|8| Ssiesz nie tylko z matmy
BAEKHYUN
- PARK CHANYEOL, CO TY TU, KURWA, ROBISZ?!
Ja śnię, prawda? Mam takie omamy, na bank pani w spożywczaku dosypała mi jakichś prochów do tych kulek ziemniaczanych. Tak, tak, to taki żarcik ze strony mojej pustej mózgownicy. Teraz, Baekkie, zamkniesz oczy, otworzysz jeszcze raz i go tutaj nie będzie.
Kurwa, to nie działa.
Wiecie, może sytuacja nie byłaby taka zła, gdybym nie otworzył drzwi chłopakowi, który względnie mi się podoba, ale uznajmy, że wcale tego w tym momencie nie powiedziałem, w bokserkach, zwłaszcza, że jakoś tak nie przypominałem sobie, żebym podawał mu mój adres. Tak, myślę, że gdyby nie to wszystko, to byłoby okej.
Wróć, nie byłoby. Park, wypierdalaj.
- Ach, przyszedłem, bo-
Nawet nie słuchałem, co mówił. Byłem zajęty paleniem się ze wstydu, bo żebym to ja chociaż miał, co pokazać. Mam w ofercie tylko piękną oponkę na brzuchu i kilka siniaków na nogach przez przepychanie się z Lu podczas schodzenia po schodach. Byłem tylko wesołym (teraz smutnym) pączkiem z wielkim syfem w domu. Nie mogłem go ot tak wpuścić bez chwili rozeznania. Postanowiłem kupić sobie trochę czasu, dlatego trzepnąłem drzwiami, które zatrzymały się na stopie Chana w progu.
- Ałłłł.... - zaskomlał cicho, gdy przytrzasnąłem mu palec. - Chyba nie jestem tu aż tak proszony, jak mógłbym się tego z początku spodziewać, huh.
Nie, no co ty. Skądże znowu.
Okej, zacznijmy od początku. Park Chanyeol stoi pod moimi drzwiami i wgapia się we mnie, podczas gdy ja stoję sobie w gaciach i przetwarzam, co począć. Do matki nie zadzwonię, bo chyba aż tak źle to nie jest. Luhan stwierdzi, że to idealna okazja, żeby Chan mógł mnie nadziać na swój Mount Everest, za to Kyungsoo nie odbierze. Świetnie. Salon w zasadzie nie wygląda tak źle, powiedziałbym, że bywało gorzej, syfu w kuchni prawie nie widać, a do mojego pokoju nawet nie mam zamiaru go wpuszczać. W zasadzie, czemu ja w ogóle mam go tutaj wpuszczać?
Znaczy, może ciężko to przyznać, ale, pomimo swojego durnego charakteru, Park nie przestał mi się podobać tak z dnia na dzień, więc nie miałem co płakać z rozpaczy, że go widzę. Śniłem o nim trochę rzadziej i udawałem, że nie obchodzi mnie ani jedna marna cząstka jego egzystencji, można powiedzieć, że było mi trochę smutno, że widzi mnie w formie prawdziwego Ludzika Michelin z płaską powierzchnią, ale niemal identycznymi wałkami na brzuchu.
- Dobra, Byun. Wchodzę, bo już mi się znudziło udawanie, że masz tyle siły, żeby nie wpuścić mnie do środka - ach, nadal wredny.
Tak też zrobił, właściwie otwierając drzwi jednym palcem. Chyba czas zacząć ćwiczyć, bo masy już nabrałem i pomagały mi w tym między innymi moje kochane kuleczki ziemniaczane, pizza i żelki w kształcie wisienek, które były dla mnie podstawą survivalu, gdy mama nie zrobiła obiadu.
- Ta, jasne. Wchodź - zignorowałem jego dalsze słowa. No sory, niektórzy mają wielkie bice jak ty, wielkoludzie, a niektórzy makarony rodem z zupek chińskich. Ja potrzebuję silnego faceta, nie muszę mieć mięśni, a przynajmniej tak mi podpowiada moje uległe ego (i Luhan).
Zamknąłem za nim drzwi i standardowo kazałem się rozgościć, czuć się jak u siebie w domu i w ogóle. Ale, przepraszam, Moja Sosenko, o boże znowu używam tego beznadziejnego przezwiska, czy w czucie się jak u siebie włącza się pożeranie kogoś wzrokiem?
- Coś nie tak?
Nie, skąd.
