twelve
Yvette krążyła po swojej pracowni, próbując znaleźć coś, co pomogłoby jej opanować narastający stres. Otwierała i zamykała szkicownik, przeglądała farby, które już dawno nie były w użyciu, i nerwowo przejeżdżała dłonią po włosach.
– Yvette, skup się – powiedziała do siebie cicho, choć jej głos drżał bardziej, niż chciała przyznać.
Dziś był ten dzień. Dzień, w którym miała w końcu zobaczyć Jaeyuna na żywo, po tych wszystkich tygodniach rozmów, wiadomości i wspólnych chwil na ekranie telefonu. Myśl o tym ekscytowała ją, ale jednocześnie wywoływała wewnętrzny chaos.
Camille, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało, siedziała na kanapie w rogu pracowni, wpatrując się w nią z wyraźnym rozbawieniem.
– Yvette, zaraz zaczniesz chodzić w kółko jak jakiś robot. Chcesz coś do picia? Może melisę? A może kieliszek wina, żeby cię trochę rozluźnił? – zaproponowała z żartobliwym tonem, ale Yvette tylko westchnęła i przystanęła na środku pomieszczenia.
– To nie jest takie proste, Camille – odparła, wpatrując się w ścianę zapełnioną swoimi obrazami. – Wiesz, ile razy myślałam o tym spotkaniu? A teraz, kiedy ma się wydarzyć, czuję, jakby wszystko mogło się zawalić.
Camille odłożyła książkę, którą wcześniej przeglądała, i spojrzała na nią bardziej poważnie.
– Ale dlaczego? Przecież wiesz, że Jaeyun nie jest kimś, kto cię ocenia. Byliście ze sobą tak blisko, mimo że dzieliły was tysiące kilometrów. A teraz po prostu... masz szansę zobaczyć go na żywo.
– Właśnie – powiedziała Yvette, przełykając głośno ślinę. – Teraz nie będzie już żadnej bariery. Żadnego ekranu. Co jeśli w rzeczywistości coś będzie... inne?
Camille uśmiechnęła się łagodnie i wstała, podchodząc do niej bliżej.
– Posłuchaj, on też się pewnie stresuje. Uwierz mi, Yvette, relacje w prawdziwym świecie mają swoje wyzwania, ale jeśli wirtualna więź była tak silna, rzeczywistość może ją tylko wzmocnić. Daj mu i sobie szansę.
Yvette przytaknęła lekko, choć nie wyglądała na w pełni przekonaną. Spoglądała na telefon, który wibrował co chwilę z różnymi powiadomieniami, ale to wiadomość od Jaeyuna, którą otrzymała tego ranka, zajmowała jej myśli:
„Lądujemy o 15:30. Mam nadzieję, że widok Wieży Eiffla nie będzie jedyną rzeczą, która zrobi dziś na mnie wrażenie. Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę."
Serce Yvette przyspieszyło, gdy tylko sobie o tym przypomniała. Wiedziała, że to prosta wiadomość, ale sposób, w jaki Jaeyun pisał, zawsze trafiał w samo sedno jej uczuć.
– Więc? – zapytała Camille, podpierając się na biodrze. – Idziesz na to spotkanie jak roztrzęsiona dziewczynka, czy jak pewna siebie Yvette, która zdobyła pochwałę od Beaumonta i podbiła tyle serc swoimi obrazami?
Yvette wybuchnęła śmiechem, co trochę rozładowało napięcie.
– Może coś pomiędzy – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – Ale muszę chyba zejść na ziemię.
– Dokładnie! Więc, kochana, wskakuj w coś ładnego, popraw makijaż, weź kilka głębokich oddechów i idź zrobić to, na co czekałaś od miesięcy. Pamiętaj, że jesteś warta więcej, niż czasem sobie przypominasz.
Yvette spojrzała na przyjaciółkę, która zawsze potrafiła znaleźć sposób, by ją wesprzeć.
– Dzięki, Camille – powiedziała z wdzięcznością. – Zrób mi tylko tę kawę i... pomożesz mi wybrać coś do ubrania?
– Z przyjemnością – rzuciła Camille z szerokim uśmiechem, ruszając w stronę kuchni.
Kiedy Yvette została sama na moment, spojrzała jeszcze raz na telefon i wyszeptała:
– Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
W głębi serca wiedziała, że to spotkanie może odmienić wiele. Ale czy była gotowa, by podjąć to ryzyko?
☆☆☆
Yvette czekała w hali przylotów, nerwowo poprawiając pasek torby na ramieniu. Tablica z godzinami lotów wyświetlała, że samolot z Seulu właśnie wylądował, a pasażerowie mieli zacząć pojawiać się za chwilę. Mimo że starała się skupić na równomiernym oddychaniu, serce biło jej jak oszalałe.
Obserwowała szerokie drzwi, przez które przechodzili kolejni podróżni, pchając wózki z walizkami. W końcu zobaczyła ich – grupę czterech znajomych postaci. Jay szedł przodem, machając do niej energicznie, a za nim Jaeyun, Sunghoon i Heeseung, każdy z walizką w ręku.
– Yvette! – krzyknął Jay, jak tylko ją dostrzegł.
Nie czekał ani chwili. Puścił swoją walizkę i dosłownie rzucił się na nią z szeroko otwartymi ramionami. Yvette ledwo zdążyła zrobić krok do przodu, gdy Jay objął ją mocno, niemal unosząc nad ziemię.
– O mój Boże, Yvette, nie mogłem się doczekać, żeby cię zobaczyć! – zawołał z wielkim uśmiechem, nie puszczając jej ani na moment.
