|36| Karaoke
Na dobre rozpoczęcie dnia!^^
~*~
LUHAN
- Jak to spowodował wypadek? Nic nie rozumiem... Co ja mam z tym wspólnego? Znaczy, to bliska mi osoba, ale dlaczego jestem na komisariacie? - byłem naprawdę zdezorientowany, a nikt nie był łaskawy wytłumaczyć mi, o co chodzi. Powiedzieli mi tylko, że Sehun miał wypadek samochodowy. To wystarczyło, by moje tętno podniosło się na tyle, żebym czuł, jak żyły pulsują mi pod skórą. Mimo moich pytań, zostałem zignorowany i nie miałem pojęcia, co działo się wtedy z Hunem.
Nawet nie chciałem wyobrażać sobie sytuacji, w której Oh mógłby zostać poważnie ranny albo nawet... Nie, nie wierzyłem w to. Liczyłem na to, że w końcu ktoś mnie doinformuje, ale najpierw musiałem odpowiedzieć na pytania zadawane w moją stronę. Grubszy policjant zapytał mnie, jak zachowywał się Sehun w ostatnim czasie. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Był normalny, czyli wiecznie zapracowany i nie wychodził z biura, chyba że naprawdę musiał. Toteż przekazałem to funkcjonariuszowi, który pokiwał głową i zapisał moje słowa.
- Cóż, wygląda na to, że przyczyną wypadku było ogromne zmęczenie organizmu pana Oh. Obecnie lekarze w szpitalu muszą przeprowadzić szereg badań, żeby wykluczyć między innymi wstrząśnienie mózgu, ale jeśli wszystko będzie w porządku, jutro powinni go wypisać. Jest w dobrym stanie, więc istnieje prawdopodobieństwo, że pozwolą panu go odwiedzić. Oczywiście, będzie musiał odpowiedzieć za swój czyn, ale ofiara nie poniosła na szczęście większych obrażeń, więc zostanie tylko pokrycie szkód materialnych z OC. W każdym razie, z racji, że pytał pan o to wielokrotnie, muszę panu powiedzieć o tym, że został pan wezwany z powodu prośby Oh Sehuna. Nie do końca wiem dlaczego, bo nie był pan świadkiem zdarzenia, ale to już musicie sobie wyjaśnić sami.
Podczas dość długiej wypowiedzi policjanta, niejednokrotnie zapominałem o braniu oddechów, aż do momentu, w którym dowiedziałem się, że z Sehunem wszystko jest okej i mogę go nawet odwiedzić. Pospiesznie więc opuściłem komisariat i wybrałem się do wskazanego przez funkcjonariusza szpitala. O dziwo, po przedstawieniu się pielęgniarce na SOR-ze, ta nie zadawała żadnych pytań i powiedziała, że pan Oh informował, że jego przyszły mąż najprawdopodobniej zjawi się jeszcze tego samego dnia w szpitalu i prosił, by zezwolono mu na wejście. Tym rzekomym przyszłym mężem okazałem się ja, chociaż nie czułem się szczególnie zaskoczony z tego tytułu, bo sam opowiadałem Sehunowi, jak to Baek wszedł do Chanyeola do szpitala, podając się za jego narzeczonego. Skopiowany tekst, skarbie.
- Hej, Sehunnie - usiadłem na metalowym krzesełku przy łóżku Huna i wziąłem jego dłoń w moją. Nie wyglądał na mocno poturbowanego, a jedynym znakiem, który sugerował, że brał udział w wypadku, był odciśnięty ślad kierownicy na jego czole. Przyznam, że wyglądało to dość komicznie, ale uznałem to za niewłaściwy moment na śmiech.
- Pański narzeczony miał naprawdę wiele szczęścia - przede mną stanął doktor z uprzejmym uśmiechem na ustach. - To się mogło o wiele gorzej skończyć dla obu panów, ale wydaje się, że wszystko jest w porządku. Proszę się także nie martwić faktem, że pan Oh powinien leżeć w prywatnym szpitalu. Zapewniamy mu tutaj najlepszą opiekę, a pacjent nie wymaga dalszego leczenia. Jutro dostanie wypis. Został przywieziony od razu po wypadku, dlatego nie mieliśmy możliwości przeniesienia go do specjalnego szpitala. Proszę go pilnować, by więcej się nie przemęczał.
- Dobrze, dziękuję doktorze.
Dopiero w tym momencie zrozumiałem, że spotkam się nie tylko z gwiazdą szkoły, przystojnym, młodym mężczyzną albo jakimś pracusiem. Właściwie, Sehun jest wszystkim tym w jednej osobie, ale dodatkowo to osoba bardzo rozpoznawalna, ważna w świecie biznesu i objęta dodatkowymi prawami. To wręcz zaszczyt mieć przy sobie kogoś takiego.
