five

Jaeyun zmagał się z ciężkim dniem w klinice, jakiego dawno nie miał. Był początek lutego, a zimowe chłody nie odpuszczały. Poranek rozpoczął od spotkania z właścicielem psa, który z trudem podjął decyzję o uśpieniu swojego ukochanego pupila. To zawsze była najtrudniejsza część jego pracy. Mimo że robił to już wiele razy, nigdy nie przyzwyczaił się do łez właścicieli i smutku w oczach zwierząt.

Gdy tylko opuścił gabinet, czując ciężar emocji, usiadł na chwilę w zapleczu, próbując złapać oddech. Ale nawet kilka minut odpoczynku było zbyt dużym luksusem. Telefon zadzwonił, a dziewczyna z recepcji poinformowała go, że w poczekalni czeka spanikowany klient z kotem, który połknął kawałek sznurka.

– Oczywiście, już idę – odpowiedział, przecierając dłonią zmęczoną twarz i ruszając do poczekalni.

Dzień toczył się dalej jak w koszmarze. Każda kolejna sprawa była bardziej skomplikowana niż poprzednia. W południe musiał interweniować przy złamaniu nogi u młodego owczarka niemieckiego, którego właściciele przekonywali, że „to tylko lekkie skręcenie". Operacja trwała niemal dwie godziny, a Jaeyun ledwo zdążył na przerwę obiadową, która ostatecznie i tak została przerwana kolejnym wezwaniem.

Do tego wszystkiego dochodziły drobne irytacje – zepsuty komputer w recepcji, przez który nie mógł wprowadzić danych pacjentów, i dostawa leków, która okazała się niekompletna.

Pod koniec dnia Jaeyun czuł się tak wyczerpany, że nie był w stanie myśleć o niczym innym niż o powrocie do domu. Nawet Yvette, której myśl zwykle towarzyszyła mu w każdej wolnej chwili, na moment zniknęła z jego świadomości.

Gdy zamknął klinikę, zamiast od razu wracać do mieszkania, usiadł pod ścianą na zapleczu. Było cicho – tylko delikatne brzęczenie lodówki w kącie przerywało ciszę. Oparł głowę o chłodną ścianę i zamknął oczy. Czuł, jak ciężar dnia przygniata go coraz bardziej. Próbował powstrzymać łzy, ale nie potrafił. Wszystko, co nagromadziło się przez ostatnie tygodnie – tęsknota za Yvette, stres w pracy, poczucie bezradności wobec cierpienia zwierząt – znalazło ujście w tych cichych, samotnych łzach.

Nagle poczuł coś ciepłego na swoich nogach. Otworzył oczy i zobaczył swoją suczkę, Laylę, która zaniepokojona jego stanem podeszła do niego. Jej duże, brązowe oczy spoglądały na niego z troską, a łeb spoczął na jego kolanach.

– Layla... – wyszeptał, głaszcząc ją delikatnie po miękkiej sierści. Pies zamerdał ogonem, jakby chciał powiedzieć: „Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze."

Jej obecność działała kojąco, choć łzy nadal spływały po jego policzkach. Layla była jedyną, która mogła zobaczyć go w takim stanie – bez maski silnego i pogodnego weterynarza.

– Dzisiaj miałem naprawdę ciężki dzień, Layla – powiedział cicho, a jego głos załamał się pod koniec zdania. – Czasami to wszystko to zbyt dużo.

Layla odpowiedziała lekkim szturchnięciem nosem jego dłoni, jakby chciała dodać mu otuchy. Jaeyun uśmiechnął się smutno, wytarł łzy rękawem bluzy i westchnął głęboko.

– Dzięki, Layla. Chyba czas wracać do domu. – Pogłaskał ją jeszcze raz, zanim wstał, starając się znaleźć w sobie siłę na kolejny dzień. Miał świadomość, że nie wszystko było takie złe – że wśród chaosu i bólu były też te małe, ciche chwile, które przypominały mu, dlaczego wybrał tę ścieżkę.  

Jaeyun, czując, że powrót do pustego mieszkania tylko pogłębi jego zły nastrój, więc postanowił zmienić plany. Jay wspominał, że wieczorem spotyka się z Heeseungiem i Sunghoonem w swoim mieszkaniu, więc Jaeyun spontanicznie zdecydował, że się do nich przyłączy. Myśl o towarzystwie przyjaciół wydawała się znacznie lepszą opcją niż samotność.

Zabrał Laylę ze sobą, wiedząc, że Jay zawsze cieszył się, widząc jego suczkę. Mieszkanie Jay'a znajdowało się w centrum miasta, zaledwie kilka przecznic od kliniki, więc spacer w zimowym chłodzie pozwolił Jaeyunowi nieco się uspokoić.

