną bluzę z jakimś nadrukiem i czarne dresy. Wyglądał na zaspanego, chociaż była dopiero siedemnasta. – Nie przypominam sobie, żebym cię tu zapraszał. – odezwał się w końcu, zwężając powieki.
– Wprosiłam się. – wzruszyłam ramionami. – Igrasz z ogniem, Severide. – oznajmiłam, unosząc wyżej podbródek.
– Ja? – uniósł brew. – Niby dlaczego?
– Bawiąc się w dziewczynę z przedmieścia, która rozpowiada plotki po całej szkole. – mówiłam cicho, lecz wyraźnie, obserwując jego reakcje. Dopiero teraz zauważyłam, że jego oko wygląda nieco lepiej, ale nadal przypomina żonkila.
– Czyżby chłopczykowi nie spodobało się twoje miejsce w rankingu? – przechylił głowę w prawo, uśmiechając się słodko. Westchnęłam, przymykając na moment powieki.
– Odpieprz się od mojego związku. Od mojego życia. – powiedziałam na pozór spokojnie. – Nikt cię do niego nie zaprasza.
– Wprosiłem się. – wzruszył ramionami, a potem wstał z sofy, żeby móc nade mną górować. Nie lubiłam, gdy chłopcy byli aż tacy wysocy. Nie mogłam nawet porządnie patrzeć mu w oczy. – Ty się już oparzyłaś, Harper. – nachylił się w moją stronę, wciskając ręce w kieszenie bluzy. Zrobiłam krok w tył, nie spodziewając się nic zastać za sobą, jednak nadepnęłam na jego rękawice od hokeja i nieco się zachwiałam, przez co złapał mnie za przedramię i zbliżył do siebie.
– Puszczaj mnie. – syknęłam, próbując wyrwać rękę. Nie trzymał mnie mocno, ale tak umiejętnie, że nie mogłam wydostać się z jego uścisku.
– Irytuje mnie twoja pewność siebie. – stwierdził, nic sobie nie robiąc z moich słów.
– Ego hokeisty cię zabolało? – zadrwiłam. – Gdybym była uległa byłabym bardziej znośna? – prychnęłam.
– O to musisz zapytać swojego cud chłopca. – teraz to on zadrwił ze mnie, a ja przestałam się szamotać. Wpatrywałam się w jego ciemne, teraz wręcz czarne oczy, w których odbijał się czerwony kolor światła. Próbowałam unormować oddech i zachować spokój, aby nie dać się wciągnąć w jego intrygę. – Dla mnie jest ona chociaż pociągająca. – patrzył na mnie obojętnie i wyglądał tak, jakby jego słowa mijały się z prawdą. Jego oczy nic nie wyrażały, a mówił o jakiś odczuciach względem mnie? – Podniecająca. Dla Billa jest jedynie wrzodem na dupie. – schylał się coraz niżej, aż znowu poczułam jego zapach. Właściwie w całym pokoju pachniało świecami i nim, ale teraz uderzyło mnie to mocniej. Odchyliłam głowę do tyłu, chcąc maksymalnie się od niego odsunąć.
– Puść mnie. – powiedziałam stanowczo.
– Nie denerwuje cię to? – zapytał, a jego palce trochę lżej trzymały moje przedramię. Jednak nadal nie mogłam go uwolnić. – Obserwuje was od jakiegoś czasu i on w ogóle się tobą nie zajmuje. W szkole ma na ciebie wyjebane, widujecie się od czasu do czasu, a wtedy tylko się do ciebie klei, nie próbując nawiązać rozmowy. Naprawdę cię to nie męczy?
– Mówi to chłopak, który uznał, że mogę być tylko pociągająca. – sapnęłam.
– Nie powiedziałem, że tylko. – pokręcił głową z takim spokojem, że miałam ochotę go uderzyć.
– Myślisz, że mógłbyś dać mi więcej? – zakpiłam. – Tak chcesz poprowadzić swój zacny podryw? Skłócić mnie z chłopakiem, a potem przybiec do mnie, jak rycerz na białym koniu? – pokręciłam głową dokładnie tak samo, jak on chwilę temu. – Czy ty naprawdę jesteś tak pewny siebie? – nie mogłam uwierzyć, że można mieć tak wysokie mniemanie o sobie. – Myślisz, że jak staniesz przede mną, prostując plecy, spojrzysz na mnie z góry z dziką obojętnością w oczach i bez krzty zainteresowania, a do tego napniesz swoje bicepsy, to rzucę ci się w ramiona? – prychnęłam. – Twoja tajemnicza aura nie robi na mnie wrażenia. A zresztą... – przestałam się wyrywać, nawet się do niego przysunęłam, żeby moje usta były na wysokości jego ucha. – Co niby może ofiarować mi chłopak, który posuwa córkę swojego trenera? – czułam, jak jego ciało się napina, a wtedy jego dłoń rozluźniła uścisk. Odsunęłam się od niego, a następnie go okrążyłam i usiadłam na sofie. – Moja pewność siebie bierze się z źródła, Severide. Nie masz mi nic do zaoferowania, co byłoby dla mnie atrakcyjne.
