|34| "Baekkie zeżarł pizzę"
1. Zdaję sobie sprawę z tego, jak beznadziejnie wygląda w Waszych oczach moja nieobecność, której, nie dość, że miało nie być, to wręcz rozdziały miały być częściej - są wakacje. I tak by było, gdyby nie to, że nie dostałam w tym roku pracy :) ż a d n e j. Spowodowało to u mnie takie załamanie, że nic mi nie wychodziło, więc rzuciłam wattpada w kąt. Przepraszam
2. Jest to rozdział przedostatni PRZED Q&A. Oznacza to, że czas na zadawanie pytań się kończy. Dlaczego jest to już teraz? Cóż, nie ma sensu czekać na 100 obserwujących, bo raz ktoś zaobserwuje, raz odobserwuje. Poza tym, zaraz wszystko może zacząć się wyjaśniać, a wydaję mi się, że między wystąpieniami PJ a zabawami chanbaeków, są niewyłapywalne rzeczy, na które nikt nie zwraca uwagi, a które tworzą GŁÓWNĄ fabułę WYFC, która WCALE NIE POLEGA NA TRZECH ZWIĄZKACH. (tutaj miejsce na to, żebyście zamieścili lub zachowali dla siebie swoje przemyślenia na ten temat)
~*~
CHANYEOL
Nie mam zielonego pojęcia, ile czasu minęło, od kiedy Baek przywiązał mnie do tego zasranego krzesła, aż do teraz. Mam beznadziejne poczucie czasu. To mogła być godzina, jak i osiem albo dwadzieścia minut. W każdym razie, oprócz tego, że cała sytuacja zaczynała mnie po prostu irytować, cholernie swędział mnie nos. Wyobrażałem sobie najgorsze tortury, jakie mogą istnieć, ale chyba nie znalazłem niczego, co byłoby gorsze niż to. Ten nos był nie do wytrzymania i chyba wolałbym już zostać wychłostany przez Baekhyuna.
Och. To akurat dość miłe wyobrażenie, tak wbrew pozorom.
Musicie wyobrazić sobie moje niepojęte szczęście, gdy usłyszałem kroki Baeka. Gdybym mógł, wręcz skakałbym z radości, ale dalej miałem związane ręce i nogi, a dodatkowo łzy w oczach, bo ten nos nie chciał mi odpuścić.
- No siema, wróciłem - zdjął opaskę z moich oczu i uśmiechnął się z pogardą.
Jednak spojrzał na mnie lekko zaniepokojony, gdy znowu zacząłem wykrzywiać twarz w różnych kierunkach, żeby powstrzymać jakoś to swędzenie. Prawdopodobnie musiałem wyglądać jak ostro pojebany albo chory psychicznie, ale jakoś nieszczególnie się tym przejmowałem. Na co dzień też nie jestem zbytnio normalny, a jednak Baek mnie kocha. Chyba.
- Baekkie, podrap mnie po nosie, błagam cię - wydałem z siebie chyba najżałośniejszy jęk, na jaki było mnie stać. Upewnił mnie w tym wyraz twarzy Baekhyuna, który mocno sugerował, że ten próbuje się nie zaśmiać. Okej, moja kara miała widocznie polegać na samym siedzeniu jak debil przez kilka godzin (nie wiem, czy minęła chociaż jedna, ale to mało istotne), ale nieoczekiwanie zmieniła się ona w istną torturę. Największemu wrogowi bym tego nie życzył.
Kiedy poczułem, jak uczucie swędzenia ustępuje, westchnąłem z ulgą. Porównałbym to do tego, jak bardzo chce się siku i ledwo zdąża się to toalety. Ulga, czysta ulga.
Teraz mogłem się zająć sprawą mojej kary i zniknięciem Baekhyuna. To nie tak, że zupełnie o tym zapomniałem przez ten nos. Skądże znowu, nie dość, że siedziałem skrępowany na średnio wygodnym krześle, to zaczynało mi być zimno. Nie wiem, czy Baek liczył na to, że moje gatki są wyściełane wełną, czy może nie przemyślał tego, że tak zmarznę, bo w moim domu jest naprawdę chłodno w zestawieniu z upałami, które panują na zewnątrz. W każdym razie, bardzo chciałem w tym momencie wejść pod kołdrę, wypić kawę albo chociaż przytulić Baekhyuna, żeby się rozgrzać. No, tylko najpierw ktoś musiałby mnie odwiązać.