- A, haha.. bo wiesz. Tak jakby ci stoi - wskazałem na jego krocze, bez cienia emocji na twarzy. Ja powinienem zostać światowej sławy aktorem. Uwierzcie mi, że ciężko jest nie okazywać żadnego podekscytowania, jeśli kogoś przyjaciel staje na baczność na twój widok. Ale nie, nie, nie rusza mnie to. Na pierwszy rzut oka ani trochę.
W środku było trochę inaczej. Właściwie, moje wnętrzności rozdzierały się pomiędzy opcją wywalenia go z domu albo przynajmniej ubrania się, a ściągnięcia nawet tych bokserek, bo, jakby na to nie patrzeć, to dalej był mój crush. Zawiesiłem na nim, a raczej jego kroczu, wzrok, licząc na to, że wpadnę na jakiś genialny pomysł, chociaż skupiony byłem na czymś zupełnie innym.
Hm, musi być duży, jakby na to nie spojrzeć.
- Dzięki - aha, świetnie Byun, że powiedziałeś to na głos.
- Ch-chodziło mi, że to duży problem.
- Z pewnością - uśmiechnął się zadziornie. Spieprzyłeś to, Baekhyun.
- W sensie, twoje przyjście, bo nie spodziewałem się tego - wypaliłem. Wyszło prawie naturalnie. Prawie. Nie skomentował tego, więc chyba było okej.
Z racji, że powoli zaczynały mnie piec poliki, usunąłem się z pola widzenia i zniknąłem w korytarzu. Szybko odszukałem mój szlafrok z nadrukowanym Artuditu, który wisiał w łazience i wróciłem do salonu, już trochę bardziej wyluzowany niż chwilę wcześniej. Chanyeol nieśmiało rozglądał się po pomieszczeniu i zastanawiało mnie tylko czy po prostu sobie patrzył, czy może zastanawiał się, jak mieszkają biedni ludzie. Mógłbym się założyć, że skubaniec ma wielką willę. Ciekawe jak wygląda.
Usiadłem obok niego w bezpiecznej odległości i zapytałem, skąd tu się wziął i jakie ma zamiary. Miałem nadzieję, że pokojowe, bo zaczynał się budzić we mnie duch Jedi i w razie błędnej odpowiedzi, byłem gotów wyciągnąć swój miecz świetlny i pokroić Chana na kawałki. Chociaż wolałbym, żeby mój gość swojego miecza nie wyciągał.
Chociaż...?
Nie.
Otóż nie powiedział mi, skąd miał mój adres, czego raczej się spodziewałem, ale za to wyjawił, po co przylazł. Tajemniczy ktoś przekazał mu supertajną informację o tym, że beznadziejnie radzę sobie z matmą. Póki co, w miarę dawałem sobie radę (zdawałem się znaczy) i nie do końca się tym wszystkim przejmowałem, ale jeśli mieli mnie dopuścić do matury albo pozwolić ukończyć tę szkołę, to faktycznie powinienem wziąć się do roboty. Tylko że jakoś tak nie uwzględniłem w swoich zamiarach Park Chanyeola.
- Najbardziej nie idą mi wykresy - przyznałem. Wspominałem już, że na widok delty chce mi się krzyczeć? Delta jest spoko, póki jest ujemna, pamiętajcie. - Serio jesteś taki dobry z matmy?
- Ta, w sumie radzę sobie z większością przedmiotów - wręczyłem mu książkę do drugiej klasy, którą szybko wertował, żeby nie zacząć opowiadać mi o materiale z trzeciego roku. To wyglądało całkiem autentycznie, chociaż na początku doszukiwałem się jakichś oznak, które by potwierdziły moją teorię, że jego słowa to zwykły bajer. - Masz z czymś jeszcze problem?
- Biologia - co ja będę się oszukiwał. Same dwóje to nie jest radzenie sobie. Chęć przypyskowania Parkowi, która świetnie działała w szkole, kiedy chciałem, żeby się odwalił, zeszła na drugi plan. Skoro chciał mi pomóc, to niech pomaga, co nie? - Anatomią zwłaszcza.
Podniósł wzrok znad książki i spojrzał na mnie znacząco, a ja potrzebowałem kilku dobrych sekund, żeby ogarnąć, co ja właśnie powiedziałem i spalić się z zawstydzenia.
- No, tego się od ciebie nie spodziewałem - zaśmiał się i zakrył usta dłonią. Ha, ha, bardzo zabawne. - Ale skoro to jest twoja zmora, to jasne, chętnie ci pomogę.
Jakoś to do mnie nie przemawiało, bo chwilę później znów zaczął się śmiać, tym razem rzucając się po mojej sofie i nic sobie nie robiąc z mojej znudzonej miny. Ile on ma lat? Pięć?
