seventeen
Dwa miesiące minęły w zawrotnym tempie, ale dla Jaeyuna każda godzina ciągnęła się w nieskończoność. Kiedy wrócił do Korei, rzucił się w wir pracy, starając się wypełnić każdą minutę obowiązkami. Klinika była jego azylem, miejscem, gdzie mógł skupić się na czymś innym niż burza emocji kłębiących się w jego głowie. Weterynaria zawsze była czymś, co dawało mu poczucie celu – pomagał zwierzętom, leczył, czuwał nad ich losem. Ale teraz nic nie było takie jak wcześniej.
Kiedy trzymał w dłoniach maleńką łapę kota, który potrzebował jego pomocy, gdy głaskał psy czekające na swoich właścicieli, gdy uśmiechał się do klientów – robił to wszystko mechanicznie.
Ale myśl o Niej nie znikała.
Rzadkie rozmowy, które wcześniej były stałym elementem jego dni, teraz stały się niemal niezauważalne. Ostatnia wiadomość od Yvette miała w sobie echo czegoś, co kiedyś było naturalne, a teraz wydawało się wymuszone.
„Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. Trzymaj się, Jaeyun."
Nie odpisał. Po prostu wpatrywał się w ekran, aż jego palce zacisnęły się wokół telefonu zbyt mocno.
To nie była ich relacja. To nie było „ich".
Teraz byli sobie obcy.
Każda chwila, gdy kusiło go, by do niej napisać, była dławiona przez wspomnienie tamtej nocy w Disneylandzie i zimną ciszę na lotnisku.
Miał dość myślenia.
Tego wieczoru czuł się gorzej niż zazwyczaj. Może to był gorszy dzień w pracy, może kolejne niewypowiedziane emocje dusiły go coraz bardziej, a może po prostu potrzebował oderwać się od wszystkiego.
Kiedy skończył zmianę, pojechał do Heeseunga, zostawiając Laylę u przyjaciela pod pretekstem, że „musi coś załatwić".
Heeseung uniósł brew, zauważając napięcie w jego głosie.
– Masz na myśli... naprawdę coś załatwić czy unikać rozmawiania o tym, co cię gryzie?
Jaeyun tylko uśmiechnął się kpiąco, zakładając kaptur na głowę.
– Nie przesłuchuj mnie, Hee – rzucił, zapinając kurtkę. – Dzięki za zajęcie się Laylą.
Heeseung westchnął, ale nie zatrzymał go.
– Po prostu nie wracaj w opłakanym stanie.
Jaeyun nie odpowiedział. Zamknął drzwi za sobą i poszedł przed siebie. Wiedział, gdzie skończy i chyba jego przyjaciel też to wiedział. Trafił do pierwszego lepszego baru. Potrzebował się oderwać od tych wszystkich myśli, a uciszenie ich alkoholem uznał za najlepsze rozwiązanie.
Pierwsza szklanka whiskey poszła gładko.
Druga już sprawiła, że jego myśli stały się trochę bardziej rozmazane.
Trzecia spłynęła po gardle palącym ciepłem, a on oparł się o bar, przymykając oczy.
Bar był niewielki, wypełniony ludźmi, ale on nikogo nie zauważał. Tylko ciche szmery rozmów i stukot szkła o drewniany blat docierały do jego świadomości.
Dlaczego to boli tak długo?
Patrzył, jak bursztynowy płyn krąży po jego szklance, i nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Jaeyun nie pamiętał, ile dokładnie wypił. Liczył? Nie, nie było sensu. Nie o to tu chodziło. Każdy łyk spływał ciepłym, palącym strumieniem, tłumiąc ból, chociaż tylko na chwilę.
Kołysząca się atmosfera baru, szmery rozmów, przytłumiona muzyka w tle – wszystko wydawało się odległe. To nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia.
Jedyne, czego chciał, to przestać myśleć o niej.
Więc dlaczego ręka sama sięgnęła po telefon?
Jego palce, lekko zdrętwiałe, powoli wpisały znajomy numer. Numer, który przez ostatnie dwa miesiące wpisywał wielokrotnie, tylko po to, by nie nacisnąć „połącz".
Ale tym razem nacisnął.
W słuchawce rozległo się kilka sygnałów. Jego serce waliło jak szalone, choć był wystarczająco pijany, by tego nie czuć.
W końcu usłyszał znajomy głos.
– Halo?
Jej głos był zmęczony, zaskoczony. Może już spała? Może nie chciała z nim rozmawiać? Cóż, teraz nie miała wyboru.
Jaeyun zaśmiał się gorzko, przecierając twarz dłonią.
– Yvette... – jego głos był chrapliwy, ciężki, przeciągnięty od alkoholu i ukrywanych emocji. – Chyba się... trochę upiłem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Jaeyun? – powiedziała ostrożnie, jakby nie była pewna, czy dobrze usłyszała. – Gdzie jesteś?
– Gdzieś, gdzie mogą mi dolewać bez zadawania pytań – odparł, unosząc pustą szklankę do barmana, który już doskonale wiedział, o co chodzi. – Ale to nie jest ważne.
Westchnął i zaśmiał się cicho.
– Chciałem do ciebie zadzwonić wcześniej, wiesz? – powiedział, wbijając zmęczony wzrok w bar. – Ale nie wiedziałem, co powiedzieć. Więc teraz mówię.
Yvette nadal nic nie powiedziała. Może czekała, aż sam dojdzie do sensu tej rozmowy.
