|45| Rozstanie - Epilog
Ehhhhhhhhhhhhhhhh. Ciężko było.
~*~
BAEKHYUN
- Baek? Żyjesz ty? - Luhan dźgnął mnie palcem w brzuch i spojrzał na mnie podejrzliwie. Ostatnie dni wykańczały mnie psychicznie, ale musiałem udawać grzecznego ucznia i chodzić do szkoły. No, żeby chociaż nabić sobie jakąś frekwencję na początku roku. Tak naprawdę to przydałoby się jakkolwiek uczęszczać na te zajęcia w klasie maturalnej. Chociaż... - Aha, czyli fizycznie tak, mentalnie już nieszczególnie.
- Tak, oczywiście. Najlepiej wyprawcie mi już pogrzeb i będzie po sprawie. W obecnym stanie zgodziłbym się nawet na pochowanie żywcem - westchnąłem i odrzuciłem na bok książkę od matmy. Nawet ten przeklęty przedmiot będzie mi się kojarzył z Chanyeolem. Dobra, nie oszukujmy się - dosłownie każda rzecz będzie mi się kojarzyła z Chanem, czy to będzie kaczka w parku, czy gówno na chodniku.
- Jesteś tak cholernie marudny - Lu wywrócił oczami i spojrzał na Kyungsoo, który jak zwykle wertował podręcznik. Chciałbym kiedyś się dowiedzieć, jaki sens ma czytanie podręcznika od matmy. Bo mój przyjaciel robi to dość regularnie i nie wiem, jaki jest tego cel. W każdym razie, nie opłaca mi się próbować, bo oceny Soo nie są jakkolwiek lepsze od moich. To by była zwykła strata czasu.
A, zapomniałem. Przecież teraz będę miał dużo, bardzo dużo, wręcz w chuj czasu na (płacz) naukę!
Jeśli kiedykolwiek pomyślę, że samotność naprawi moje oceny, to zawołajcie Luhana, żeby pizgnął mnie w łeb.
- My i Kyungsoo przyzwyczailiśmy się już do panującej sytuacji. Staramy się być pozytywni, co nie? - Lu skinął na Kyunga, który nieznacznie się skrzywił. Niestety nasz wspólny przyjaciel miewa takie dni, w których głupota Xiao go przerasta i nawet nie kryje swojego zniesmaczenia jego osobą.
- Tak, póki nie wyjadą. Potem będziemy ryczeć razem z tobą - odpowiedział Soo i przerzucił stronę. Czy on po prostu czytał liczby? Coś czułem, że Kyung jest w jeszcze gorszym stanie niż ja, tylko nie daje po sobie tego pokazać.
Och, tylko nie wierzcie Luhanowi, że został optymistą. Jeszcze dziś będzie wył jak bóbr, tylko po prostu udaje, bo myśli, że mu to pomoże. Typowa procedura. Jednak nieco dziwi mnie fakt, że wyglądał na dość spokojnego. Na ogół z Lu można czytać jak z otwartej księgi. Nie potrafi kłamać, wciskać kitu i ukrywać większości emocji. Tak więc albo jego umiejętności aktorskie (wreszcie) się poprawiły, albo mój przyjaciel oszczędza łzy na jutro.
O. Mój. Boże. To już jutro.
- Baek, nie słuchaj go. Słuchaj mnie - swojego psiapsi najlepsiejszego, który tutaj zostaje i nie czyta cyferek jak jakiś psychopata, prawda? - Xiao ścisnął moje policzki, momentalnie odsuwając się w zdumieniu, że jeszcze nie oberwał ode mnie w twarz za taki gest. Cóż, tak bardzo nie miałem humoru, że nawet nie chciało mi się przybić mu żółwika w zęby.
- Po pierwsze, to, że nie czytasz cyferek, nijak cię nie ratuje - odpowiedziałem. - A po drugie, nie mogę wyjść z podziwu, że tak bardzo masz w dupie wyjazd swojego chłopaka. Odkochałeś się, czy co?
