|41| Odnalezione przeznaczenie
To tak, żebyście się nie nudzili na PSO i innych takich.
~*~
LUHAN
Następnego dnia po szkole Kyungsoo zaproponował mi wyjście z Jonginem. Nie miałem większej ochoty na cokolwiek innego niż moje własne łóżko, ale mój przyjaciel nie przyjmował odmowy. Dlatego też godzinę po ostatniej lekcji siedziałem w kawiarni naprzeciwko wpół uśmiechniętego jajka i murzyna z wyszczerzonymi zębami. Lokal był dość przytulny. Na dworze padał deszcz, a wokół zrobiło się ciemno, więc zapalono ozdobne lampki, które nadały odpowiedni klimat do siorbania słodkiej kawy. Może ja i mój tyłek wyglądamy, jakbyśmy wielbili cukier, ale akurat nie zdarzało mi się dosypywać go do kawy.
Kawa nie ma być dobra. Ona ma działać.
Wódka też nie jest dobra, a jakoś wszyscy ją piją.
Tym razem jednak potrzebowałem tej słodyczy. Rzekłbym, że była wspaniale obrzydliwa. Ale dodawała energii bardziej niż zwykła i w jakiś sposób uspokajała mnie. Obawiałem się, że przez ostatnie dwa miesiące mogłem uzależnić się od cukru. Świadczyła o tym między innymi szerokość mojej dupy, ale nieistotne.
- No i co teraz zamierzasz? - zapytał mnie Soo. Spojrzałem na niego spode łba, nie domyślając się, o co chodzi.
- Zależy, o co pytasz - odrzekłem. Ogólnie chciałem na ten moment zdać drugą klasę, odpocząć. Nie wiem, zgarnąć liście przed domem w sobotę.
- O Sehuna - powiedział mój przyjaciel. Słysząc to, zakrztusiłem się kawą, którą cudem przełknąłem, w ten sposób chroniąc twarz Kyunga. Och, wydaje mi się, że już kiedyś oplułem komuś twarz.
- Myślałem, że przyszliśmy tutaj kulturalnie wypić kawę i się odprężyć, a nie wracać do starych spraw - westchnąłem.
- To nie są stare sprawy, Luhan. Zachowujesz się jakbyś był chory, a mimo tego, że teraz żartujesz sobie w najlepsze ze wszystkiego, tak jak kiedyś, my ci nie uwierzymy, że jest okej - zrzedła mi mina. Chyba przez chwilę naprawdę pomyślałem, że całą tą sprawę jestem w stanie zamknąć swoimi żartami. - Nie mówię, że nie powinniście dać sobie trochę czasu. Teraz widzicie się na korytarzu, więc nie jest to takie proste. My to wszystko rozumiemy, Lu, ale rozumiemy też to, że jesteś nieszczęśliwy. Nini, powiedz mu o Sehunie.
- Coś mu się stało? Tylko nie mów, że znowu się przepracowuje. Dba o siebie, prawda? Trzyma się dobrze i śpi ze swoimi misiami, jak zawsze, gdy mnie nie ma?
- Matko, Luhan, ty naprawdę go kochasz - Jongin uniósł brwi ze zdziwienia. Nigdy nie uzewnętrzniałem swojej troski o Huna. Zamykałem ją w czterech ścianach mojego... Chłopaka? Kim on dla mnie jest, był, będzie? - Jeśli o to chodzi, nie mam dobrych wieści. Co prawda, Chanyeol powiedział mu, że o wszystkim wiesz, bo to był jedyny argument, który podziałał. Ale ustaliliśmy wtedy, że jak na razie nie będziemy ci mówić. Teraz jednak stwierdziliśmy, że powinieneś wiedzieć.
Odetchnąłem głęboko i usiadłem wygodnie. Czułem, że nie dowiem się niczego dobrego i przeczucie mnie nie zmyliło.
