- 9 -


Pansy była całkowicie świadoma tego, że wystarczy wytrzymać jeszcze tylko parę tygodni i będą święta. Już nie mogła się doczekać tych niemal dwóch tygodni urlopu, spędzonych jedynie na siedzeniu przed kominkiem, pochłanianiu ciasteczek korzennych i przepijaniu ich kuchenną sherry. Jeszcze tylko parę tygodni i nie będzie musiała patrzeć na wiecznie niezadowoloną twarz Deana Thomasa. Jeśli dobrze pójdzie to może nawet spędzi je w miłym towarzystwie Notta, choć z racji niedawnych informacji o zaręczynach Zabiniego i drugiej siostry Patil, Pansy chyba jednak wolałaby jednak w tym roku zrezygnować z zaproszenia na święta do posiadłości jej przyjaciela. Z dwojga złego wolała je spędzić samotnie, aniżeli stanąć na własne życzenie w samym środku ognia. Istotne dla niej było to, że będą święta i nie będzie musiała przejmować się humorami Aurora, z którym przyszło jej częściowo pracować. Tęskniła za pełnym wymiarem godzin z Potterem, choć nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej przyznać coś podobnego. Powtarzając zatem niczym mantrę to, że już za kilka tygodni święta, Pansy ze stukotem szpilek przemierzała atrium, przepychając się przez tłum czarodziejów i czarownic.

W myślach planowała już kradzież ciasta Hemingwaya ze wspólnej kuchni oraz to w jaki sposób je przemyci wraz z kawą do gabinetu Pottera zanim ktokolwiek się zorientuje. Starała się również obliczyć czy zdąży wypić kawę z Potterem zanim oficjalnie rozpocznie się jej zmiana u Deana Thomasa, kiedy nagle do jej uszu dotarło zdanie, które skutecznie sprowadziło ją na ziemię. Odwróciła się w kierunku młodego chłopaka wymachującego gazetą i wykrzykującego kolejno nagłówki z pierwszej strony. Przystanęła, licząc, że się przesłyszała i tak naprawdę tylko jej się wydawało, że usłyszała to, co usłyszała, ale im bliżej chłopaka podchodziła, tym wyraźniej widziała ruchome zdjęcie na pierwszej stronie gazety.

Sięgnęła po jedną z gazet na stojaku i przyjrzała się tytułowej stronie, z której wpatrywała się w nią przerażona twarz Martina Sheerana. Otworzyła gazetę na odpowiedniej stronie i prześledziła wzrokiem artykuł. Niewiele się w zasadzie z niego dowiedziała poza tym, co już wiedziała. Czytała jednak nieuważnie, próbując odnaleźć informację, dlaczego Sheeran jest poszukiwany. Momentalnie przypomniała jej się sytuacja z dnia poprzedniego, kiedy to Dean Thomas kazał jej zanieść akta Sheerana oznaczone czerwonym znacznikiem Murk z Departamentu Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń.

Pracownik Ministerstwa Magii poszukiwany! Zbiegły wilkołak! – wykrzykiwał dalej chłopak, przebijając się przez myśli Pansy.

– Zabieram to – oznajmiła bezceremonialnie czarownica, obdarzając go wyniosłym uśmiechem i zwijając gazetę w rulon.

– Hej! A kto mi za to zapłaci?

– Pracuję w ministerstwie! – zawołała przez ramię i oddaliła się szybko. Zupełnie jakby ta odpowiedź miała być satysfakcjonująca, choć najwyraźniej była, bo chłopak w żaden sposób nawet nie próbował jej zatrzymać. A Pansy zwyczajnie nie miała czasu na szukanie portmonetki. Miała tylko kilka minut na to, by złapać Harry'ego Pottera przed rozpoczęciem dnia pracy, a ten artykuł właśnie tego wymagał.