- Lu? - oczy Huna otworzyły się powoli, a z jego ust usłyszałem ciche zawołanie.
- Sehun! Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - zapytałem, mimo rozmowy z lekarzem, która miała miejsce przed chwilą. Musiałem to usłyszeć od niego.
- Jest okej - odpowiedział słabo. - Jestem zmęczony. Całym życiem. I... Bałem się, że wypadek będzie poważniejszy. Moi rodzice zginęli z tego samego powodu. Nie chcę prosić o zbyt wiele, ale, Luluś, zaopiekujesz się mną? Proszę.
Zeszkliły mi się oczy. Odpowiedź była oczywista, a ja już dawno powinienem zwracać uwagę na to, że Sehun wiecznie pracuje. Tolerowałem to, ale o wiele za długo. Powinienem był zareagować wcześniej.
- Oczywiście, Sehi. Zaopiekuję się tobą najlepiej, jak będę potrafił.
CHANYEOL
Zgodnie z moimi założeniami, a także przewidywaniami, następnego poranka walczyłem z Baekhyunem, żeby nie wyszedł z domu do szkoły w takim stanie. Możecie mnie wyzywać od zwyroli i ludzi, sprowadzających dzieci na złe ścieżki, ale Byun już tak miał, że gdy wychodził chory z domu, wracał w stanie trzy razy gorszym. Dlatego właśnie dawałem bić się po żebrach (wyżej nie sięga) podczas stania w drzwiach wyjściowych. Zmuszony byłem tak sterczeć i głęboko wzdychać do momentu, aż mały nie odpuścił. Nic sobie nie robiłem z jego uderzeń, bo prawie ich nie czułem, co wzbudzało w Baeku jeszcze większą frustrację na tyle, żeby po dziesięciu minutach został wrednym, krzyczącym burakiem, a mi zachciało się śmiać. Wolałem jednak nie ryzykować, mając z tyłu głowy lekki strach, jaką zemstę może wymyślić tym razem.
Na szczęście reszta poprzedniej nocy była spokojna, a więc Baekhyun nie był bardzo, bardzo chory, a przejedzony, o ile takie stwierdzenie pasuje do tej ilości jedzenia, którą pochłonął. W każdym razie, już po walce, zrobiłem mu pyszne, zdrowe śniadanie, za co zostałem pochwalony, a następnie zawiozłem Baeka do jego mieszkania. Dodatkowo umówiłem się z nim na randkę - niespodziankę, za co obraził się na mnie po raz kolejny tego dnia. Wiem, że lubi, gdy mówię mu wprost, gdzie idziemy, ale wtedy nie ma ani trochę zabawy!
Te dwa dni zleciały mi naprawdę szybko, mimo że spędziłem je, leżąc przed telewizorem i oglądając seriale, a także wymieniając zdjęcia z Baekiem przez Kakao. Dopiero w piątek w ciągu dnia kazałem Byunowi iść do szkoły i zaliczyć ostatni sprawdzian w ostatni dzień. Zakończyła się właśnie klasyfikacja, więc nie miał zamiaru pojawiać się w szkole. Teraz czekały na nas prawdopodobnie ostatnie wakacje życia. Przeraziło mnie trochę, że czas leci tak szybko. Dopiero co zaczynałem ostatni rok liceum, a jestem już w jego połowie. Teraz musimy postarać się o dobre wspomnienia, żeby niczego nie żałować, gdy już zajmę się nauką do matury. W żaden sposób się nie denerwuję, bo stres na zapas jest kompletnie niepotrzebny, ale dobrze by było wypaść jak najlepiej i myślę, że Baekkie również to zrozumie.
Nastał piątek wieczór, a Baekhyun przyszedł do mnie odstawić swoją torbę z rzeczami, żeby nie musiał chodzić z nią pod ręką na randce. Nie miałem pojęcia, co do niej napakował, bo wyglądała, jakby miała zaraz pęknąć, ale postanowiłem tego nie komentować. Stwierdziłem, że być może Baek wprowadza się do mnie na jakiś czas. On też nie zamierza iść na ostatnie, bezsensowne dni do szkoły, a nie zdziwiłbym się, gdyby jego mama przystała na pomysł zatrzymania się u mnie. Ta kobieta naprawdę mnie uwielbia.
