thirteen

Wieczorny Paryż emanował spokojem, który zdawał się otulać każdego, kto spacerował jego ulicami. Latarnie rzucały ciepłe światło na brukowane chodniki, a delikatny chłód powietrza przypominał o zbliżającej się jesieni. Jaeyun, po całym dniu pełnym wrażeń, czuł, że potrzebuje chwili samotności. Spacerował bez konkretnego celu, pozwalając swoim krokom prowadzić go przez miasto.

W głowie wciąż przewijały się fragmenty rozmów, które prowadził z Yvette w ciągu ostatnich miesięcy. Myślał o jej śmiechu, który znał jedynie przez słuchawki, o sposobie, w jaki wybierała słowa, jakby każde z nich miało znaczenie. Było coś w niej, co przyciągało go coraz bardziej, mimo że do niedawna wydawało się to nierealne.

Kiedy wszedł na mały skwer, jego uwagę przykuła znajoma sylwetka siedząca na jednej z ławek. Yvette. Miała na sobie jasny płaszcz, a szalik lekko powiewał na wietrze. Jej twarz była zwrócona ku księżycowi, a w oczach zdawała się mieć coś, co przypominało marzenia albo zadumę.

Jaeyun zatrzymał się, patrząc na nią przez chwilę. Jego serce przyspieszyło, a oddech stał się płytszy. Widok Yvette tutaj, w tej scenerii, był niczym scena z filmu – zbyt piękny, by był rzeczywisty.

W końcu zebrał się na odwagę i podszedł bliżej.

– Ładne miejsce na rozmyślania – powiedział cicho, jego głos był ledwo słyszalny w otaczającej ciszy.

Yvette drgnęła lekko, ale kiedy odwróciła głowę i zobaczyła Jaeyuna, na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.

– Jaeyun – powiedziała, jakby jego imię było odpowiedzią na pytanie, które właśnie zadała sobie w myślach. – Co tutaj robisz?

– Spacerowałem i trafiłem tutaj przypadkiem – odpowiedział, siadając obok niej na ławce. – Albo może to nie był przypadek.

Yvette zaśmiała się cicho, opuszczając wzrok na swoje dłonie.

– Paryż zawsze prowadzi ludzi tam, gdzie powinni być – stwierdziła, zerkając na niego kątem oka.

Przez chwilę oboje milczeli, wpatrując się w księżyc, którego blask odbijał się w oknach otaczających ich kamienic. Cisza nie była jednak niezręczna – była spokojna, pełna zrozumienia, jakby żadne z nich nie potrzebowało słów, by docenić tę chwilę.

– Jak ci minął dzień? – zapytała w końcu Yvette, przerywając ciszę.

Jaeyun uśmiechnął się lekko, patrząc na nią.

– Intensywnie – przyznał. – Jay jest w swoim żywiole, Sunghoon i Heeseung starają się za nim nadążyć, a ja... cóż, myślę, że najlepiej rozumiem Paryż właśnie teraz.

Yvette spojrzała na niego, unosząc brwi w lekkim zdziwieniu.

– Dlaczego właśnie teraz?

– Bo wreszcie mogę go zobaczyć tak, jak ty go opisujesz – powiedział szczerze. – Bez pośpiechu, bez hałasu. Taki Paryż wydaje się mieć sens.

Yvette uśmiechnęła się, czując ciepło w sercu na dźwięk jego słów. Były tak proste, a jednocześnie tak pełne znaczenia.

– A ty? – zapytał Jaeyun, przekręcając głowę w jej stronę. – Co cię tu sprowadza?

– Chciałam pobyć chwilę sama – odpowiedziała, spoglądając na niego. – Chociaż teraz cieszę się, że jednak nie jestem.

Jego serce zabiło szybciej na jej słowa, ale starał się tego nie pokazać.

Po kilku minutach rozmowy Yvette spojrzała na zegar na wieży pobliskiego kościoła.

– Jest późno, ale... może pójdziemy coś zjeść? – zaproponowała, nieco zaskoczona własną śmiałością.

– Zgoda – odpowiedział Jaeyun, wstając z ławki. – Prowadź.

Jaeyun i Yvette ruszyli brukowaną uliczką skweru, gdzie jeszcze chwilę wcześniej prowadzili rozmowę. Paryż otulił ich nocną ciszą, przerywaną odległymi dźwiękami rozmów z pobliskich kawiarenek i miękkim stukotem ich kroków o kamienie.

Powietrze było chłodne, ale w przyjemny sposób – przypominało o uroku paryskiego wieczoru. Yvette szczelniej otuliła się szalem, co nie umknęło uwadze Jaeyuna.

– Nie jest ci za zimno? – zapytał, rzucając jej ukradkowe spojrzenie.

– Nie, jest w sam raz – odparła z lekkim uśmiechem. – A tobie?

Jaeyun wzruszył ramionami, choć w jego oczach widać było troskę.

– Mógłbym chodzić w takiej aurze godzinami. Paryż nocą ma w sobie coś... magicznego – przyznał.