- W życiu - pokręcił głową. Wreszcie usiadł spokojnie i momentalnie spoważniał, uprzednio wyrywając książkę z rąk Soo i ciskając nią o ścianę. - Ja już za nim tęsknię, mimo że jeszcze idę do niego po szkole. Po prostu widzę, w jakim stanie jesteś ty, a w jakim jest Soo. Nie wyglądacie dobrze, a póki chłopcy nadal są w kraju, przynajmniej powinniśmy próbować nie smucić się zawczasu. Spokojnie, jutro popłaczemy sobie razem.
- Niech ci będzie - machnąłem ręką.
Oparłem głowę o zimną ścianę i czekałem na dzwonek na lekcję. Dopiero zaczął się rok szkolny, a mieliśmy serdecznie dość szkoły, nauki i czegokolwiek związanego z edukacją. Istna porażka. Sprawdzian na sprawdzianie, kartkówka na kartkówce. Nawet nie ma kiedy popłakać albo obejrzeć dramy z pięknymi panami. Czy potrzebny jest jeszcze jakiś argument, żeby udowodnić, że ten rok zapowiada się beznadziejnie?
No cóż, i tak najgorszym jego aspektem będzie brak Chanyeola. Prawdę mówiąc, będę tęsknił nawet za tam złamas-...Ekhm, Sehunem i oczywiście Jonginem.
Tego ostatniego dnia przed ich wyjazdem, ja, Luhan i Kyungsoo mieliśmy spędzić czas wyłącznie ze swoimi miłościami. Nie mogłem uwierzyć, że ten dzień przypadał właśnie dziś. Ba, nawet o tym zapomniałem. Ogarnąłem to dopiero, gdy otrzymałem wiadomość od Chanyeola. Napisał mi, że przyjdzie po mnie pod szkołę, a potem pójdziemy do mnie. Jak się okazało, jego ojciec przypomniał sobie o tym, że ma syna. Szkoda tylko, że dzień przed tym, jak ten wyjeżdża za granicę. Mówiąc szczerze, jakaś część mnie chciała poznać pana Parka, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie jest to dobry pomysł. Zwłaszcza że, przypomnijmy, nie jestem nikim szczególnym. A dzieci szefów firm raczej nie powinni umawiać się z szarakami (dla nich - plebsem). No, szczególnie jeśli są jednej płci, prawda? Nie żebym zakładał, że pan Park jest homofobem, ale coś nie sądzę, żeby skakał do sufitu ze szczęścia, gdyby się dowiedział o orientacji jego syna.
Jak się później okazało, Sehun zaprosił Luhana do siebie, oczywiście uprzednio oferując mu podwózkę swoim "zajebistym samochodem" (Chan ma lepszy). Rzekomo mają oglądać film, ale, nie oszukujmy się, no kto im w to uwierzy.
Za to Kyungsoo milczał i oprócz tego, że wychodzi z Kaiem do restauracji, a potem jadą do domu Soo, nie dowiedzieliśmy się nic więcej. Wyglądało na to, że nasz przyjaciel był w o wiele gorszym stanie psychicznym, niż na początku zakładaliśmy.
Ale cóż, tak naprawdę nie mogliśmy nic na to poradzić. Każdy z nas nie najlepiej radził sobie z faktem, że zostało nam zaledwie kilka wspólnych godzin.
CHANYEOL
- O, proszę. Przyjaciel Sehun. Przyjechałeś po Lu? - nie byłem szczególnie zdziwiony, gdy na parkingu przed szkołą zastałem Huna, który w przeciwieństwie do mnie, siedział w samochodzie z jedną ręką na kierownicy. Nigdy w życiu nie usiadłby na masce swojego cudeńka, jak to ja mam w zwyczaju.
- O, proszę. Wieszak Chanyeol - odpowiedział i sztucznie się uśmiechnął.
- Spierdalaj.