- A tak w ogóle, to gdzie byłeś przez cały ten czas? - zapytałem, przyglądając się jego twarzy. Zmarszczyłem brwi. Odpowiedź była oczywista, ukryta w kącikach ust Byuna, które aż błyszczały od nadmiaru lukru i najprawdopodobniej kwaśnej posypki z żelków.
- A jadłem sobie - uśmiechnął się słodko. - Miałeś bardzo duże zapasy, więc szkoda by było, jakby coś ci się popsuło.
- Aha, a ile czasu tu siedziałem? - mój mózg bardzo wolno przyswajał informacje o obecnym położeniu, dlatego małymi kroczkami chciałem dojść do sedna sprawy i dowiedzieć się wszystkiego.
- Myślę, że jakieś dwie albo trzy godzinki.
Dwie. Albo. Trzy. Zasrane. Godziny.
Chciałbym kiedyś odkryć zagadkę Baeka i dowiedzieć się, jak można być jednocześnie najsłodszym i najbardziej pojebanym chłopakiem na świecie.
Oczywiście, jak mogłem się tego spodziewać, Baekkie wyczyścił mi wszystkie szafy, a raczej pochłonął ich zawartość. Przez bardzo długi czas słuchałem, jak mniejszy wymieniał po kolei, co zjadł. W tym czasie moje usta coraz bardziej zaciskałem w bardzo wąską linię i doszedłem również do wniosku, że Baekhyun nie mógłby mieć innego chłopaka niż ja, bo chyba nikogo innego nie byłoby stać na to całe jedzenie, którego on potrzebuje.
Zdążyłem się także zastanowić nad tym, jak on to robi, że jest taką małą chudzinką, bo prawdopodobnie normalny człowiek przy takiej ilości jedzenia byłby otyły albo by po prostu wybuchł. Ja też mam dobry metabolizm, ale ten Baeka przekracza wszelkie granice.
- Czyli ja przez te trzy godziny siedziałem, a ty jadłeś, tak? - zapytałem dla pewności. Baekhyun czasami za dużo gada, a wtedy po prostu się gubię.
- Tak. Właściwie... Chciałem przyjść po ciebie wcześniej, ale, no, jakby to - zapomniałem.
- Aha, czyli to była moja kara? Że myślałem o bardzo przyjemnych, ale brzydkich rzeczach, a finalnie po prostu zimno mi w tyłek? - upewniałem się dodatkowo. W zasadzie to nie miałem pojęcia, że Baek jest zdolny do planowania tak skomplikowanych misji, które w dodatku się powodzą. To nie tak, że nie wierzę w jego inteligencję, ale Baekkie, niestety lub stety, jest takim samym małym zboczuszkiem jak ja, więc liczyłem na przyjemniejsze doznania. Chyba bardzo się zawiodłem.
- No tak. Tak właśnie było - wzruszył ramionami. Najwidoczniej nie ruszało go moje zdziwienie, tak jakby miało to znaczyć "przyzwyczajaj się". - Ale twoja kara już się skończyła, więc mogę cię odwiązać. O ile ładnie poprosisz.
Tajny kod.
Nie pytajcie mnie nawet kiedy, jak i gdzie wymyśliliśmy tę 'zabawę', która zawsze mnie, krótko mówiąc, udupiała, ale jest ona nadzwyczaj prosta, jeśli chodzi o zasady, i nadzwyczaj trudna, jeśli chodzi o samą rozgrywkę. "Prośba o coś" musiała być nie zwyczajnym 'proszę', a dwoma lub trzema wyrazami, o których myślała druga osoba. Oczywiście, musiały być one połączone z jej wyglądem albo ostatnimi przeżyciami. Tak, żeby dało się to w ogóle zgadnąć.
Jak możecie się tego łatwo domyśleć, nie jestem w to za dobry, ale nie poddaję się.