W końcu spoważniał i odchrząknął, wygodnie rozsiadając się na mojej sofie. Przewertował jeszcze kilka tematów i sięgnął do swojego plecaka, którego wcześniej nie zauważyłem. Wyjął kartkę, ołówek, długopis i westchnął, chwilę później mrucząc coś pod nosem. Oglądałem to wszystko w skupieniu, jakby to miało mnie nauczyć czegokolwiek pożytecznego oprócz jednego - Moja Sosenka ma piękne dłonie.
W zasadzie dalej nie wiedziałem, co sobie myślałem, wpuszczając go do mieszkania, ale miałem przeczucie, że to nie był bardzo zły pomysł. Chociaż dalej gdzieś z tyłu głowy miałem myśli o tym, że muszę się go stąd pozbyć.
A potem zadzwonić do tej gnidy, Lu.
CHANYEOL
Jako mniejszy chłopiec sądziłem, że największą przeszkodą w moim dojrzewaniu jest mutacja, bo faktycznie była dość uciążliwa i zanim mój głos został przez wielu uznany za najseksowniejszy na świecie, to trochę musiałem się pomęczyć w życiu jako uszol, wydający dźwięki zbliżone do zarzynanej kozy. Tak było, ale jak widać kilka lat po tym, okazało się, że jest coś gorszego, ogólnie rzecz biorąc - brak współpracy ze swoim najlepszym, mniejszym przyjacielem lub, u wybrańców takich jak ja, trzecią nogą.
Zazwyczaj górnolotnie oceniałem delikwenta (bo o delikwentkach nie było mowy) i stwierdzałem, że to nie jest jakakolwiek partia, na co mój przyjaciel posłusznie kiwał głową, ale nie tym razem.
Dostanie się pod wskazany przez Luhana adres było dość proste. W zasadzie dom Baeka znajdował się jakieś trzy sąsiedztwa od mojego, można powiedzieć, że kojarzyłem okolicę. Dopiero gdy stanąłem pod drzwiami, zacząłem się zastanawiać, co ja tam właściwie robię. I być może rozmyślałbym o tym w nieskończoność, gdyby drzwi nie otworzył mi... półnagi Byun.
Wcześniej nie zastanawiałem się nad jego wyglądem. No dobra, na pewno nie był brzydki. Miał wręcz delikatną urodę, która najbardziej przypadła do gustu pewnej części mojego ciała. O ile mózg próbował uspokoić moje oczy, które, chcąc nie chcąc, same wędrowały po ciele Baekhyuna, o tyle coś niżej chciało więcej i więcej.
Baek nie wyglądał na szczególnie zachwyconego, raczej zajmował się usilnym pokazywaniem, że wcale nie ma wypieków na twarzy i przytrzymywaniem drzwi, żebym nie mógł wejść do środka. Znaczy, starał się, bo jak taki maluszek mógłby mi jakoś przeszkodzić, po prostu nie chciałem być niegrzecznym chłopcem i na chama pchać mu się do mieszkania.
Jednak, gdy już zostałem wpuszczony, nie przewidziałem, że dane mi będzie zobaczyć Baekhyuna z bliska i od szaleństwa ratowały mnie prawdopodobnie tylko te pieprzone bokserki, chociaż nawet w nich jego tyłek wyglądał bosko.
Boże, co ja opowiadam.
Z chwilą, gdy usadowiłem się na dość wygodnej kanapie, która wyglądała trochę jak po wojnie kulek ziemniaczanych z popcornem, żelkami i nie wiem czym jeszcze, zdałem sobie sprawę, że trochę mi niewygodnie. I być może nie wpadłbym na to, co powoduje ten dyskomfort, gdybym nie podążył za wzrokiem Baekhyuna, który patrzył na moje krocze.
Nie, nie, nie, Park Junior, to nie jest twoja pora. Wybacz, że moja ręka nie może cię utulać do snu, ale, stary, to nie jest najlepszy moment.
Niestety mój przyjaciel, dosłownie, ni chuja się mnie nie słuchał, a jedyne co mogłem zrobić, to nastawić się na obracanie wszystkich dotyczących go komentarzy w żart. Chociaż nie musiałem się zbytnio wysilać, bo okazało się, że to Byun jest tym bardziej zawstydzony. I bardzo dobrze! To była jego wina, nikt mu nie kazał paradować po domu prawie nago. Czułem, że te kilka godzin będą dla mnie totalną męczarnią i nauczą mnie cierpliwości bardziej niż durne wybryki Jongina.
Ale przydałby mi się teraz widok jego schlanej mordy, byle tylko uspokoić dolne partie ciała.