Po pogodzeniu się Lu i Huna, nasza przyjaźń także wróciła do normy. A musicie wiedzieć, że uwielbiałem ją szczególnie za to, że nie opierała się na braterskiej miłości, a serdecznym jebaniu się jak psy. Chociaż jednocześnie wiedzieliśmy, że jeden skoczyłby za drugim w ogień.
Baekhyun od kilku dni podobno bardzo się na mnie skarżył. Skąd to wiedziałem? A no Baek powiedział Luhanowi, Lu Sehunowi, a Hun mi. Jednak zakazano mi przyznawać się do tego, że o tym wiem, więc najwyraźniej Baekkie nie miał pojęcia o tym, że wiem, co go boli.
A nie było to nic innego, jak moja postawa. Faktycznie, moje podejście nie wyglądało na typowe dla osoby wyjeżdżającej za granicę i zostawiającej swoją miłość życia. Jednak mam na to usprawiedliwienie - starałem się podchodzić do tego wszystkiego pozytywnie, mimo że wiedziałem, że utrzymywanie kontaktu nie będzie takie proste. Musiałem zachować spokój i cieszyć się tym, że Baek jest przy mnie, póki było to możliwe.
- Cześć, kochanie - ucałowałem Baeka w czoło i uśmiechnąłem się szeroko. Baekhyunnie został moim promyczkiem radości, który powoli wygasał. Miałem jednak nadzieję, że jeszcze przyjdą dni, w których będzie świecił mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Hej, Channie - wtulił się we mnie i szepnął ciche "zimno".
- Zapraszam do samochodu, Baekkie - zszedłem z maski auta i otworzyłem mu drzwi.
Przedstawiłem mojemu chłopakowi plan dzisiejszego dnia. Zaproponowałem, że pojedziemy do niego. W moim domu panował wszechobecny syf, spowodowany pakowaniem wszystkich niezbędnych rzeczy. Problem w tym, że wszystko wydawało się jednocześnie tak samo zbędne i niezbędne. Tak więc po powrocie od Baekhyuna czekało mnie jeszcze sprzątanie domu. Naprawdę, moje ubrania leżały dosłownie wszędzie i muszę przyznać, że nawet nie wiedziałem, że tyle ich mam. W każdym razie, miałem nadzieję, że nie wpadnę na jakiś szalony pomysł przepakowania tego wszystkiego jeszcze raz. Nie, nie. Przygotowana walizka wraz z innymi torbami leżały przy łóżku w moim pokoju. A cały syf był do ogarnięcia. Wystarczy to wszystko wrzucić do szafy.
Jednak zaznaczyłem, że musimy zrobić jeszcze coś ważnego, zanim ułożymy się wygodnie na łóżku i włączymy jakiś film. Obiecałem sobie odwiedzić pewną osobę i to zanim opuszczę Koreę. Pamiętacie tą przemiłą kobietę z bloku Baekhyuna? No wiecie, tę, która była świadkiem mojego twardego lądowania, podczas wchodzenia na górę do mieszkania Baeka zupełnie na początku naszej wspólnej przygody. Tak, tak, tę od podejrzanych ciasteczek. Nie wyobrażałem sobie wyjechać z kraju bez zajrzenia do niej.
I tak też właśnie zrobiliśmy, chociaż Baekhyun był... zdziwiony, delikatnie mówiąc. Oczywiście, kojarzył kobietę, ale rzucał jej tylko zwykłe "dzień dobry", gdy ta wychodziła na zakupy, podczas gdy on wybierał się do szkoły. Nigdy nie wpadł na to, że kiedyś usiądzie na fotelu przy starym drewnianym stoliczku w jej mieszkaniu, będzie jadł ciasteczka własnego wypieku i dyskutował. Tak po prostu - o wszystkim i o niczym.
Przyznam szczerze, że w trakcie tej wizyty poczułem się jak u babci. Ta przemiła pani potraktowała nas jak własnych wnuków, a nawet zwracała się do nas w typowy, pieszczotliwy sposób. Ach, no i oczywiście cieszyła się, że przyszedłem ją odwiedzić, chociaż spodziewała się, że raczej zlekceważę jej zaproszenie.
