seven
Jaeyun siedział przy biurku w swoim gabinecie, wpatrując się w ekran telefonu leżącego obok stosu dokumentów. Kolejny raz tego dnia sprawdził aplikację, licząc na to, że pojawi się powiadomienie od Yvette. Jednak urządzenie wciąż milczało, a jedynym ruchem był migoczący wskaźnik zasięgu sieci.
Minęły już dwadzieścia cztery godziny od chwili, gdy napisał do niej wiadomość, a w jego sercu zaczęły narastać wątpliwości. Na początku próbował wytłumaczyć jej ciszę. Może była zajęta. Może nie zauważyła wiadomości. Może była zbyt zmęczona, by odpisać. Ale każda z tych wymówek wydawała się coraz mniej wiarygodna, im dłużej patrzył na pusty ekran.
Layla leżała pod jego biurkiem, leniwie opierając głowę na przednich łapach. Co jakiś czas unosiła łeb, jakby chcąc przypomnieć swojemu panu, że nie jest sam.
– Co myślisz, Layla? – zapytał cicho, nachylając się, by pogłaskać jej miękką sierść. – Może nie powinnaś się wtedy wtrącać w kadr?
Layla merdnęła ogonem w odpowiedzi, ale jej spojrzenie pozostało niezmiennie pełne czułości.
Jaeyun westchnął ciężko, opadając z powrotem na krzesło. Cały dzień starał się zająć myśli czymś innym. Operacja młodego kota, trudny przypadek starszego labradora z problemami serca – wszystko to na chwilę odciągało go od rosnącego napięcia, ale za każdym razem, gdy znajdował się sam w gabinecie, jego myśli wracały do Yvette.
Może źle zinterpretował jej zachowanie? Może ich rozmowy podczas sylwestra i późniejsze spotkanie miały dla niej zupełnie inny wydźwięk niż dla niego.
– Może nie chce ze mną rozmawiać – wymamrotał do siebie, przyciągając telefon bliżej.
Chciał napisać ponownie, ale zatrzymał się, zanim w ogóle dotknął ekranu. Czuł, że jedno niedopatrzenie może wyglądać, jakby naciskał na nią. A może po prostu bał się, że nie otrzyma odpowiedzi.
Telefon zawibrował. Jaeyun niemal podskoczył, łapiąc go od razu. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że to Yvette, ale zrozumiał, że powiadomienie dotyczyło zamówienia w hurtowni weterynaryjnej.
– Wspaniale – mruknął, odkładając urządzenie z rozczarowaniem.
Chwycił leżący na biurku ołówek i zaczął kreślić bezwiedne linie na kartce, próbując zapanować nad przygnębieniem, które rosło w jego sercu. Mimo wszystkich starań nie potrafił przestać zastanawiać się, dlaczego Yvette milczy.
Czy mogła o nim zapomnieć? Może po prostu uznała, że dzielące ich kilometry to zbyt duże wyzwanie? Te myśli, choć bolesne, zaczynały powoli przeradzać się w pewność.
Layla uniosła się na przednie łapy i polizała go po dłoni, jakby chciała go pocieszyć.
– Dzięki, dziewczyno – powiedział cicho, głaszcząc ją między uszami. – Czasami myślę, że jedyna, na której mogę polegać, to ty.
Kiedy dzień dobiegł końca, a Jaeyun zamknął klinikę, wrócił do pustego mieszkania. Położył się na kanapie z telefonem w dłoni, wciąż spoglądając na ekran, choć tym razem już bez większej nadziei.
– Może to był błąd – wyszeptał do siebie. – Może nigdy nie powinienem się odzywać.
Layla, jak zawsze, była tuż obok, ale nawet jej obecność nie potrafiła ukoić narastającej tęsknoty i poczucia zawodu. Jaeyun zamknął oczy, próbując zasnąć, jednak jedno imię wciąż przewijało się w jego myślach – Yvette.
Ledwie zdążył zamknąć oczy, gdy nagle usłyszał stanowcze pukanie do drzwi. Jaeyun zmarszczył brwi, zaskoczony, kto mógł przyjść o tej godzinie. Layla uniosła głowę, nasłuchując, po czym podniosła się i podeszła do drzwi, szczekając cicho.