Aportowała się na zewnątrz i natychmiast lekko skuliła się z zimna. Śnieg w tym roku spadł wcześniej, a Pansy nie zdążyła jeszcze wymienić garderoby na zimowe stroje. Póki co, uparcie przechadzała się jeszcze w jesiennym płaszczu zapiętym pod samą szyję, spod którego wystawały długie nogi odziane jedynie w ciemne, nieco grubsze niż zazwyczaj rajstopy. Przeklęła pod nosem, gdy mróz szczypał ją w nos i obiecała sobie, że po pracy zajmie się wygrzebaniem z pudeł grubszego i cieplejszego płaszczyka z kożuszkiem.

Wiedziała, że Potter w zwyczajne dni, kiedy nie jest spóźniony i kiedy nie ma arcyważnego spotkania z Ministrem Magii bądź z Hermioną, korzysta z wejścia dla gości. Powód był dla Pansy całkowicie niejasny i nieznany, ale też nigdy szczególnie się w niego nie zagłębiała, nie kierowana wcale ciekawością. Tego dnia było jej to zresztą na rękę – bardzo zależało jej na złapaniu Pottera jeszcze zanim przekroczy "próg" ministerstwa. Kiedy wypadła w pustej uliczce lekko zachwiała się na szpilkach. Po raz kolejny przeklęła w myślach dobór obuwia i wyszła na niezbyt jeszcze zatłoczoną, ale na pewno już ożywioną ulicę. Niedaleko była budka z hot-dogami, do której w pierwszym miesiącu pracy zaprosił ją Potter. Na samą myśl – a właściwie na samo wspomnienie zapachu – skręciło ją w żołądku i musiała gwałtownie odwrócić wzrok. Po drugiej stronie, dla zachowania równowagi była piekarnia, z której dochodziły naprawdę apetyczne zapachy i Pansy poczuła mimowolnie głód, choć przecież jadła przed wyjściem z domu.

I nagle dostrzegła nadchodzącego Pottera. Mężczyzna jak zwykle wydawał się zamyślony i mimowolnie Pansy musiała przyznać, że bardzo do twarzy mu było z tą otoczką chodzącego z głową w chmurach mężczyzny. Wydawał się przez to tajemniczy i w jakiś niewyjaśniony sposób całkiem pociągający. Potrząsnęła głową, jakby to miało pomóc jej pozbyć się tych niechcianych myśli i głęboko westchnęła, upominając się, że przecież powinna być choć trochę zdenerwowana w tym momencie. I momentalnie odnalazła w sobie pokłady gniewu. Harry dostrzegł ją dopiero w ostatniej chwili i na jej widok zmarszczył brwi. Już otwierał usta, by prawdopodobnie wyrazić swoje zdumienie jej obecnością właśnie tutaj, kiedy to Pansy pociągnęła go mocno za szatę i zaciągnęła go do tej samej uliczki, w której przed momentem wylądowała.

– Posłuchaj, Potter – zaczęła z irytacją, puszczając poły jego elegancko skrojonej szaty. – Byłam miła. Naprawdę. Robiłam wszystko, by wykrzesać z siebie choć odrobinę uprzejmości. Jednakże odnoszę wrażenie, że ty i Thomas próbujecie mnie w coś wciągnąć. Na czele z Sheeranem, oczywiście! Bo jak wytłumaczysz to, że Sheeran był u mnie parę dni temu, wręczając mi tajemniczy list, o którym usłyszałam tylko tyle, że musisz niezwłocznie powiadomić swoją przyjaciółkę, natomiast następnym podjętym działaniem jest skierowanie przez Thomasa akt Sheerana do Departamentu Istot Przeklętych do wpisu wilkołaków uznając jednocześnie swojego byłego pracownika za niebezpiecznego, a dziś pierwsze co widzę, to zdjęcie Sheerana na pierwszej stronie w prasówce! – Ostatnie zdanie wypowiedziała nieco podniesionym głosem, ciskając w tors Pottera najnowszym Prorokiem. Cały ten monolog Pansy wypowiedziała niemalże jednym tchem, co zakończyło się tym, że po wypowiedzeniu ostatniego słowa musiała zaczerpnąć gwałtownie powietrza. – Co tu się do jasnej cholery wyprawia?!