– To twoja wina – dodał po chwili, przełykając gulę w gardle. – Albo moja. Nie wiem. Może nasza.
Yvette wstrzymała oddech.
– Jaeyun, jesteś pijany.
– Oczywiście, że jestem. W końcu znalazłem sposób, żeby o tobie nie myśleć. No, chociaż na chwilę.
– To nie jest w porządku. Nie możesz po prostu dzwonić do mnie i mówić... takich rzeczy. Mówisz, że nie możesz przestać o mnie myśleć, a to ty przestałeś się odzywać. Nie wiem co takiego się stało, że podjąłeś taką decyzję. Coś zrobiłam źle?
Jaeyun zaśmiał się sucho, mrużąc oczy.
– A co jest w porządku, Yvette? To, że nie powiedziałaś nic, kiedy odlatując z Paryża, czekałem na jakiekolwiek słowo? Że przez dwa miesiące udawaliśmy, że wszystko się nie rozpadło? A może, że nie byłem tylko ja. Nie tylko ja się dla ciebie liczyłem?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Ja... nie wiem, co mogłam zrobić inaczej... – wyszeptała w końcu, jej głos był ledwo słyszalny. – Jaeyun, nie rozumiem...
– No właśnie, Yvette. – Pokręcił głową, walcząc z drżeniem w głosie. – Ty nic nie rozumiesz. A ja chyba za bardzo chciałem, żebyś rozumiała.
Zaciągnął się głęboko powietrzem, czując, że alkohol zaczyna go coraz bardziej obciążać.
– Wiesz co jest najgorsze? – zapytał ciszej. – Że pomimo wszystkiego, mimo tych cholernych dwóch miesięcy, nadal chciałem do ciebie zadzwonić.
Po drugiej stronie było tylko milczenie.
Była tam, słuchała go... ale nie odpowiedziała.
Jaeyun zamknął oczy, przełykając rosnącą gulę w gardle.
– Nieważne, Yvette. To był błąd.
Rozłączył się. Jaeyun rzucił telefon na blat baru i wypuścił ciężkie powietrze przez nos. W jego głowie szumiało coraz bardziej – mieszanka alkoholu i rozbitych emocji zaczynała przejmować kontrolę.
– Kolejna butelka – powiedział ochrypłym głosem, stukając palcami w drewno.
Barman, który przez cały wieczór przyglądał mu się z coraz większym zmartwieniem, zawahał się na chwilę, ale widząc wyraz twarzy Jaeyuna, sięgnął po butelkę i postawił ją przed nim, w milczeniu przyglądając się, jak chłopak sięga po kieliszek.
Tymczasem, po drugiej miasta, Yvette siedziała na brzegu łóżka, nerwowo przygryzając wargę. Jej serce biło szybciej niż powinno. Rozmowa z Jaeyunem zburzyła wszystko, co próbowała przez te dwa miesiące układać sobie w głowie.
Jego głos... taki pijany, taki pełen emocji, tak inny od tego, co zapamiętała.
To twoja wina.
Albo moja. Nie wiem. Może nasza.
Dreszcz przeszedł po jej plecach.
Nie mogła tego tak zostawić.
Szybko otworzyła listę kontaktów i znalazła numer, który usłyszała kiedyś od Jaya', gdy w żartach mówił, że Sunghoon jest najlepszym przyjacielem Jaeyuna, więc jakby co, to on zawsze zna jego koordynaty.
Drżącymi palcami nacisnęła zadzwoń.
Sygnał. Raz, drugi.
– Halo? – Głos Sunghoona był zdziwiony, ale nie zaniepokojony. Jeszcze nie.
– Sunghoon? – Yvette poczuła, jak jej gardło się zaciska. – Dzwonię, bo... Jaeyun jest w barze. Pijany. Zadzwonił do mnie. I nie jest w dobrym stanie.
Po drugiej stronie nastała chwila ciszy.
Potem westchnienie. Krótkie, przeciągłe.
– Gdzie on jest? – zapytał, już całkowicie poważnym tonem.
Yvette szybko powiedziała, że niestety nie wiem, bo nic nie powiedział, a Sunghoon podziękował krótko, ponieważ się domyślał, gdzie znajdzie przyjaciela i się rozłączył.
Nie tracił czasu. Szybko przebrał się i ruszył na parking koło jego bloku. Rzucił kluczyki na siedzenie pasażera, trzaskając drzwiami auta, zanim ruszył przez ciemne ulice Seulu.
W środku aż się gotowało.
Nie potrzebował dużo, by połączyć fakty. Oziębłe zachowanie Jaeyuna przez ostatnie dwa miesiące, unikanie rozmów o Paryżu, ignorowanie wszelkich pytań o Yvette... Teraz nagle dzwonił do niej po pijaku?
Nie miał pojęcia, co dokładnie się wydarzyło między nimi, ale wiedział jedno – Jaeyun się rozsypuje.
Nie mógł na to pozwolić.
Gdy zaparkował pod barem, szybko wysiadł, rozglądając się dookoła. Przez okna dostrzegł znajomą sylwetkę przy barze.
– Kurwa, Jaeyun... – wyszeptał pod nosem, zanim pchnął drzwi i wszedł do środka.
Wystarczyło jedno spojrzenie na przyjaciela, by zrozumiał, że jest gorzej, niż się spodziewał.
notka od autorki
Moje biedactwo...
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top