one
Jaeyun nigdy nie wątpił, że ścieżka, którą wybrał, była właściwa. Jego życie kręciło się wokół tego, co kochał najbardziej – zwierząt. Praca z nimi przynosiła mu nie tylko satysfakcję, ale i wewnętrzny spokój, który pozwalał mu odciąć się od rodzinnych zmartwień. Rodzina była dla niego ważna, to fakt, ale oczekiwania, które na nim spoczywały – presja, by podążać korporacyjną ścieżką lub przejąć rodzinne dziedzictwo – nie były tym, czego pragnął. Jaeyun nie pasował do sztywnych ram wyznaczonych przez innych. Jego marzenia wybiegały daleko poza normy, które starano się mu narzucić.
Otwarcie kompleksu dla zwierząt – schroniska, kliniki i hotelu – było jego największym życiowym osiągnięciem. Każdy dzień wypełniały wyzwania, czasem trudne, czasem niemal niemożliwe do przewidzenia, ale radość z pomagania tym małym, bezbronnym stworzeniom wynagradzała wszystko. To miejsce było jego azylem, schronieniem, w którym mógł być sobą. Tu nikt nie oczekiwał od niego perfekcji czy dostosowania się do cudzych oczekiwań. Zwierzęta przyjmowały go takim, jakim był – z jego ciepłem, troską i oddaniem.
Chociaż Jaeyun nie był samotny, jego kontakty z ludźmi ograniczały się głównie do klientów, którzy przyprowadzali swoje zwierzęta. I choć każdy z nich był inny – od zniecierpliwionych i zestresowanych właścicieli po tych pełnych troski i zrozumienia – Jaeyun potrafił uspokoić nawet najbardziej zdenerwowaną osobę. Jego spokojny ton i opanowanie działały jak balsam na skołatane nerwy właścicieli, a umiejętność radzenia sobie z najtrudniejszymi przypadkami zwierzęcymi budziła ich szacunek.
Niektóre dni były jednak trudniejsze. Zdarzały się chwile, gdy Jaeyun zmagał się z wątpliwościami – nie co do swojej pracy, ale co do tego, czy kiedykolwiek znajdzie czas na coś poza nią. Miał świadomość, że poświęca całe swoje życie zwierzętom, co nie pozostawiało wiele miejsca na życie osobiste. Ale za każdym razem, gdy patrzył w ufne oczy psa, który wyszedł z jego kliniki zdrowy, lub kota, który znalazł nowy dom, wiedział, że warto było oddać się tej pracy całym sobą.
– Dla takich chwil to wszystko – myślał, obserwując, jak jeden z jego podopiecznych merda ogonem, żegnając się z nim przy drzwiach kliniki. To miejsce było jego spełnieniem. Jego światem. I mimo chwilowych zmęczeń czy trudności, nie zamieniłby go na nic innego.
Tego zimowego dnia, gdy śnieg padał gęstymi płatkami, otulając wszystko białym puchem, Jaeyun powoli zbierał się do wyjścia z kliniki. Świat na zewnątrz wydawał się cichy i spokojny, niemal nieruchomy, jakby śnieżna kołdra wstrzymała czas. Jego towarzyszka, Layla, wiernie czekała obok, merdając ogonem w rytmie jego ruchów. Suczka była nieodłącznym elementem jego codzienności – równie ważnym jak klinika, którą prowadził.
Dyżur wigilijny zawsze należał do najcięższych emocjonalnie. Choć tego dnia liczba pacjentów zazwyczaj malała, każdy przypadek wydawał się mieć większy ciężar. Ludzie przychodzili z nagłymi przypadkami, martwiąc się, czy ich pupile będą mogli spędzić święta w zdrowiu. Dziś jednak było wyjątkowo spokojnie, co Jaeyun przyjął z ulgą. Po kilku drobnych zabiegach i konsultacjach mógł powoli zamknąć klinikę i wrócić do domu.
– Gotowa, Layla? – zapytał, zakładając puchową kurtkę i zapinając smycz na obroży suczki. Layla odpowiedziała cichym szczeknięciem i radosnym podskokiem, jakby rozumiała, że czeka ich teraz coś wyjątkowego.
