|4| Zainteresowany?
LUHAN
PrakLover: Pierdolę, nigdzie dzisiaj nie idę.
Była dopiero niewinna 7:30, gdy na ekranie mojego telefonu pojawiła się nowa wiadomość od mojego super przyjaciela. Zostało mi jedynie pół godziny do rozpoczęcia lekcji, a ja nadal tkwiłem w autobusie, który stał w długim korku. Westchnąłem ciężko, opierając głowę o siedzenie przede mną.
Co za tchórz.
Zostawił mnie. Znowu. Akurat w dzień, w którym potrzebowałem największego wsparcia psychicznego! W dzień, w którym lekcje wf-u miał przeprowadzić boski Oh Sehun.
Okej, zdawałem sobie sprawę z tego, że Chanyeol nie potraktował Baeka najlepiej. Byun wszystko mi opowiedział i to ze szczegółami. Faktycznie, nie wyglądało to zbyt dobrze, ale, hej, znalazł się tak blisko swojego celu, jak chyba nikt nigdy wcześniej. Elita chodziła po szkole z jakąś magiczną otoczką, którą tworzyli wokół siebie. Zazwyczaj wszyscy obserwowali ich z odległości przynajmniej trzech metrów, więc można było powiedzieć, że Baekhyun powinien czuć się wyróżniony, zwłaszcza po tym, jak poczuł oddech Chanyeola na własnej skórze. Chyba nikt nie był tak blisko elity...
Oczywiście oprócz mnie! Mnie, leżącego na najwygodniejszych butach na świecie, a przynajmniej tak mi się wydawało, w końcu należały do Sehuna.
À propos Sehuna, na samą myśl o tym, że pierwsze dwie godziny spędzę w tym samym pomieszczeniu, co on, moja ostatnio zaokrąglająca się twarz wykrzywiała się w uśmiechu. Modliłem się o gimnastykę, żeby mu zaimponować, jednak w zanadrzu miałem jeszcze plan zupełnie przypadkowego potknięcia podczas jakiejś gry zespołowej. Baekhyun kiedyś powiedział, że w dramie, którą oglądał, granie sieroty zadziałało.
PrakLover: Nie, Luhan, łamanie sobie nogi tylko po to, żeby Oh Sehun zaniósł cię do pielęgniarki, NIE JEST najlepszym pomysłem.
Niby czemu, pf. Swoją drogą, czy on chociaż raz mógłby się wyspać z racji wolnego, zamiast bawić się w telepatię i zastanawiać się, o czym myślę?
Czułem przyjemne ciepło na swoich policzkach. O tak, czekały mnie lekcje z moim ciasteczkiem. Trzeba przyznać, że określenie "ciasteczko" było jak najbardziej trafne. Było dla mnie jak zestawienie przystojnych rysów twarzy Huna, jak i ukrytej w niej figlarności i uroku. Mógłbym przysiąc, że ostatnio moim ulubionym zajęciem stało się wypatrywanie pięknego chłopca na korytarzu i, o ile wcześniej myślałem, że bycie tak idealnym jest niemożliwe, codziennie zachwycał mnie swoim wyglądem.
Niestety ktoś musiał to spierdolić, podkładając się Chanyeolowi, a potem nakazując mi unikanie elity, jak tylko się da, gdzie, rzecz jasna, spotkania były nieuniknione.
Wracając do aparycji Sehuna, odnosiłem wrażenie, że byłem całkowicie uzależniony od kolorowych krawatów, zawiązanych na jego szyi, dopasowanych do dość oficjalnych strojów, jak gdyby po szkole miał spotkanie biznesowe. Z takim wdziankiem mógłby spokojnie podbić wszystkie portale dla tatusiów, chociaż nieraz widywałem go też w luźniejszych sweterkach, w których wyglądał tak uroczo, że nawet jego ściągnięte brwi nie przeszkadzały w nazwaniu go słodkim.
Jego pofarbowane na ciepły ciemny brąz włosy były zawsze perfekcyjnie ułożone, a na jego nadgarstku najczęściej widniał drogi zegarek. Wydawać by się mogło, że on i Chanyeol mieli jakąś obsesję na punkcie najnowszych rolexów, które ja mogłem jedynie podziwiać podczas reklam między dramami.
Ogólnie, wygląd Sehuna był tak idealny, że nie potrzebował już mojej idealizacji i często pozostawiał mnie w zamyśleniu, czy on naprawdę istnieje, czy ta osoba, którą przed chwilą miałem przed oczami, jest prawdziwa.