W mieszkaniu starszej pani spędziliśmy dwie godziny. Nie chcieliśmy zawracać jej głowy, mimo że ta jeszcze zatrzymywała nas w przedpokoju. Na pożegnanie dostaliśmy cały woreczek ciasteczek. Pani życzyła nam również szczęścia dla nas obojga. To miłe, że starsza osoba zamiast oskarżać nas o chorobę psychiczną albo o coś jeszcze gorszego, po prostu życzyła nam szczęścia.
Gdy w końcu znaleźliśmy się w mieszkaniu Baekhyuna, podjęliśmy decyzję, że zamawiamy kubełek kurczaczków i frytki. Do tego włączyliśmy już Spidermana i zrobiliśmy sobie miejsce w jego pokoju. To miał być spokojny wieczór. Jednak wiedziałem, że obydwoje odczuwaliśmy smutek i tęsknotę. Co prawda w tym momencie jeszcze byliśmy razem, ale następnego ranka mieliśmy się rozdzielić. Najpierw w trójkę mieliśmy wylecieć do Stanów, a stamtąd, po ogarnięciu wszystkiego i po tym, jak pomogę Sehunowi, miałem polecieć do Pekinu.
Dlatego wspólny wylot miał być o siódmej trzydzieści następnego dnia. Wychodząc z mieszkania Baekhyuna późnym wieczorem, poprosiłem go, by przyszedł się ze mną pożegnać. Luhan i Soo również mieli przyjść, żeby, przynajmniej jak na razie, ostatni raz spotkać się z Sehunem i Kaiem. Baekkie zgodził się i delikatnie uśmiechnął.
Ale w żadnym wypadku nie był to szczery uśmiech.
LUHAN
- Sehunnieeee - przyczepiłem się do rękawa kurtki Sehuna jak miś koala. Za nic w świecie nie chciałem go puścić na chociażby pięć minut, a co dopiero na tak długi czas i tak daleko!
- Lu, muszę siku, puść mnie - powiedział dyskretnie. Na jego twarzy pojawił się grymas. Zignorowałem go, siku jest mniej ważne od Xiao Luhana.
- Nie obchodzi mnie to. Wiesz jak ja strasznie będę za tobą tęsknił? Oj Hunnie, dlaczego ty musisz jechać... - westchnąłem. Było mi naprawdę smutno, że mój kontakt z Sehunem będzie ograniczony do minimum albo nawet do zera. A poza tym, byłem cholernie głodny, więc było mi bardzo smutno razy dwa.
Kątem oka obserwowałem, jak Kyungsoo żegna się z Kaiem. Biedny Soo nie spał całą noc, a pustka w jego oczach sugerowała, że po powrocie z lotniska również nie zmruży oka.
Wreszcie zdecydowałem się puścić Sehuna do łazienki. Powiedzmy, że przekonał mnie fakt, iż za siedem minut mieli już wchodzić do samolotu.
W tym czasie spojrzałem na smutnego Chanyeola, który nieustannie wpatrywał się w wejście na lotnisko.
- A... Nie widzieliście Baekhyuna? - zapytał Chan. Obejrzałem się za siebie, orientując się, że przyjechałem na lotnisko tylko z Soo. Baek nic nie pisał od poprzedniego wieczoru. To dziwne. Bycie na ostatnią chwilę jest u niego dość typowe... Ale ta ostatnia chwila jest teraz. A jego nie ma. - Nie wiecie, gdzie on jest?
- Nie mam pojęcia, powinien tu być już dawno temu - odpowiedziałem, a wśród naszej piątki zapanowała cisza. Sehun, który szybko wrócił z toalety, i Jongin spuścili wzrok, Kyungsoo przykleił się do ramienia Kima, a Chanyeolowi zeszkliły się oczy. Byliśmy w kropce. To niemożliwe, by Baekhyun stwierdził, że nie ma ochoty pożegnać Chanyeola. Nie miałby serca tego zrobić. - Ile mamy czasu, Chan?