– Nie krzycz, proszę – powiedział nerwowo Potter i przyłożył dłoń do ust Pansy, próbując chyba zapanować nad sytuacją. Posłał jej spłoszone spojrzenie, widząc ogniki w jej ciemnych oczach. – Wszystko ci wyjaśnię, ale nie na środku ulicy. – Rozejrzał się wokół i nagle jego wzrok spoczął na niewielkiej kawiarni z witrażami w oknach. – Chodźmy tam. – Pociągnął Pansy delikatnie za dłoń, co było na tyle szokującym gestem, że czarownica w istocie zamilkła.

Jeszcze przed wejściem do wnętrza kawiarni Potter rozejrzał się nerwowo na wszystkie strony i pociągnął Pansy za sobą. Wybrał najdalszy stolik w pomieszczeniu i kiedy tylko upewnił się, że nikt nie patrzy rzucił dyskretnie na ich stolik zaklęcie wyciszające.

– Tak na wszelki wypadek – dodał.

– Czy ty nie masz czasem paranoi? – spytała złośliwie Pansy ze zmarszczeniem czoła. Ściągnęła z siebie płaszcz, spodziewając się, że ta rozmowa jednak trochę zajmie. – Jesteśmy wśród mugoli – dodała, znacząco się rozglądając.

– Ostrożności nigdy za wiele – oznajmił Potter.

Wstrzymali się z rozmową jeszcze chwilę, do momentu aż podeszła do nich kelnerka i oboje zamówili małe espresso. Potter ze stoickim spokojem zamówił ponadto czekoladową muffinkę. Kiedy tylko młoda jasnowłosa dziewczyna odeszła, obdarzając przy tym Pottera przeciągłym spojrzeniem, które chyba miało oznaczać, iż jest nim zainteresowana, Pansy pochyliła się lekko w stronę mężczyzny. Wspaniałomyślnie postanowiła nie skomentować natarczywego wspomnienia kelnerki.

– Możesz mi to wyjaśnić? – spytała, stukając palcem w fotografię Sheerana. Sięgnęła po Proroka Codziennego i zaczęła odczytywać na wyrywki pojedyncze zdania. – Byłego pracownika ministerstwa uważa się za zagrożenie dla świata czarodziejów... Istnieją dowody, że współpracuje z watahą odpowiadającą za porwania... Możemy tylko domniemywać, jak wiele informacji z ministerstwa udało mu się przemycić... Jeśli ktokolwiek widział Martina Sheerana, uprasza się o natychmiastową reakcję i niezwłoczne powiadomienie Aurorów. Wilkołaka uznaje się za zbiega i może on stanowić zagrożenie.

– Przyznaję, że sprawa została trochę wyolbrzymiona.

Pansy posłała mu pełne niedowierzenia spojrzenie i rzuciła gazetę w jego stronę.

– Od kiedy ta łamaga Sheeran stanowi zagrożenie dla kogokolwiek? – syknęła z ironią i posłała wymowne spojrzenie swojemu towarzyszowi.

– Chodzi o to, że... nie wiemy gdzie on jest – przyznał niechętnie Potter, na co Pansy tylko się skrzywiła. – Musieliśmy to zgłosić, a ci z Departamentu Istot Przeklętych rozdmuchali tą informację do ogromnej rangi i zdecydowali się wydać list gończy, co w świetle obecnej sytuacji politycznej nie jest wcale takie zaskakujące...

Pansy zmarszczyła brwi.

– Prawdopodobnie się ukrywa...

– Nie, Pansy – przerwał jej stanowczo Potter i ciężko westchnął. – Naprawdę straciliśmy z nim kontakt. A on... Lekkomyślnie nie przestałby nam odpowiadać. Coś musiało się wydarzyć.

– Dlatego pomyśleliście, że warto wysłać za nim list gończy? – spytała ironicznie.

Harry wyraźnie się zawahał.

