Rozdział III - Rebelia
Rey spojrzała w okno i zamarło jej serce. Poe, Finn, Leia... wszyscy, którzy w ostatnim czasie stali się jej rodziną, wszyscy oni czekali na nią i Skywalkera. Mimo wojny, żałoby, mimo wszystkiego znaleźli dla nich czas, aby ich powitać. A w szczególności ją. W końcu nawet nie wiedzieli, że Luke z nią jest. Myśleli, że śmierć Hana Solo ją przerosła i postanowiła uciec. Nie dostała przecież nakazu odnalezienia Luke'a, to miała zrobić później. Była taka dumna, miała rodzinę.... kogoś, komu bardzo na niej zależało, kogoś dla kogo była ważna, ale przede kogoś, kto ją potrzebował... niech i nawet że względu na korzyści.
&&&
Leia patrzyła nadlatujący statek. Rey, którą zdążyła zacząć traktować jak córkę, ta Rey właśnie przylatywała. Myślała, że nie żyje, że wsiadła na statek i... Lei zakręciła się w oku łza, która następnie spłynęła na policzek. Nie chciała jej ocierać, jeszcze ktoś zobaczy, więc tylko podrapała się w głowę, ocierając przy okazji łzę. Generał przez wiele myślała nad tym, czemu między Rey a sobą wyczuwa taką silną więź. Nie znała za dużo Jedi, którzy nie są jej rodziną... zaledwie dwóch. Nie wiedziała, czy są oni Jedi. Ale wyczuła też w nich moc, to, co musi mieć każdy Jedi. W Rey też ją wyczuwała. Jednak o wiele silniej. Czuła coś, co czuła przy Luke'u, czy nawet Vaderze. Nie wiedziała, czemu... kim ta dziewczyna może być. Z jej opowieści wie tylko tyle, że mieszkała opuszczona na Jakku, nic więcej...
&&&
-Wychodzimy? - spytała Rey.
-Wychodzimy - potwierdził mistrz - ty idź pierwsza, nawet nie wiedzą, że jestem. Zawołaj mnie, kiedy będzie trzeba.
-No, jasne.
Dziewczyna przycisnęła guzik otwierający "drzwi" jej statku. Otwierały się one bardzo powoli. Minęły chyba wieki, zanim ujrzała tych wszystkich ludzi. Luke oczywiście już dawno zdążył się schować.
-Kochanie! - wykrzyknęła Leia. Następnie, oczywiście dostojnym krokiem, podeszła do niej i przytuliła ją. - gdzie byłaś? - zaczęła lekko płaczliwym głosem - myśleliśmy, że nie żyjesz.
-Poźniej wam opowiem. - zaśmiała się Rey.
Generał puściła ją, a następnie obydwie się do siebie uśmiechnęły.
-Rey! - wykrzyknął Finn, a następnie podbiegł do niej i przytulił ją mocno. Rey odwzajemniła uścisk. Kiedy Finn skończył ją ściskać, podszedł do niej Poe i tylko podał jej rękę. Rey uśmiechnęła się do niego.
-Chodź, Rey, na pewno jesteś zmęczona. Siądziemy sobie w bazie i tam opowiesz nam, gdzie byłaś.
-Nie! - Rey weszła jej w słowo, a dodatkowo zaprzeczyła tak głośno, że wzrok wszystkich spoczął na niej. Nawet Luke'a, który wszystko podglądał z okienka na statku. - przecież.... mogę wam powiedzieć teraz.
-No więc mów!
-Pamiętasz tą misję, która była dopiero zaplanowana, zaraz po tej z Benem Solo? Ja... postanowiłam ją wykonać...
-Ale nie wykonałaś? - spytała Leia
-Widziałam się z Lukiem.- westchnienie zdziwienia Lei- Kiedy przyleciałam... to było dziwne, ale on... powiedział mi, że jest moim ojcem... -Leia zamarła, a Rey coraz ciszej i niepepniej kontynuowała- nie wiem, czy to możliwe. Jest dosyć... zdziwaczały. Jak Yoda. Starcy chyba nie powinni zostawać sami na bezludnych wyspach, bo im odbija. ( Tak, twoje słowa, CatChat13). To takie... dziwne.