Odwrócił się do mnie, podwijając swoje rękawy. Zerknęłam na jego lewe przedramię, na którym widniał tatuaż, którego dokładnie nie widziałam. Uniosłam spojrzenie na jego oczy, zakładając nogę na nogę.
– Chcesz jeszcze podyskutować o moim związku, czy wolisz zapytać, co możesz dla mnie zrobić, żebym zachowała dla siebie fakt, że sypia u ciebie Kimberly Tucker? – przybrałam na usta swój dyplomatyczny uśmiech.
– Nie sypiam z nią, Harper. – odparł znudzony, a ja się roześmiałam.
– A ta dziewczyna, której lizałeś szyje na moich oczach... – westchnęłam. – To była Kimberly.
– Nie wiesz tego. – wzruszył ramionami. – Chcesz polecieć do trenera i co mu powiesz? Że widziałaś, jak bajeruje jakąś panienkę?
– Wiesz, jaką siłę mają plotki. – wzruszyłam ramionami. – Wiesz, jaką siłę mam ja. – mówiłam, jak do dziecka. Zacisnął szczękę, co bardzo mnie rozbawiło. Czekałam w spokoju, aż podejmie decyzję.
– Słono za to zapłacisz. – ostrzegł, znowu się nieco pochylając.
– Nie, nie zrobię tego, bo się ode mnie odpieprzycie. Już. Dzisiaj. – wpatrywałam się w niego z taką siłą, że czułam, że nie mogę tego przegrać. Jednak on nagle rozluźnił swoją twarz i uniósł kącik ust.
– Naprawdę jesteś seksowna, gdy tak stanowczo podejmujesz decyzję. – zawisnął nade mną, opierając się ręką o oparcie sofy. Jeśli myślał, że zrobi na mnie to wrażenie, to się grubo mylił. – A myślałem, że to naprawdę tylko plotki. – jego uśmiech trochę się poszerzył, a oczy zabłysły. Zacisnęłam szczękę.
– Odpierdol się ode mnie, Severide. – nie kryłam już swojej złości. Naprawdę nie miałam siły prowadzić z nim takiej głupiej, małostkowej rozmowy, która do niczego nie prowadziła. – I przestań traktować mnie, jak obiekt seksualny. – zadrżałam z nerwów. – A ty się jeszcze dziwisz, że kobiety tak cię nie lubią. – prychnęłam. Chciałam go odepchnąć od siebie i wyjść z tego domu, ale on mnie zatrzymał. Nie ruszył się, gdy naparłam na niego rękami. Był silny i wielki, ale cholera, nie powinien wykorzystywać tego przeciwko mnie, gdy skończą mu się argumenty.
– Nie uważam cię za obiekt seksualny, Chryste. – wywrócił oczami i westchnął. – Masz zaniżone poczucie wartości, a twoje reakcje tylko to pokazują. – wskazał na mnie palcem.
– Ty jesteś głupi. – odparłam śmiertelnie poważnie. – Znam tak dobrze swoją wartość, że nie pozwalam sobie wchodzić na głowę takim bucom, jak ty. – niemal krzyknęłam. – Och, przepraszam, że się nie rumienie na tak głupie komentarze! – patrzyliśmy na siebie w ciszy, w której wiedzieliśmy, że żadne nie odpuści. Opadłam na oparcie sofy, wypuszczając powietrze z ust. Już dawno nikt nie zdołał mnie tak zdenerwować, jak trójka tych przeklętych sportowców. Miałam ochotę zrobić Blake'owi krzywdę, co było do mnie w ogóle niepodobne. Musiałam być przed miesiączką.
– Nie chciałem cię zaciągnąć do łóżka, Harper. – odezwał się w końcu, wpatrując się we mnie. Ja w tym czasie doceniałam jego gust muzyczny, przyglądając się płytom na ścianie. – Nie mój interes z kim ty sypiasz. – miałam ochotę wywrócić oczami. – Ale gra toczy się dalej. – nim się zorientowałam, jego twarz była tak blisko mojej, że bez problemu przejechał nosem po moim policzku. Wstrzymałam oddech. – A na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. – szepnął, a jego usta otarły się o moją skroń. Nie myśląc zbyt dużo uniosłam swoją rękę i już miałam go spoliczkować, gdy on zgranie złapał mój nadgarstek.
– To podchodzi pod molestowanie. – mruknęłam, próbując stłumić w sobie całą złość.
– A twoje węszenie podchodzi pod stalking. – odparł i puścił moją rękę. Odsunął się ode mnie i usiadł z powrotem na sofie, biorąc pada do rąk. – Rób sobie, co chcesz. – zaczął mówić, przybierając na twarz znowu tą maskę obojętności. – A ja i tak będę dalej grał. – i w tym samym momencie włączył na nowo tą głupią strzelankę.