Okej, Park, jesteś profesjonalistą. Jeśli rozmowa z Park Juniorem nie podziałała, musisz załatwić to intelektualnie.
Skoro już tam byłem, to wypadało jakoś przekonać Baekhyuna, że serio wiem czym jest matematyka, a można powiedzieć, że miałem takie zdolności do liczb, co Jongin do szybkich numerków. Ale to nie tak, że ją lubiłem - lubić a umieć to dwie różne sprawy - w każdym razie nigdy nie miałem z nią problemu, być może byłem gotowy wiązać z nią przyszłość, chociaż wolałem myśleć o sporcie. Jednak co z tego, jeśli byłem jedynym synem szefa olbrzymiej korporacji i od trzeciego roku życia wiedziałem, że to ja będę jego zastępcą. To po ojcu odziedziczyłem zdolności do przedmiotów ścisłych.
Usilnie starałem skupić się na podręcznikach Baekhyuna, które wertowałem, jakby były najciekawszymi książkami na świecie, a służyły prawdopodobnie tylko po to, żebym nie doszedł w spodnie od samego patrzenia na jego mleczne uda, których nie dało się zakryć jego szlafrokiem. Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszyłem z mojego doboru ubrań, bo jedyne co mnie ratowało w tamtej sytuacji, to luźne bokserki i dresy.
Gdy już przeszedłem do rzeczy, czułem się, jakbym prowadził jakiś ultraciekawy wykład, którego, o dziwo, ktoś słucha, przez co byłem bardziej niż zadowolony. Pierwsze pół godziny spędziłem na zachowywaniu ostrożności, w razie, gdyby chciał mnie wywalić przez okno, a w dół prowadziła dość długa droga, dlatego wolałem nie ryzykować. Potem jednak okazało się, że Baek faktycznie chce przyjąć moją pomoc i nawet oszczędził sobie wyzywania mnie, chociaż nieraz widziałem, jak przewraca oczami.
- To chyba tyle tytułem wstępu, zrozumiałeś coś? - zapytałem z nadzieją w głosie. Nigdy wcześniej nie prowadziłem korepetycji, zwłaszcza, że nie okazało się to tak proste, jak mogłoby się wydawać i wiązało się między innymi z porównaniem X w równaniu do ciasteczek z kremem, które akurat kupiłem po drodze, żeby zjeść sobie w domu. Jednak zostały użyte do wyższych celów, czyli poświęcone do zjedzenia, w wypadku podania przez Baeka poprawnej odpowiedzi.
Jest uroczy, gdy je, chociaż twierdzi, że będzie się przeze mnie turlać. Czy to znaczy, że będzie słodką kuleczką?! Zawsze chciałem taką mieć!
Dobra, stop. Ta słodycz zdecydowanie za szybko roztapia moje lodowate serce.
- Tak, dzięki - uśmiechnął się nieśmiało i spuścił głowę. - A co do tej biologii...
Parsknąłem ze śmiechu na samo wspomnienie. Anatomia, tak?
- Pytaj. Jakiś konkretny narząd? Układ? - profesjonalista, Park. Pieprzony profesjonalista od anatomii.
- Serce - wypuścił głośno powietrze.
Chciałem odpowiedzieć, że niestety niewiele o nim wiem, bo nie mam, ale hej! Właśnie zaczynałem czuć, jak rośnie. Chociaż nie zdziwiłbym się, gdybym pomylił to uczucie z czymś, co pulsowało nieco niżej.
- Jak to się dzieje, że ssiesz i z biologii, i z matmy, Byun - Baek w połowie wykładu o pompowaniu krwi ukrył swoją twarz w dłoniach i zwyczajnie zaczął gadać do siebie, czym zacząłem się trochę martwić. Może biedaczek ma schizofrenię... Powiedział Park, gadający ze swoim chujem. Nieważne.
- A co, wolałbyś ssać coś innego? - zażartowałem, na co ten podniósł głowę i wbił we mnie wzrok, mrużąc niebezpiecznie oczy. - No co?
- A może i bym wolał. Lepsze to niż siedzenie samemu w domu i obżeranie się od rana do nocy - wyznał. Musiał być naprawdę nieszczęśliwy, żeby zwierzyć się swojemu rzekomemu wrogowi, który starał się nim nie być.
Tak, mówię o sobie. Musiałbym być ślepy, żeby nie widzieć tego, że mnie nie lubi. A ja przecież jestem zajebisty, w czym rzecz?
No dobra, nie jestem, ale staram się.