-Nie, to prawda. - generał zabrała głos. - ja także od dawna wyczuwałam między nami silną więź. Teraz już wiem, dlaczego. To ty jesteś zaginioną córeczką. Nie wiem, czemu mój syn cię nie zabił... co się stało? - Leia na chwilę przerwała. - Dlaczego Luke z tobą nie przyleciał? Rey uśmiechnęła się.
- A czy ktoś mówił, że nie przyleciał? Drodzy państwo, oto największy Jedi w Galaktyce, Luke Skywalker! - kiedy Rey skończyła wypowiadać te słowa, zza jej pleców wyszedł jej ojciec. Lei stanęło serce.
-I ty... ty go znalazłaś? Sama z siebie... dla mnie... nie dla misji... - Leia miała łzy o oczach...
-A widzisz, jednak coś więcej niż skrzywienie ust - Rey i Luke roześmiali się. Wtedy Leia już zupełnie się popłakała i podbiegając do brata, mocno go przytuliła.
-Tak się cieszę. Rey, dziękuję, kochanie, dziękuję. Jesteś dla mnie jak córka... nigdy nie miałam córki. Nie licząc oczywiście Lilianny, ale to... nie do końca moja córka. - tyle czułych i ciepłych słów wypłynęło z ust generał, że wolała już zamilknąć. Za nią stali jej ludzie.
-No co? Szybko! Piloci zaparkują wasz statek, a ja przygotuje wam kwatery, na ci jeszcze czekamy!
I pobiegli za generał, śmiejąc się i płacząc na przemian.
&&&
Kylo spokojnym i wolnym krokiem, tak, żeby wywoływać należytą grozę, szedł przez korytarz z podziemiu ich bazy. Kiedy doszedł do skrzyżowania, skręcił w lewo, a następnie wcisnął guzik otwierający drogę do cel więziennych. Następnie znowu spokojnym krokiem zaczął iść korytarzem. Po około pięciu minutach podszedł do jednej z cel i wszedł do niej. Dziewczyna była tam nadal w takim samym stanie, nigdy się on nie zmienił, od tylu już lat.
-I co? Będziesz tu gnić do końca życia, czy pójdziesz ze mną i dołączysz do mnie? Jeżeli teraz będziesz uparta, to tylko zrobisz z siebie pośmiewisko, kiedy w końcu do mnie dołączysz. A więc? -Kylo zadał stanowcze pytanie, po którego tonie nie można było mieć wątpliwości, czy spodziewa się odpowiedzi.
-Nigdy. Nigdy tego nie zrobię. Wiesz dobrze! Nie wiem, jakim cudem przeciagnąłeś Isabelle na ciemną stronę mocy, ale mnie nigdy ci się nie uda!
-Ona też tak mówiła.
-Mnie wiezisz tu dłużej, a jednak się nie złamałam!
-Idziesz ze mną, albo zginiesz tu marną śmiercią za kilka lat.
-To może od razu mnie zabij? Przecież i tak mnie nie przeciagniesz.
-Nie igraj ze mną! Nie zabiję cię, jesteś mi potrzebna.
-Takie wyznania że strony Rena? No, tak, ten kto dołącza na ciemną stronę jest przecież słaby i się boi. Mnie nie przeciagniesz, ja nie boję się niczego. Nie boję się śmierci, a rodziny nie mam. Nic mi nie zrobisz.
-Jesteś pewna, że nie masz rodziny?
-Tak. Przecież wiesz.
-A co ze Skywalkerem?
-To nie mój ojciec.
-Ale jest dla ciebie kimś Bliskim.
-Nie dopadniesz go. Jest potężniejszy od ciebie.
-Nie lekceważ ciemnej strony! Jestem potężniejszy niż wiele lat temu.
-Ile lat temu? Dziesięć? Piętnaście? A ile szkolił się Luke? Może z pięćdziesiąt!
-Idźmy dalej. Ta mała urocza dziewczynka... pamiętasz ją?
-Nie. - powiedziała dziewczyna może trochę zbyt szybko.
-Nie kłam. Widzę to po twojej twarzy. A gdybym ci powiedział, że nie zabiłem jej, ale wyczyściłem jej pamięć i umieściłem ją na Jakku, aby w każdej chwili móc się zmusić do czego chcę?
-Ty wredny, podstępny draniu! - dziewczyna kopnęła Ren w brzuch, ten jednak stał nieruchomo. - odwal się ode mnie! Szantażuj kogoś innego! Zostaw mnie!