– Nie wiesz wszystkiego. Nawet my nie wiemy wszystkiego. Ten list...

– Zaczekaj – powstrzymała go Pansy, unosząc dłoń i sygnalizując mu jednoznacznie by zastopował. Zanim byłoby za późno. Powoli zaczęło do niej docierać, że nie wiedzieć kiedy i dlaczego, tym razem to ona sama zaczęła się angażować w sprawę, w którą przecież początkowo wcale nie miała zamiaru się wtrącać. Nachmurzyła się i z weschnieniem posłała Potterowi zbolałe spojrzenie. – Czy ja powinnam o tym wiedzieć? Czy ja w ogóle chcę o tym wiedzieć? – Prychnęła i potrząsnęła głową. – Na potężnego Salazara, jestem tylko twoja sekretarką!

– Jesteś moją asystentką i... – zaczął miękko, ale jego wypowiedź została przerwana przez kelnerkę, która przyniosła im kawy oraz muffinkę. Czarodziej natychmiast przełamał babeczkę na pół i podsunął jedną część na talerzyku przed Pansy. Kobieta spojrzała na niego z wyraźną konsternacją, ale sięgnęła po pół muffinki bez zbędnej zwłoki, kierując się tym, że wyraźnie odczuwała teraz potrzebę podbicia cukru w organizmie.

– Słuchaj, sama kazałaś mi wyjaśnić o co chodzi. A zatem wyjaśniam. Odkryliśmy coś, a właściwie to Martin odkrył. W tym celu musimy jechać do Paryża, by bliżej się temu przyjrzeć. Jeśli nam się uda, to być może dowiemy się, gdzie zniknął Martin. Może dowiemy się też kto stoi za tymi wszystkimi porwaniami. Ślad urywa się w Paryżu i jeśli dopisze nam szczęście, to wreszcie ruszymy dalej z tą całą sprawą.

– Nadal nie bardzo rozumiem, skąd pomysł na wysłanie listu gończego za Sheeranem.

– Rzecz w tym... – Potter wyraźnie się zawahał i dopiero ponaglające go spojrzenie Pansy sprawiło, że ponownie podjął – że nie jesteśmy pewni czy możemy ufać Sheeranowi.

Pansy bardzo w tym momencie walczyła z sobą, by szczęka jej nie opadła. Wytrzeszczyła oczy na swojego towarzysza i potrząsnęła głową, sprawiając, że ciemne falowane włosy opadły na jej ramiona.

– Powiedz, że żartujesz.

– Czy wyglądam na kogoś, kto jest w tym momencie skory do żartów?

– Potter – wypowiedziała przez zaciśnięte zęby, praktycznie miażdżąc kawałek muffinki w swoich palcach. – On był w moim mieszkaniu. I wyparował, gdy tylko usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk na korytarzu. Samo to, że wiedział gdzie mieszkam jest podejrzane, o ile nie dowiedział się od któregoś z was! A w dodatku, nawet nie raczył zaczekać, bym sprawdziła, czy to przypadkiem nie znowu jakieś anonimowe groźby!

– Zaraz... Jak to znowu anonimowe groźby?

Pansy momentalnie się wyprostowała. Powiedziała o jedno zdanie za dużo i właśnie to do niej dotarło. Trochę za późno. Skrzywiła się tylko i już chciała powiedzieć, że jest to sprawa bynajmniej nieistotna, kiedy nagle Potter – chyba domyślając się jej reakcji – położył dłoń na jej ręce spoczywającej na stoliku.

– Powiedz mi, Pansy – powiedział z naciskiem.

– To nic takiego – zaczęła z wolna, patrząc mu w oczy. – I zdarzyło się raz. Po prostu dostałam bukiet kwiatów z karteczką, na której było napisane "obserwujemy cię".

– Co? Dlaczego tego nie zgłosiłaś?

– Niby komu?

– Mnie! Oczywiście, że mnie. – Harry wyglądał w tym momencie na żywo dotkniętego tym, że owa myśl nie przeszła przez głowę Pansy.

