twenty one

Jaeyun stał w miejscu, czując, jak serce wali mu w piersi, ale nogi odmawiają posłuszeństwa.

Powietrze w zapleczu galerii było gęste, przesiąknięte zapachem farb i papieru, ale on czuł tylko napięcie, które wbijało się w jego klatkę piersiową jak ostrze. Wpatrywał się w Yvette, a ona w niego, jakby oboje nie byli pewni, czy to, co się dzieje, jest rzeczywiste.

Czekała.

Czekała, aż coś powie.

Ale on nie miał pojęcia, jak znaleźć właściwe słowa.

Wszystko, co wydarzyło się przez ostatnie dwa miesiące – cisza, tamta noc, kiedy do niej zadzwonił, moment, w którym zobaczył ją przytuloną przez tamtego faceta – wciąż w nim żyło. Wracało w snach, wracało w chwilach, gdy jego myśli uciekały w pustkę. I bolało. Nie potrafił tego uporządkować, zrozumieć, a co dopiero wypowiedzieć na głos.

Jej oczy wbijały się w niego, szukając odpowiedzi, ale on czuł się jak człowiek bez języka.

– Ja... – zaczął, ale dźwięk własnego głosu wydał mu się obcy, niepewny, jakby wypowiadał słowa, których sam nie rozumiał.

Yvette patrzyła na niego uważnie. Jej dłonie nadal opierały się o krawędź stołu, palce lekko zbielały od siły, z jaką ściskała drewno – jakby trzymała się czegoś namacalnego, żeby nie pozwolić emocjom całkowicie jej pochłonąć.

– Dlaczego tu jesteś, Jaeyun? – zapytała cicho, a w jej głosie nie było już złości. Było coś znacznie gorszego – zmęczenie.

Zmęczenie czekaniem.

Zmęczenie niewiedzą.

Zmęczenie nim.

Przełknął ślinę, ale nie zdołał się odezwać.

Nie mógł jej powiedzieć, że przyszedł, bo Jay go popchnął. Że gdyby miał wybór, prawdopodobnie by tu nie stanął – nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że się bał. Nie mógł jej powiedzieć, że przez te dwa miesiące próbował przekonać samego siebie, że to, co było między nimi, było tylko krótkim epizodem. Nie mógł jej powiedzieć, że to było kłamstwo. Ale mimo wszystko spróbował.

– Nie wiem. – Jego głos był szorstki, pęknięty w kilku miejscach. – Nie wiem, co tu robię, Yvette.

Jej oczy pociemniały, a palce zacisnęły się jeszcze mocniej na blacie.

– Więc po co przyszedłeś? – zapytała z odrobiną frustracji. – Po co mnie teraz odnajdujesz, skoro przez tyle czasu cię nie było?

Jaeyun poczuł, jak całe powietrze ucieka z jego płuc, jakby nagle zapomniał, jak się oddycha. 

Nie miał odpowiedzi.

Chciał jej powiedzieć, że tęsknił. Chciał jej powiedzieć, że każdego dnia łapał się na sięganiu po telefon, ale w ostatniej chwili go odkładał. Chciał jej powiedzieć, że żałuje.

Ale zamiast tego jedynie pokręcił głową i odwrócił wzrok.

Nie wiedział, jak naprawić coś, co sam zniszczył.

Yvette patrzyła na niego długo, jakby próbowała zrozumieć, co dzieje się w jego głowie. W końcu wzięła głęboki oddech, przymknęła na chwilę oczy, a potem wypuściła powietrze.

– Wiesz, chciałabym wiedzieć, co się wtedy stało w Disneylandzie. – Jej głos był spokojny, ale wyczuwalne było w nim coś jeszcze – ostrożność. – Mógłbyś mi to wyjaśnić, Jaeyun?

Słowa Yvette wypełniły przestrzeń między nimi jak echo czegoś, co zbyt długo pozostawało niewypowiedziane.