- Jakieś pięć minut.
Jasny szlag.
BAEKHYUN
Kurwa mać. Kurwa mać. Kurwa mać.
Dlaczego ja muszę być takim przegrywem? Po prostu, dlaczego?! Dlaczego mój budzik nie zadzwonił akurat tego jednego dnia, kiedy najważniejsza osoba w moim życiu mnie opuszcza, być może bezpowrotnie?
Ledwo zdążyłem się ubrać i pobiegłem na przystanek, przeklinając na wszystko, co znajdowało się dookoła. Miałem ochotę przystawić kierowcy pistolet do skroni, żeby jechał szybciej, mimo że wiedziałem, że było to niemożliwe.
Gdy wysiadłem z autobusu, od razu pobiegłem na lotnisko. Nie miałem pojęcia, która mogła być godzina. Po prostu odciąłem się od świata, a w głowie miałem tylko jedną myśl - muszę znaleźć Chanyeola, nim będzie za późno.
Nie byłem przyzwyczajony do takiego wysiłku fizycznego, miałem fatalną kondycję, ale biegłem ile sił w nogach, aż wreszcie ujrzałem moich przyjaciół, stojących blisko okna, wychodzącego na pas startowy.
Tylko moich przyjaciół.
- Lu-Luhan - starałem się wziąć głęboki oddech, ale okazało się to trudniejsze, niż mógłbym tego przypuszczać. - Gdzie? Gdzie on jest?
- Baekhyun... - Lu objął mnie w pasie i przytulił razem z Kyungsoo. - Tak mi przykro, Baek. Ich samolot właśnie odleciał.
Nie.
To nie może być prawda.
- Nie martw się, Chan kazał przekazać, że bardzo cię kocha i-
W tym momencie wszystko, co działo się dookoła, tłok, chaos panujący wśród pasażerów, którzy za chwilę musieli biec na swoje loty, słowa Soo, zdania Luhana, mój własny oddech, który stał się jeszcze słabszy niż przed chwilą... To wszystko przestało mieć znaczenie. Przestało dla mnie istnieć. Oddaliłem się od tego, odciąłem.
Chanyeol. Miłość mojego życia. Moje największe szczęście. Ktoś, kogo kochałem i kochać nie przestanę. On... Wyjechał, a ja nie zdążyłem się z nim pożegnać.
- Wiesz, Baekhyunnie, bardzo przykro mi to mówić, ale będę miał bardzo mało czasu.
- Ale będziesz przyjeżdżał?
- Będzie bardzo ciężko, skarbie. Nie wiem, nie jestem w stanie ci tego obiecać.
Nie zdążyłem się z nim pożegnać. Być może nigdy już nie zobaczę jego chłopięcego uśmiechu i wesołych oczu. Być może już nigdy nie wtulę się w jego ciepłe ciało. Nigdy więcej nie powiem mu, jak bardzo go kocham.
Spieprzyłem sprawę, jak jeszcze nigdy w życiu.
Nie reagowałem, gdy łzy płynęły mi po policzkach, chwilę później skapując na moją bluzkę. Nic nie mówiłem, gdy przyjaciele zaprowadzili mnie do domu i zostawili samego, żebym odetchnął i uspokoił się.
I nic nie zrobiłem, gdy minął prawie tydzień, a ja nie dostałem żadnej wiadomości od Chanyeola.
***
- W zasadzie, jeśli oni wyjechali, to możemy uznać, że jesteśmy teraz sami. W dodatku, żeby jakoś przeżyć zaistniałą sytuację, powinniśmy zapomnieć o tym, że nasze związki miały kiedykolwiek miejsce. Wynika z tego, że musimy uznać, jak byśmy nigdy nie byli w związku, a więc nadal jesteśmy przegrywami. Tęskniłem za tym tytułem, wiecie? Bycie pierdołą życiową to też jakiś tytuł. Chujowy, bo chujowy, ale jest.