Kiedy dotarł na miejsce, usłyszał dobiegające zza drzwi głośne śmiechy i dźwięki muzyki. Już od progu czuło się ciepło i swobodną atmosferę. Zapukał lekko, a po chwili drzwi otworzył Jay, z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Jaeyun! – zawołał entuzjastycznie. – Wiedziałem, że w końcu się zjawisz!

Layla machnęła ogonem, a Jay ukucnął, żeby ją pogłaskać.

– Chodź, wszyscy są w środku. I nie martw się, mamy też coś dla ciebie.

Jaeyun wszedł do mieszkania, czując, jak ciepło uderza go w twarz. W salonie Heeseung i Sunghoon siedzieli na kanapie, zajęci rozmową i przeglądaniem zdjęć na telefonie. Na stole stały miski z przekąskami, a w tle grała spokojna muzyka.

– Jaeyun, dawaj do nas! – zawołał Sunghoon, podnosząc butelkę piwa w geście powitania.

– Ciężki dzień? – zapytał Heeseung, widząc zmęczenie na twarzy przyjaciela.

– Nawet nie pytaj – westchnął Jaeyun, siadając na jednym z foteli. Layla od razu ułożyła się u jego stóp, jakby wiedziała, że to miejsce jest dla niej.

– To dobrze, że przyszedłeś – Jay podał mu kubek z herbatą. – Wieczór z nami to najlepszy sposób na odreagowanie.

Jaeyun uśmiechnął się słabo, wdzięczny za to, że miał takich przyjaciół. Rozmowy szybko zeszły na luźne tematy – wspomnienia, żarty, opowieści o codziennych sytuacjach. Sunghoon zaczął opowiadać, jak ostatnio próbował nowego sportu i skończył z siniakami na kolanach, co wywołało salwy śmiechu.

Jaeyun poczuł, jak napięcie dnia zaczyna powoli opuszczać jego ciało. Te chwile w towarzystwie bliskich były dokładnie tym, czego potrzebował. Choć gdzieś w zakamarkach jego umysłu nadal czaiły się myśli o Yvette, pozwolił sobie na chwilę oderwania od wszystkiego. 

Po kilku godzinach spędzonych w swobodnym towarzystwie przyjaciół Jaeyun poczuł, że wraca mu energia, choć delikatna melancholia nadal tliła się gdzieś w głębi jego serca. Kiedy rozmowy przy stole zaczęły cichnąć, a Sunghoon odpłynął w rozmowie telefonicznej z kimś z pracy, Heeseung odezwał się niespodziewanie:

– A co z Yvette? Miałeś z nią kontakt po sylwestrze?

Jaeyun zamarł na chwilę, jakby pytanie Heeseunga wyrwało go z lekkiego otępienia. Przygryzł wargę i spojrzał na swoje dłonie, które nerwowo zaczęły bawić się etykietą na butelce wody.

– Nie... – odpowiedział po chwili, próbując brzmieć obojętnie. – Ona wróciła do Francji, a ja... miałem dużo na głowie.

Heeseung zmrużył oczy, przyglądając się przyjacielowi z pewną dozą sceptycyzmu.

– Dużo na głowie? A czy to „dużo" przypadkiem nie mogłoby zrobić miejsca na jedną wiadomość, e-mail albo choćby zapytanie u Jay'a?

Jaeyun spuścił wzrok, czując się trochę osaczony. Nie chodziło o brak czasu, a o wątpliwości, które coraz częściej krążyły mu po głowie. Co by miało się wydarzyć, gdyby ponownie do niej napisał? Czy nie wyjdzie na zbyt nachalnego?

– Słuchaj – odezwał się nagle Jay, odkładając na stolik pustą szklankę. – Nie wiem, o co się tak martwisz. Yvette to moja kuzynka, znam ją całkiem dobrze. Skoro spędziła z tobą tyle czasu podczas sylwestra, to znaczy, że coś w tobie widziała.

– Jay ma rację – dorzucił Heeseung. – Nie byłaby zainteresowana, gdybyś jej się nie podobał.

Jaeyun wziął głęboki oddech i przeciągnął dłonią po włosach.

– Ale... ona jest we Francji. Poza tym, co by pomyślała? Nie chcę narzucać się jej, tym bardziej że to była tylko jedna rozmowa.

Jay roześmiał się krótko, z niedowierzaniem kręcąc głową.

– To nie była jedna rozmowa, Jaeyun. Trzy razy się spotkaliście, a to jakiś rekord jak na ciebie, że tyle razy rozmawiałeś z jedną dziewczyną.