Chłopak wstał powoli, jeszcze bardziej zdezorientowany, i otworzył drzwi. Widok rodziców stojących w progu wprawił go w osłupienie. Nie pamiętał kiedy ostatni raz jego rodzice wpadli do niego z wizytą.
– Mamo? Tato? Co tutaj robicie? – zapytał, spoglądając na ich poważne twarze.
– Nie możemy wpaść, żeby zobaczyć naszego syna? – odparła jego matka z wymuszonym uśmiechem, podczas gdy ojciec wszedł do środka bez zaproszenia, rozglądając się wokół z wyraźną dezaprobatą.
Jaeyun otworzył szerzej drzwi, pozwalając matce wejść, choć wciąż nie mógł zrozumieć, co było przyczyną tej nagłej wizyty.
– Cóż, nie uprzedziliście mnie. Miałem ciężki dzień i... – zaczął, ale ojciec przerwał mu machnięciem ręki.
– Właśnie dlatego tu jesteśmy – powiedział surowym tonem. – Wyglądasz na wykończonego, a ja się zastanawiam, jak długo zamierzasz tak żyć, marnując się w tym... – przerwał na chwilę, patrząc z nieukrywanym krytycyzmem na mieszkanie – ... miejscu.
Jaeyun poczuł, jak napięcie narasta w jego ciele. Zamknął drzwi i opadł ciężko na fotel, czując, że zaraz usłyszy znane już oskarżenia.
– Tato, już o tym rozmawialiśmy. Jestem szczęśliwy jako weterynarz.
– Szczęśliwy? – prychnął ojciec, jakby słowo to było kpiną. – Spójrz na siebie, Jaeyun. Jesteś wykończony, wyglądasz, jakbyś nie spał od dni. Czy naprawdę tak wyobrażałeś sobie swoje życie? Siedzieć po uszy w błocie, ranach i smrodzie zwierząt?
Matka, która stała z boku, próbowała interweniować łagodnym głosem:
– Może dasz mu trochę przestrzeni? Wygląda na to, że potrzebuje odpoczynku, a nie wykładów.
Ale ojciec kontynuował, jakby jej słowa w ogóle do niego nie dotarły.
– Nie zrozum mnie źle – zaczął z nieco teatralnym westchnieniem. – Doceniam, że masz ambicję, ale to, co robisz, to strata twojego potencjału. Mógłbyś robić coś o wiele bardziej prestiżowego, zarabiać więcej pieniędzy, prowadzić wygodniejsze życie.
Jaeyun poczuł, jak złość narasta w nim z każdym kolejnym słowem ojca. Zacisnął dłonie w pięści, próbując opanować emocje.
– Tato, to moje życie – powiedział w końcu stanowczo, patrząc prosto w oczy ojca. – Może dla ciebie prestiż i pieniądze są najważniejsze, ale dla mnie liczy się coś innego. Nie chciałem biura ani stanowiska, które byłoby jedynie czymś do pokazania znajomym. Chciałem pomagać, robić coś, co naprawdę ma znaczenie.
Ojciec zamilkł na moment, zaskoczony tonem Jaeyuna. Layla, wyczuwając napięcie w powietrzu, stanęła obok swojego pana, spoglądając na ojca jak na potencjalne zagrożenie.
Matka podeszła bliżej, kładąc delikatną dłoń na ramieniu Jaeyuna.
– Twój ojciec martwi się, że zbyt dużo na siebie bierzesz – powiedziała miękko. – Nie chodzi tylko o wybór zawodu, Jaeyun, ale o to, że widzimy, jak trudno ci to przychodzi.
– Mamo, nie jesteście w mojej codzienności – odparł, choć jego ton złagodniał. – Nie rozumiecie, ile satysfakcji daje mi ta praca. Tak, czasami jest ciężko, ale właśnie dlatego to ma sens.
Ojciec odetchnął głęboko, po raz pierwszy zdając się odrobinę ustąpić.
– Jesteś uparty – rzucił, kręcąc głową. – To chyba odziedziczyłeś po mnie.
– Może i tak – odparł Jaeyun z lekkim uśmiechem. – Ale w tym przypadku to coś dobrego.
Choć atmosfera nieco się rozluźniła, chłopak wciąż czuł się wyczerpany. Gdy rodzice w końcu wyszli, Jaeyun opadł na kanapę, patrząc na Laylę.