- Możesz przestać filozofować? Twoje gadanie nam nie pomaga. Siedź na dupie i oglądaj z nami Wikingów. Zobacz, to są prawdziwi faceci. Ten twój chuderlak by się złamał w pół, zanim by podniósł taki topór - odpowiedziałem Luhanowi, po czym znów zapchałem popcornu do buzi. Chłopcy wyjechali sześć dni temu, a ja miałem wrażenie, że od tego czasu utyłem jakieś siedem kilo. No tak, teraz już w ogóle nie mam ruchu (jedyne aktywności związane z łóżkiem to wstawanie z niego), bez przerwy oglądam jakieś seriale, a do tego bardzo dużo jem. Wagę i lustro omijam szerokim łukiem. Już wystarczająco jestem zawiedziony samym sobą.
Tymczasem Luhan prowadził strajk głodowy. Na szczęście po trzech dniach mu się znudziło. Dostał do ręki kebaba i mu przeszło.
Kyungsoo trzymał się w miarę dobrze. Czasami sobie popłakał i potem czuł się jak nowo narodzony. Ostatnio też został moim kompanem do czyszczenia lodówki i szafek z ciastkami.
- Filozofować, filozofować... To jest brak szacunku, wiesz? Życzę ci, żeby twoje dzieci musiały się uczyć mojej filozofii w szkole, o. Poza tym, przed chwilą właśnie tłumaczyłem, dlaczego mieliśmy przyjąć założenie, że nigdy nie byliśmy w związkach, by kontynuować żywot spokojnego przegrywa, a ty mi tutaj wylatujesz z tekstem "ten twój"? Oj, oj, Baekhyun. W ogóle mnie nie słuchasz.
- Dobra, zamknij się i oglądaj - Soo rzucił w Luhana ziarenkiem popcornu, nawet nie odwracając wzroku od ekranu.
Siedzieliśmy w ciszy może całe pięć minut, może trochę mniej. Ostatnio straciłem poczucie czasu. W każdym razie, następny temat zaczął się niewinnie, bo dyskutowaliśmy o wikingach, którzy, tak swoją drogą, nie są jacyś niesamowici. Ale Chanyeola nigdy nie widziałem z toporem, więc nie mogę powiedzieć, że to on jest lepszy.
- Wiecie co, ale ja lubiłem tą moją chudą pizdę. Tak w sumie to kochałem, a nawet nadal kocham. Jak dla mnie to on nie musiałby nikogo zabić albo być jakimś twardzielem. Wystarczy, żeby był.
- Dobra, pogadajmy o czymś innym. Co by tu... - Kyungsoo wziął sprawę w swoje ręce i widząc, że Lu zaczyna się rozklejać, starał się na szybko wymyślić temat rozmowy. - O, wyobraź sobie siebie za pięć lat. Możesz być kim chcesz, niezależnie od wykształcenia. Serio, kimkolwiek. No więc, mamy rok dwa tysiące dwudziesty piąty, kim jesteś Xiao Luhanie?
- Alkoholikiem.
- Wow, to są dopiero aspiracje życiowe, przyjacielu - poklepałem go po ramieniu i zrobiłem zażenowaną minę. - Nie żebym wątpił, że wszyscy skończymy na ławeczce pod 7eleven. To na pewno bardziej prawdopodobne niż zostanie naukowcem.
- Ale Baekhyun, on mógł sobie wybrać dowolny zawód. Jakikolwiek. Nawet taki najmniej realny - jęknął Soo. Wyglądał na co najmniej zażenowanego.
- No, a ty kogo byś wziął? - zapytałem Kyungsoo z czystej ciekawości.
- Ja to bym mógł zostać na przykład lekarzem i-
- Tia, lekarzem. Chyba psychiatrą. I to naszym własnym - zaśmiałem się pod nosem. - Nie chcę teraz z ciebie kpić, ale wiesz, jak coś to pacjentów już masz. Łącznie ze sobą to już nawet trzech.
