twenty three

Layla doskonale wyczuwała nastroje ludzi. Od zawsze była bystrym i lojalnym psem, a jeśli ktoś myślał, że nie rozumie, co dzieje się między jej właścicielem a Yvette, to był w błędzie. Od momentu, gdy zobaczyła ich razem, jej ogon merdał intensywniej, a spojrzenie nabrało sprytnego błysku.

Spacerowali w milczeniu, ale nie było to już to samo napięcie co wcześniej. Powoli, krok po kroku, oswajali się ze swoją obecnością. Yvette co jakiś czas zerkała na Jaeyuna, jakby próbowała go rozgryźć, ale on tylko patrzył przed siebie, pogrążony w myślach.

Layla miała dość tej niezręcznej atmosfery.

Jej plan zrodził się instynktownie. Najpierw zaczęła biegać wokół nich, trzymana na smyczy, która lekko ciągnęła jej właściciela do przodu. Potem, gdy byli już wystarczająco blisko siebie, nagle wykonała szybki zwrot i zatoczyła wokół ich nóg ciasne koło.

Smycz owinęła się wokół ich łydek. Yvette poczuła lekkie szarpnięcie, a ułamek sekundy później straciła równowagę, a Jaeyun nawet nie zdążył zareagować. Okręceni smyczą, oboje upadli na miękką, wilgotną ściółkę, lądując tuż obok siebie.

Przez chwilę panowała cisza. Layla stanęła nad nimi, machając ogonem i patrząc na nich z dumą, jakby właśnie rozwiązała ich największy problem.

Yvette jęknęła, próbując unieść się na łokciach, ale wtedy uświadomiła sobie, że leży niebezpiecznie blisko Jaeyuna.

Ich twarze dzieliły ledwie centymetry.

Serce zaczęło bić jej szybciej.

Jaeyun westchnął cicho, jakby próbował przetrawić, co właśnie się wydarzyło. Spojrzał na Laylę, potem na Yvette, a potem... po prostu się roześmiał.

Prawdziwym, szczerym śmiechem.

Yvette zamrugała zaskoczona, ale po chwili sama zaczęła się śmiać.

Layla patrzyła na nich zadowolona, a jej ogon uderzał rytmicznie o ziemię.

Chyba miała w tym swój cel... – wymamrotała Yvette, wciąż leżąc obok niego.

Na to wygląda. – Jaeyun uśmiechnął się lekko i spojrzał na nią z nową miękkością w oczach.

Layla, dumna ze swojego planu, zamerdała ogonem, jakby właśnie dokonała największego osiągnięcia w swoim psim życiu.

A oni wciąż leżeli.

Nie spieszyli się, by wstać.

Ziemia pod nimi była chłodna, ale nieprzyjemne zimno zupełnie ich nie obchodziło. W tej chwili liczyło się tylko to, że po raz pierwszy od dawna nie czuli między sobą muru.

Yvette westchnęła, patrząc w koronę drzew.

– Layla chyba wie, co robi...

Jaeyun, wciąż z lekkim uśmiechem na ustach, spojrzał na swoją suczkę.

– Czasem wydaje mi się, że jest mądrzejsza ode mnie.

Yvette przekręciła głowę w jego stronę i spojrzała mu w oczy.

– Nie tylko tobie się tak wydaje.

Ich spojrzenia zatrzymały się na sobie na dłużej, ale tym razem nikt nie odwrócił wzroku. Jakby w tym jednym momencie Layla faktycznie zrobiła coś, czego im się nie udało – sprawiła, że na nowo się odnaleźli.

Leżeli obok siebie na miękkiej, chłodnej ziemi, wciąż zaplątani w smycz, jakby los – a może spryt Layli – uparł się, żeby dać im powód do zatrzymania się w tym momencie. Żadne z nich nie próbowało się podnieść, jakby ta chwila miała w sobie coś, czego oboje nie chcieli przerwać.

Świat wokół nich zwolnił.

Las wciąż szumiał delikatnie, wiatr poruszał liśćmi na gałęziach, a gdzieś w oddali śpiewał ptak, ale dla nich to wszystko było jedynie tłem. Liczyło się tylko to, że po raz pierwszy od dawna byli tak blisko siebie – bez barier, bez niedopowiedzeń, bez ciężaru niewypowiedzianych słów.

Yvette nie była pewna, co bardziej przyspieszało bicie jej serca – sytuacja, w której się znaleźli, czy może to, jak Jaeyun na nią patrzył.

A patrzył uważnie.

Jakby chciał zapamiętać każdy szczegół tej chwili.

Złapała się na tym, że nie potrafi odwrócić wzroku.

A potem Jaeyun, powoli, niemal ostrożnie, uniósł dłoń i musnął jej policzek, by założyć za ucho niesforny kosmyk włosów, który opadł na jej twarz.

Jego palce były ciepłe, a ten drobny, czuły gest sprawił, że coś w niej drgnęło.

Yvette wstrzymała oddech.

– Masz ziemię we włosach – powiedział cicho, ale w jego głosie było coś więcej niż zwykła uwaga.

Czułość.

Tęsknota.

Coś, czego nie umiała nazwać, ale czego nie mogła zignorować.

Jaeyun uśmiechnął się lekko, jego palce zawahały się na ułamek sekundy, zanim cofnął rękę.

Layla poruszyła uszami, jakby uznała, że wykonała swoje zadanie, po czym położyła się obok nich, wyraźnie zadowolona z efektu swojej pracy.

A oni wciąż leżeli, patrząc na siebie w ciszy, którą nagle wcale nie było trzeba zapełniać słowami.