Lekko spięty wysiadłem ze swojego autobusu, kierując się w stronę szkoły. Po drodze wstąpiłem do sklepu, wydając, jak zwykle, resztki swoich oszczędności na jedzenie. Co jak co, ale nie zamierzałem przejmować się głodem na lekcji wf-u. A już na pewno nie na tej lekcji wf-u. Musiałem się skupić na bardziej istotnych sprawach niż burczenie w brzuchu, w związku z czym wyszedłem z całym opakowaniem ciastek, sporej wielkości drożdżówką i paroma wafelkami.
Nie do końca podobał mi się fakt, że mój ukochany był chudszy ode mnie, ale cóż. Któryś z nasmusiał mieć więcej do kochania.
Na szczęście chociaż Kyungsoo mnie nie zawiódł i pojawił się w szkole, okazując mi jakiekolwiek wsparcie. Już na wejściu poklepał mnie po plecach i pomógł mi zjeść wszystko, co kupiłem. Czasami żałowałem, że mam mały żołądek i nawet jeśli chciałbym zjeść więcej, to zwyczajnie nie dawałem rady. Za to Baekhyun był jak odkurzacz, dlatego na wspólnych wypadach nie musiałem się martwić o to, że zmarnujemy jedzenie.
Na tak szczególne zajęcia wyciągnąłem z szafy chyba najbardziej obcisłe spodenki, jakie mogłem znaleźć i mógłbym przysiąc, że wyglądały na mnie trochę tak, jakby zaraz miały pęknąć. Jednak cóż to był problem, jeśli podkreślały mój tyłek.
Którego właściwie nie miałem, ale to chyba nie jest ważne, co nie?
Przez chwilę klepałem się po twarzy, próbując się uspokoić i napotykając lekko zniesmaczony wyraz twarzy Soo. Prawie dostałem palpitacji serca, gdy mój telefon wydał z siebie kilka głośnych dźwięków, zwiastujących nowe wiadomości. Chyba nawet nie musiałem zgadywać, kto do mnie napisał.
PrakLover: Jako że jesteś ciotą do kwadratu, a powiedzmy, że nie chcę, żebyś popełniał moje błędy i też się kompromitował, to napiszę ci jakieś porady.
Po pierwsze, błagam cię, nie śliń się, jak na niego patrzysz, bo tym razem będzie to widać.
Po drugie, nie zejdź na zawał, bo nie będę miał kogo wyzywać od debili. Wiesz, że obrażanie Kyungsoo, nawet żartobliwe, kończy się bolesną śmiercią.
Ach, a po trzecie, proszę cię, nie dojdź w spodenki, jak się na ciebie spojrzy, bo nigdy więcej się do ciebie nie odezwę, serio.
PizdaOha: Świetne rady, stary. Na pewno się zastosuje.
A tak serio, to spierdalaj.
Wcale się nie śliniłem. No, może trochę, ale to nie znaczy, że bym to zrobił na jego oczach, tak?
Rzuciłem telefonem do otwartego plecaka. Miałem nadzieję, że chociaż się nie skompromituję jak Baekhyun przed Chanyeolem. Po chwili rozległ się dzwonek na lekcje i wszyscy zaczęli opuszczać feralną szatnię. Dokładnie tę, w której mój przyjaciel utknął pod ławką.
Ciekawe czy mnie zignorujesz, czy wręcz się mną zainteresujesz, Sehun.
SEHUN
- Hah, Chanyeol, dziwię się, że nie otrzymałeś jeszcze orderu wrednego chuja, przysięgam - od dobrych dziesięciu minut śmiałem się z opowieści mojego przyjaciela o przygodzie z jednym z uczniów drugiej klasy. - Zabujał się w tobie, czy co?
- Nie pierwszy, nie ostatni - posłał swój zniewalający uśmiech w powietrze. Nawet jeśli byłem jego przyjacielem i nie żywiłem do niego żadnych uczuć, widziałem w nim przystojnego mężczyznę. Zresztą, kto by nie przyznał mi racji. - Wiesz w ogóle, że dzisiaj masz zajęcia z tą samą klasą?
- Myślisz, że twoja wczorajsza ofiara pojawi się w szkole?
- Nie, nie sądzę. Prawdopodobnie schował się pod swoim łóżkiem albo płacze w poduszkę - Yeol parsknął śmiechem. - Ale za to jest jeszcze jego przyjaciel. Całkiem możliwe, że będzie na twoich lekcjach.