Jaeyun spojrzał przez duże okno kliniki. Światło lamp ulicznych odbijało się od świeżego śniegu, tworząc migotliwy, niemal magiczny krajobraz. Przypomniał sobie, że w domu czeka na niego ciepło kominka, zapach pierników i choinka, którą udekorował poprzedniego wieczoru. Wigilia zawsze była dla niego czasem refleksji, szczególnie odkąd zaczął samodzielne życie z dala od rodziny.
Choć starał się nie myśleć o przeszłości, wspomnienia rodzinnym wigilii czasem wracały. W głębi duszy tęsknił za tymi chwilami, gdy wszyscy zbierali się przy stole, śmiejąc się i rozmawiając, a mama zawsze upewniała się, że nikt nie opuszcza kolacji głodny. Teraz jednak towarzystwo Layli i świadomość, że dzięki swojej pracy wiele zwierząt ma szansę na lepsze życie, wypełniały tę pustkę.
– Czas wracać – powiedział do siebie, gasząc światło w klinice. Śnieg zaczął sypać jeszcze mocniej, a Layla nie mogła powstrzymać ekscytacji.
Jaeyun zapiął smycz na obroży Layli i spojrzał na nią z uśmiechem. Suczka radośnie zamachała ogonem, jakby czuła, że zaraz skończą ten dzień i wrócą do domu. Chłopak wziął głęboki oddech, ciesząc się chwilą zimowego spokoju, po czym zamknął drzwi kliniki.
Nie zdążyli odejść daleko, gdy z ciemności wyłoniła się postać dziewczyny. Biegła w ich stronę, trzymając coś w ramionach. Światło latarni padło na jej twarz, ukazując wyraz paniki i zmartwienia. Dopiero po chwili Jaeyun dostrzegł zakrwawioną sierść małego psa, którego trzymała kurczowo, jakby bała się, że każde drgnięcie może go zranić jeszcze bardziej.
– Proszę, pomóżcie mi! – krzyknęła, niemal wpadając na Jaeyuna. Jej głos drżał, a w oczach lśniły łzy. – Znalazłam go na ulicy, chyba ktoś go potrącił...
Jaeyun od razu przeszedł do działania. Jego sumienie w żadnym stopniu nie pozwalało mu pozostawić tą małą istotkę bez pomocy. Kucnął, aby przyjrzeć się zwierzęciu. Suczka była mała, a jej biała sierść była przesiąknięta krwią. Layla stanęła obok, jakby instynktownie wyczuwając powagę sytuacji.
– Spokojnie – powiedział Jaeyun, starając się uspokoić dziewczynę. Jego głos był pewny i łagodny. – Zabierzemy go do środka. Daj mi go na chwilę.
Dziewczyna zawahała się, ale w końcu delikatnie przekazała psa w ręce Jaeyuna. Zwierzę wydało z siebie cichy skowyt, a jego ciało drżało. Jaeyun poczuł ciężar odpowiedzialności, ale wiedział, że musi działać szybko. Odwrócił się w stronę kliniki, przyspieszając kroku.
– Chodź ze mną – rzucił przez ramię, a dziewczyna posłusznie podążyła za nim, ślizgając się na oblodzonym chodniku.
W środku kliniki Jaeyun szybko położył psa na stole operacyjnym i zaczął badać jego obrażenia. Dziewczyna stała obok, bezradnie zaciskając dłonie. Wpatrywała się w niego, jakby w nim widziała ostatnią nadzieję. Layla usiadła pod ścianą, spokojna, jakby wiedziała, że teraz najważniejszy jest ratunek dla innego psa.
– Wygląda na to, że ma złamaną łapę i kilka otarć, ale nic, czego nie da się naprawić – powiedział po chwili Jaeyun, rzucając jej szybkie spojrzenie. Zobaczył, jak na jej twarzy pojawia się ulga, choć oczy nadal miała pełne niepokoju.
– Dziękuję... naprawdę dziękuję – wyszeptała, a jej głos załamał się na końcu.
Jaeyun nic nie odpowiedział, tylko skupił się na pracy. W takich chwilach liczył się czas i precyzja. Zakładając opatrunki i stabilizując łapę, czuł, jak dziewczyna patrzy mu na ręce. Była młoda, z delikatnymi rysami twarzy, ale zmęczenie i emocje odcisnęły na niej swoje piętno.
Kiedy skończył, odwrócił się do niej i uśmiechnął lekko.