- Bardzo śmieszne, Baekhyun. A ciekawe, kim ty byś chciał zostać? - Soo najwyraźniej poczuł się urażony moimi słowami. Założył ręce na piersi i wygiął się dumnie niczym łabędź. Albo kaczka, której rzucasz chleb.
- Ja to bym chciał matury dożyć.
Zanim moi przyjaciele zdążyli zajęczeć i zgodnie uznać, że tak naprawdę to ja mam najbardziej beznadziejną wyobraźnię, co do swojej przyszłości, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Popatrzeliśmy chwilę na siebie nawzajem i zdziwieni, nie wiedzieć czemu, całą trójką podeszliśmy do drzwi. Nie było opcji, żeby to byli moi rodzice. Mogliśmy się ich spodziewać dopiero za dobre dwie godziny. Na pewno nie był to też żaden kurier - kurier nie wszedłby na klatkę. Musiał więc to być ktoś, kto zna kod.
Niepewnie otworzyłem drzwi, chociaż przez chwilę zapragnąłem strzelić sobie w twarz za to, że nie wpadłem na to, żeby zobaczyć przez wizjer, kto do nas przyszedł.
Jednak, gdy już otworzyłem drzwi, zamarłem. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że to, co widziałem, było jedynie kwestią mojej wyobraźni.
Przed drzwiami stał Park Chanyeol.
A tuż za nim stali Oh Sehun i Kim Jongin z torbami w rękach.
- Cześć - wysapał Chan, jak zwykle zmęczony wspinaczką po schodach, teraz z dodatkowym bagażem. Widząc jednak, że nadal stoimy w drzwiach jak wryci, na chwilę odłożył walizkę na podłogę. - Wytłumaczymy wam to, ale musicie nas wpuścić.
Nie wpuściliśmy. W żadnym wypadku. Rzuciliśmy się na nich na klatce schodowej i mocno trzymaliśmy w uściskach. Płakaliśmy na głos i przez dłuższy czas nawet nie daliśmy im dojść do słowa.
- Czemu mi to zrobiłeś? Co ty tutaj robisz? Co ze studiami? - zadawałem mnóstwo pytań, nie dając możliwości odpowiedzi. Aż wreszcie Chanyeol pogłaskał mnie po głowie i starł łzy z moich policzków.
- Wyjechaliśmy na krótkie wakacje przed studiami - uśmiechnął się i wniósł mnie do mieszkania. Gdy w szóstkę znaleźliśmy się w mieszkaniu, Yeol zamknął drzwi i postawił mnie na ziemi.
- Co? Nic z tego nie rozumiem - Luhan zmarszczył brwi i głośno przełknął ślinę.
- W poniedziałek zaczynamy zajęcia na Narodowym Uniwersytecie Seulskim - nasi chłopcy uśmiechnęli się szeroko, a nam opadły szczęki.
- Chanyeol, ale... Co? Jak to? - zapytałem zdezorientowany.
- Chyba nie myślałeś, że naprawdę cię zostawię, Baekkie? Kocham cię, kocham cię najbardziej na świecie i dlatego nie mógłbym sobie wyobrazić wyjazdu w miejsce, w którym by mi ciebie zabrakło. No, a że lubię jak się złościsz, to musieliśmy trochę pozmyślać i zrobić do tego ładną otoczkę wydarzeń.
- Jesteś głupi - uderzyłem go w pierś - ale kocham cię tak bardzo, że nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zostajesz w Seulu.
Znowu wtuliłem się w Chanyeola, wsłuchując się w bicie jego serca. Świadomość tego, że bije dla mnie, powodowała, że łzy same cisnęły mi się do oczu.
Ale teraz to nie to było najważniejsze. Przez ostatni rok zmieniło się naprawdę wiele. A jednocześnie osoby, na których zawsze mi zależało, pozostały ze mną. Luhan i Kyungsoo prawdopodobnie zawsze będą razem ze mną tworzyć paczkę przegrywów. Nieważne, co się z nami stanie i jak będzie wyglądało nasze życie, nasza przyjaźń będzie jeszcze trwała przez długie lata, a nawet chciałbym, by trwała do końca życia.