- Sehun zaczął się upijać. Ale nie denerwuj się, to jest już za nim. No, może ta sprawa nie była taka prosta, jakbyśmy wtedy tego chcieli, ale ogarnęliśmy to. Jednak dalej ma coraz głupsze pomysły, chociaż o dziwo nie ma ochoty na pracę. Więc nie przepracowuje się, a to duży plus. Za to jednego dnia chciał spróbować palić, ale Chanyeol spalił pudełko z papierosami na jego oczach i ostrzegł go, że zrobi tak z każdym. Naprawdę, myślę, że jak wszystko wróci do normy, to powinniście podziękować Chanowi. W szczególności Hun powinien to zrobić. Yeol w trakcie wakacji chodził do niego czasami nawet dwa razy na dzień, żeby sprawdzić, czy nie wpadł na kolejny idiotyczny pomysł. Mówię ci to wszystko, żebyś wiedział, że Sehun nie ma tego gdzieś. Też mocno to przeżywa i cały czas uważał, że nie chcesz go widzieć, dlatego nie przychodził.
- Dlatego powinniście porozmawiać - Kyungsoo dokończył myśl Kaia z uśmiechem.
Może i powinienem... Ale na pewno nie teraz.
BAEKHYUN
- Co u ciebie Channie? - zapytałem i leniwie przewróciłem się na drugi bok. Leżeliśmy na łóżku i zbieraliśmy siły. Dzisiaj mieliśmy dzień gotowania, a to wymagało ode mnie dużego nakładu energii. Chociaż najpewniej będę robił o wiele mniej niż Chan, ale to taki szczegół.
- A nic nowego, dalej kocham cię najbardziej na świecie - uśmiechnął się i po omacku odszukał moich ust, które czule pocałował. Mieliśmy takie ustalenia, że gdy odpoczywamy na łóżku, nie otwieramy oczu, zanim nie wstaniemy. - Wiesz, że musimy jeszcze przemalować pokój, a jest jakoś po jedenastej?
- No to co, musieliśmy odpocząć po pierwszym tygodniu szkoły - nieznacznie wzruszyłem ramionami. - Poza tym, nie możesz jednak wynająć ekipy, która ogarnęłaby ten pokój?
- Skarbie, wiesz, że nie zrobiłem tego tylko dlatego, bo ustaliliśmy, że chcemy zrobić to razem. Ten pokój nie jest jakiś ogromny, więc szybko się z nim uporamy. Poza tym, to będzie dobra zabawa. Cieszmy się wolnymi weekendami, póki istnieją.
Zgodziłem się z Chanem. Powinienem korzystać z prawdopodobnie ostatniego tak luźnego weekendu. Chociaż, nie oszukujmy się, będę miał wyjebane jak przez cały ostatni semestr.
Jednak zupełnie inaczej miała się sprawa Chanyeola, któremu naprawdę zależało na tej maturze. Co ciekawe, nie chciał iść na żadne zajęcia dodatkowe, a stwierdził, że sam to wszystko ogarnie we własnym pokoju. Wierzyłem mu na słowo i obiecałem, że nie będę marudził, gdy ten skupi się na książkach. Nadal nie chciał mi powiedzieć, jaki kierunek obiera w życiu, co nieraz mnie irytowało, bo on na pewno to wiedział kilka miesięcy przed wyborem. Ja miałem jeszcze czas. Dlatego tym bardziej obrałem sobie za cel pilnowanie, czy Park robi w ogóle jakieś notatki i czy dobrze odpoczywa po morderczych treningach koszykówki. Jednak bałem się siedzieć w ich szatni przez czas dłuższy niż pięć minut, bo wszyscy chodzili tam bez koszulek.
A o ile innych miałem gdzieś, o tyle mięśnie Chanyeola wydawały się piękniejsze za każdym razem, gdy je widziałem.
No a tak poza tym, to miałem traumę związaną z ławką, jeśli wiecie, o co chodzi.
Swoją drogą, nie wiedziałem, że uniwersytety w Seulu są aż tak wymagające. Generalnie Korea ma bardzo wysoki poziom edukacji, ale na pewno nie z angielskiego. Obstawiałem, że mój chłopak nie wybiera się na żaden kierunek lingwistyczny. Akurat z łaski swojej raczył mi powiedzieć, że celuje w nauki ścisłe.