Wstałam natychmiast z sofy i rzuciłam mu ostatnie, wściekłe spojrzenie. Zignorował je, a ja postanowiłam dalej się nie ośmieszać. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia, gdy usłyszałam za sobą:
– Skoro lubisz plotki, posłuchaj czasem tego, co mówią o twoim kochasiu. Prędzej czy później zorientujesz się, że mam rację.
Wyszłam stamtąd niemal trzaskając drzwiami, jednak w porę się powstrzymałam. Brałam głębokie oddechy, przymykając oczy, zanim zeszłam na dół.
– Hej, wszystko w porządku? – usłyszałam przed sobą cichy głos, więc otworzyłam prędko oczy. Przede mną stała Bonnie i wyglądała na nieco zaniepokojoną. Miała na sobie czapkę z daszkiem z logiem zespołu Blake'a i za dużą bluzę. Odchrząknęłam zanim jej odpowiedziałam.
– Tak, powiedzmy. – unikałam jej wzroku, bo złość kotłowała się w moim środku i nie miała ujścia. Nie chciałam wyżywać się na tej Bogu winnej dziewczynie, a jednak dłuższa rozmowa by do tego doprowadziła. – Wybacz, muszę już iść. – wyminęłam ją, nie czekając na słowo pożegnania.
Nikt nie doprowadzał mnie do takich uczuć. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem byłam taka wściekła, mogłaby nawet założyć, że to pierwszy raz, gdy ktoś mnie tak zdenerwował. Umiałam nad sobą zapanować, po tym incydencie we wcześniejszych latach nauki. Nie dawałam wyprowadzić się z równowagi, bo wiedziałam, że głową muru nie przebiję. Spokój zawsze ratował mnie z opresji, pozwalał na zachowanie dobrej twarzy, nieważne jak źle wyglądała sytuacja. Bez spokoju nie osiągnęłabym tyle przez ostatnie dwa lata. Nie mogłam pozwolić, żeby któryś z nich robił to z taką łatwością, jak Blake chwilę temu.
– Dzień dobry. – podskoczyłam, gdy już znalazłam się na końcu schodów. Odwróciłam głowę w stronę głosu, który teraz cicho chichotał. – Lillian, mam rację? – zapytała mnie szczupła, czarnoskóra kobieta, stając w drzwiach, które prowadziły, jak mniemam, do kuchni. Miała surowy wyraz twarzy, ale jej brązowe oczy wydawały się być przyjazne. Miała krótko ścięte włosy i dopiero po chwili zauważyłam, jak bardzo Bonnie jest do niej podobna. Te same pełne usta i kości policzkowe, a jednak Bonnie wygląda, jak szczeniaczek, za to jej mama bez problemu mogłaby zabić mnie spojrzeniem.
– Dzień dobry, tak. – zeszłam ze schodów i podeszłam do niej bliżej. Wyciągnęłam dłoń, którą przyjęła. Miała na ustach miły uśmiech, chociaż nie wyglądała na zachwyconą, że mnie tu widzi. – Miło mi panią poznać. – dodałam, trochę się stresując. Nie umiałam nawet wyjaśnić dlaczego.
– Jesteś głodna? – zapytała, wchodząc do kuchni. – Właśnie siadamy do obiadu. Może chcesz dołączyć? – przemieszała coś na patelni. Przez moją myśl przeszło, że mogłabym się zgodzić, usłyszeć coś, co mogłabym wykorzystać przeciwko Blake'owi, ale w głębi duszy wiedziałam, że nie mogę. Nie mogę tego zrobić, bo działabym wbrew sobie i tak, jak powiedziałam Blake'owi jakiś czas temu: nie jestem tak podła, żeby plotkować o czyjejś rodzinie.
– Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale rodzice czekają na mnie w domu z zupą. – wymyśliłam na poczekaniu, siląc się na uprzejmy uśmiech. – Życzę miłego dnia. – dodałam.
– Może innym razem. – kiwnęła głową. – Do widzenia, Lillian.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że na schodach stoi rodzeństwo Severide. Westchnęłam i wyszłam z ich domu, czując dziwny dyskomfort.
Byłam w kropce i naprawdę nie wiedziałam, co począć. Blake nie odpuści, tak samo, jak Billy. Wróciłam do domu zawiedziona i sfrustrowana. Zanim zdążyłam ukryć się w swoim pokoju mama poinformowała mnie, że upiekła gofry. Tym jednym zdaniem przekonała mnie do pozostania na dole i spędzenia trochę czasu z rodziną.
Jednakże gdzieś z tyłu mojej głowy tkwiły słowa Severide i czułam, że nie dadzą mi spokoju, póki tego nie sprawdzę. A naprawdę się bałam, że się zawiodę na sobie i uwierzę temu, co mówią.
Jako jedna z nielicznych doskonale wiedziałam, co mogą zdziałać plotki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top