Jednak w ubiegłym roku poznałem osobę, która otworzyła mi oczy na nowy, lepszy świat. Osobę, którą pokochałem, tak prawdziwie i szczerze, a w zamian otrzymałem to samo - miłość, dla której warto zmienić swoje życie.
W tym miejscu moja historia się kończy, ale wierzę, że historia mojego związku będzie o wiele dłuższa. I tak, jak wierzyłem, że nigdy nie odnajdę miłości i nie jest ona dla mnie, tak teraz mam wam do przekazania bardzo ważne zdanie, które chciałbym, żebyście zapamiętali:
KAŻDY BYUN BAEKHYUN MA GDZIEŚ SWOJEGO PARK CHANYEOLA, KTÓRY NA NIEGO CZEKA.
~*~
Tak właśnie Moi Drodzy kończą się przygody naszych bohaterów w tej książce... Chyba.
Po ponad roku pracy, z bólem serca, ale jednocześnie uśmiechem na twarzy, piszę dla Was to podsumowanie, mając nadzieję, że ktoś poświęci chwilę, by je przeczytać.
Po pierwsze, chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za każde wyświetlenie, każdą gwiazdkę i każdy komentarz. Fakt, że zostawialiście po sobie jakiś ślad, bardzo mnie motywował - ok 90% rozdziałów było pisane regularnie - tydzień w tydzień. Oczywiście, tak jak już to tłumaczyłam, w nowym roku szkolnym moim priorytetem stała się nauka, przez którą ciężko mi było i będzie znaleźć czas. W moim życiu pojawiły się też osoby, którym chcę dodatkowo poświęcać swój czas, co również spowodowało, że miałam go mniej na pisanie (chociażby) WYFC.
Niemniej jednak, bardzo się starałam, żebyście mogli ujrzeć status tego fika, jako 'zakończony' jeszcze przed świętami. I tutaj oczywiście również bardzo, ale to bardzo dziękuję mojej Becie. Stara, nie wiem, co ja bym bez Ciebie zrobiła.
Przechodząc do drugiego punktu, muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się, że WYFC zdobędzie tyle wyświetleń. W tej chwili jest ich ponad 36 tysięcy (i mam małe marzenie, żeby pojawiło się ich jeszcze troszkę). Do tego dochodzi jeszcze ponad 4.6 tys. gwiazdek i 3.6 tys. komentarzy. Chyba nadal do mnie to nie dociera, poważnie.
Jako że (wiecie, że) lubię statystyki, dla osób (spaczonych jak ja) ciekawych chciałabym podać, że WYFC liczy sobie ponad 500 stron oraz ok. 125k słów. Jak dla mnie to całkiem sporo ;) Rozdziały wahały się w granicach 2700-3500 słów. I jestem z tego cholernie zadowolona.
Kończąc wreszcie podsumowanie, w punkcie trzecim chciałabym Was zachęcić do zadawania mi pytań albo napisania czegoś od siebie. Czekam na wszystko: co Wam się podobało najbardziej, a co najmniej; co mogłabym poprawić etc. Wiem, że w fiku było już Q&A (z czego też jestem bardzo dumna), ale chciałabym, żebyście napisali też coś po przeczytaniu całości.
I tutaj największa prośba dla osób, które są nie tylko z WYFC, ale też ogólnie - ze mną. Macie pytania, dotyczące WYFC? Chcecie się dowiedzieć, czy będę jeszcze nad tym pracować? Jesteście ciekawi, jak to powstawało? A może chcecie wiedzieć, jakie mam dalsze plany na mój profil albo chcecie zapytać np. o Psycho? Piszcie, na wszystko Wam odpowiem w komentarzach.
Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim!
Do zobaczenia w moich kolejnych pracach
I ostatni raz w tej książce: Kocham Was <3
cloudyHun 2019/20
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top