– I pomyśleć, że mógłbym mieć spokojny wieczór... – mruknął, sięgając po telefon, na którego ekranie nadal widniała nieprzeczytana wiadomość od hurtowni.
Jaeyun patrzył na ekran swojego telefonu, trzymając go w dłoni tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. Zawiesił wzrok na pustej liście powiadomień, a w jego myślach rozbrzmiewało jedno pytanie, które nie dawało mu spokoju: Dlaczego?
Nie wiedział, czy Yvette celowo milczy, czy po prostu nie miała czasu odpisać. Jednak im więcej rozmyślał, tym bardziej martwiło go, że w jej ciszy może kryć się coś więcej – jakieś rozczarowanie, którego on nie dostrzegł.
Czy źle dobrał słowa? Może brzmiał zbyt obojętnie? A może odwrotnie, zbyt mocno zaznaczył, że wciąż myśli o niej, co mogło ją przytłoczyć? Każda możliwa odpowiedź była jak ciężar, który osiadał mu na piersi, zmuszając do nieustannego roztrząsania każdego drobiazgu ich rozmów i wspólnie spędzonych chwil.
„Może to moja wina?" – pomyślał nagle. Przepełniony wątpliwościami, przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie w klinice. Yvette była wtedy tak serdeczna, tak pełna uwagi, a on, pogrążony w pracy, mógł wydać się zbyt zdystansowany.
Potem sylwester. Czy wtedy wyobraził sobie zbyt wiele? Ich rozmowy wydawały mu się szczere i spontaniczne, ale może w jej oczach były czymś tymczasowym, chwilową ucieczką od codzienności, a nie czymś więcej.
No i te ich ostatnie spotkanie, gdy przyszła do jego kliniki mu podziękować. Przyniosła mu nawet domowy deser. Siedzieli dość długo ze sobą rozmawiając, jakby byli starymi przyjaciółmi. Przecież tak dobrze się im rozmawiało.
Jego myśli zmierzały ku najgorszym scenariuszom.
„Może Yvette zdała sobie sprawę, że to wszystko było błędem. Że ja... nie jestem kimś, kogo warto wpuszczać do swojego życia."
To przeczucie paliło go niczym rozżarzone węgielki. Yvette zawsze wydawała się bardziej wyrazista, bardziej pewna siebie – kimś, kto miał swój świat pełen kolorów, wizji i nieskończonych marzeń. A on? Spędzał dni w gabinecie, zszywając skaleczenia i podając lekarstwa chorym zwierzętom, po czym wracał do swojego pustego mieszkania, gdzie jedyną towarzyszką była Layla.
Zaczął się zastanawiać, czy jego życie mogło być dla niej wystarczająco interesujące. Czy może zbyt szybko zaczął odczytywać jej gesty jako coś więcej, a w rzeczywistości Yvette nie miała wcale takich intencji.
– Layla, myślę, że zrobiłem błąd – powiedział cicho, patrząc na suczkę, która wiernie leżała przy jego nogach. Jej oczy były pełne czułości i jakiegoś niemal ludzkiego zrozumienia. – Może ona nie chce już ze mną rozmawiać, a ja tylko trzymam się czegoś, czego nigdy nie było.
Layla przekrzywiła łeb, jakby próbowała zaprzeczyć jego słowom. Merdała delikatnie ogonem, sugerując coś zupełnie innego.
Jaeyun westchnął i odłożył telefon. Nie był w stanie odpisać ani napisać nic nowego. Strach przed brakiem odpowiedzi trzymał go w miejscu, gdzie wszelkie działanie wydawało się ryzykowne, jakby każdy kolejny ruch mógł go jeszcze bardziej oddalić od Yvette.
Spojrzał na zegar. Była już późna noc, a mimo zmęczenia wciąż nie potrafił zasnąć. Jego myśli wirowały, tworząc obraz dziewczyny, której szczerość i promienność stały się dla niego czymś więcej niż tylko ulotnym wspomnieniem.
Ale czy dla niej oznaczały to samo? I czy kiedykolwiek się tego dowie?
notka od autorki
Jeśli mam być szczera to zrobiło mi się trochę szkoda Jaeyuna, gdy to pisałam. Biedny chopaczyna.
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top