- Baekkie kocha Chanyeola - odpowiedziałem z przekonaniem.
- Jak do tego doszedłeś? - spytał tonem, po którym poznałem, że przegrałem. No kto by się tego spodziewał.
- Stoisz i patrzysz na mnie takimi ładnymi oczkami - wyjaśniłem. Ostatkami nadziei liczyłem na to, że jednak zgadłem odpowiedź, ale kiedy usłyszałem jego głośny śmiech, nie miałem wątpliwości. Znowu przegrałem.
- Tak się składa, że patrzę na ciebie pobłażliwie, bo wyglądasz, jakbyś nie spał przez ostatni tydzień, ale dość uroczo odstają ci włosy. Prawidłowa odpowiedź: Baekkie zeżarł pizzę.
Na ogół nie umiem przegrywać i kłócę się z ludźmi albo trzaskam drzwiami, albo ewentualnie zarządzam ponowienia rozgrywki. Teraz jednak byłem w trochę innej sytuacji i musiałem stać się najposłuszniejszym człowiekiem na świecie, bo naprawdę chciałem już sobie iść. Albo chociaż wstać, nie wiem, cokolwiek.
Sam fakt, że Baekhyun mnie zostawił i kompletnie o mnie zapomniał przez jedzenie, był nie do zaakceptowania, więc nawet nie powinien być rozpatrywany jako kara. A w połączeniu ze swędzącym nosem to już w ogóle było zbyt wiele. Tak więc w mojej głowie od razu narodził się plan zemsty, który zostawiłem sobie na jakiś spokojny, letni weekend.
Och, Baekkie, módl się, żebyś mógł chodzić o własnych siłach.
W końcu udało mi się przekonać Baeka, żeby mnie rozwiązał, co wykonywał bardzo niechętnie i mozolnie, ale nawet nie myślałem o zwróceniu mu uwagi, żeby przypadkiem nie przywiązał mnie jeszcze mocniej. Wiem, że byłby do tego zdolny.
Krótko później stwierdził, że jest bardzo zmęczony przez pochłanianie jedzenia i zarządził drzemkę. Zgodziłem się i ułożyłem z nim, przytulając go mocno.
LUHAN
- Sehun, ale dlaczego wciąż powtarzasz, że jestem sekretarką? Czy ja ci wyglądam na babę? Ja mogę być sekretarzem, a nie jakąś sekretarką! Jestem najbardziej męskim mężczyzną w Seulu! No, może zaraz po tobie.
Akurat dzisiaj zajmowałem się tylko drobną organizacją, związaną ze spotkaniami Sehuna z jakimiś innymi, o wiele brzydszymi oczywiście, szefami firm, więc mogłem sobie leżeć w domu i wysyłać krótsze czy dłuższe maile. Szybko mi się to jednak znudziło, więc zadzwoniłem do Sehiego, żeby umilić czas sobie i jemu, bo dobrze wiedziałem, że dzisiaj jedynie porządkuje papiery. Słowem - nie robił nic na tyle ważnego, by nie zawracać mu dupy telefonami.
- Męski mężczyzna z pomalowanymi paznokciami? - zaśmiał się. On ze mnie kpi i chyba sam nie wie, w co się pakuje. A przecież już powszechnie wiadomo, że jak są pomalowane na czarno, to się nie liczy.
- Nie wkurwiaj mnie, bo zaraz się rozłączę i będziesz miał załatwione gówno, a nie spotkanie biznesowe - odwarknąłem. Jestem bardzo potulny do momentu, w którym się wkurzę. Czyli bardzo rzadko.
- Okej, okej, już jestem grzeczny - co za pantofel. - Nazywam cię sekretarką, Lulu, ponieważ sekretarz to pracownik administracji. Sekretarka, nie ważne jakiej płci, zajmuje się właśnie takimi rzeczami jak ty.
- Powiedzmy, że ci wierzę - przewróciłem oczami. Właściwie, to mógłbym teraz szybko skończyć swoją pracę, napisać trochę nowego rozdziału i zrobić jedzenie dla Sehuna. To wydawał mi się bardzo dobry plan, dlatego wziąłem dupę w troki i już po niecałej godzinie zameldowałem Hunowi, że praca została wykonana.