– Magicznego? – zapytała, spoglądając na niego z zaciekawieniem.

– No wiesz, jakby świat trochę zwalniał. Nie ma tego pośpiechu, hałasu. Można poczuć każdy oddech miasta – wyjaśnił, patrząc przed siebie.

Yvette uśmiechnęła się, pozwalając swoim dłoniom muskać zimny metal barierki mostu, którym przechodzili nad małym kanałem.

– Nigdy tak o tym nie myślałam – przyznała. – Zawsze patrzyłam na Paryż jako na moją codzienność, ale może masz rację. Wieczorem jest inaczej. Spokojniej.

Minęli niewielką kawiarnię, gdzie kilka osób wciąż siedziało przy okrągłych stolikach, rozmawiając i popijając wino. Ich rozmowy były ledwo słyszalnym tłem, gdy Jaeyun wskazał na wąską uliczkę pełną kolorowych lampionów.

– Chodźmy tędy – zaproponował.

– Skąd wiesz, gdzie iść? – zapytała z żartobliwym uniesieniem brwi.

– Nie wiem – przyznał, uśmiechając się. – Ale mam przeczucie, że tutaj będzie idealnie.

Yvette pozwoliła mu prowadzić, choć znała miasto o wiele lepiej niż on. W głębi duszy cieszyło ją to, że Jaeyun zdawał się odnajdywać swoje miejsce w labiryncie paryskich uliczek.

Podążając za kolorowymi lampionami, dotarli do małego placu z fontanną na środku, gdzie w oddali widniał szyld restauracji. Z drewnianych okien biło ciepłe światło, a w środku panował gwar rozmów i śmiechów.

– To wygląda obiecująco – zauważył Jaeyun, spoglądając na Yvette, jakby czekał na jej aprobatę.

– Zgadzam się. Wejdźmy – odpowiedziała, kierując się ku drzwiom.

Po drodze, gdy szli przez plac, ich dłonie lekko się otarły. Yvette poczuła ciepło na policzkach, ale oboje zdawali się zignorować ten moment, choć w ich myślach wybrzmiewał wyraźnie.

Kiedy weszli do restauracji, powitało ich ciepło pieca na drewno i zapach pieczonych warzyw oraz świeżych bagietek. Kelner uśmiechnął się życzliwie i poprowadził ich do stolika przy oknie.

Usiedli naprzeciwko siebie, patrząc przez chwilę na menu, ale myślami oboje wciąż byli na uliczkach, które wspólnie przemierzali. Ten spacer – zwykły, a jednocześnie niezwykły – wydawał się zapowiedzią czegoś znacznie większego, co miało nadejść.  

Kiedy usiedli, rozmowa znów potoczyła się naturalnie. Opowiadali sobie o drobnych szczegółach z życia, o miejscach, które chcieliby zobaczyć, i o wspólnych planach na najbliższe dni w Paryżu. Yvette czuła, że czas płynie inaczej – jakby każde słowo budowało most między nimi, który stawał się coraz silniejszy.

Jaeyun z kolei nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej gesty, sposób, w jaki poprawiała włosy, gdy mówiła, i lekki uśmiech, który pojawiał się, gdy żartował – wszystko to sprawiało, że czuł się jak w środku najpiękniejszego snu.

Nie byli jednak sami.

Po drugiej stronie ulicy Louis, który wracał z kawiarni, zauważył ich przez okno restauracji. Przystanął na chwilę, spoglądając na Yvette siedzącą przy stoliku z nieznajomym mężczyzną. Widok jej śmiechu i swobodnej rozmowy z Jaeyunem wywołał w nim falę złości.

Przez ostatnie tygodnie próbował zdobyć jej uwagę, ale zawsze zdawało się, że coś go od niej dzieli. Teraz zrozumiał, co – a raczej kto – był tą przeszkodą.

Louis zacisnął dłonie w pięści, odwracając się z frustracją.

– Więc to tak... – wymamrotał pod nosem, odchodząc szybkim krokiem.

W restauracji Yvette, nieświadoma obecności Louisa, spojrzała na Jaeyuna z uśmiechem.

– Cieszę się, że możemy rozmawiać w ten sposób – powiedziała cicho. – Nie przez wiadomości, nie przez ekran. To... inne.

Jaeyun uśmiechnął się lekko, czując, jak jej słowa wypełniają go ciepłem.

– Też się cieszę – przyznał. – Myślałem, że to będzie trudniejsze. Ale przy tobie... wszystko wydaje się naturalne.

Yvette spuściła wzrok, czując, jak jej policzki robią się ciepłe. W tej chwili zrozumiała, że to spotkanie, mimo wcześniejszych obaw, było dokładnie tym, czego potrzebowała.

Wieczór trwał dalej, a Paryż – miasto magii i przypadkowych spotkań – stał się tłem dla początku czegoś, co mogło odmienić ich życie.  

notka od autorki

Na tą chwilę Paryż przyniósł coś dobrego, ale czy na długo?

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top