- Ale co ty możesz wiedzieć, jak leci na ciebie pół szkoły. Już pewnie masz kogoś - pokręciłem głową, co mu nie przeszkodziło w wymienianiu. - Kilku? To laska, prawda? Bogata i jak z okładki Playboya. Wielkie balony, takie woooo-
- Jestem homo - przerwałem paplaninę o cyckach, którą dopiero zaczął, ale zdążyłem stwierdzić, że już mam dość. - Interesują mnie tylko chłopcy.
- Co... - pokiwał głową, jakby sam zgadzał się ze sobą i wyprostował się na fotelu, który został ustawiony naprzeciwko sofy. - W zasadzie to nie wierzę, że mówię to akurat tobie, ale tak, źle mi z tą samotnością, ale akurat ty nie znasz problemu braku zainteresowania swoją osobą.
Tak, ale nie wiesz, jak bardzo to jest męczące, gdy ludzie rozmawiają z tobą tylko dla swoich korzyści.
- Ty też jesteś homo? - zapytałem ze zwykłej ciekawości. Skoro on zna moje preferencje, to ja też mogę znać jego. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby też wolał peniski, na hetero to on mi nie wygląda.
- Oczyma wyobraźni bardziej lubię w dupę niż zachwycanie się waginami - wzruszył ramionami. Można powiedzieć, że automatycznie przyznał się też do bycia uke, nawet jeśli nie miał okazji tego sprawdzić. Tego też mogłem się spodziewać. Był drobny i delikatny, ciężko byłoby zrobić z niego seme, naprawdę ciężko.
- To chyba czas poszukać drugiej połówki, nie sądzisz? Jakiegoś-
- Jakiegoś wysokiego jak ty, mądrego chociaż w połowie jak ty, tylko milszego chłopaka - westchnął i oparł głowę na dłoni.
Być może wcześniej o tym nie myślałem, ale faktycznie moim głównym problemem był charakter. Do tej pory byłem święcie przekonany, że nic mi nie brakuje, ale teraz, gdy próbowałem samemu sobie udowodnić, jaki jestem miły, okazało się, że wcale nie jestem. Nie oszukujmy się, niektórzy ludzie mnie zwyczajnie wkurwiali, a innych jedynie akceptowałem. Sehun i Jongin byli jedynymi, którzy się ze mną trzymali, dlatego nie mogłem na nich narzekać. Inaczej zostałbym sam.
Tak jak na początku zakładałem, że być może ja i Baek zostalibyśmy w końcu przyjaciółmi, tak wtedy zrozumiałem, że nawet jeśli poczułbym coś do niego... to zwyczajnie nie zasługiwałbym na odwzajemnienie uczuć.
- Masz rację, jestem dupkiem - uśmiechnąłem się smutno. - Ale to nie tak, że nie będę chciał tego zmienić. - przerwałem na chwilę. - Cóż, pójdę już. Jakbyś jeszcze miał jakieś pytania - pisz.
Zebrałem swoje rzeczy i skierowałem się w stronę drzwi, do których bez słowa odprowadził mnie Baekhyun. Czemu miałbym się dziwić temu, że mnie nie lubił? Ośmieszyłem go przy całej klasie, zleciłem wyśmianie jego najlepszego przyjaciela i nękałem go na korytarzu.
Musiałem to sobie jeszcze raz przemyśleć.
Przeszedłem przez próg, wychodząc na klatkę schodową, ale zrobiłem zaledwie jeden krok i stanąłem w miejscu. Odwróciłem się w stronę Baeka, który spojrzał na mnie wyczekująco i wziąłem głęboki wdech. Pomyślałem, że gdyby Jongin usłyszał to, co za chwilę miałem powiedzieć, to kazałby spalić mnie na stosie. Ja sam nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem. Czy to dobrze, że przyszedłem, że pomogłem, że teraz stałem na korytarzu... i że to powiedziałem.
- Na początku nie będzie mi to wychodziło, ale będę się o ciebie starał, Baekhyun.
~*~
Dzisiejszy rozdzialik poświęcony w pełni chanbaekom, dlatego że no ciężko byłoby mi wpleść tutaj innych. Ale spokojnie, następny (który właśnie sobie piszę) będzie o naszych innych bohaterach, bo tak jak odpowiadałam na jeden z komentarzy - każdy zasługuje na trochę miłości!
A co do komentarzy - one się mnożą i mnożą, za co jestem wam bardzo wdzięczna. Poza tym ostatnio dziękowałam Wam za 1k wyświetleń, tymczasem dzisiaj wbiło ich już 1,5k!
Nie wiem, co powiedzieć ;; Kocham Was, naprawdę !
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top