– Daj spokój, Potter. Chyba nie myślisz, że byle liścik i kwiatki mnie przestraszą – powiedziała wyniośle i przewróciła oczyma. Wyswobodziła dłoń spod jego ręki i sięgnęła po filiżankę espresso.

– Nie powinnaś tego bagatelizować – upomniał ją Potter.

Ta złota rada jednak zirytowała Pansy. Czarownica prychnęła i posłała mu gorzki uśmiech.

– Jestem niezmiernie wdzięczna za troskę – wypowiedziała z przesyconą do granic możliwości ironią w głosie. – Ale wyobraź sobie, że bycie Pansy Parkinson po upadku Czarnego Pana nie zawsze było kolorowe. Wyobraź sobie, że ominęły mnie wszystkie bankiety na moją część i listy od fanek. W przeciwieństwie do usłanego różami życia Złotej Trójcy, ja musiałam nauczyć się mierzyć dość szybko z krytyką, z nienawiścią i wykluczeniem, na tyle, że jestem w stanie sobie poradzić z głupim liścikiem.

Potter w milczeniu dopił swoje espresso i skinął tylko ze zrozumieniem głową, zupełnie jakby zgadzał się z Pansy. Ale kobieta wiedziała, że jest to zupełnie mylne wrażenie. Już w momencie wypowiadania swoich słów dotarło do niej, że życie Harry'ego Pottera w ostatnim okresie wcale nie było takie cudowne. I Pansy spodziewała się, że mężczyzna lada moment pokaże jej jak bardzo się myliła w swych słowach.

– Te wszystkie towarzyszące ci uczucia o czymś mi przypominają – powiedział z udawaną zadumą i posłał jej wymowne spojrzenie. Po czym wstał. – Lepiej chodźmy.

Niby nie nadepnął jej w tym momencie na odcisk, ale Pansy doskonale wiedziała, do czego Potter nawiązywał. Z westchnieniem dopiła swoje espresso i czym prędzej założyła na siebie płaszcz, patrząc jak mężczyzna płacił za ich zamówienia przy barowej ladzie. Patrząc na jego przygarbioną postawę, stwierdziła, że rzeczywiście mogła ugryźć się w język jeszcze ten jeden raz.  



Atmosfera przez resztę dnia była odrobinę napięta. Nie pomagał wcale fakt, iż Dean i Harry spędzili pół dnia w jednym gabinecie wraz z Pansy, bo o ile ignorowanie złośliwych komentarzy Thomasa nie było szczególnie wymagające, o tyle ignorowanie zaniepokojonego spojrzenia Pottera było o wiele trudniejsze niż mogłoby się wydawać. A Pansy nie potrzebowała współczucia ani troski – a już na pewno nie potrzebowała tych dwóch uczuć ze strony Wybrańca. Cieszyła się, gdy Thomas wysłał ją kilka razy do archiwum i do Departamentu Istot Przeklętych z kolejnymi wypełnionymi dokumentami. Cieszyła się nawet wtedy, gdy zostawili ją całkiem samą w porze obiadowej i dzięki temu Pansy mogła na spokojnie i w ciszy przeczytać cały artykuł o Sheeranie. Niewiele więcej się z niego dowiedziała, ale wciąż zastanawiała się, dlaczego nagle zarówno Potter jak i Thomas zaczęli podważać uczciwość byłego Puchona.

Po godzinnym obiedzie Harry i Dean wrócili do gabinetu i tym razem obaj wydawali się jeszcze bardziej rozdrażnieni niż przed posiłkiem. Pansy mimowolnie zerknęła na Pottera i w tym momencie ich spojrzenia się spotkały. Harry otwierał usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się odgłos otwieranych drzwi.