Przez całą podróż samochodem do miejsca naszej randki, nadal nie chciałem zdradzić Baekhyunowi, gdzie jedziemy, więc gdyby pominąć powtarzające się pytania i ciągłe jęki "no Chaaaan", można by powiedzieć, że Baekkie milczał. W końcu dotarliśmy na miejsce, a oczy Baekhyuna zrobiły się wielkości spodków. Tak było za każdym razem, gdy coś bardzo mu się podobało albo dało się to zjeść.
Tak jak już od dawna planowałem, zabrałem go do klubu z karaoke. Sam uwielbiałem śpiewać i grać na różnych instrumentach, a teraz chciałem także usłyszeć Baekhyuna. Wierzyłem, że mu się spodoba. Kto nie lubi śpiewać? Przecież każdy to kocha! To nie mógł być zły pomysł. To musiało się udać.
- Ty wybierasz piosenki - powiedziałem mu na wejściu. Od razu widać było, że ucieszył się jeszcze bardziej.
Baekhyun ucałował mnie w policzek, złapał za rękę i pewnym krokiem wszedł do klubu. Kilka minut później siedzieliśmy już w swoim pokoiku na czarnych, skórzanych pufach. Musiałem przyznać, że były bardzo wygodne i trudno było mi się z nich podnieść, póki Baekhyun nie wybrał piosenki, która sama rwała do tańca. Bawiłem się coraz lepiej, a w przerwach zamówiliśmy sobie również kilka drinków. Byliśmy niemal w stu procentach zgodni, co do wyboru piosenek. Oczywiście, czasami kręciłem głową na jego wybór albo tylko kiwałem głową, bo nie znałem słów, ale nie uważałem tego za jakiś problem.
- Nie, Baek. Nie pozwolę ci zaśpiewać Despacito - westchnąłem i kiwnąłem ręką. - Wszystko, tylko nie ta piosenka.
- Oj, marudzisz. Dawaj, śpiewaj ze mną!
Chcąc nie chcąc musiałem się zgodzić, gdy mój chłopak wyciągnął mnie do tańca. Nie mam pojęcia, jak w tym drobnym ciałku może trzymać tyle energii. Zdawałem sobie sprawę, że sprawcą tego może być również alkohol, ale sam nie czułem się jakkolwiek poruszony taką ilością. Nie zamierzaliśmy się przecież upić, a szczątkowe procenty same z nas wyleciały, gdy tańczyliśmy jak opętani. Ale akurat do tego tańca nie potrzebowalibyśmy ani grama alkoholu.
Bywało też tak, że na niektórych piosenkach specjalnie siedziałem, nawet nie otwierając ust, żeby dobrze wsłuchać się w melodyjny głos Baekhyuna. To nie moja opinia, a fakt - Baekkie śpiewa cudownie. Od razu zamarzyło mi się, bym napisał dla nas piosenkę, zagrał ją na gitarze, a on zaśpiewał. Albo może lepszym pomysłem byłoby połączenie jego wokalu z moimi umiejętnościami grania na pianinie. Na tę chwilę nie wiedziałem, co wybrać. Całkiem możliwe, że chcę spróbować obu tych rzeczy. Myślę, że Baekowi też się to spodoba.
Między kolejnymi piosenkami ABBY, które Baekhyun wałkował przez prawie pół wieczora, usłyszałem dzwonek telefonu. Normalnie nie odebrałbym, ale gdy wyświetliło mi się imię Karen, postanowiłem przeciągnąć zieloną słuchawkę. To raczej nie mogła być błaha sprawa. Było już po jedenastej, a ona znana była z tego, że zasypiała zawsze po dziesiątej. Nie dało się robić z nią nocek filmów, bo odpływała, a ostatnio, w kawiarni, powiedziała, że nadal tak ma.
- Halo? - odebrałem, uprzednio prosząc Baeka, żeby wyłączył na chwilę muzykę, co bardzo mu się nie spodobało.
- Channie, nie mam się gdzie podziać - powiedziała smutnym głosem. Naprawdę wydarzyło się coś złego. - Przepraszam, że dzwonię tak nagle, ale nie mam możliwości wytłumaczenia ci teraz tego wszystkiego. To zbyt skomplikowane.
- Rozumiem - odpowiedziałem. Była moją przyjaciółką, więc wierzyłem w to, że wszystko wyjawi w odpowiednim czasie.
- Wiem, że nie powinnam o to prosić, ale... Czy mogłabym u ciebie przenocować? Tylko jedną noc, obiecuję. Zjawiłabym się po północy, a wyszła zupełnie rano, o której zechcesz.