– Mały ma szczęście, że na ciebie trafił. Przeżyje, ale musi odpocząć. Możesz go tutaj zostawić na obserwację albo zabrać ze sobą, jeśli masz warunki, by się nim zająć.
Dziewczyna spojrzała na psa, który teraz leżał spokojniej, jakby wiedział, że jest w bezpiecznych rękach.
– Mogę go zatrzymać – odpowiedziała cicho. – Chyba... chyba znalazłam swojego pierwszego psa.
Jaeyun uśmiechnął się szerzej.
– To dobry początek.
– Dziękuję panu. Naprawdę nie wiem, co bym bez pana zrobiła– powiedziała ze łzami w oczach.
Jaeyun spojrzał na nią z ciepłym uśmiechem, jego spojrzenie łagodnie złagodniało, gdy zauważył łzy w jej oczach.
– Nie musisz mi dziękować – powiedział delikatnie, patrząc na małego psa, który w końcu zaczął oddychać spokojniej. – Po prostu dbaj o niego, to będzie największe podziękowanie.
Dziewczyna skinęła głową, próbując się opanować. Jej dłonie wciąż delikatnie drżały, kiedy poprawiała koce wokół zwierzaka.
– Mam na imię Yvette – powiedziała po chwili, z wahaniem w głosie. – Naprawdę... Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć, Jaeyun.
Jaeyun uniósł brwi w lekkim zdziwieniu.
– Skąd znasz moje imię?
Yvette uśmiechnęła się lekko, ocierając łzy z policzków.
– Twoja suczka, Layla, ma obrożę z twoim imieniem – wskazała na psa, który właśnie merdał ogonem, wyraźnie dumny z uwagi, jaką przyciągał.
Jaeyun zaśmiał się cicho, jego śmiech był ciepły i uspokajający.
– No proszę, Layla. Nawet ty promujesz moje imię – rzucił w kierunku swojej suczki, która zareagowała szczeknięciem, jakby potwierdzając jego słowa.
Yvette zaśmiała się przez łzy, jej śmiech był delikatny, ale pełen ulgi.
– Naprawdę nie wiem, co bym zrobiła, gdybym cię nie spotkała – powiedziała, patrząc na Jaeyuna z wdzięcznością.
– Powiem ci jedno – odpowiedział, spoglądając na psa, który teraz spał spokojnie, jakby wiedział, że jest bezpieczny. – To małe życie miało szczęście, że trafiło na ciebie. Wiele osób po prostu by odwróciło wzrok.
Yvette spuściła wzrok, delikatnie głaszcząc psa po głowie, uważając na opatrunki.
– Nie mogłam go zostawić – powiedziała cicho. – Nie wiem, jak ktokolwiek mógłby...
– Ludzie czasem wybierają łatwiejszą drogę – przerwał jej Jaeyun. – Ale ty wybrałaś trudniejszą. I to się liczy.
Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało. Cisza była przerywana tylko przez delikatne tykanie zegara na ścianie i odgłos spokojnych oddechów psa.
Layla podeszła do Yvette, szturchając ją nosem, jakby chciała dodać jej otuchy.
– To twoja suczka? – zapytała Yvette, spoglądając na Laylę z ciepłym uśmiechem.
– Tak, Layla – odpowiedział Jaeyun, patrząc na psa z wyraźną dumą. – Jest moim najlepszym towarzyszem w pracy i poza nią.
– Widać, że jest wyjątkowa – powiedziała Yvette, głaszcząc Laylę, która od razu zaczęła merdać ogonem.
– Tak jak jej właściciel – dodał Jaeyun z uśmiechem, próbując rozładować napięcie.
Yvette spojrzała na niego z wdzięcznością w oczach.
– Nie wiem, jak mam ci podziękować, Jaeyun.
– Wystarczy, że dasz temu małemu szansę na nowe życie – odpowiedział, wskazując na psa. – To będzie dla mnie największa nagroda.
Yvette uśmiechnęła się lekko, a Jaeyun poczuł, że być może spotkanie z nią nie było jedynie przypadkiem, ale czymś więcej i początkiem czegoś nowego.
notka od autorki
Merry Christmas!
Miałam dzisiaj taki mood na to i chodziło mi to od kilku dni, że musiałam to dodać.
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top