eight
Yvette siedziała w swoim ulubionym kąciku pracowni, otoczona niedokończonymi szkicami i kubkiem letniej herbaty, która już dawno przestała parować. Wpatrywała się w ekran telefonu leżącego na stole, jakby sam kontakt wzrokowy z urządzeniem miał zmusić ją do działania. Minął tydzień od wiadomości od Jaeyuna, a ona wciąż nie zebrała się na odwagę, by odpisać.
Jej serce biło szybciej za każdym razem, gdy na nowo odczytywała proste, ale pełne ciepła słowa: „Hej, Yvette. Jak się masz?"
O ile prościej byłoby od razu napisać coś w odpowiedzi. A jednak coś ją powstrzymywało – to samo „coś", co kazało jej odkładać na później każdą ważną decyzję, gdy bała się konsekwencji. Przez ten tydzień zdążyła przekonać samą siebie, że milczenie było łatwiejsze. Ale czy na pewno?
Yvette westchnęła, zaciskając dłonie na krawędzi telefonu, i zerknęła na płótno stojące przed nią. Było tak samo puste, jak jej skrzynka nadawcy – żadnego śladu aktywności, żadnej odwagi, by coś zapełnić, dać pierwsze pociągnięcie pędzlem albo wystukać kilka słów na klawiaturze.
Próbowała sobie wmawiać, że była zbyt zajęta. Faktem było, że termin u profesora Beaumonta zbliżał się nieubłaganie, a praca nad obrazem wciąż nie dawała oczekiwanych rezultatów. Jednak każda chwila wypełniona była myślami o nim – o Jaeyunie, o tym, co mógł teraz myśleć.
Czy czuł się odtrącony? Czy żałował, że napisał?
Przysiadła na brzegu kanapy, z rezygnacją wpatrując się w ścianę, na której widniały jej inne prace. Prace, które kiedyś malowała z pasją, bez obaw, co pomyślą inni. Wzięła głęboki oddech i zagrzebała twarz w dłoniach.
„Dlaczego to jest takie trudne?" – zapytała siebie w duchu, choć znała odpowiedź.
Obawiała się, że jej odpowiedź może sprawić, iż oboje utkną w jakiejś pułapce niezrealizowanych nadziei. Że Jaeyun, pełen spokoju i siły, której tak bardzo zazdrościła, zobaczy jej wahanie jako niechęć lub brak zainteresowania.
W głowie słyszała głos Camille, która rzucała przyjacielskie przestrogi. „Czasami wystarczy zrobić pierwszy krok. Nieważne, co myślisz, po prostu to zrób, Yvette. Nie przegap czegoś wartościowego tylko dlatego, że się boisz."
Ale lęk, który odczuwała, wydawał się jak ciężki łańcuch przywiązany do jej serca.
Zegar na ścianie wybił 23:00, a ulice Paryża cichły pod miękkim światłem latarni. Yvette uniosła głowę i spojrzała w stronę swojego telefonu po raz kolejny. Co by się stało, gdyby odłożyła swoje wątpliwości na bok? Gdyby po prostu odpowiedziała, bez analizy, bez rozmyślania nad każdym słowem?
Wzięła urządzenie do ręki i zaczęła pisać:
„Hej, Jaeyun. Przepraszam, że nie odpisywałam tak długo..."
Zatrzymała się. Wstrzymała oddech, patrząc na niedokończoną wiadomość. Wtedy wyłączyła ekran i rzuciła telefon na kanapę obok siebie.
– Nie dzisiaj – szepnęła cicho, choć w jej głosie zabrzmiała nutka rezygnacji.
Nie dzisiaj, ale jak długo jeszcze mogła uciekać przed rozmową, która mogła odmienić wszystko? Nie miała już sił na ciszę, a jednak lęk paraliżował ją bardziej, niż była gotowa przyznać nawet przed sobą.
Yvette położyła się na kanapie, wykończona emocjonalnie po kolejnym dniu pełnym wątpliwości i zmagań z samą sobą. W jej pracowni panował półmrok, oświetlany jedynie ciepłym blaskiem lampki stojącej na biurku. Zamknęła oczy, mając nadzieję na chwilę spokoju, by choć przez moment nie myśleć o niewysłanej odpowiedzi do Jaeyuna.
Nagle telefon zawibrował i wydał charakterystyczny dźwięk połączenia wideo. Otworzyła oczy, spoglądając na ekran, a jej serce przyspieszyło. Na wyświetlaczu widniało jedno imię: Jay.