- Coś sugerujesz? - uniosłem brwi ze zdziwienia. Często zmienialiśmy obiekty drwin, wydało mi się dziwne, że dalej w to brnie. - Jak on wygląda?
- Och, myślę, że znasz go doskonale - odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechając się ironicznie. - To dokładnie ten sam chłopak, który na ciebie wpadł na korytarzu tamtego dnia. Ten z różowymi włosami, pamiętasz?
- Jak mógłbym go nie pamiętać? - ten uroczy skrzat, któremu pomogłem wstać, tak, jego twarz często migała mi pośród tłumów na szkolnym korytarzu. - I co z nim?
- Mógłbyś sobie z nim porozmawiać, na pewno się ucieszy - zaśmiał się perliście. - Ja się świetnie bawiłem z niejakim Byun Baekhyunem, teraz czas na ciebie.
- Ale odpuszczasz go sobie, prawda?
- Co? Nie ma mowy, to może być jeszcze lepsza zabawa, jeśli się postaram - serio dziwne. Powinien od razu odpowiedzieć, że ma to gdzieś, a nie kombinować. - To jak? Seksowny trener w dresach opinających tyłeczek? Brzmi dobrze?
- Brzmi świetnie, Chanyeol.
Wstałem z wygodnego siedzenia i wyszedłem z naszej tajnej bazy. Zostało mi niewiele czasu, by przygotować się do zajęć, łącznie z wymyśleniem, co zrobić z różowowłosym. Mogłem go zwyczajnie zawstydzić, nie powodując żadnego uszczerbku na psychice, co w przypadku Chana i jego nowych "podopiecznych" zdarzało się stosunkowo często.
Wszedłem na salę gimnastyczną, akurat gdy usłyszałem dzwonek na lekcje. Po drodze poprosiłem kilku przypadkowych uczestników zajęć, żeby ustawili kilkanaście materacy wzdłuż drabinek i kilka na środku. Zadowolony stanąłem na środku sali, oczekując na ociągających się z ubieraniem uczniów.
Uważnie przyglądałem się każdemu z nich, aż wreszcie zobaczyłem osobę, której szukałem. Ciężko było go nie zauważyć, delikatny róż wyraźnie odznaczał się na tle ciemnych kolorów włosów. Moją uwagę przykuły jego spodenki i, cóż, musiałem przyznać, że miał lepsze nogi niż wszystkie dziewczyny z naszej szkoły. Choć to mogła być kwestia tego, że byłem gejem.
Dokładnie tak samo, jak Jongin i Chanyeol. Serio, od dwunastego roku życia żaden z nas nie spojrzał na kobietę z choćby cieniem pożądania. Interesowali nas tylko i wyłącznie chłopcy.
No to zaczynamy - pomyślałem - czas zobaczyć, jak się rumienisz, chłopczyku.
- Hej, jak masz na imię? - wskazałem na moją ofiarę, zakładając formalny uśmiech, od razu, gdy zobaczyłem lekkie speszenie na jego twarzy.
- Xiao... Luhan - powiedział pod nosem.
- Przepraszam, możesz powtórzyć? - podszedłem bliżej niego, zadając głupkowate pytanie. Doskonale usłyszałem, co powiedział, ale to nie znaczyło, że musiał o tym wiedzieć. - Chyba nie usłyszałem.
- Xiao Luhan - podniósł wzrok z podłogi, orientując się, że stoję centralnie przed nim, z naturalnym uśmiechem, tak jakbym codziennie wypytywał losowe osoby o imię.
- Dobrze, więc, Luhan, poprowadzisz szybką rozgrzewkę - musiałem użyć jakiejś wymówki, żeby bez wyrzutów oglądać powoli czerwieniącą się twarz nastolatka przez cały wf. - Tematem dzisiejszych zajęć jest akrobatyka, więc rozciągnijcie się dobrze! Czekają nas dwie godziny ćwiczeń!
Zszedłem na bok, pozwalając młodszym uczniom na przebiegnięcie truchtem trzech kółek wokół sali. Stałem tak z założonymi rękoma, obserwując, jak mój nowy kolega rozmawia z nieco niższym od siebie chłopakiem, który najwyraźniej bezwstydnie wyśmiewał przesadną ekspresję mimiczną różowowłosego.
Podczas rozgrzewki musiałem się zastanowić, jak wykorzystać moją ukochaną akrobatykę, którą trenowałem przez większość dzieciństwa. Musiałbym poprosić go do zademonstrowania, jak prawidłowo zrobić mostek, co mogło być całkiem niezłe, tak samo jak dość prosta w wykonaniu gwiazda czy też stanie na rękach, zwłaszcza, że miałem mu trochę pomóc. Lub poprzeszkadzać, jak kto woli.