– O, świetnie, jesteście tutaj wszyscy. – Cała trójka odwróciła głowy w stronę Hermiony, która właśnie wkroczyła do gabinetu Deana Thomasa i zamknęła za sobą drzwi. Pansy nie mogła wyjść z podziwu za każdym razem, gdy widziała czarownicę – kobieta promieniała blaskiem i wydawało się, że pięknieje z każdym dniem. Miała na sobie granatowy dwuczęściowy kostium z wysokim stanem dla ciężarnych kobiet, nie uciskający prawdopodobnie w żadnym miejscu. Jej włosy wyglądały na silne, zadbane i niezwykle błyszczące. W tym momencie Pansy naprawdę zazdrościła jej tego przyciągającego blasku. Hermiona skrzyżowała ręce nad wielkim brzuchem i spojrzała na nich uważnie.

– Jadę z wami.

– Nie ma mowy – zaoponował natychmiast Potter, prawie jakby był na to przygotowany i wzdrygnął się jakby na samą tak absurdalną myśl. Pansy tylko zmarszczyła brwi, kompletnie nie rozumiejąc w pierwszej chwili o czym rozmawiają. Harry natomiast kontynuował. – Hermiono, jesteś w ciąży! Nie powinnaś podróżować tak daleko. Poza tym jesteś tutaj potrzebna. Ktoś musi trzymać rękę na pulsie w ministerstwie, dobrze o tym wiesz.

– Wiem, ale również doskonale wiem, że ktoś musi was pilnować – powiedziała wyniośle, wlepiając oskarżycielskie spojrzenie w Thomasa i Pottera.

– Wypraszam sobie! – zawołał z oburzeniem Dean i zmarszczył czoło. Z jakiegoś powodu jednak wcale nie patrzył na kobietę. – Jestem dorosłym czarodziejem i byłem na zbyt wielu misjach aurorskich, by ktoś musiał mnie pilnować.

– Owszem, ale te wszystkie misje były z ręki ministerstwa, a tymczasem ta sprawa jest delikatna i ma nieco odmienny charakter niż dotychczasowe delegacje – upierała się stanowczo czarownica.

– Nie zgadzam się, Hermiono – powiedział Potter.

– Z odmiennym charakterem naszej misji?

– Z tym, żebyś jechała z nami!

– Harry, nic mi nie będzie.

– Mówisz tak jakbyś nie pamiętała o tym wszystkim, co przeszliśmy! Kłopoty się nas trzymają, zwłaszcza, gdy jesteśmy razem.

– I właśnie dlatego mnie potrzebujecie! – wytknęła Hermiona triumfalnie, potrząsając burzą loków. A Pansy uświadomiła sobie, że taka właśnie musiała być Hermiona Granger w latach szkolnych – nieznośnie uparta i przemądrzała. Musiała jednak przyznać, że przez dobrą chwilę, Pansy miała wrażenie, że to Hermiona dominuje w tym towarzystwie, i że niewiele brakuje do tego, by faktycznie brała czynny udział w owej wyprawie. Bo Pansy powoli zaczęła się domyślać, że prawdopodobnie chodzi o ten urwany ślad w Paryżu, o którym wspomniał Potter podczas ich porannego spotkania w kawiarni.

– Hermiono – zaczął łagodnie Dean. – Harry ma rację. Nie możesz tak po prostu z nami jechać. Jesteś zastępcą ministra i zwłaszcza teraz jest istotne, żebyś została na miejscu. My sobie doskonale poradzimy.

Widać było, że Granger nie zamierza odpuścić i nagle jej wzrok padł na dotąd nie odzywającą się Pansy, która gdy tylko spotkała się spojrzeniem z kobietą, wiedziała, że ponownie zostanie w coś wmieszana. I miała ochotę deportować się stamtąd jak najszybciej do domu. Z nadzieją nawet spojrzała na zegarek na przegubie, ale niestety do skończenia owej zmiany zostało jej jeszcze sporo czasu. Błagam nie mieszaj mnie w to, poprosiła w myślach, skupiając wzrok na papierach przed sobą i po raz kolejny wczytując się w raport z udawanym zainteresowaniem.