Westchnęła. Jay nie był osobą, którą łatwo się ignoruje – wiedziała, że jeśli nie odbierze, i tak zadzwoni ponownie. Przejechała ręką po twarzy, próbując nadać sobie mniej zmęczony wygląd, i nacisnęła „odbierz".
Ekran ożył, a znajome, szeroko uśmiechnięte oblicze Jaya wypełniło jej widok.
– Yvette! – wykrzyknął z entuzjazmem, zanim zdążyła się odezwać.
– Jay... cześć – odparła z lekkim uśmiechem, ale jej głos zdradzał zmęczenie. – Co się dzieje?
Jay przesunął kamerę, ukazując dwóch znajomych, którzy najwyraźniej postanowili do niego dołączyć. Heeseung machnął ręką w stronę obiektywu, a Sunghoon uniósł w geście powitania puszkę coli.
– Cześć, Yvette! – zawołali niemal jednocześnie, wywołując na jej twarzy mimowolny uśmiech.
– Jay... naprawdę, mam za sobą długi dzień – zaczęła, ale Jay przerwał jej gestem dłoni.
– Wiem, wiem. Dlatego właśnie dzwonimy, żeby cię trochę rozweselić – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Hej, mamy wiadomość, którą musimy ci przekazać.
Yvette zmarszczyła brwi, czując, że coś kombinuje.
– Jaką wiadomość?
Jay spojrzał na Heeseunga i Sunghoona, wymieniając z nimi porozumiewawcze spojrzenia.
– Chodzi o... kogoś, kogo już dobrze znasz – zaczął z teatralną intonacją, ale Yvette przerwała mu, unosząc brew.
– Jeśli to ma być jakieś głupie żarty, Jay...
– Żadne żarty! – zawołał Sunghoon, zasłaniając mu usta dłonią. – Powiedzmy, że jest ktoś, kto naprawdę bardzo chce z tobą porozmawiać. I kto, nie chcąc wymieniać imienia, ostatnio jest trochę... zmartwiony.
Yvette zamarła. Serce zabiło jej mocniej. W jednej chwili zrozumiała, dokąd zmierzała rozmowa.
– Mówicie o... Jaeyunie? – zapytała cicho, próbując ukryć drżenie w głosie.
Jay odsunął rękę Sunghoona i pokiwał głową z szerokim uśmiechem.
– Bingo!
Yvette przygryzła wargę, spoglądając na swoją twarz odbitą w ekranie telefonu. Wiedziała, że chłopcy uśmiechają się z beztroską, ale ich słowa wwiercały się w nią jak igły.
– Dlaczego mi to mówicie? – zapytała w końcu, bardziej zdeterminowana, niż chciała się przyznać.
Heeseung postanowił zareagować, przekręcając kamerę, by skupić na sobie uwagę.
– Bo Jaeyun jest naszym przyjacielem. I odkąd wysłał do ciebie wiadomość, nie myśli o niczym innym. Wydaje się, że coś go gryzie.
– A że nie chce napisać jeszcze raz, postanowiliśmy działać za niego – dorzucił Jay, wzruszając ramionami, jakby ich zachowanie było czymś najzwyklejszym na świecie.
Yvette spojrzała na nich z niedowierzaniem.
– I myślicie, że to jest w porządku? – zapytała, próbując ukryć zmieszanie, które ścisnęło jej serce.
– Nie. Ale myślimy, że warto, żebyś wiedziała, jak mu zależy – odpowiedział Sunghoon, jego głos brzmiał bardziej poważnie niż pozostałych. – Nie ma w tym żadnej presji. Po prostu nie chcemy, żebyś miała błędne wyobrażenie o jego zamiarach.
Yvette opuściła wzrok. Telefon drżał lekko w jej dłoniach, a chłopcy przestali mówić, czekając na jej reakcję. Przez chwilę zapadła cisza, w której myśli Yvette stały się wręcz namacalne.
W końcu podniosła wzrok, a na jej twarzy pojawił się delikatny, choć nieco zagubiony uśmiech.
– Dziękuję, że mi to powiedzieliście – powiedziała w końcu, zaskakując samą siebie. – Ja... muszę pomyśleć.
Jay spojrzał na pozostałych, po czym skinął głową z uśmiechem.
– W porządku. Pamiętaj tylko, żeby nie myśleć za długo. Nie każdy jest tak cierpliwy jak nasz Jaeyun.