Plan doskonały.
- Okej, widzę, że już skończyliście, więc podzielę was na trzy grupy. Jednak zanim to nastąpi, chciałbym wam pokazać, czym się dzisiaj zajmiemy. Ktoś chętny? Nie? To może Luhan? - uśmiechnąłem się do niego serdecznie, w środku dusząc się ze śmiechu. Taki niewinny, taki zawstydzony. Jednak Park miał rację, to świetna zabawa.
- Ja... ja? - niepewnie wystąpił z szeregu, wskazując na siebie palcem.
Kiwnąłem głową, pokazując mu jeden z materacy na środku.
- W każdej grupie liczba osób jest parzysta, dlatego nie będzie problemu z tym, żeby sobie wzajemnie pomagać, a jak to zrobić, zaprezentuję na waszym koledze. Na pierwszy ogień idzie mostek. Lu, połóż się i zegnij nogi w kolanach, myślę że z tej pozycji będzie łatwiej niż ze stania - kątem oka już widziałem jak wiele stresu powoduje sama moja obecność w promieniu mniejszym niż pięć metrów, a co dopiero świadomość, że zaraz go dotknę.
- Tak więc, żeby pomóc w wykonaniu prostego mostka, musimy włożyć ręce pod plecy partnera z pary - co natychmiast zademonstrowałem, obserwując reakcje grupy i samego Luhana. Większość patrzyła na niego z zazdrością, a ten oddawał spojrzenia pełne przerażenia - Ach, jak tu ciasno.
Nie mogłem się powstrzymać od skomentowania sytuacji, która dawała mi tak wiele zabawy. A jeszcze więcej radości dostawałem przez patrzenie na wielkie oczy Luhana, które wyrażały nic innego jak panikę i zakłopotanie.
Sam ułożył ręce i to w dość prawidłowy sposób, na co kiwnąłem głową z aprobatą i powoli uniosłem jego ciało w górę, co nie stanowiło kompletnie żadnego kłopotu. Był dość szczupły, z pewnością ważył mniej niż ja. Starał się nie pokazywać po sobie zmieszania, jednak jego oczy uciekały we wszystkie strony, unikając mojej osoby. Nie powiem, spisał się, a jego odczucia były tak oczywiste. Od razu wiedziałem, że będę miał co opowiadać Chanyeolowi.
- Dobrze się spisałeś, teraz pokażemy reszcie, jak wykonać gwiazdę. W tym celu osoba pomagająca musi się wysilić trochę bardziej.
Luhan stanął na równe nogi, a ja, nie marnując czasu, umieściłem dłonie na jego szczupłej talii. Co prawda nie mogłem wtedy zobaczyć ekspresji twarzy nastolatka, jednak doskonale widziałem zaczerwienione na końcach uszy, będące wynikiem dość subtelnego dotyku. Podobała mi się jego reakcja na moje duże dłonie.
Stałem za nim, prawie nie pozostawiając wolnej przestrzeni między moją klatką piersiową i jego plecami.
- Tylko się nie zahacz, skarbie - mruknąłem mu do ucha, przysuwając się jeszcze bliżej, o ile było to możliwe. Na tyle, by pewna część mojego ciała stykała się z jego chudą postacią.
Poczułem, jak wzdłuż kręgosłupa Lu przeszedł dreszcz, na tyle silny, że chciał już uciec w popłochu, jednak wyprzedziłem jego zamiary i przechyliłem nas jednym, gwałtownym ruchem, na co w ostatniej chwili wyprostował ręce, prezentując całkiem przyzwoitą gwiazdę.
- Brawo, brawo. Zostało nam tylko stanie na rękach! - Luhan wyglądał już jak dorodny pomidor i nie wiedziałem, czy już był tak bardzo przestraszony, co jeszcze jestem w stanie wymyślić, czy po prostu osiągnął już szczyt stresu.
- J-ja muszę iść do toalety - wręcz wybiegł z sali, a za nim obróciły się spojrzenia wszystkich uczestników zajęć.
- Ach, w takim razie robimy ćwiczenia bez stania na rękach. Trzecia grupa może pograć w koszykówkę na drugiej połowie sali. Podzielcie się sami, będę was obserwował z boku!