Niepewnie spojrzałem na Baekhyuna, który z niezrozumieniem uniósł brew. Gdyby nie fakt, że miał u mnie nocować, zgodziłbym się bez wahania. Z drugiej strony, nie mogłem zostawić Karen w potrzebie, a Baek prawdopodobnie zostanie u mnie na o wiele dłuższy czas. Wiedziałem, że mój chłopak nie będzie zadowolony, ale postanowiłem się zgodzić.
- W porządku, zgadzam się.
- Dziękuję, postaram się nie robić ci większych kłopotów. Do zobaczenia!
- Kto dzwonił? - zapytał Baek, gdy odłożyłem telefon. Postanowiłem jednak, że ie będę niszczył tej atmosfery i psuł zabawy, więc powiem mu o tym dopiero, gdy będziemy wychodzić z lokalu.
- A, nieważne. Potem ci powiem. Teraz zapuszczaj Heartbeat od 2PM!
- O matko, już wiem, dlaczego zgodziłem się zostać twoim chłopakiem.
***
Po kolejnej godzinie zabawy, staliśmy się bardzo zmęczeni i senni, dlatego wspólnie stwierdziliśmy, że czas jechać do domu. Mieliśmy pozdzierane gardła, ale nie przejmowaliśmy się tym ani trochę. Wręcz przeciwnie, cały czas z tego żartowaliśmy.
- Wiesz co, chyba nie pomyślałeś z tym przyjazdem samochodem i piciem - zaśmiał się Baekhyun.
- Wszystko jest okej, jeśli twój szofer mieszka blisko - wzruszyłem ramionami. - Za coś mu płacę, co nie?
Na moje szczęście szofer faktycznie był wcześniej uprzedzony, że może być potrzebny, więc nie miał problemu z zawieziem nas do domu. Właśnie podczas podróży zmuszony byłem powiedzieć Baekowi o sytuacji związanej z Karen.
- Baekkie - szturchnąłem go delikatnie, żeby sprawdzić, czy nie śpi. Okazało się, że tylko przymknął oczy, więc kontynuowałem moją wypowiedź. - Wtedy, w klubie, dzwoniła Karen. Będzie musiała przenocować u mnie raz.
- Ty żartujesz, prawda? - mocno się zdziwił, ale zareagował dość normalnie i spokojnie, a nie wybuchowo, co w znacznej mierze mnie uspokoiło.
- Nie, ale ona będzie spała na drugim końcu korytarza, a ty ze mną w łóżeczku, więc chyba nie powinno to sprawić kłopo-
- Zaraz, co? Że niby dzisiaj? Chanyeol, to miał być nasz wieczór i nasza noc! - powiedział z wyraźnymi pretensjami w głosie.
- Wiem, Baekkie, ale i tak zrobimy, co tylko będziesz chciał. A Karen będzie tylko spać. Naprawdę potrzebowała pomocy, zrozum mnie. Będzie dobrze, tak?
- Niech ci będzie - odpowiedział niechętnie. - I tak jestem zmęczony, więc za wiele dzisiaj nie zrobimy.
Uśmiechnął się delikatnie. Odebrałem to za dobry znak. Nie mogło być tak, by mój chłopak nie tolerował mojej dawnej przyjaciółki. Nie wymagałem od nich, by od razu zostali świetnie dogadującymi się znajomymi. Wystarczyłoby, żeby się tolerowali i byli dla siebie mili. Więcej nie wymagam.
Wreszcie wysiedliśmy na podjeździe przed domem i zmęczeni rozprostowaliśmy kości na świeżym powietrzu. Zdecydowanie tego potrzebowałem, bo od razu poczułem się lepiej. Baekhyun też nie wyglądał na mocno obrażonego lub złego, więc zapowiadała się spokojna noc. Zapytałem Baeka, czy jest głodny, na co on odparł, że po takim czasie znajomości powinienem znać już odpowiedź. Faktycznie, nie było ciężko się domyśleć, że chętnie wrzuciłby coś na ząb, dlatego wziąłem się za przyszykowanie czegoś w miarę jadalnego na kolację. Może zapiekanki nie są zbyt zdrowe na noc, ale powiedzmy, że raz na jakiś czas można takowe wszamać. Baek w tym czasie poszedł wziąć prysznic, a gdy już wrócił do kuchni i zabrał się za pałaszowanie kolacji, usłyszałem dzwonek.
Wpuściłem Karen do domu, pomagając jej z nieco mniejszą od tej Baekhyuna torbą i powiedziałem jej, w którym pokoju będzie mogła się rozgościć. Miałem ich dość sporo, więc nawet jeśli zaprosiłbym Jongina, Sehuna, Kyungsoo, Luhana i Baekkiego, każdy mógłby spać w osobnym pokoju, w osobnym, dwuosobowym łóżku. Ale wszyscy dobrze wiemy, że jeśli wystąpiłaby taka okoliczność, to w sześciu zajęlibyśmy tylko trzy pokoje...