Yvette odpowiedziała krótkim śmiechem, a potem połączenie się zakończyło, zostawiając ją w pełnej napięcia ciszy. Wiedziała, że teraz decyzja należała wyłącznie do niej. I że nie mogła już dłużej uciekać. Nie mogła dłużej pozostawiać chłopaka bez żadnej odpowiedzi.
„Nie myśl za długo" – przypomniały jej się słowa Jaya.
Nie mogła tego przeciągać. Nawet jeśli wciąż czuła niepewność, postanowiła zaufać swoim instynktom. Dotknęła ekranu i otworzyła okno rozmowy z Jaeyunem. Przeczytała jego wiadomość jeszcze raz, pozwalając sobie na uśmiech.
– Po prostu napisz – szepnęła do siebie, wybierając każde słowo z największą starannością.
W końcu ułożyła zdanie, które uznała za odpowiednie, i wpisała je:
„Hej, Jaeyun. Przepraszam, że tak długo milczałam. Ostatnio było tu naprawdę intensywnie... Jak tam u Ciebie? Czy Layla wciąż jest w centrum uwagi Twojej kliniki? "
Spojrzała na wiadomość przez dłuższą chwilę, a potem, z głębokim wdechem, nacisnęła Wyślij.
Telefon zawibrował lekko, a Yvette poczuła falę ulgi zmieszaną z niepokojem. Przeciągnęła dłonią po włosach i westchnęła, wpatrując się w ekran, choć wiedziała, że odpowiedź nie nadejdzie natychmiast.
– Pierwszy krok zrobiony – szepnęła do siebie. – Teraz reszta w jego rękach.
Yvette wciąż wpatrywała się w ekran telefonu, choć wiadomość została już wysłana. Myśli w jej głowie wirowały, ale czuła delikatną ulgę – pierwszy krok został zrobiony. Nagle drzwi do pracowni otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do środka weszła Camille z pewnym siebie krokiem, jakby ta przestrzeń była jej równie dobrze znana, co Yvette.
– Czas wracać do domu, kochana – powiedziała stanowczo, unosząc jedną brew w typowy dla siebie sposób. – Już po północy, a ty znów tkwisz tutaj jak zakładnik.
Yvette spojrzała na przyjaciółkę znad telefonu, wyraźnie wybita z równowagi.
– Jeszcze chwilę... musiałam coś załatwić – odparła, ale jej ton zdradzał niepewność.
Camille spojrzała podejrzliwie, odstawiając torbę na krzesło i stając naprzeciwko Yvette.
– „Coś załatwić"? To brzmi ciekawie – stwierdziła z zaciekawieniem, przyglądając się jej uważnie. – Nie mów mi, że w końcu zrobiłaś to, o czym myślę.
Yvette westchnęła, przeciągając dłonią po twarzy, jakby chciała ukryć swoją reakcję.
– Tak – przyznała w końcu. – Napisałam do niego.
Camille otworzyła szeroko oczy, po czym uśmiechnęła się tryumfalnie.
– Wiedziałam! I co? I co czujesz?
– Ulgę – powiedziała Yvette po chwili zastanowienia, zerkając na telefon leżący na stole. – Ale też jestem trochę przerażona.
– W takim razie, chodź – Camille wyciągnęła rękę w jej stronę. – Jeśli masz być przerażona, to lepiej rób to w domu, pod ciepłym kocem i z kieliszkiem wina, zamiast siedzieć tutaj jak bohaterka melodramatu.
Yvette przewróciła oczami, ale jej przyjaciółka miała rację. Wzięła torbę z kanapy i z lekkim uśmiechem podeszła do Camille.
– Może masz rację. Ale obiecaj, że nie będziesz mi przypominać o tej rozmowie przez całą drogę – powiedziała, wskazując palcem w stronę przyjaciółki.
– Nic nie obiecuję – odparła Camille z figlarnym uśmiechem, obejmując ją ramieniem. – Ale jestem z ciebie dumna, że w końcu zrobiłaś krok w jego stronę. To się liczy.
Yvette nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Razem wyszły z pracowni, a zimne, nocne powietrze Paryża otuliło je delikatnym chłodem. W głowie Yvette krążyła tylko jedna myśl: Czy Jaeyun już przeczytał moją wiadomość?
notka od autorki
No i tym razem, to Yvette zrobiła ten krok do przodu. A co będzie dalej?
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top