-Nie. - szyderczy uśmiech na twarzy Rena - a może mam szantażować małą Lily?
-Ona jeszcze żyje? Jak to?
-Zrobiłem z nią dokładnie to samo, co z tobą. Ona też nie chce do mnie dołączyć. Tylko, że w jej przypadku wszystko idzie w kierunku jej przejścia na ciemną stronę mocy.
-Czyli przyznajesz, że nie udaje ci się mnie zaciągnąć na ciemną stronę?
-Zapomnij o tej rozmowie - powiedział Ren bez wyrazu. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie. Następnie Ren wyszedł z celi. Dziewczyna szybko się poderwała i popatrzyła w miejsce, do którego się udał. Chciała wiedzieć, gdzie jest Lily.
-Witaj, mała. - słyszała złowieszczy głos Rena.
-Już nie taka mała. Mam piętnaście lat. - Lily! To Lil!
-Kiedy się zabrałem od matki byłaś taka mała. Jesteś moją siostrą. Dołącz do mnie, Lil.
-Nie. Nie . Nie i nie. Jestem Jedi. Sory, Benek, ale ja nie jestem takim nieudacznikiem, jak ty, aby dołączyć do ciemnej strony.
-Byłaś adoptowana, a do tego całe życie spełniłaś w tej celi. Naprawdę nie jesteś nieudacznikiem?
-Przynajmniej zachowałam resztkę godności i nie jestem dziś takim śmieciem jak ty.
-Przegięłaś mała! - Ren wyciągnął miecz świetlny.
-Nie, lepiej pokaż mi swoją twarz, to wywoła u mnie paraliż! - powiedziała Lili, a następnie Ren wylądował na ziemi. Lil miała duże zdolności jeżeli chodzi o moc i tak dalej. Z racji tego, że wolał już zakończyć te rozmowy, poszedł w stronę wyjścia.
&&&
Rey czuła się świetnie. Nigdy jeszcze nie była tak rozluźniona, rozmawiała z Leią, Luke'iem, świetnie się bawili. Opowiedzieli też jej całą historię. Rey czuła, że może tu zostać na zawsze. Ach, niedługo zaczną się jej misję razem z... no cóż, ojcem. Nawet z nim już się dogadywała. Leia też bardzo ich polubiła. Śmiała się i rozmawiała, jakby nie była tą poważną generał. No cóż, teraz Rey była dla niej jak córka.
-Ej, a będziemy wyciągać naszych z ciemnej strony?
Wszyscy spoważnieli. Świetnie, Luke, świetnie.
-Isabella, Ben... tak bardzo nam ich brakuję. Bylibyśmy taką szczęśliwą rodziną - rozczuliła się Leia - Jednak chyba łatwiej nam będzie ściągnąć tu Isabellę, to jednak kobieta, która jeszcze nie wiem swoim dziecku i myśli, że je straciła... myślę też, że nie ma najlepszych kontaktów z Benem. Co by nie mówić, jednak on rzekomo cię zabił. Przynajmniej ona tak myśli. Ren musiał cię porzucić na Jakku. Tylko po co?
Z tym pytaniem w głowie wyszli wszyscy trzej z saloniku. Każde z nich udało sie do swoich sypialni.
&&&
Pokój Rey był piękny. Cały biały. Miękkie, białe łóżko, biurko, szafa, stolik nocny, lampka. Drzwi do łazienki. I duże okno ma całą ścianę. To przez nie Rey teraz wyglądała. Uchyliła je lekko. Na zewnątrz było ciepło. Patrzyła na mrok, który powoli ogarniał galaktykę. Nagle przypomniała sobie o czymś. Wystawiła twarz za okno. Szepnęła cicho:
-Gdzie jesteś? Dlaczego mnie opuściłaś?
&&&
Dziewczyna miała dość emocji na dziś. Lily... mieszkała przez tyle lat w celi obok. I Rey... kochana Rey... ona żyje. Wychyliła głowę przez małe i zakratowane okienko i szepnęła:
-Gdzie jesteś?
----------------------------------------------
I jak? Podoba się? Dziś tak trochę tajemniczo, ale kocham tak właśnie pisać. Ciekawe, kto pierwszy wpadnie na to, kto to jest ta więziona dziewczyna. I piszcie komentarze, pod ostatnimi rozdziałami jest bardzo dużo tych miłych, za co bardzo dziękuję! 😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top