sixteen
Od momentu incydentu w Disneylandzie Jaeyun zmienił się nie do poznania. Reszta wycieczki upływała w niemal klaustrofobicznym napięciu. Chłopak zamknął się w sobie, ograniczając rozmowy do niezbędnego minimum. Nawet Jay, który zawsze potrafił rozładować każdą atmosferę, nie był w stanie przebić jego murów.
– Stary, czemu zachowujesz się jak duch? – rzucił Jay pierwszego ranka po ich powrocie do hotelu.
– Jestem po prostu zmęczony – odpowiedział Jaeyun monotonnie, wpatrując się w ekran telefonu, choć tak naprawdę nawet nie wiedział, na co patrzy.
Był jak cień samego siebie. Już nie śmiał się z żartów Sunghoona, nie wykazywał entuzjazmu na widok najpiękniejszych miejsc w Paryżu, a na każdą propozycję spędzenia czasu razem znajdował wymówkę.
– Może dzisiaj zostanę w hotelu – rzucił, gdy Jay i reszta planowali wieczorne wyjście na spacer po Champs-Élysées.
– Stary, jesteśmy w Paryżu! To twoja jedyna szansa, żeby zobaczyć to miasto naprawdę. A ty chcesz się kisić w pokoju? – Heeseung spojrzał na niego jak na wariata.
– Widziałem już wystarczająco – odparł sucho i wrócił do przeglądania telefonu.
Po kilku nieudanych próbach rozmowy, Jay, Heeseung i Sunghoon w końcu odpuścili, ale w ich oczach błyszczało zaniepokojenie. Wiedział, że coś było nie tak – czuł to instynktownie – ale dopóki Jaeyun sam tego nie powie, wszelkie pytania będą odbijać się od jego muru milczenia.
Yvette również to zauważyła.
Za każdym razem, gdy się spotykali – czy to przy śniadaniu, czy podczas zwiedzania – Jaeyun unikał jej spojrzenia. Trzymał dystans, nie odzywał się, a gdy już coś powiedział, brzmiało to mechanicznie i chłodno. Czuła napięcie za każdym razem, gdy znajdowali się w tej samej przestrzeni, ale nie miała odwagi zapytać o to wprost.
Obwiniała się, choć tak naprawdę nie wiedziała, co właściwie zrobiła.
Czy coś powiedziała? A może czegoś nie powiedziała?
Czy miało to związek z Louisem? Jeśli tak – czemu Jaeyun po prostu nie poruszył tego tematu?
Nie mogąc znaleźć odpowiedzi, zaczęła przeglądać ich ostatnie wiadomości, jakby szukając w nich wskazówki. Wszystko wydawało się takie dobre jeszcze kilka dni temu. A teraz czuła, jakby cały ich świat się rozpadł.
Dzień wyjazdu nadszedł zbyt szybko.
Z samego rana cała paczka stała na lotnisku, czekając na odprawę. Bagaże już zostały nadane, a oni wymieniali się ostatnimi spojrzeniami przed wylotem. Atmosfera powinna być pełna podziękowań za cudowną wycieczkę, uścisków i obietnic szybkiego spotkania... ale tak się nie stało.
Yvette, stojąc z boku, nerwowo ściskała pasek torebki, patrząc na Jaeyuna, który cały czas wbijał wzrok w tablicę odlotów.
Czekała na choćby jedno spojrzenie. Słowo. Cokolwiek.
Ale on nawet na nią nie spojrzał.
– No to trzymaj się, Yvette – powiedział w końcu Jay, uśmiechając się do kuzynki i obejmując ją mocno. – To było naprawdę udane spotkanie. Mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy.
Sunghoon i Heeseung również się z nią pożegnali, rzucając kilka żartów o tym, że powinna wpaść do Seulu, ale Yvette ledwo ich słuchała.
W jej świecie istniała tylko jedna osoba, która nawet nie kiwnęła głową w jej stronę.
Jaeyun po prostu wziął swoją torbę, przeszedł przez kontrolę bezpieczeństwa i zniknął za szklaną ścianą. Bez słowa.
Coś w niej pękło.
Stała nieruchomo, nie wiedząc, co bardziej boli – to, że ją zostawił, czy to, że w ogóle jej nie wysłuchał.
Czy kiedykolwiek się dowie, co tak naprawdę się wydarzyło?
Yvette wpatrywała się w punkt, w którym przed chwilą zniknął Jaeyun, a jej serce waliło tak mocno, że niemal zagłuszało gwar panujący wokół. Lotnisko tętniło życiem – ludzie się żegnali, witali, spieszyli do swoich bramek – ale dla niej wszystko zdawało się nierealne, jakby była odcięta od świata niewidzialną barierą.
Czuła, jak coś ściska ją w środku.
Może liczyła na to, że Jaeyun w ostatniej chwili się zatrzyma, że spojrzy przez ramię, zrobi choć jeden gest świadczący o tym, że ta historia nie skończyła się właśnie w ten sposób.
Ale on nawet się nie obejrzał.
Nagłe ukłucie w klatce piersiowej sprawiło, że musiała wziąć głęboki oddech, by się nie rozpłakać.
I wtedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
– Możesz płakać – usłyszała cichy, pełen zrozumienia głos.
Odwróciła głowę i zobaczyła Camille. Jej najlepsza przyjaciółka stała tuż obok, patrząc na nią uważnie, z łagodnym, ale stanowczym wyrazem twarzy.
To jedno proste zdanie przełamało barierę, którą Yvette próbowała w sobie utrzymać. Jej wargi zaczęły drżeć, a powieki zapiekły od powstrzymywanych łez. Próbowała się uśmiechnąć, jakby chciała powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale nie była w stanie.