– Chciałbym wrócić do tego, co mieliśmy.

Jego głos był spokojny, ale kryła się w nim nadzieja. Może nawet obawa, że jego słowa nie znajdą odpowiedzi.

Yvette wpatrywała się w niego, czując, jak w jej wnętrzu coś się łamie i układa na nowo. Nie spodziewała się, że powie to tak po prostu. Bez wymówek, bez półsłówek.

– A jeśli już nie możemy wrócić? – zapytała cicho, ledwo słyszalnie.

Jaeyun przez chwilę milczał.

– To może zaczniemy od nowa.

To brzmiało tak prosto. Tak... szczerym tonem, że przez ułamek sekundy Yvette chciała uwierzyć, że to może być takie łatwe.

Ale przecież nic nigdy nie było łatwe.

Zacisnęła lekko palce na materiale swojego płaszcza i wzięła głęboki oddech.

– Udowodnij, że ci zależy, Jaeyun.

Nie była pewna, skąd w niej ta siła, ale czuła, że musi to powiedzieć.

Że jeśli miałoby to cokolwiek znaczyć, jeśli miałaby mu uwierzyć, nie mogło się skończyć na pustych słowach.

Jaeyun nie spuścił wzroku.

Patrzył na nią tak intensywnie, że niemal poczuła ciepło jego spojrzenia na swojej skórze.

– Zrobię to. – Jego głos był cichy, ale pewny. – Zrobię wszystko, żebyś mi uwierzyła.

Layla poruszyła uszami i zaszczekała cicho, jakby chciała im przypomnieć, że wciąż leżą na ziemi.

Yvette poczuła, jak kąciki jej ust drgają w ledwo zauważalnym uśmiechu.

Ale jeszcze nie odpowiedziała.

Jeszcze nie zdecydowała.

Nie musiała.

Bo teraz wszystko zależało od niego.

Jaeyun czuł, jak wszystko wokół zwalnia, jak świat przestaje istnieć poza tym jednym momentem, tą jedną osobą, która siedziała tak blisko, że mógł dostrzec każdą drobną emocję malującą się na jej twarzy. Yvette patrzyła na niego z czymś, czego nie potrafił od razu rozszyfrować – może była to ostrożność, może cień wątpliwości, a może coś, czego sam jeszcze nie rozumiał. Ale wiedział jedno. Jeśli teraz się nie odważy, jeśli znowu pozwoli, by pomiędzy nimi stanęło milczenie i niepewność, już nigdy nie będzie miał szansy naprawić tego, co kiedyś mieli.

Oddech miał płytki, ale nie z nerwów, nie z niepewności, lecz z czegoś zupełnie innego. Z przeświadczenia, że to jest jego moment. Że właśnie teraz musi przestać się wahać.

Jego dłoń uniosła się powoli, niemal ostrożnie, jakby bał się, że przy gwałtowniejszym ruchu czar tej chwili pryśnie, a ona zniknie, zanim zdąży ją naprawdę dotknąć. Jego palce delikatnie musnęły jej policzek, a skóra Yvette była ciepła, miękka, znajoma, choć minęło tyle czasu, odkąd był tak blisko niej. Czuł, jak wstrzymała oddech, ale nie cofnęła się. Nie odsunęła się, nie zareagowała paniką, nie próbowała przerwać tej chwili.

Ich spojrzenia spotkały się na dłużej, a Jaeyun widział w jej oczach coś, co kazało mu działać dalej. Nie było w nich obojętności. Nie było też pewności, ale on wcale jej nie potrzebował. Wystarczyło mu, że wciąż tu była, że nie uciekała, że pozwalała mu na ten jeden krok naprzód.

Nachylił się powoli, ostrożnie, badając każdą jej reakcję, każde ledwo zauważalne drgnienie jej ciała. Nie chciał jej zaskoczyć. Nie chciał niczego wymuszać. Ale chciał, by wiedziała, jak bardzo mu zależy.

A potem, gdy ich twarze dzieliły już tylko centymetry, gdy jego oddech splótł się z jej, zrobił ten ostatni krok.

Jego usta dotknęły jej warg w czułym, niemal nieśmiałym pocałunku, jakby chciał dać jej jeszcze szansę na ucieczkę, na zaprzeczenie temu, co właśnie się działo. Był delikatny, subtelny, jak pierwszy dotyk, jak muśnięcie, jak pytanie bez słów.

Yvette nie odsunęła się.

Nie uciekła.

Nie zaprotestowała.

Wstrzymała oddech, a Jaeyun poczuł, jak w jej ciele napięcie zaczyna ustępować. Nie była pewna, co powinna zrobić, ale nie musiała. Bo on już podjął decyzję.

Jego dłoń zsunęła się z jej policzka na kark, czule gładząc skórę tuż pod linią włosów. Pocałunek pogłębił się, stał się bardziej wyraźny, bardziej pewny siebie, ale nadal ostrożny, jakby bał się, że jeśli zrobi coś źle, ta chwila nagle się rozpadnie.

Wszystko wokół nich przestało istnieć.

Szmer liści na wietrze, cichy śpiew ptaków, nawet wilgotna ziemia pod nimi – wszystko stało się odległe, nieważne. Liczył się tylko ten jeden moment, to jedno ciepło, ta bliskość, którą przez ostatnie miesiące tak bardzo próbował od siebie odepchnąć.

Layla, leżąca obok, poruszyła uszami, ale nawet ona zdawała się rozumieć, że tym razem jej plan naprawdę się powiódł.

notka od autorki

To teraz może być już tylko lepiej.

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top