Jaeyun wywrócił oczami, ale kącik jego ust drgnął w lekkim uśmiechu. Jay zawsze wiedział, jak obrócić nawet najbardziej poważne sytuacje w żart, co zazwyczaj działało na korzyść jego słuchaczy. Tym razem jednak Jaeyun nie był pewien, czy bardziej czuje się z tym rozbawiony, czy zirytowany.

– Daj spokój – odparł, próbując nie brzmieć zbyt defensywnie. – To były przypadkowe spotkania. I naprawdę nie sądzę, żeby myślała o mnie więcej niż przez chwilę.

– Wiesz, problem z tobą, Jaeyun – zaczął Jay z szerokim uśmiechem – polega na tym, że nie doceniasz siebie.

Heeseung przytaknął energicznie, wtrącając:

– Jay ma rację. Każdy to widzi – z wyjątkiem ciebie.

– Nie zaczynajcie – Jaeyun machnął ręką, choć jego głos był bardziej zrezygnowany niż rozgniewany. – To po prostu nie jest takie proste.

– Właśnie, że jest – wtrącił Jay, wskazując na niego z butelką w ręce. – Wysłanie wiadomości to nie planowanie misji kosmicznej. Po prostu napisz coś neutralnego i zobaczysz, co odpowie. Przysięgam, Yvette nie jest typem osoby, która uzna cię za nachalnego.

Jaeyun otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zamiast tego westchnął i podparł głowę na dłoni. Po chwili ciszy wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na ekran. Nazwisko Yvette wciąż widniało na liście ostatnich kontaktów, a to przypomnienie, że miał już okazję się z nią skontaktować, ale tego nie zrobił, tylko zwiększyło jego wątpliwości.

– Co mam napisać? – zapytał w końcu, a w jego głosie pobrzmiewała zarówno rezygnacja, jak i nadzieja.

– Prosto, szczerze i z uśmiechem – rzucił Jay, wzruszając ramionami. – Coś w stylu: „Hej, Yvette. Jak się masz? Wciąż wspominam naszą rozmowę podczas sylwestra. Może chciałabyś kiedyś znów pogadać?".

Heeseung uniósł brew z nutą dezaprobaty.

– Zbyt oficjalnie. Lepiej napisz coś luźniejszego, jakby to było coś naturalnego. Może: „Hej, Yvette! Właśnie przypomniała mi się rozmowa, którą mieliśmy podczas sylwestra, i zastanawiałem się, co u Ciebie? Mam nadzieję, że Francja Cię dobrze traktuje!".

Jaeyun spojrzał na nich obu z uniesioną brwią.

– Mam wrażenie, że traktujecie to bardziej poważnie niż ja.

– Bo to ważne – odparł Jay z uśmiechem. – Nie co dzień widzimy, żebyś myślał o kimś więcej niż o Layli i swoich pacjentach.

Po chwili wahania Jaeyun w końcu wpisał wiadomość, parafrazując słowa Heeseunga. Przeczytał ją kilka razy, upewniając się, że brzmi wystarczająco swobodnie, ale jednocześnie pokazuje zainteresowanie. Nie chciał dodawać zbyt wiele niepotrzebnych słów. Wiadomość miała być krótka.

„Hej, Yvette. Jak się masz?"

Jego palec zawisł nad przyciskiem „Wyślij".

– To tylko wiadomość, prawda? – zapytał, próbując przekonać samego siebie.

– Dokładnie – potwierdził Jay, klepiąc go w ramię. – Żadnych pierścionków zaręczynowych w to nie angażujesz.

Jaeyun uśmiechnął się lekko, a potem nacisnął „Wyślij". Na ekranie pojawił się status „Dostarczono", a serce Jaeyuna przyspieszyło na chwilę, zanim opadło z powrotem do zwykłego rytmu.

– I co? – zapytał Heeseung z podekscytowaniem.

– Teraz czekamy – odpowiedział Jaeyun, odkładając telefon na stół. – Ale nie oczekujcie, że coś się stanie.

Jay i Heeseung spojrzeli na siebie z uśmiechami, które jasno mówiły: Jeszcze zobaczymy.

notka od autorki

To wchodzi w nowy rok z Jaeyunem.

Mam nadzieję, że Nowy rok będzie dla was lepszy od poprzedniego, będzie obfity w same dobre wspomnienia a także osiągnięcie to co sobie zamierzycie.

Ja w tym roku mam już trzy główne cele: napisanie pracy magisterskiej, przeprowadzenie z powodzeniem zajęć dla grupy studentów i realizacja choć w 1/4 pomysłów, które mam zapisane ( choć z tego wszystkiego to najmniej realne bo ciągle pojawiają się nowe) 

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top