Po kolejnej miałem kilka nowych akapitów mojej jakże prześwietnej opowieści, chociaż liczyłem na to, że jednak napiszę trochę więcej. Niestety moja wena ma mnie w dupie, a mózg widocznie zajmuje się tylko tym, żeby nie pomylić maili, zamiast obmyślaniem dalszej fabuły. Niestety, ja i mój mózg rzadko się dogadujemy, tak więc już szykuję się na solidny opierdol od siebie samego, bo nie mam czytelników, żeby wysłali na mnie jakąś krucjatę.
W końcu poddałem się i wyruszyłem na szaloną i nieprzewidywalną podróż po świecie kulinariów. Czyli zalałem sobie płatki mlekiem z lodówki i ugotowałem dla Huna makaron. Mój brzuszek będzie najedzony, Hunnie będzie najedzony... A ja muszę przestać czytać poezję, bo mi odpierdala.
Nie żebym w stu procentach zwalał winę na tych wszystkich poetów, bo nie od dziś wiadomo, że tak po prostu mam problemy z głową, ale myślę, że czytanie ich wypocin doprowadza resztki moich komórek nerwowych do sabotażu. W każdym razie, do innych powodów należy też sam Sehun (i jego własna poezja po trzech szklankach whisky) oraz Baekhyun, który aktualnie ma mnie serdecznie w dupie. Co więcej - nawet mi gnojek nie odpowiada na wiadomości. Jednak nie trzeba być Sherlockiem, żeby domyśleć się, że znowu siedzi ze swoim prywatnym Słoniem Trąbalskim.
Wbrew pozorom ta nazwa wcale nie bierze się znikąd i to wcale nie jest tak, że go nie lubię. To spoko koleś, tylko tak jakby zabiera mi najlepszego kumpla, ale powiedzmy, że mogło być gorzej. Wracając, u Chana uszy jak u słonia jak najbardziej się zgadzają. Często też zapomina, czego z Sehunem nie wiedzieliśmy aż do momentu, w którym Baekhyun nie zaczął publicznie bić Chanyeola laczkiem, krzycząc "Taki z ciebie chłopak, a nawet nie pamiętasz, że chodzimy ze sobą już siedemdziesiąt dwie godziny!".
Tak więc laczek zarezerwowany jest na zapominanie.
Gdy już skończyłem swoje przemyślenia, które nie wprowadziły w sumie nic nowego w moim życiu, oprócz upewniania się, że te dwa smutne neurony dalej pracują, spakowałem jedzenie dla Sehuna i wyruszyłem w drogę na przystanek autobusowy. Spokojnie, dodałem mu jeszcze sosu i warzyw do tego makaronu. Nie jestem takim zwyrolem, żeby suchy makaron komuś zawozić w nagrodę za ciężką pracę.
Czterdzieści minut przeklinania w myślach na komunikację miejską później stałem już przed wejściem do firmy i kierowałem się w stronę windy. Chciałem sobie pojeździć góra-dół, tak chociaż z trzy razy, ale jakiś jełop w garniaku musiał się wpakować na ostatnią chwilę i wcisnąć przedostatnie piętro. Właściwie to od kiedy wszedłem tu po raz pierwszy, zastanawiałem się, jak to jest, że ci wszyscy pracownicy są takimi ważniakami, osobami wykształconymi i dumnymi, a ich prezes, szef szefów... To Sehi. Młody chłopak z ambicjami. To wszystko. No i jest śmieszny. Jego gabinet ma niewiele wspólnego z grobową atmosferą, panującą na pozostałych piętrach budynku. Być może to utrzymywanie takiego poziomu powoduje, że tak go podziwiam.
- Hej, przyniosłem ci coś dobrego - powitałem go wesoło, przekraczając w końcu próg pokoju. Jako jedyny miałem ten przywilej, by wchodzić do Sehuna bez pukania i oczekiwania na zezwolenie na wejście. Oczywiście, jak możecie się domyśleć, bardzo często z niego korzystałem, a nawet się szczyciłem, gdy akurat przechodziła jakaś pracownica, która zerknęła na Sehiego więcej niż raz jednego dnia.