- Dobra, ja idę się kąpać, bo jestem padnięty. A wy... nie wiem, pogadajcie ze sobą, zjedzcie coś. Czujcie się jak u siebie w domu, krótko mówiąc - powiedziałem do Karen i Baeka, którzy patrzyli na siebie niepewnie z dwóch końców holu. - A, Baekhyun?
- Słucham, Channie - coś za posłuszny jest ten ton.
- Nie zabij Karen, ładnie proszę - szepnąłem mu na ucho, po czym dodałem jeszcze - i nie bądź dla niej apodyktyczny, dobrze?
- Dobrze, Channie - tak, to brzmi za grzecznie jak na Baeka.
BAEKHYUN
- Spójrz, tutaj, wzdłuż paneli, tworzy się taka linia, której nie wolno ci przekraczać. To będzie jakieś... Bo ja wiem? Dziesięć metrów od naszego łóżka.
Nie mam pojęcia, co to znaczy apodyktyczny, ale nie wydaje mi się, żebym taki był, więc nie powinno być problemu. Jeśli zaś chodzi o Karen, to, tak jak Chanyeola czasami powtarza, to też mój dom, a jej ani trochę, więc jeśli Chana nie ma w pobliżu, to ja tu rządzę. Z tego też powodu wszedłem za nią na górę i od razu wytyczyłem jej miejsca, w których może się przemieszczać i te, w których nie może.
- Ale to obejmuje też korytarz - odezwała się, gdy zacząłem wytyczać linię równo ułożonymi poduszkami. Pomyślałem, że w nocy może nie widzieć linii, a poduszki są z reguły bardziej widoczne niż wgłębienie w drewnie. - Jak zejdę, gdy będę chciała zjeść śniadanie? Albo wyjść?
- Nie wiem, coś wymyślisz - wzruszyłem ramionami. Łazienkę miała przy pokoju, to jeszcze jej mało. Śniadanie, wyjście, może jeszcze frytki do tego? - Najwyżej poczekasz, aż się obudzimy.
- Okej, nieważne - mruknęła i zrobiła w tył zwrot do swojego pokoju. Postąpiła tak bardzo pokojowo, że sam byłem w szoku, że można tak spokojnie odpowiedzieć i odejść. W każdym razie, nie wyglądała na oazę spokoju, ale widocznie była zbyt zmęczona, by ciągnąć tę dyskusję. I bardzo dobrze.
- Baek, mówiłem ci, żebyś nie był apodyktyczny wobec Karen - mój prywatny grecki bóg, Park Chanyeol, stanął za mną w samym ręczniku z jeszcze mokrymi włosami i od razu po mokrym pocałunku w kark, zwrócił mi uwagę swoim stanowczym (czyli bardzo, ale to bardzo seksownym) głosem.
- Wcale nie byłem apodyktyczny - odpowiedziałem.
- Nie wiesz, co to znaczy, prawda? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Oczywiście, że nie wiem. Cholera, Chan, do mnie trzeba mówić prostym, baekhyunowym językiem, a nie wymyślnym słownictwem. Najtrudniejsze słowo, jakie znam, to ravioli, więc proszę cię, nie wymagaj ode mnie zbyt wiele - wytłumaczyłem, jednocześnie próbując nie wgapiać się za bardzo w jego wyrzeźbione ciało.
Ale niestety nie dawałem rady oprzeć się pokusie i przygryzłem wargi, zerkając w górę. Tak, szanowny pan Park też miał na mnie ochotę i widać to było w każdym centymetrze jego ciała.
Dosłownie.
- Channie, nie możemy, mamy gościa - przypomniałem mu, chociaż w moim głosie trudno było nie usłyszeć uszczypliwości. Niech sobie nie myśli, że obecność Karen jest mi tak zupełnie obojętna. Jeśli dzisiejsza noc będzie zmarnowana, niech wie, że to przez niego.
- No to co? Gość musi się dopasować - okej, takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. - Ściany są grube, a ja już podałem ci dwa dobre argumenty. Na trzeci właśnie patrzysz. Tak więc... Może chciałbyś...?
- Skoro tak, to nie odmówię. Nawet jeśli brzmi to jak zaproszenie na kolację w restauracji, a nie do łóżka - parsknąłem śmiechem.
~*~
WYFC zostało przywrócone do porządku! Rozdziały będą się teraz pojawiać regularnie, czyli w każdą środę (przynajmniej do końca wakacji).
Mam nadzieję, że się cieszycie ;)
Kocham Was <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top