– Jay, dusisz mnie – zaśmiała się, poklepując go po plecach.
Jay w końcu ją puścił, ale nie przestał się uśmiechać.
– Spójrzcie na nią, chłopaki – rzucił do pozostałych. – Czy nie wygląda jak żywa definicja „paryskiego uroku"?
Heeseung i Sunghoon zaśmiali się, a Sunghoon dodał:
– Na pewno o tym pomyślałem, zanim Jay nas prawie stratował, żeby się do niej dostać.
Yvette uśmiechnęła się, próbując ukryć rumieniec, ale jej spojrzenie szybko przesunęło się na Jaeyuna, który podchodził do niej z delikatnym, ale nieco niepewnym uśmiechem.
– Cześć, Yvette – powiedział spokojnie, zatrzymując się tuż przed nią.
– Cześć, Jaeyun – odpowiedziała cicho, spoglądając na niego uważnie.
Przez moment oboje zdawali się zapomnieć o całej reszcie. To było coś innego niż rozmowy przez telefon czy wiadomości – spojrzeć na siebie twarzą w twarz, widzieć każdy uśmiech, każdy gest na żywo.
Jay, widząc tę wymianę spojrzeń, przewrócił oczami teatralnie.
– Naprawdę? Jesteśmy na lotnisku, a wy wyglądacie, jakbyście byli w romantycznym filmie – rzucił, ale jego żartliwy ton złagodniał, gdy spojrzał na kuzynkę i przyjaciela. – Dobra, Yvette, opowiadaj. Zabierasz nas stąd, prawda?
Yvette otrząsnęła się, odwracając wzrok od Jaeyuna.
– Oczywiście – odparła, wskazując w stronę wyjścia. – Wynajęłam duże auto, więc wszyscy się zmieścimy.
– Wspaniale! – zawołał Jay, chwytając swoją walizkę. – Chodźmy, Paryż czeka!
Heeseung i Sunghoon ruszyli za nim, wciąż żartując między sobą, ale Jaeyun zatrzymał się na chwilę, by jeszcze raz spojrzeć na Yvette.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział cicho, jego głos był pełen szczerości.
Yvette uśmiechnęła się lekko, czując, jak jej serce przyspiesza.
– Nie mogłabym tego przegapić – odpowiedziała, po czym razem ruszyli za resztą grupy.
Przez całą drogę do auta Yvette czuła, że dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy. I wiedziała, że to dopiero początek.
Yvette otworzyła drzwi wynajętego vana i uśmiechnęła się lekko, patrząc, jak Jay wsiada jako pierwszy, zająwszy miejsce na przednim fotelu pasażera.
– Nie zabijesz nas, prawda? – zażartował, zapinając pas z przesadnie dramatycznym gestem.
Yvette parsknęła śmiechem, odwracając się, by upewnić się, że wszyscy zapakowali swoje bagaże do bagażnika.
– Jeśli ktoś tutaj kogoś zabije, to raczej moja mama ciebie, Jay, za te ciągłe komentarze, a na pewno ją niedługo spotkasz– odparła z uśmiechem, otwierając drzwi od strony kierowcy.
– O, jestem pewien, że Yvette nigdy nie pozwoliłabyś na coś tak okrutnego – rzucił Jay, unosząc ręce w geście obronnym.
Sunghoon, który wsiadał jako ostatni, spojrzał na Jaya z przekąsem.
– Zamiast irytować Yvette, może zajmij się GPS-em. Chyba że planujesz zgubić nas w Paryżu – zauważył, rzucając mu telefon na kolana.
– O właśnie, dobry pomysł – wtrąciła Yvette, odwracając się do Jaya. – Twoim zadaniem jest nawigacja. Jeśli gdzieś zboczymy, będzie to całkowicie twoja wina.
Jay udawał oburzonego, ale ostatecznie włączył mapę i zaczął podawać jej wskazówki. Tymczasem Heeseung i Sunghoon, zajmujący tylne siedzenia, rozmawiali między sobą o tym, co chcieliby zobaczyć podczas swojego pierwszego dnia w Paryżu.
Yvette nie mogła jednak oprzeć się ukradkowym spojrzeniom w lusterko wsteczne. Siedzący na środkowym siedzeniu Jaeyun patrzył przez okno, ale kiedy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się delikatnie.
– Wszystko w porządku tam z tyłu? – zapytała, starając się, by jej głos brzmiał swobodnie.
Jaeyun skinął głową, a jego uśmiech stał się szerszy.
– Zdecydowanie. Chociaż muszę przyznać, że dawno nikt nie woził mnie po mieście – zażartował.
– Cóż, poczuj się wyjątkowo – odparła Yvette z udawaną powagą, ale po chwili oboje roześmiali się, co przyciągnęło uwagę reszty pasażerów.
– Jak już dojedziemy, możecie flirtować dalej – rzucił Jay z przodu. – Teraz musimy skupić się na tym, żeby nie wjechać pod prąd!
– Jay! – zawołała Yvette, rozbawiona, ale postanowiła nie komentować więcej, zamiast tego skupiając się na prowadzeniu.
Atmosfera w aucie szybko się rozluźniła, a Paryż zbliżał się coraz bardziej. Dla Yvette i Jaeyuna była to jednak zaledwie zapowiedź ich wspólnego czasu w mieście, które mogło przynieść więcej, niż się spodziewali.
notka od autorki
Wczoraj wyjątkowo dobrze się pisało rozdziały, że mam kilka do przodu napisanych.
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top