Bywam zazdrosny, okej?
- Hej, Luluś - jak gdyby nigdy nic zrzucił papiery na podłogę, żeby zrobić mi miejsce na biurku. - Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo zgłodniałem.
- Chyba jednak mam, skoro przyniosłem ci całe pudełko makaronu - zaśmiałem się. Mój chudziutki szef jak zwykle o siebie nie dbał i aż prosił się o solidny opieprz. Jak tak dalej pójdzie, to będę karmił go łyżeczką, lulał do snu i zakładał pieluszkę.
- Kochany jesteś - zabrał się za jedzenie, w czasie gdy ja wygodnie usiadłem sobie pośród rozwalonych świstków papieru. Wyglądało to dość okropnie i nie zapowiadało się, żeby Sehun miał wyjść dzisiaj z pracy, więc postanowiłem, że też zabiorę się za porządkowanie, żeby nie zastało go jutro.
- Pomogę ci, ale za to zjesz wszystko. Co do jednego, małego makaronika, prezesie - pogroziłem mu palcem.
Nie wiedziałem jednak, że nawet w pracy zadziała na niego moje nazywanie go prezesem. Czasami dodaję też jego imię i nazwisko, a wtedy dostaje szału i rzuca się na mnie, jak wygłodniały lew na swoją ofiarę. Jednak nie robimy nie wiadomo czego. Jesteśmy porządnymi ludźmi (wcale nie) i tylko obsypujemy się pocałunkami.
Dokładnie tak jak teraz, gdy Sehun zerwał się ze swojego wygodnego fotela, niemal strącając pudełko z resztą makaronu i stanął pomiędzy moimi nogami, wiszącymi luźno z dość wysokiego biurka. Uśmiech sam cisnął mi się na usta, więc śmiałem się. Gdy zaczął zostawiać ślady na mojej szyi, śmiałem się tak, jakbym był pijany.
Niestety podczas naszych drobnych czułości, ktoś pozwolił sobie naruszyć jedną z zasad panujących w firmie. Dokładnie tą, która dla mnie powinna być najważniejsza.
Pukamy zanim wchodzimy do pokoju pana prezesa.
- Prezesie Oh, czy-
No nie w porę, słodziutka.
- Tak, panno Choi? Czy to coś ważnego, bo razem z panem Xiao staramy się dopracować pewne szczegóły, co do najbliższego spotkania. To jedno z najważniejszych w tym miesiącu - wydukał, zachowując poważny wyraz twarzy.
- Nie, to nic pilnego - masz szczęście. - Zostawię te dokumenty na biurku pana Xiao.
Wycofała się szybko z pomieszczenia, na co parsknąłem śmiechem. Bajka o omawianiu szczegółów. Ta, jasne, bo na pewno nie widziała, że się całujemy. Z pewnością też nie jest tak, że na ustach wszystkich jest temat Sehuna i jego obecnego stanu cywilnego. Na przykład, pani w kawiarni dla pracowników, która mieści się na parterze, była szczerze zawiedziona, ponieważ myślała, że prezes ma już żonę i chociaż jedno dziecko.
No dupa blada, szefuncio lubi peniski.
- Ty moja aktorzyno, ty - ścisnąłem go za policzki i roześmiałem z nadwyraz martwego wyrazu twarzy. Wyglądał jak zdechła rybka. - Pomagam ci w układaniu papierów i lecimy do domu, panie prezesie.
- Może tak być, moja sekretarko.
CHANYEOL
Podczas zasypiania, które zaledwie rok temu, przed poznaniem Baeka, wydawało mi się niemożliwe za dnia, skupiłem się tylko na drobnych łapkach Baekkiego, ciasno oplatających moje ciało. Nigdy nie uwierzyłem mu w tę bajkę, że najbardziej lubi spać sam i nienawidzi, gdy musi leżeć z kimś na jednym łóżku. Teraz, gdyby było to wykonalne, wtopiłby się we mnie. Jednak nie przeszkadzało mi to. Dzięki temu bardzo szybko odpływałem i wkraczałem do krainy snów.