– Dobrze, ale Parkinson pojedzie z wami – oznajmiła Hermiona tonem nieznoszącym sprzeciwu, kierując swoje spojrzenie z powrotem na dwójkę mężczyzn. Zupełnie na przekór myślom Pansy, która miała ochotę głośno jęknąć z niezadowolenia.

– Muszę pracować – odparła jednak mechanicznie, jakby tą wymówkę trzymała w sobie i pielęgnowała już od dawna. Podniosła wzrok na zebranych. – Już teraz wykonuje dwa etaty na jednej zmianie, nie potrzebuję zaległości – dodała znacząco.

– To tylko weekend. Ten nadchodzący weekend.

– Weekendy mam wolne – zaznaczyła dobitnie i zmarszczyła natychmiast brwi. Nie zamierzała się na nic zgadzać, a już na pewno nie na wyprawę z akurat tą dwójką Aurorów. – I nie przypominam sobie, żebym zgłaszała się na posadę opiekunki.

– Po co nam Parkinson? – wymruczał Thomas z irytacją.

– Zostawcie nas na moment same – poprosiła Hermiona, na co Potter z westchnieniem opuścił gabinet Deana. Natomiast ten drugi zatrzymał się przed drzwiami i ze zmarszczonym czołem odwrócił się w stronę pani minister.

– Ale... to jest mój gabinet.

Wystarczyło tylko jedno spojrzenie ze strony czarownicy, by Thomas stwierdził, iż czas na kolejną kawę. Gdy tylko kobiety zostały same, Pansy powtarzała sobie w myślach, że nie może się za nic zgodzić na ten szalony pomysł, i że za nic nie ulegnie upartości byłej Gryfonki.

– Nie jestem Aurorką – zaznaczyła na wstępie Pansy, próbując się za wszelką cenę wyplątać z tego absurdalnego pomysłu. – Nawet gdybym się zgodziła, Eriksen nie pozwoli mi na wyjazd służbowy z dwójką Aurorów. To nie podlega moim kompetencjom. – I widząc, że Hermiona ponownie otwiera usta, dodała szybko: – Dlaczego akurat ja? W biurze masz pełno doświadczonych Aurorów!

– Ponieważ, jak już wspomniałam, ta sprawa nie jest przydzielona oficjalna. Działamy na własną rękę i nie wiem, kogo moglibyśmy wtajemniczyć bez obawy, że sytuacja wymknie się spod kontroli. A ty... Ty już wiesz o wszystkim! – odparowała natychmiast kobieta. – Poza tym tak się szczęśliwie składa, że po pierwsze, mam wpływ na to, co się dzieje w ministerstwie. A po drugie, w Paryżu organizowana jest międzynarodowa czarodziejska konferencja, w której sama pod przykrywką miałam uczestniczyć, podczas wykładu profesora specjalizującego się w dziedzinie likantropii. Temat bardzo na czasie jak się zapewne domyślasz. Jeśli tam pojedziesz, będziesz miała okazję z nim porozmawiać. Właściwie jest wskazane, byś z nim porozmawiała za wszelką cenę.

– Dlaczego? – spytała niechętnie Pansy.

– Odnoszę wrażenie, że jego pogląd będzie bardzo istotny w naszej sprawie. Wysłuchasz jego wykładu, a później spotkasz się z nim i zadasz mu kilka pytań. Przygotuję je dla ciebie. Z tego co jest mi wiadome, znasz płynnie język francuski.