Tak jak mogłem się domyśleć, Luhan już nie wrócił na wf, co rzekomo wytłumaczył złym samopoczuciem. Podobno wychowawca zwolnił go do domu. Do końca lekcji siedziałem na trybunach, zezwalając na totalną samowolkę, a jedynie myśląc o czerwonej aż po koniuszek nosa twarzy Xiao. Z niecierpliwością czekałem na dzwonek, by od razu pobiec do Yeola i opowiedzieć mu o zajściu. Poza tym, liczyłem na jakieś wyjaśnienia! Ten cały Baekhyun musiał być specjalny, skoro Park nie olał go od razu.
Nareszcie moje zadanie można było uznać za skończone. Co prawda nauczyciel wiedział, że moją specjalnością jest pływanie, a nie żmudne zajęcia na sali, ale z racji braku dostępu do basenu, mogłem choć na chwilę przywołać swoje dzieciństwo. Pan Lee powinien być zadowolony z mojej pracy.
Wróciłem do naszego tajnego miejsca. Już dwa miesiące po rozpoczęciu szkoły, Chanyeol wniósł prośbę o wydzielenie nam pokoju, który wielkością miał przypominać pokój nauczycielski. Oczywiście, gdyby nie miał na nazwisko Park, zostałby odesłany z kwitkiem, jednak kto nie znał nazwiska, które szczególnie odznaczało się w branży ekonomicznej całego kraju.
Kupił dla nas wygodne siedzenia, całkiem dobry, duży telewizor, służący za świetne źródło rozrywki podczas dłuższej przerwy, a także wynajął ekipę, która pomalowała każdą ze ścian na inny kolor i wymieniła podłogę na nowszą, czyniąc pomieszczenie ładniejszym, ale też i bardziej przyjaznym. Ja i Jongin zakupiliśmy kilka szafek, komodę, a nawet małą lodówkę, dzięki czemu mieliśmy dostęp do zimnych napojów po dłużących się treningach koszykówki.
Tak więc, w ucieczce od zgiełku i wszelkich lamusów tej szkoły, czas wolny spędzaliśmy właśnie w tym miejscu. Jakoś nie czuliśmy potrzeby konfrontacji ze śliniącymi się laskami, do których nie docierały słowa takie jak "jestem gejem" albo "jestem homo". Jak też się spodziewałem, gdy zapukałem, drzwi otworzył mi głupio uśmiechający się Park.
- Wohoo, i jak było? - nie ukrywał swojej ciekawości.
- Dość... zabawnie. Jest całkiem uroczy - zaśmiałem się na wspomnienie ogromnych wypieków na twarzy różowowłosego. - Nazywa się Xiao Luhan.
- Widzę, że dobrze się bawiłeś. co nie? - przyznałem mu rację i opowiedziałem, co dokładnie miało miejsce. Często mój wywód był przerwany parskaniem Yeola ze śmiechu, który raz po raz robił wielkie oczy, wlepiając we mnie swój wzrok. - O stary, nieźle, nieźle. Zainspirowało mnie to, wiesz?
- Niby do czego? - uniosłem swoją brew i wstałem z miejsca, by sięgnąć butelkę z wodą, która znajdowała się w jednej z szafek. Gdyby Park nie był perfekcjonistą, w życiu nie potrafiłbym powiedzieć, gdzie co leży. Jednak każda nawet najmniejsza szufladka miała naklejoną karteczkę z równymi znakami, stanowiącymi podpis, co zawiera.
- Chciałbym sobie jeszcze raz porozmawiać z moim nowym kolegą, Baekhyunem - uśmiechnął się tajemniczo.
- Co ci się stało, że go nie olewasz, tylko mówisz o nim już kilka dobrych godzin? Zazwyczaj, jak kogoś dręczysz to wspominasz go maksymalnie pięć minut. Co ty właściwie chcesz zrobić z Byunem? - skupiłem się na twarzy Chanyeola, próbując coś wywnioskować z jego mimiki.
- Powiedzmy, że chcę spróbować przestać być chujem, jak ty to nazywasz.
- Nie rób takiej poważnej miny, bo ci uwierzę - rzuciłem w niego butelką wody, którą chwilę wcześniej trzymałem w ręce.
Park, co ty pieprzysz, przecież ty słyniesz z bycia bezwzględnym gnojem.
~*~
Dzisiejszy rozdział powstał dzięki mojemu tacie, który kupił kawę ;;;
To opowiadanie naprawdę się rozwija, wahh! Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie, jak i za to, że jest Was coraz więcej!
Cóż mogę zdradzić.. Aktualnie pracuję nad mapką Seulu, mam nadzieję, że szybko się z nią uporam i będę mogła ją wpleść w ficzka.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top