Finalnie zdecydowałem, że przestanę się nad tym zastanawiać. Kiedyś z pewnością bym się dowiedział, więc musiałem tylko poczekać, aż Chan wybierze odpowiedni moment. Nie chciałem na niego naciskać, miałem tylko nadzieję, że nie wymyśli sobie uniwersytetu na krańcach Seulu, bo to by było beznadziejne. Dojazdy są okropne, Luhan to potwierdzi.
- A możemy chociaż pomalować ten pokój wieczorem? - jęknąłem. Nie chciało mi się malować teraz ścian. Miałem ochotę na gotowanie. Tak, prawdopodobnie myślę w ten sposób po raz pierwszy i zarazem ostatni w moim życiu.
- Niech ci będzie, ty moja księżniczko - zaśmiał się Park, na co cicho fuknąłem. Wcale nie księżniczkuję tylko mam własne zdanie. Czy jakoś tak to było. - A teraz może zrobimy naleśniki na śniadanio-obiad?
- Jak mniemam "zrobimy" oznacza mniej więcej tyle co "ja będę robić, a ty będziesz jeść"? - zapytałem z nutą nadziei w głosie. Jednak w tym momencie Chan podniósł się z łóżka, a nim zdążyłem jakkolwiek zaprotestować, przerzucił mnie przez ramię.
- Otóż nie tym razem. Dzisiaj gotujemy razem i razem też to zjemy. Nawet jeśli będzie ultra niejadalne - odrzekł Chanyeol i skręcił do kuchni. To wyglądało mniej więcej tak, jakby on był Shrekiem, a ja Fioną. - Aha Baekkie, czyli ja jestem ogrem dla ciebie, tak?
- Nie! To wcale nie... A czy ty musisz podsłuchiwać, jak gadam do siebie?!
Chan szybko ukrócił moje oskarżenia dźwięcznym śmiechem. Naprawdę, czy było coś piękniejszego niż śmiech Chanyeola? głos Chanyeola? w ogóle Chanyeol?
Gdy wreszcie postawił mnie na kuchennych kafelkach, zmierzyłem go wzrokiem. Niech przypomni sobie, jak milutko mu się siedziało kilka godzin na krześle. Niestety Park mnie zignorował, a zamiast tego zaczął szukać patelni. Szkoda tylko, że znowu nie był łaskaw ubrać niczego na siebie i kręcił się po kuchni, odziany jedynie w skarpetki i bokserki. To wcale nie tak, że po raz kolejny ukradłem mu bluzę.
- Może chociaż przyniosę ci jakąś koszulkę, Channie? Będzie ci chłodno - stanąłem przed nim, gdy wyciągał mąkę z szuflady.
- Nie, nie musisz. Jest mi dostatecznie ciepło na serduszku, gdy cię widzę.
Zarumieniłem się delikatnie. Jeszcze w marcu w życiu bym nie podejrzewał, że Chan umie skleić słowa tak, aby powstał komplement względem kogokolwiek. Teraz układał je jeden za drugim, a każde zdanie było jeszcze słodsze od poprzedniego. Channie był miękką kluchą, mimo że jego postura nijak na to nie wskazywała. Mógł być moim obrońcą, poduszką, kucharzem, ale też najlepszym chłopakiem, jakiego mogłem sobie wymarzyć. I to wszystko w jednym człowieczku.
CHANYEOL
Podczas robienia ciasta na naleśniki, Baekkie niejednokrotnie przytulał mnie pod pretekstem ogrzania mnie. Faktycznie, wyglądało na to, że pogoda już zapomniała o lecie, a zamiast tego stała się zupełnie jesienna. Jednak mi to nie przeszkadzało. W domu było dostatecznie ciepło, bym mógł paradować w samej bieliźnie bez narażania się na przeziębienie.