Jaeyun nie był gotowy na to pytanie.

Nie spodziewał się, że to ona pierwsza o tym wspomni. Nie wiedział, czy jest gotowy o tym mówić. Przez dwa miesiące pielęgnował w sobie złość, rozczarowanie, gorycz... a teraz, kiedy przyszło mu się z tym zmierzyć, czuł, że cała ta gniewna fasada zaczyna się kruszyć.

Zacisnął dłonie w pięści, czując znajome napięcie w barkach, jakby samo przypomnienie tamtego dnia było ciosem, którego nie potrafił uniknąć.

– Widziałem cię z nim.

Yvette zmarszczyła brwi.

– Z kim?

– Z tamtym gościem. – Jego głos zabrzmiał twardo, choć w środku czuł się, jakby tracił grunt pod nogami. – Nie wiem, jak ma na imię. Nie obchodzi mnie to. Ale widziałem, jak cię obejmuje. Jak próbował cię pocałować.

Yvette wstrzymała oddech, a na jej twarzy malowało się czyste zdumienie, ale szybko zamieniło się ono w coś innego – w zranienie.

– Ty to widziałeś? – wyszeptała, jakby nie mogła w to uwierzyć.

Jaeyun odwrócił wzrok, patrząc gdzieś na bok, jakby uciekał przed własnymi wspomnieniami.

– Tak.

– Ale... nie widziałeś, że go odepchnęłam?

Jaeyun zamarł i powoli spojrzał na nią, jakby nie był pewien, czy dobrze usłyszał.

– Co?

Yvette wzięła głęboki oddech, jej ramiona lekko opadły, jakby całe napięcie nagle ją opuściło, zostawiając po sobie tylko zmęczenie.

– Odepchnęłam go, Jaeyun. – Jej głos był cichy, ale pełen emocji. – Nie chciałam tego. Byłam w szoku, a potem kazałam mu odejść.

Coś w Jaeyunie pękło. Serce zaczęło bić szybciej, a w głowie rozbrzmiała pustka.

Nie widział tego. Nie widział niczego poza tym, co jego umysł chciał zobaczyć. Widział tylko to, co bolało.

Yvette pokręciła głową i zaśmiała się cicho – ale to nie był radosny śmiech. Było w nim coś surowego, coś, co sprawiło, że Jaeyun poczuł, jak jego wnętrzności skręcają się w supeł.

– Więc to dlatego mnie wtedy zostawiłeś? – zapytała, a w jej oczach pojawił się żal, który sprawił, że Jaeyun poczuł, jak coś w nim się zaciska. – Dlatego unikałeś mnie przez dwa miesiące? Bo zobaczyłeś tylko część sytuacji i uwierzyłeś, że byłam z nim?

Jaeyun nie potrafił odpowiedzieć. Nie potrafił nawet oddychać. Jedyne, co czuł, to ciężar własnego błędu, który teraz spadł na niego z pełną siłą.  

Słowo wyszło z jego ust cicho, niemal bezgłośnie, ale w ciszy pomieszczenia brzmiało jakby powiedział je bez żadnego problemu.

– Przepraszam.

To jedno słowo było zbyt małe, by pomieścić wszystko, co czuł.

Żal, który dusił go od środka. Rozczarowanie – wobec siebie, wobec tego, jak łatwo pozwolił, by jedno spojrzenie, jedna chwila, odebrały mu wszystko. Strach, który przez dwa miesiące kazał mu unikać prawdy.

Ale czy było coś więcej, co mógł powiedzieć?

Yvette nie odpowiedziała od razu.

Patrzyła na niego długo, a jej spojrzenie było pełne emocji, których nie potrafił odczytać. Gdzieś w jej oczach widział gniew – nie ten wybuchowy, który przemija po chwili, ale ten cichy, który narasta przez długie dni, tygodnie, miesiące. Widziała, jak on odchodzi, widziała, jak zostawia ją bez słowa wyjaśnienia. Jak milczy, jak pozwala jej wierzyć, że to wszystko było jej winą.