Wyglądało na to, że Hermiona miała to wszystko dokładnie poukładane w głowie – zupełnie jak gdyby od samego początku rozważała Pansy jako zastępstwo dla siebie na tej misji. Pansy potwierdziła. Nie powiedziała jeszcze nie i wciąż nie była zadowolona z tego, w jakiej sytuacji została postawiona przez całą trójkę. Gdyby tylko wiedziała, że praca dla Harry'ego Pottera będzie wiązała się nie tylko z wyższą wypłatą, ale również z nieustannym pakowaniem się w absurdalne sytuacje, to pewnie z miejsca oddałaby stołeczek asystentki Pottera komuś innemu. Choć w obliczu rozwoju sytuacji – mogłoby się wydawać, że nawet taka decyzja jak pozbawienie siebie posady osobistej asystentki Wybrańca, niewiele by zmieniła w jej życiu. Pansy zastanawiała się niejednokrotnie jak bardzo jej życie zmieniło się w przeciągu przeszłych miesięcy oraz; jak samo podejście do niektórych spraw i osób ulegało zmianie.I chociaż nie chciała angażować się w wyprawę do Paryża w celach, o jakich zapewne tylko sam Merlin wiedział, to jednak przeczucie podpowiadało jej, że jej rola już dawno nie ograniczała się tylko i wyłącznie do wypełniania urzędowych papierków i przynoszenia kawy Potterowi. Spojrzała bez przekonania na kobietę przed sobą – jak to się stało, że była w stanie bez mrugnięcia okiem prowadzić zażartą konwersację, na uprzejmym jednak poziomie, z kimś, o kim przed laty nie potrafiła myśleć inaczej jak o szlamie. 

– Posłuchaj, z jakiegoś powodu Harry ci ufa. Sama widziałaś, że nawet nie zaprotestował, gdy zaproponowałam, żebyś ty poleciała z nimi. Poza tym... – Westchnęła ciężko Hermiona. – Wiem, że może się wydawać, iż wiele się zmieniło od czasu Hogwartu, ale tak naprawdę nie zmieniło się nic. Harry jest odważny, ale jego zdolność do poświęceń wciąż jest nieuleczalna... A Dean, przy całej swojej waleczności i odwadze, będzie próbował zaimponować na misji Harry'emu i nie będzie w ogóle brał pod rozwagę jego pomysłów, choćby nie wiem jak szalonych. Widziałam takie sytuacje na własne oczy. Widziałam jak ta dwójka myli odwagę z głupotą. – Hermiona w końcu usiadła na fotelu i wpatrywała się w milczącą Pansy przenikliwie. – Sceptyzmu, sprytu i powściągliwości, tego dokładnie potrzebuje ta dwójka.

Pansy parsknęła śmiechem i tylko przewróciła oczami. Nie odzywała się, choć nie umknęło jej uwadze, że właśnie została skomplementowana przez kobietę, którą niegdyś Pansy upokarzała na każdym kroku. Nie ulegało również wątpliwości, że bez względu na to, jak bardzo by się zapierała, od początku tej rozmowy czuła, że jest na przegranej pozycji. Mimo to, spoglądając w pełne nieskrywanej mądrości oczy Hermiony Weasley-Granger, Pansy była w stanie uwierzyć, że jakoś – jakoś! – to będzie.


✘✘✘

Krótszy rozdział niż zwykle. Powiedzmy, że przejściowy, ale chyba jednak na tyle dynamiczny, że będzie dla Was ciekawy. Mam taką nadzieję! Zaczynamy intrygi! I mam nadzieję, że jeszcze tutaj jesteście, choć rozdziału rzeczywiście dawno nie było. Pamiętajcie jednak, że Where to find the Slytherin's Heart miało być z założenia wolno pisane, ale wychodzi jednak na to, że to właśnie na historii powojennej Pansy skupiam się teraz najmocniej. 

Jak zwykle jestem ciekawa Waszych opinii i domysłów. Waszych pomysłów co do rozwoju fabuły oraz Sheerana! Szczególnie Sheerana ]:-> . I z tego miejsca muszę Was skierować do rozdziału SIÓDMEGO, który został poprawiony, a wizyta Sheerana u Pansy została mocno przerobiona – zajrzycie, bo nastąpiły pewne zmiany istotne dla dalszego rozwoju fabuły, a jednak mocno związane z tym, co jeszcze przed nami. Bo przed nami wycieczka do Paryża! I chyba trochę więcej Harry'ego i Pansy, ale nie obiecuję, że będzie kolorowo! ;)

Trzymajcie się cieplutko i zdrowo. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i nic Was nie dobija. Niedługo święta i tego się trzymajmy. 

Love you all. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top