Camille nic więcej nie mówiła. Po prostu objęła ją ramieniem i przyciągnęła bliżej.
To wystarczyło.
Pierwsza łza spłynęła po policzku Yvette, a zaraz za nią kolejne. Ukryła twarz w ramieniu przyjaciółki, wciągając drżący oddech. Czuła się bezradna.
– Co zrobiłam nie tak? – wyszeptała ledwo słyszalnie.
Camille nie odpowiedziała od razu. Wiedziała, że w tej chwili słowa nie mają znaczenia, że nie istnieje żadne „właściwe" pocieszenie.
Po prostu trzymała ją mocno i pozwoliła jej płakać.
Gdy Yvette wylewała łzy w ramienie przyjaciółki, Jaeyun zajął swoje miejsce w samolocie i od razu skierował wzrok za okno, starając się wyglądać na zupełnie pochłoniętego widokiem pasa startowego. Ostatnie minuty na lotnisku były jak rozmazany obraz – nie pamiętał nawet, co dokładnie mówili Jay, Sunghoon i Heeseung, kiedy przechodzili przez kontrolę bezpieczeństwa. Wiedział tylko, że jego ciało działało mechanicznie – krok za krokiem, w stronę samolotu.
Wszystko, byle tylko oddalić się jak najszybciej.
Ale serca nie dało się oszukać.
Czuł pieczenie pod powiekami, a jego gardło ścisnęło się boleśnie. Zacisnął pięści, walcząc z narastającymi emocjami, ale im bardziej próbował je zignorować, tym silniej przygniatały jego klatkę piersiową.
Przymknął oczy i wypuścił cicho powietrze, ale to nic nie dało. Chwila nieuwagi wystarczyła, by pierwsza łza wymknęła się spod kontroli i spłynęła cicho po jego policzku.
Odruchowo odwrócił głowę jeszcze bardziej w stronę okna, zaciskając usta w cienką linię.
Nie teraz. Nie tutaj. Nie przy nich.
Nie chciał, by którykolwiek z jego przyjaciół to zauważył. Wiedział, że gdyby Jay dostrzegł choćby cień emocji na jego twarzy, od razu zacząłby zadawać pytania. Nie chciał tych pytań. Nie chciał rozmawiać, tłumaczyć, rozdrapywać tego wszystkiego jeszcze bardziej.
Ale niezależnie od tego, jak bardzo starał się udawać, jego serce krzyczało.
Bolało go to, jak zakończył sprawę z Yvette. Bolało go to, że nie znalazł w sobie odwagi, by się pożegnać. Bolało go to, że musiał odejść, zostawiając ją bez wyjaśnienia.
Gdyby tylko...
Gdyby tylko powiedziała cokolwiek...
Ale czy ona nawet wiedziała, co zobaczył? Czy miała jakiekolwiek pojęcie, ile emocji go to kosztowało?
Kiedy pilot ogłosił przez głośniki gotowość do startu, Jaeyun otarł ukradkiem łzy rękawem bluzy, zamrugał szybko i wziął głęboki oddech.
Jeszcze tylko kilka godzin. Jeszcze tylko powrót do Korei. Potem, może... jakoś to wszystko ucichnie.
Ale w głębi serca wiedział, że nic nie ucichnie.
Bo niektóre uczucia nie dają się uciszyć – niezależnie od odległości.
Jaeyun nie odrywał wzroku od ciemniejącego nieba za oknem. Samolot wzbił się już w powietrze, zostawiając za sobą paryskie światła, a wraz z nimi wszystko, co wydarzyło się w tym mieście – wszystkie chwile, które wydawały się tak idealne, a potem rozsypały się jak pył.
Obok niego Sunghoon siedział w ciszy, obserwując przyjaciela z wyraźnym niepokojem. Widząc, jak Jaeyun wpatruje się w widok za oknem z nieobecnym wzrokiem, z lekko opuchniętymi oczami i zaciśniętą szczęką, Sunghoon poczuł, że cokolwiek się wydarzyło, musiało być naprawdę poważne.
Nie zadawał pytań. Wiedział, że Jaeyun i tak nie chciałby teraz rozmawiać.
Zamiast tego zrobił to, co robili zawsze, kiedy jeden z nich miał gorszy dzień.
Bez słowa wyciągnął z kieszeni telefon, odplątał kabel słuchawek i jedną z nich wsunął w ucho Jaeyuna, drugą w swoje. Odszukał playlistę, którą stworzyli razem lata temu – pełną piosenek, które towarzyszyły im podczas treningów, w drodze do szkoły, podczas nocnych spacerów i chwil, kiedy żaden z nich nie chciał mówić, ale obaj potrzebowali siebie nawzajem.
Kliknął play.
Jaeyun, choć zaskoczony tym gestem, od razu rozpoznał pierwsze dźwięki. To było ich małe, niewypowiedziane wsparcie – sygnał, że jestem tutaj, nie musisz nic mówić.
Przymknął powieki i wziął głęboki oddech.
Po chwili w milczeniu przełożył rękę przez podłokietnik, klepiąc Sunghoona lekko po dłoni, co w ich języku przyjaźni oznaczało dziękuję.
Sunghoon tylko skinął głową, a kącik jego ust uniósł się delikatnie.
Jaeyun odchylił głowę i pozwolił, by muzyka zaczęła go otulać jak ciepły koc. A potem, powoli, jakby ciężar całego tego dnia wreszcie go dopadł, opadł lekko na ramię Sunghoona, zamykając oczy.
Nie był w stanie zasnąć. Nie teraz.
Ale przynajmniej przez chwilę mógł udawać, że ból jest trochę mniej odczuwalny.
notka od autorki
Jak bardzo było mi przykro pisząc ten rozdział i tak samo kilka kolejnych.
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top