*
Ktoś bardzo mocno mnie ściska. Jednak nie dusi, nic z tych rzeczy. Przytula mnie kobieta o bardzo miłym dla ucha głosie. Trzyma mnie w swoich ramionach i śmieje się perliście. Czuję się bezpiecznie, a gdy trochę mnie od siebie odsuwa, widzę jej twarz.
Mama.
Wnet też poznaję swój pokój. Widzę swoje łóżeczko w ciuchcie. Mają niebieskie i zielone wagoniki, ponieważ ja i mama kochamy te kolory. Obok leży też dość spory breloczek z misiem. Ma troszeczkę naderwaną nóżkę, ale dbam o niego najlepiej na świecie, dlatego mam nadzieję, że zachowam go w jednym kawałku. Mamusia mi go dała na trzecie urodziny. Pamiętam. To chyba wtedy go tak skrzywdziłem. Teraz bym tego nie zrobił. Jestem już dużym chłopcem i wiem, że tylko mamusia, tatuś i mój misiu nie będą się śmiać z moich dużych uszek.
Otoczenie się zmienia. Jest szaro i pada deszcz. Czuję, jak po moich policzkach płyną łzy, ale nie wiem, dlaczego płaczę. Coś w środku sprawia mi ogromny smutek. Bardzo boli mnie serduszko. Wokół mnie jest bardzo dużo osób, których nie kojarzę. Wszyscy ubrani są w ciemne ubrania i trzymają czarne parasole. Wśród tłumu wyłapuję twarze mojej niani i tatusia. Są bardzo smutni i mają głowy spuszczone w dół.
Tłum śpiewa melancholijną piosenkę. Nie mogę znaleźć mamusi. Chyba jej tu nie ma. Odwracam się w drugą stronę i widzę czarną otwartą bramę. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, więc kieruję się w jej stronę. Wracam do domu, może tam jest mamusia. Po drodzę płaczę jeszcze bardziej. Może jej tam wcale nie ma...?
Dzielnie idę dalej, chociaż przez łzy niewiele widzę. Zbliża się do mnie postać. To mały chłopczyk, trochę młodszy ode mnie. Patrzy na mnie z daleka i co jakiś czas robi jeden krok do przodu. Jest trochę dziwny, ale na pewno wystraszyły go moje uszy i dlatego boi się podejść. Podchodzi coraz bliżej, a ja widzę tylko jeden element w jego wyglądzie.
*
- M- mama? - podniosłem się do siadu i rozejrzałem dookoła, nerwowo łapiąc oddech. - P-pieprzyk...?
~*~
A teraz coś dla tych, którzy znają mnie trochę bardziej (i nie tylko).
Ostatnio nie ma mnie w domu, co też jest dość logicznym powodem, dla którego nie ma mnie również na watt. Obecnie zdarza mi się wyjść z grupką znajomych, ponieważ niedługo wszyscy wyjeżdżają na wakacje i nie będzie ich przez kilkanaście dni, ale jest coś co wypełnia mi ostatnio prawie cały 'wolny' czas.
Otóż, tak jakby mam całe mieszkanie do ogarnięcia, a dodatkowo będzie ono również moje, dlatego - rozumie się samo przez się - muszę spędzić nad jego ogarnianiem dużo czasu. Co więcej, jest ono PUSTE. Nie ma w nim mebli, ładnie pomalowanych ścian etc., tak więc jest masa roboty i mimo że nie złapałam żadnej pracy, całe wakacje przesiedzę właśnie nad remontem mieszkania.
Nie znaczy to, że odstawię Watt. Po prostu ostatnio złożyło się tak, że nawet nie miałam okazji zasnąć we własnym łóżku przez blisko tydzień :) Ale będzie lepiej. Musi być. Musimy wyrobić się tak, aby skończyć WYFC do połowy września. Ewentualnie może być tak, byście dostawali to później, ale ma musiałabym mieć napisane wszystko na zapas do końca wakacji. Zobaczymy.
Kocham Was
<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top