Dość szybko uporaliśmy się z suchymi naleśnikami, a farszem chciałem zająć się sam, więc poleciłem Baekowi iść do salonu i pooglądać jakąś nową dramę. W ten sposób miałem nadzieję sprawić mu małą niespodziankę. Może dla innych ulubione naleśniki nie byłyby niczym wielkim, ale pomyślałem, że Baekhyunowi na pewno się spodoba.
Sprytnie odciąłem kuchnię od innych pomieszczeń, żeby Baekkie nie czuł zapachu przygotowywanego farszu i nie domyślił się, co dla niego szykuję, po czym wziąłem się do roboty. Najlepszym w mniemaniu Baeka wypełnieniem naleśników był szpinak z boczkiem i serem. Oczywiście takie solidne trzy naleśniczki musiały być oblane sosem czosnkowym. Byłem jednak przekonany, że mój chłopak skusi się na więcej, więc oprócz swojej porcji przyszykowałem jeszcze trzy sztuki w zapasie.
To nie tak, że lubiłem futrować Baekkiego. To znaczy, lubiłem, bo wtedy mogłem oglądać jego szeroki uśmiech jeszcze dłużej. Nie zamierzałem mu bronić dokładek i dużych porcji, bo dla mnie był najpiękniejszy na świecie i nie musiał nawet szczególnie dbać o linię, by zostać najseksowniejszym człowiekiem w moich oczach.
- Baekkie, chodź na obiad! - zawołałem mniejszego podczas podawania naleśników na stół. Wyglądały naprawdę dobrze, byłem z siebie zadowolony.
- Co tak pachnie...? Jeny, Channie, moje naleśniczki, jesteś kochany! - rzucił mi się na szyję i ucałował w policzek. Zaśmiałem się pod nosem. Baekhyun jest przeuroczym stworzonkiem i każda rzecz, która go cieszy, jest dla mnie ważna. Czy byłyby to naleśniki, czy jakieś miejsce, rzecz... A najlepiej, gdybym był to ja sam.
Baekhyunowi bardzo smakowało śniadanie albo obiad, w zasadzie, można to nazwać zupełnie dowolnie. Było trochę za późno, żeby uznać to za śniadanie, a jednocześnie za wcześnie na obiad. Jednak czy to było najważniejsze?
- Myślę, że teraz moglibyśmy upiec ciasteczka dla Sehuna, pomalować pokój i na końcu iść na spacer. Co ty na to, kochanie? - przedstawiłem swoją wizję dzisiejszego dnia, co spotkało się z pozytywną odpowiedzią Baeka.
Czułem taką powinność do opieki nad Sehunem jak nad młodszym bratem. Cieszyłem się, że nie znalazłem już więcej pijanego Huna, ani jakiejkolwiek butelki alkoholu, a także byłem dumny, że Oh wrócił do pracy, jednocześnie nie próbując wmówić sobie, że szkoła jest dla niego zbyteczna. Doskonale wiedział, że wcale tak nie było i gdyby finalnie nie zdobył dobrego wykształcenia, odebrano by mu jego firmę.
Dlatego też niedługo później wzięliśmy się za pieczenie ciasteczek czekoladowych oraz waniliowych z kawałkami czekolady. Razem wyszły nam aż trzy blachy, zapełnione słodkościami. Dlatego też zdecydowaliśmy, że możemy oddać Hunowi jedną z nich. Baek, z radością i dumą za nas dwoje, poszedł w odwiedziny do Sehuna. Nie było mnie przy tym, ale mój skarb mi powiedział, że nasz przyjaciel się ucieszył i spróbował jednego z ciastek na oczach Baekkiego. Uznał, że były bardzo pyszne.
Gdy Baekhyun wrócił do domu, już na wejściu wręczyłem mu pędzel, na co zaśmiał się uroczo. Dobrze zrobiłem, że nie zgodziłem się na żadną ekipę. Malowanie pokoju z Baekkim było świetną zabawą i chociaż bardzo się ubrudziliśmy, nie żałowaliśmy podjęcia się tego zadania.