A teraz wraca i mówi przepraszam.

To wszystko?

– Przepraszasz? – Jej głos był spokojny, ale w tej ciszy kryło się coś niebezpiecznego. – Za co dokładnie?

Jaeyun przełknął ślinę.

– Za wszystko.

– Za wszystko? – powtórzyła, unosząc brew. – Za dwa miesiące ciszy? Za to, że zostawiłeś mnie bez słowa? Za to, że uwierzyłeś w coś, co nie było prawdą, a nawet nie spróbowałeś się dowiedzieć, co naprawdę się stało?

Każde słowo uderzało w niego jak cios.

Zasłużony cios.

Zacisnął dłonie, czując znajome napięcie w mięśniach, jakby jego ciało przygotowywało się na walkę. Ale to nie była walka, którą mógł wygrać siłą.

– Tak. – Jego głos był cichy, chropowaty. – Za wszystko to, co powiedziałaś. I za rzeczy, których nawet nie umiem nazwać, ale które wiem, że cię zraniły.

Yvette odwróciła wzrok, a jej rzęsy zadrżały, jakby próbowała powstrzymać emocje.

– Myślałam, że ci na mnie zależało.

Te słowa były najgorsze. Gorsze niż oskarżenia, gorsze niż gniew.

Jaeyun poczuł, jak coś w nim się kurczy.

– Zależało. Nadal zależy.

Wtedy w końcu na niego spojrzała.

A on zobaczył w jej oczach coś, co sprawiło, że jego serce zatrzymało się na ułamek sekundy.

To nie była tylko złość. To było rozczarowanie. A Jaeyun nie był pewien, czy jest coś, co może zrobić, by to naprawić.

Yvette patrzyła na niego bez wyrazu, ale w jej oczach czaiło się coś, co sprawiało, że ciężar jego własnych błędów stawał się niemal nie do zniesienia.

– Nie wiem, czy ci wierzę, Jaeyun.

To zdanie rozbrzmiało w jego głowie niczym echo. Powoli, boleśnie.

Nie krzyczała. Nie oskarżała.

Po prostu powiedziała to w taki sposób, jakby naprawdę nie była pewna, czy ma jeszcze siłę, by w niego wierzyć.

Zacisnął dłonie, ale tym razem nie był to odruch irytacji – to był strach. Strach, że ją stracił. Że już za późno.

– Yvette... – jego głos był słaby, pełen napięcia, którego nie potrafił ukryć. – Proszę...

Ale nie był nawet pewien, o co prosi. O wybaczenie? O jeszcze jedną szansę? O to, by go nie odpychała, mimo że to on pierwszy odwrócił się od niej?

Yvette powoli wypuściła powietrze, jakby próbowała opanować własne emocje.

– Nie mogę tak po prostu ci zaufać, Jaeyun. – Jej głos był cichy, ale stanowczy. – Nie po tym, jak pozwoliłeś mi myśleć, że nic między nami nie znaczyło.

To go zabolało. Ale czy nie miała racji? Czy przez te dwa miesiące nie robił właśnie tego – nie sprawiał, że mogła myśleć, że była dla niego nikim?

– Nie byłem gotowy. – Słowa wyrwały się z niego, zanim zdążył je przemyśleć.

Yvette zmarszczyła brwi.

– Gotowy na co?

Jaeyun przełknął ślinę.

– Na ciebie.

W pokoju zapadła cisza.

Yvette patrzyła na niego długo, jakby ważyła każde słowo, jakby próbowała zdecydować, czy jego odpowiedź ma jakąkolwiek wartość.

Ale on nie był pewien, czy była to odpowiedź, którą chciała usłyszeć.

notka od autorki

Zostało już tylko kilka rozdziałów do końca, więc mam nadzieję, że w tym miesiącu zakończę tą książkę.

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top