Po wypełnieniu naszej misji, poszliśmy się wykąpać, żeby zmyć z siebie farbę. W tym czasie zdążyło już się zrobić szaro, jednak ja miałem niezmierną ochotę na spacer i po dokładnym osuszeniu włosów mojego chłopaka, wyciągnąłem go z domu. Podjechaliśmy moim samochodem pod World Cup Park. W tym momencie nie obchodziło mnie, że znajduje się on na drugim końcu miasta, ani że chyba niemożliwym by było obejście tego wieczoru wszystkich parków, wchodzących w skład tego kompleksu. Po prostu miałem ochotę zabrać Baekkiego do jakiegoś pięknego miejsca.
- Channie, właściwie to dlaczego tu przyjechaliśmy? - zapytał mój chłopak i złapał mnie za rękę. Zostawiliśmy samochód na głównym parkingu i dopiero dochodziliśmy do Parku Pokoju.
- Tak po prostu - odrzekłem i wzruszyłem ramionami. - Myślę, że to bardzo piękne miejsce, a ty jak uważasz?
- Yhm, jest ślicznie - Baekhyun oglądał się na boki i nie posiadał się ze zdumienia. Park oczywiście był też cudowny za dnia, ale wieczorem lampy nadawały odpowiedni klimat, przez który wydawało się, że wcale nie stoi się w centrum ogromnego miasta, a że wyjechało się setki kilometrów za jego granicę. - Tu jest idealnie!
- Myślisz, że na tyle idealnie, żeby jeszcze raz wyznać ci miłość? - zapytałem i zjechałem spojrzeniem z krajobrazu na zarumienioną twarz Baeka, którą widziałem w słabym świetle. - Bo według mnie każde miejsce jest dobre, żeby przypomnieć ci, jak bardzo cię kocham.
Na te słowa Baekkie speszył się i schował w moich ramionach.
Spacerowaliśmy jeszcze trochę, ale po dłuższym czasie zrobiło się zbyt chłodno. Nie chciałem narażać mojego chłopaka na przeziębienie, a niestety nie miałem żadnego okrycia, które mógłbym mu pożyczyć, więc wspólnie ruszyliśmy w stronę samochodu i wsiedliśmy do niego. Była już prawie dwudziesta druga, więc nic dziwnego, że zrobiło się chłodno. W końcu, był wrzesień.
Gdy wróciliśmy do domu, rozsiedliśmy się na kanapie przed telewizorem. Przeżyliśmy bardzo intensywny dzień i musieliśmy trochę odpocząć. Jednak w pewnej chwili Baek zerwał się z sofy, jakby coś go ugryzło w tyłek i zaczął mówić z zamyśloną miną.
- A, zapomniałem ci powiedzieć, że przywiozłem ze sobą misia. Wiesz, nazywa się Uszatek, bo ma oberwane uszko. Ale to nic, i tak go kocham, chociaż już nie pamiętam, skąd go mam. Chyba ktoś mi to kiedyś dał.
Świat zwolnił.
Uszatek. Dobrze znam tę nazwę, ale czy to możliwe, żeby...
- Mógłbyś przynieść tego misia? Chciałbym go zobaczyć - uśmiechnąłem się słabo, a gdy Baek pobiegł do góry, głośno przełknąłem ślinę. Zawsze wierzyłem, że nic nie dzieje się z przypadku, ale to... To mogło być już zbyt wiele.
- Proszę, to on.
Uszatek. Mój uszatek, oddany lata temu. Dla chłopca, który mi pomógł w najtrudniejszej chwili mojego życia. Dla chłopca, o którym śniłem każdej nocy. Dla chłopca... Który właśnie stał przede mną, którego darzyłem uczuciem, zupełnie tak, jak mu obiecałem czternaście lat temu.
- P-pieprzyk? To naprawdę byłeś ty, skarbie?
~*~
Nie wiem, czy widzieliście, ale Psycho zrobiło comeback i wróciło w trochę lepszej oprawie graficznej!
Na ten rok szkolny życzę Wam wytrwałości przede wszystkim, a głównie maturzystom - powodzenia, siedzimy razem w tym bagnie.
<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top